Dynia w piwie
https://thebeervault.blogspot.com/2012/11/dynia-w-piwie.html
Nie cierpię dyni. Serio. Pierwszy raz z tym florystycznym dziwolągiem miałem do czynienia jako małe dziecko. Do dzisiaj pamiętam ohydny smak zupy przecieranej z pestek dyni. Fuj! Niedawno przez pół roku byłem na diecie podczas której jadłem sporo pestek z dyni. Pomijając że ta dieta zapędziła mnie do łóżka na półtora miesiąca, była przy okazji wyjątkowo mało smaczna. Parę tygodni temu dostaliśmy około 10-kg dynię i głowiliśmy się nad tym co z nią zrobić. Krem z miąższu dyni mimo doprawienia go dużą ilością czerwonej pasty curry i mleczka kokosowego okazał się nie do zjedzenia. Czy w takim razie jestem odpowiednią osobą do recenzowania piw dyniowych? Mimo wszystko byłem dobrej myśli, bo są to piwa mocno przyprawowe, a to właśnie w takiej formie, konkretnie w postaci ciasta z dyni z dużą ilością cynamonu i imbiru, dynia okazała się w przeciągu ostatnich dwóch tygodni dla mnie strawna. Powiem więcej – ciasto było pyszne. Tyle że aromat dyni był w nim tylko jednym z wielu składników, absolutnie nie dominującym.
Na ‘święto’ Halloween Pinta i AleBrowar uwarzyły pierwsze w Polsce komercyjne pumpkin ejle. Nie miałem nigdy wcześniej styczności z tym stylem, ale aż się prosiło o zestawienie.
Na pierwszy ogień poszedł Pinta Dyniamit! (ekstr. 16,5%, alk. 6%). Piwo chmielone szczepami Fuggles (UK) oraz Palisade (USA), doprawiane goździkiem, imbirem, cynamonem, no i oczywiście z pieczoną dynią w składzie. Faktycznie, piwo pachnie jak ciasto dyniowe. Przede wszystkim czuć więc przyprawy – korzenność nie jest profilowo specjalnie oddalona od tej kojarzonej z grzanym winem. Pełno goździków, jest i cynamon, najsłabiej czuć imbir. Zapach dyni jest tłumiony przez przyprawy, choć nadal obecny. Poza przyprawami i dynią ciężko cokolwiek innego wyczuć – wychodzę więc z założenia, że takie właśnie piwo miało być, wybitnie przyprawowo-dyniowe.
Smak… pikant, pikant, sehr interesant. Zgodnie z informacjami przetworzonymi przez powonienie, przyprawowość jest tak intensywna, że aż nieco ostrawa, a te uczucie przechodzi w dość mocną, lecz niestety mało finezyjną, wymierzoną punktowo w sam środek gardła goryczkę, słaby punkt tego piwa. Drażnione są więc boki języka oraz języczek, co nie wypada przekonująco. Powiem więcej – goryczka mnie na tyle irytuje, że odbieram ją jako całkowicie zbędny element piwa, mogłoby jej chyba nawet nie być wcale. Bo poza tym jest to treściwy, słodkawy trunek o ciekawym aromacie i dyniowo-owocowo-przyprawowym smaku, pasującymi do całości delikatnymi nutkami maślanymi w posmaku oraz aksamitnym wysyceniu. Ciekawe doświadczenie. Jeden z twórców pintowych, Grzegorz Zwierzyna narzekał, że większość skosztowanych przez niego pumpkin ejli raziło bezpłciowością, tak więc Pinta zrobiła piwo które o bezpłciowość na pewno nie można posądzać. Jest to trunek wyrazisty, choć jest to wyrazistość nieco osobliwa. (Ocena: 6/10)
Jak na tle Dyniamitu prezentuje się konkurencyjny AleBrowar Naked Mummy (ekstr. 16%, alk. 6,2%)? Słabiej, ale i ogólnie inaczej. Skład jest bardziej rozbudowany – poza dynią znalazły się w nim amerykańskie chmiele Willamette, Cascade i Palisade oraz cynamon, wanilia, gałka muszkatołowa, imbir oraz ziele angielskie. Zapach jest wyraźnie mniej przyprawowy niż w Pincie, mniej gryzący. Można w nim wyczuć dynię oraz wszystkie użyte przyprawy (co nie znaczy, że bez podanego składu bym się wszystkich domyślił), przy czym cynamon jest przed imbirem najbardziej wyraźny, natomiast nutka około-weizenowa jest tutaj, inaczej niż w przypadku gryzącego Dyniamitowego goździka, pochodzenia waniliowo-muszkatołowego. Gdzieś w tle majaczy również delikatny, chmielowy cytrus. Zapach jest bardziej stonowany i ułożony niż w Dyniamicie.
Naked Mummy jest również treściwym piwem, choć nieco mniej od pintowskiego pumpkin ejla. Postanowiono na mniej kopiącą w twarz aromatyczność i mniejszą ekstrawagancję przyprawową, a za to silniejszą, a zarazem bardziej przyjemną goryczkę. Jest dyniowo, jest przyprawowo, jest gorzko, ale wszystko z umiarem. W finiszu aktywizuje się ziele angielskie, łącząc siły z gałką muszkatołową, ale niestety również i nutkami okołomydlanymi. (Ocena: 5,5/10)
W zestawieniu wygrywa Pinta. Naked Mummy to piwo bardziej ułożone, ale biorąc pod uwagę, że, jak doszedłem do wniosku, profil aromatyczny pumpkin ejli to generalnie ‘not my cup of beer’, chcąc komuś zapewnić pół litry piwnej ekstrawagancji, sięgnąłbym chyba prędzej bo bardziej wyrazisty a zarazem nieokrzesany Dyniamit. Jestem wdzięczny, że mogłem spróbować nowego dla mnie stylu piwa, i na tych dwóch próbach chyba poprzestanę.