Birofilia 2014. Premiumizacja, domowe ekstrema i inne wycinki
https://thebeervault.blogspot.com/2014/06/birofilia-2014-premiumizacja-domowe.html
Kolejna Birofilia za nami, festiwal, którego nazwa jest już de facto reliktem przeszłości, bo giełda birofiliów stanowi już tylko kwiatek u kożucha. No ale tak już jest że dla większości zwiedzających to właśnie kożuch jest bardziej atrakcyjny. Poniżej omówienie paru łat z tego kożucha.
Aleja Piw Świata wraz z festiwalowym sklepikiem robiła wrażenie, ale z każdym rokiem to wrażenie jest jednak mniejsze. Nie ze względu na brak wyboru w Żywcu, co to to nie, ilość piw jak zwykle oszałamiająca, tyle że z roku na rok powiększa się podaż ciekawych wywarów w sklepach specjalistycznych, powiększa się również liczba tych ostatnich, więc nie jest już tak, że człowiek jedzie do Żywca jak do ziemi obiecanej. Dyskusyjne było jedynie pozycjonowanie cenowe. Ja kupiłem tylko jedno piwo do domu i tylko dlatego że musiałem się zmywać, a w kabzie zostało parę żetonów. Wcześniej jednak spróbowało się tego i owego na alejce. Ot np. Crack Off z Pracowni, piwo które mnie rozczarowało, bo tak jak brzeczkowo-cytrusowy aromat przekonywał świeżością, tak w smaku zza wodnistości wychylały się nuty kuwety (5,5/10). Specyfik Double IPA od Artezanów nachmieleniem przypominał mi częściowo niektóre piwa doprawiane nowymi odmianami niemieckimi, np. Schönramer Bayrisch Pale Ale. Jest więc mandarynkowo, przy czym cytrus ten przechodzi w łodygowość, tak jakby ssać białe błony spajające miąższ, oraz nuty 'zielono-białe', kojarzone z odmianami nowozelandzkimi. Dodamy do tego słodycz i ciężar i wyszło piwo co do którego nie wiem czy nawet 300ml nie byłoby ciężkie do szafnięcia. Czyli udane, ale nie do końca do mnie trafiło (6/10). W pełni trafił za to Mikkeller Green Gold, którego już dawno temu opisywałem i podtrzymuję zdanie, że jest to niesamowicie zbalansowany acz intensywny trunek, w którym użycie płatków owsianych w celu dodania mu gładkiej tekstury jest strzałem w dziesiątkę. Trochę rozczarował Mikkeller Yeast Series 2.0: Brettanomyces Lambicus, w którym było za mało stajni, za mało kwasku a za dużo cytrusów. Więcej nie piłem, bo pół litra wychodziło w przypadku piw zagranicznych zazwyczaj po 20zł.
Za to ceny przy korycie w strefie gastro były bardzo humanitarne, crafty po około 8zł to świetna rzecz. A i wybór był ciekawy. Skosztowałem łyka świetnego Call Me Simon, owocu współpracy Pinty z takim walijskim vlogerem, który wszystko określa mianem ‘fantastic’, zaś co sobie faktycznie pomyśli na dany temat to już nie wiadomo. Typowa wyspiarska taktyka poklepywania pleców? Who knows. Z piwem się rozprawię dokładniej przy najbliższej okazji. Podpięty był również Huncwot, nowa IPA z Pracowni Piwa. No i w tej pracowni widać uwielbiają marakuję, która nie tylko w Hey Now, ale i w Huncwocie nadaje ton. Jest też mango i inne owoce tropikalne, sosny zaś mało. Jest leciutka słodycz, pełnia, spora goryczka ale trzymana w ryzach. Jest harmonia, czyli to co ciężko jest uzyskać w mocno chmielonych piwach. W temacie IPA nie jestem do końca pewien czy jest to poziom Hoppy New Year, ale jest bardzo blisko (8/10). Z innego kranu lało się Babie Lato z Artezana. Wpierw kiedy było jeszcze zimne (w ogóle piwa z koryta były lane w zbyt niskich temperaturach) dominowała w nim kwaskowa drożdżowość która mnie ostatnio denerwowała w wielu słoweńskich craftach, ale wraz z ogrzaniem robiło się bardzo interesująco. Drożdżowo, kwiatowo, słomianie, stajenna drożdżowość dostaje w smaku bananowo ciasteczkowego kopa. Dość słodkie piwo, chwilami przypominające piwną wersję ciasta drożdżowego, lepiące się w ustach... ha, skojarzyło mi się z litewskimi wiejskimi niefiltrami. Określenie ‘farmhouse ale’ jest tutaj w pełni uzasadnione, a nazwa Babie Lato jest wręcz idealna (7/10). Nic nie jest za to idealne w Kentaurosie, najnowszym dziecku kontraktowego Olimpu. ‘Double Weizenbock’ robił wrażenie marcepanowej czekoladki nasączonej przesadną ilością alkoholu, z nieznacznym dodatkiem miodu. Za młode, nieułożone, gryzące, wypiłem tylko połowę kubka 300ml (4/10).
dark clouds brooding over the Polish craft beer microcosm |
Skoro już przy strefie gastro jesteśmy, to ja rozumiem i popieram mięso, rozumiem trollowanie wegetarian, ale jak człowiek się zjawia w takim miejscu w dzień postny i jest zmuszony cały czas jechać na skrobi ziemniaczanej to się jednak trochę łyso robi.
Minusem był brak stanowisk browarów ‘rzemieślniczych’. Wprawdzie piwa z takich browarów były podpięte do koryta w strefie gastro oraz pojedynczych nalewaków w Alei Piw Świata, ale jednak było tego dużo mniej niż w zeszłym roku. A szkoda, mam nadzieję że stanowiska ‘rzemieślników’ powrócą w następnej edycji.
Piwowarzy domowi zrobili jak co roku kawał dobrej roboty. Wprawdzie piłem i piwa średnie i kiepskie, wodniste, skarpetowe, o aromacie dmuchanego ryżu, ale wyróżnić chcę te piwa i browary domowe które wywarły na mnie pozytywne wrażenie. Dr hab. Piwolog uwarzył na przykład mocno marakujowego, lekkiego i doskonale pijalnego wheat ale’a. Przy stanowisku Andrzeja Millera skosztowałęm rauchmärzena który był wyraźnie wędzony a jednocześnie złudnie lekki w ustach i bardzo pijalny. Fajny kontrast. Piwowar z browaru Dobran przywiózł butelki witbiera który uległ zakażeniu przez jakieś bakterie, co mu zrobiło niesamowicie dobrze! Dwuletnie piwo łączyło w sobie cytrusowy kwasek z rewelacyjnymi nutami różanymi. Być może wielu fanów piwo by nie znalazło, ale jak dla mnie rewelacja. Szkoda że sam piwowar robił antypatyczne wrażenie. Bardzo ciekawie było na stanowisku browaru domowego Ul, oferującego szereg piw niebanalnych, które w takiej formie ciężko znaleźć w obiegu komercyjnym. Ale na polskiej Iundze był wprawdzie nie do końca wyrazisty, za to chilli porter był nie tylko ostry, ale miał rewelacyjny smak chilli. Było to pierwsze piwo z papryczkami które mi autentycznie zasmakowało i pierwsze które mi się kojarzyło nie tylko z kapsaicyną, ale z prawdziwie aromatycznym sosem z papryczek. Poza tym skosztowałem jeszcze IPA chmieloną Nelson Sauvin i fermentowaną drożdżami do sake. Te ostatnie dały wywarowi sporo okołogruszkowych nut smakowych, choć jako całość piwo było bardziej ciekawe niż rzeczywiście smaczne. Kolejną ciekawostką było piwo 100% peated. Tego z Nogne O jeszcze nie piłem, to zaś z browaru Ul było być może najbardziej ekstremalnym piwem na całym festiwalu. Asfalt, asfalt, asfalt, trupy, zombie. Odlot. Ciekawe czy udało się lokum wywietrzyć po warzeniu.
doktor, ale nie Brew, a Piwolog |
Osobistością festiwalu był zapewne Czesław Dziełak, który znowu pozamiatał, wygrał Grand Championa (będzie dubbel) i jest na dobrej drodze do zmonopolizowania pierwszych miejsc w konkursach piwnych na terenie Polski. Choć muszę powiedzieć, że w kategorii ‘Osobistość’ również wrażenie na mnie zrobił koleś który w kolejce do toalety, widząc że pisuar się zwolnił, a dwóch zwiedzających stojących przed nim nie ruszyło się z miejsca, tęskny wzrok wkuwając w zamknięte drzwi kabin minął ich ze słowami „A, to wy tutaj do srania, tak?” Szach mat, na takie coś nie da się odpowiedzieć żeby nie wyszło głupio. A czemu osobistość? No bo nikt mnie w Żywcu tak nie rozśmieszył, a śmiech jest wart złota.
Nie mam doświadczenia w tego typu imprezach. Birofilia 2014 to były zaledwie drugie tego typu "targi piwne" w których uczestniczyłem. Dlatego mam możliwość porównywania ich tylko do tego co widziałem miesiąc wcześniej w Krakowie/Zabierzowie.
OdpowiedzUsuńI co? IMHO nie jest dobrze. Co prawda Kraków był mocno remizowo-pszenno-buraczany z tym strasznym "Janosikiem" wodzirejem i napieprzającą muzyką. Był gdzieś daleko "na wsi". Ale skupiał ludzi, którzy kochają piwo, warzą piwo, opowiadają o piwie w trakcie nalewania go do kubeczka/kufelka/szklanki. To było spotkanie miłośników piwa.
Za to w Żywcu była klasyczna korpo-impra. Z tą całą pro-eko i anty-infant-alko propagandą. Przy nalewakach w dużej mierze stali ludzie totalnie wyrwani z kontekstu. W sklepie miedzy zacnymi piwami stały jakieś radlery albo inne tekilopiwa (bo korpo sobie zapewne zażyczyła). Szczytem wszystkiego był dialog przy nalewakach "Świata piwa": "-Przepraszam, czy pan moze mi coś polecić? Czy pan pije te piwa? -Nie, ja pije tylko zwykłe".
Jedyne miejsce gdzie mozna było spotkać ludzi zakręconych na punkcie piwa to namiocik dla browarów domowych. Tam było czuć ducha piwnej rewolucji. Szkoda tylko, ze ludzie tak ochoczo na stwierdzenie "za piwo, co łaska" uznawali ze mozna po prostu nic nie zapłacić. Wiocha z lekka :(
Nie piszę nic o dostępnych piwach, piszę o ogólnej atmosferze, ktora mi sie nie podobała.
Ciekawe uwagi, nie bezzasadne. Z paroma trochę mogę polemizować. Korpoimpreza z jednej strony tak, i jest to naturalne biorąc pod uwagę teren gdzie się to odbywa. Ale piwa GŻ nie były specjalnie wyeksponowane, można je traktować jako zło konieczne i olać. Co do naboru obsługi to racja, można by to zrobić w bardziej ukierunkowany sposób. Jeśli chodzi o piwowarów domowych, to oni z tego co wiem i tak nic nie dostają, można im dawać tylko żetony, które idą bezpośrednio do kasy organizatora. To jest zresztą logiczne, bo na sprzedaż trzeba mieć koncesję. Kiedyś jeszcze myślałem że oni sobie te zebrane żetony wydają potem w sklepiku festiwalowym, ale nic z tych rzeczy. Mają zapewnione ubytowanie i w zamian za to ściągają żetony od ludzi którzy je uprzednio wykupili u (korpo)organizatora. Mnie by na ich miejscu nie zależało.
UsuńNie było mnie niestety w Zabierzowie, mam nadzieję że za rok się uda tam zawitać. Ale mi takie swojskie, ludowe klimaty odpowiadają, więc określenia 'pszenno-buraczany' nie odbieram jako negatywne. A skoro ludzie byli zajawieni, to sympatycznie. Na Birofilii się dobrze bawiłem, bo jeśli była jakaś atmosfera korponadęcia, to nie odtarła ona do mnie. Może to wynik pochłoniętych piwnych smaków i doborowego towarzystwa.
Wydawało mi się, że tylko ja odebrałem tegoroczny festiwal jako słaby i bezpłciowy, jednak duch w narodzie nie zaginął :D .
UsuńSklepik festiwalowy -- żenua. Najbardziej wpieprzyło mnie robienie wała z ludzi w przypadku piw ściągniętych z BraufactuM. Postawienie INDRY na tej samej półce co Utopias i danie ceny 40 żetonów (zwykła cena w DE to 9,99 euro) uważam za celowe wprowadzenie ludzi w błąd, bo piwo jest średnie. Poza tym naprawdę nie było co kupić, a sprowadzenie jednego piwa z Crew Republic uznaję za coś bardzo słabego. A można było sprowadzić dużo ciekawsze piwa z Niemiec, nawet sam o to zabiegałem.
Aleja Piw Świata bardzo kiepska, rok temu były dużo ciekawsze piwa na kranach, a o kosmicznych cenach nie wspomnę. 5 żetonów za 100 ml Bourbon Baby to lekkie przegięcie pały. Dojdzie do tego, że do Żywca będziemy przyjeżdżać po piwa domowe. Tak czy owak było słabo.
Osobiście nie rozumiem wyboru dubbla na Grand Championa. Na pewno piwo genialne, ale Cieszyn go nie powtórzy, więc dostaniemy średnie piwo. Można było pójść za ciosem i postawić na RISa albo CDA.
Odnośnie Grand Championa, o ile nic się nie zmieniło to piwo z tym tytułem nie ma być piwem, które najlepiej się nadaje do uwarzenia w Cieszynie, a najlepszym piwem w swoim stylu ze wszystkich zwycięzców poszczególnych kategorii. Sędziowie wybierają piwo najlepsze, a nie najciekawszy marketingowo styl.
UsuńA co do cen, to puste kegi i lodówki w alei piw świata, oraz puste półki w sklepiku festiwalowym pod koniec drugiego dnia świadczą jednak o czymś innym. Jasne, zawsze może być taniej, ale 4-8 zł za spróbowanie (100 ml) AIPA, IIPA, RIS z browarów amerykańskich, które sprzedawane w dużych butelkach kosztują 40 i więcej złotych nie wydaje się jakoś mocno przegięte.
@ Piotr: To fakt, piwa niemieckie są u nas niesłusznie traktowane po macoszemu. Co do oceny ogólnej, to ja już trzeci raz skupiłem swoją uwagę na korycie i piwach domowych, wręcz mogę powiedzieć że Aleja, a szczególnie sklepik nie są mi specjalnie do szczęścia potrzebne.
Usuń@ Kamil: ceny można rozpatrywać albo pod względem rynkowości albo subiektywnie. Tyle że to pierwsze nie ma sensu z punktu widzenia pojedynczego konsumenta, który nie jest całym rynkiem. Widocznie były rynkowe skoro piwa się sprzedały, ale jako konsument zgadzam się z Piotrem, że były częściowo mocno przegięte vel "kosmiczne". Było sporo znacznych przebitek wobec cen sklepowych, BraufactuM jest tylko jednym przykładem.
@Kamil: nie jest tak do końca, bo pojawia się pewne lobby środowiska. Grand Champion to nie tylko prestiżowa nagroda i wyróżnienie, bo jest to również możliwość trafienia do szerszego środowiska "zwykłych" piwoszy. Piwa w stylu belgijskim są na rynku już od dawna, nawet w zwykłym Tesco można kupić Komesa Podwójnego, więc jest to moim zdaniem strzał w stopę. Nie chodzi mi też o sam browar Cieszyn, tylko o fakt, że wielką sztuką jest powtórzyć piwo domowe w skali dużego browaru, i tu w zasadzie mam wątpliwości, tj. czy ta przekładka urwie dupę tak jak na konkursie. Obawiam się, że nie.
Usuń"Choć muszę powiedzieć, że w kategorii ‘Osobistość’ również wrażenie na mnie zrobił koleś który w kolejce do toalety, widząc że pisuar się zwolnił, a dwóch zwiedzających stojących przed nim nie ruszyło się z miejsca, tęskny wzrok wkuwając w zamknięte drzwi kabin minął ich ze słowami „A, to wy tutaj do srania, tak?” Szach mat, na takie coś nie da się odpowiedzieć żeby nie wyszło głupio. A czemu osobistość? No bo nikt mnie w Żywcu tak nie rozśmieszył, a śmiech jest wart złota."
OdpowiedzUsuńDziękuje za uznanie, nawet nie wiesz ja mi się sikać chciało ;) Pozdrawiam Pana Blogiera :)
Zdrówko! ;)
Usuńps.Czy Panu ktoś nie ukradł kufla przypadkiem na Birofili ???;P
OdpowiedzUsuńZ czego wnosisz?
Usuń