W odmętach słoweńskiego craftu
https://thebeervault.blogspot.com/2014/06/w-odmetach-sowenskiego-craftu.html
Fajnie, że mogę słoweński craft obskoczyć w jednym wpisie. W porównaniu do Polski tamtejsza scena piwowarstwa nowofalowego dopiero raczkuje, i poza położonym po austriackiej stronie granicy Bevogiem, którego omówię w następnym wpisie, Słowenia może się poszczycić zaledwie czterema browarami segmentu craft. Nie ma tutaj czegoś takiego jak browar kontraktowy, więc i okres raczkowania będzie pewnie trwał w najlepsze jeszcze ładnych parę lat. A dlaczego nikt nie wpadł na założenie browaru kontraktowego? No bo gdzie by miał warzyć? W Słowenii są dwa koncernowe molochy, a poza tym tylko malutkie browary restauracyjne, które w większości nie mają mocy produkcyjnych chociażby polskiego, podnajmowanego przez naszych kontraktowców Kowala, więc słoweńscy kontraktowcy nie mieliby gdzie tworzyć swoich piw. Browarów średniej wielkości, u nas uchodzącymi za 'regionalne' w Słowenii brak. Dobrze, więc muszą budować własne browary. Na dzień dzisiejszy takich browarów w Słowenii jest cztery – Human Fish, Vizir, Carniola oraz Pelicon. No, jest jeszcze Volk Turjaški który warzy stouta, ale to już taka egzotyka że nawet Borut, piwolubny kolega z Koperu o nim nie słyszał.
Human Fish, warzący swoje piwa w położonej o 20km od stolicy Vrhnice, to jeden z tych browarów, które powstały w wyniku wizyty amerykańskiego piwowara domowego (no dobra, w tym akurat przypadku australijskiego) w jednym z krajów Europy wschodniej, gdzie stwierdził że miejscowe piwo jest do bani, więc można by otworzyć własny biznes żeby pokazać tubylcom jak się warzy naprawdę dobre trunki, no i oczywiście na tym zarobić. W ten sposób powstał m.in. kosowski Birra Sabaja oraz właśnie słoweński Human Fish. W pewnym sensie jest to taki słoweński Artezan, bo ponoć jakaś mała część produkcji ląduje w butelkach, ale nikt ich nigdzie nie widział.
Pierwsze dwa piwa degustowałem w stołecznej Konoba Katakumbe. Human Fish Witty Fish (alk. 4,5%) to ciut wodnisty, ale za to rześki witbier, o aromacie i smaku kolendry, cytrusa, drożdży i biszkoptów, a przy tym bananowy i ciut winny. Smakuje jak świeżo z tanka leżakowego. Fajne (6,5/10). Human Fish Pale Ale (alk. 4,35%) to typowo angielski trunek, przy czym wzmiankowana powyżej świeżość stanowi również o jego atrakcyjności. Zapach mało wyrazisty, słodowy z lekkimi estrami jabłkowymi. Smak w głównej mierze ciasteczkowo słodowy, trochę drożdżowy. Mało chmielu, goryczka średnio mocna. Jest tutaj feeling piwa domowego, ale w tym przypadku to komplement. Łagodne, wyluzowane piwo. Takie do picia. Świetna rzecz (7/10). Human Fish Combat Wombat (alk. 5%) to najnowsze dziecko browaru, australijski pale ale, choć na RateBeer figuruje jako IPA. Wychyliłem dwie szklanice w ljubljańskim Sir William’s Pub i byłem bardzo zadowolony. Aromat mocno tropikalny, głównie ananas, troche mango, może również kiwi. Silnie obecny miąższ cytrusowy. Smak bardzo rześki, niemalże wodnisty, chmielowy i wytrawny. Grejpfrutowa goryczka mocna, ale nie przeholowana. Bardzo fajne (7/10)
Po Carnioli obiecywałem sobie wiele i zostałem srogo rozczarowany. Byłem parę miesięcy przed wyjazdem w mailowym kontakcie z właścicielem położonego zraz na północ od Ljubljany browaru. Miałem dać znać kiedy będę żeby mnie mógł oprowadzić po swoim przybytku. Całe szczęście że nie skorzystałem z oferty, no bo co bym mu mógł dobrego powiedzieć o jego piwach? Że mają świetne etykiety? No właśnie, szkoda takich fajnych etykiet na takie piwa. Browar warzy wyłącznie górną fermentację. W ofercie ma pięć piw, w tym sezonowe Winter Giant. Niestety, najwidoczniej nie stosuje kontroli jakości swoich refermentowanych w butelce wyrobów. Do takiego wniosku przynajmniej doszedłem po degustacji 4 wywarów.
Najgorzej było z piwami jaśniejszymi. Zarówno Carniola ESB (alk. 5,2%) jak i Carniola Brown Ale (alk. 3,5%) były zrujnowane mocarną, agresywną, kwaskową drożdżowością, spod której już mało co wystawało. ESB miało oprócz drożdży ciut cytrusa i miodu oraz ledwo uchwytną nutkę owoców tropikalnych. Kwaskowy, właściwie to kwaśny smak, wytrawny z lekką goryczką i wyraźnie drożdżowym posmakiem. Niby użyto nowozelandzkiego chmielu Pacifica, ale ciężko go tutaj wyczuć. W ogóle ciężko się tego kwasiura pije. No chyba że to lambic, a ja się nie znam. (3,5/10) To samo z Brown Ale – wytrawne, lekko kwaskowe piwo o profilu karmelowo drożdżowym, z homeopatyczną dawką orzechów. Kwasek przeszkadza, pije się ciężko. (3,5/10)
Ciemne piwa były lepsze, szczególnie Carniola Stout (alk. 5,5%). Silna gorzka czekolada i kakao połączone z czymś na kształt kremowej śmietanowości. Tort schwarcwaldzki... wanilia... te klimaty. A nawet rakija, no i delikatne żywiczne chmiele. Bardzo fajnie, ale smakowo jest niestety bardziej ubogo. Lekko kwaskowo wytrawnie od paloności, bardziej owocowo niż w aromacie, słabiej czekoladowo, ciut kawowo i lukrecjowo. W posmaku znowu ta nuta rakiji/grappy, taki swojski akcent w odniesieniu do nut whisky w niektórych wyspiarskich stoutach. Niezłe. (6/10) Carniola Imp (alk. 6,5%) to w założeniach imperial porter. Ma bardzo fajny aromat likieru czekoladowego z wanilią i kapką kawy. Niestety w smaku atakuje kwaskowa wytrawność, która w zastraszający sposób spłaszcza to piwo. Popracujcie nad kontrolą jakości chłopaki, bo potencjał jest. (5/10)
Vizir to proszek do prania, ale również browar w Słowenii. Taki browar który nie dość że warzy np. AIPA, to jeszcze w dodatku jest winiarnią. To znaczy, właściwie to Vizir w pierwszym rzędzie jest winiarnią, piwowarstwo zostało dokooptowane do działalności całkiem niedawno. I wina z Viziru mają dużo lepszą renomę od ich piw.
Vizir Svetlo Pivo (alk. 4%), które dostałem w imponujących rozmiarów szklanej półtoralitrowej krachli, to filtrowany lager, kiepski nawet jak na standardy słoweńskie. Aromat nikły, słodowo metaliczny. W smaku słodowość uwalnia trochę chlebowych nutek, metal pozostaje. Lekko słonawe. Słabe (3,5/10). Vizir Mirko (alk. 5%) to pale ale, ale niestety aromat ma piwniczny, kwaskowo drożdżowy. Cytrus jest tutaj jedynie kwiatkiem do mocno styranego kożucha. W smaku jest już lepiej, kolaż ciasteczkowo drożdżowy jakoś spełnia swoją funkcję, dość mocna goryczka też daje radę. W sumie nieco podobne do Pelicon Pally, o którym będzie poniżej (5/10). Zdecydowanie lepszy był Vizir Gringo (alk. 6%), czyli american IPA. Aromat to chlebowa słodowość szczodrze pokryta kwiatami, plastrami cytrusów oraz garścią białych winogron. Specyficzna kwaskowa drożdżowość z Mirko też jest obecna, ale nie daje się tak bardzo we znaki. Wprawdzie sprawia ona, że miękkie, lekko kwaskowe, gorzkie piwo smakuje nieco chałupniczo, ale to też ma swój urok (7/10). Vizir Nori Franc to strong ale udający imperialną wersję IPA. 10% alkoholu to nie przelewki, choć wbrew moim obawom jest on balansowany kwaskowym, (drożdżowo)-cytrusowym smakiem. Ciężar gatunkowy w smaku jednak czuć, cierpka pieprzność alkoholu stanowi tutaj de facto całkowicie o raczej mocnej goryczce. Głównie ze względu na cierpkość nie jest to mistrzostwo świata, ale pije się Nori Franca przyjemnie (6,5/10).
Pelicon to browar na temat którego ciężko znaleźć jakiekolwiek informacje, poza tym że właściciel Matej Pelicon uprzednio był publicystą w magazynie "Vino" i postanowił wypróbować swoje siły w temacie piwa. Pelicon ma całkiem utalentowanego piwowara, choć nie wszystko co tworzy jest piwnym złotem.
Pelicon Summer Ale (alk. 5%) to najnowsze dziecko browaru. Nazwa została dobrana chyba w jakimś pijanym rauszu, nie wiem bowiem co ale doprawiany kolendrą i imbirem, o woltażu 6% ma do lata? Mniejsza o to. Piwo jest wytrawne i mocno przyprawowe zarazem. Poza imbirem i kolendrą czuć białe winogrona i lekkiego cytrusa. Poza tym to herbatka imbirowa, te klimaty. Goryczka lekka do średniej. Bardzo dobre piwo (7/10). Pelicon Stout (alk. 5,5%) ma aromat palono karmelowy z nutami skóry oraz czekolady. Smak wytrawny, lekko kwaskowy, z czekoladowo palonym zejściem. Co ciekawe, ma trochę szynkowych nut wędzonych. Jest chropowate, bez finezji, o raczej niskiej pijalności, choć wraz z ogrzaniem się układa (6/10). Pelicon Pally (alk. 4,8%) padł ofiarą gushingu. A raczej nie on, a meble oraz podłoga w pokoju w pensjonacie. Pale ale okazał się mieć mocno drożdżowo słodowy profil z nutą grejpfruta. Piwo wytrawne, lekko kwaskowe, lekko gorzkie. Wypiłem i od razu o nim zapomniałem. Prawie (5/10). Najlepszym piwem Pelicona, a zarazem najlepszym produkowanym przez browary mieszczące się na terenie Słowenii, był Pelicon the 3rd Pill IPA (alk. 6%). Wprawdzie jak na IPA miał dość stonowaną goryczkę i ciut wytrawne ciało słodowe, kojarząc się bardziej z american pale ale, ale co z tego skoro taki smaczny. Bogactwo cytrusów i mango, a w posmaku eukaliptus. Tak właśnie powinien smakować Pally. Świetne, raczej lekkie piwo na co dzień (7,5/10).
I to by było na tyle. Jak na dwumilionowy kraj może być, co nie? Tym bardziej że biurokracja rzuca piwowarskim adeptom w Słowenii podobne kłody jak u nas, o czym będzie więcej we wpisie o Bevogu.