Loading...

Fire Walker Burn

Firestone Walker to tak bardzo utytułowany browar, że artykuł na Wikipedii na jego temat to jedna wielka wyliczanka medali i innych odznaczeń jakimi został uhonorowany. Ktokolwiek redagował ten artykuł, po 2010 roku doszedł chyba do wniosku że nie będzie go uzupełniał późniejszymi nagrodami, bo kto to będzie chciał wszystko czytać. I słusznie. Dwanaście ich piw ma 100/100 na RateBeer i to powinno wystarczyć żeby mieć pojęcie o tym z jak bardzo renomowanym browarem mamy tutaj do czynienia. Założony w 1996 roku przez dwóch szwagrów, do produkcji częściowo używa reliktu XIX wieku odkrytego na nowo – systemu Burton Union. Wymyślony w czwartej dekadzie wieku stali i maszyn parowych, składa się z rzędu drewnianych beczek, połączonych ze sobą rurami, którymi stale przepływa fermentujące piwo. W ten sposób nadmiar piany generowanej w trakcie fermentacji zostaje wyrzucony poza beczki, w których z kolei w ten sposób powstaje dodatkowe miejsce na ciecz. Ponoć ma też wyczuwalny, pozytywny wpływ na smak gotowego piwa. No i jest ukłonem w stronę tradycji ze strony innowacyjnego browaru, co się może podobać.

Union Jack to piwo z podstawowej oferty browaru, w podstawowym kalifornijskim stylu piwnym, czyli AIPA. Miałem przyjemność wypicia go dzięki uprzejmości Mateusza z Piwa i Planszówek. 7,5% alkoholu, 70 IBU natężenia alfakwasów, chmielenie na goryczkę Magnumem, na aromat Cascade i Centennialem, a potem trzy razy chmielenie na zimno mieszanką Amarillo, Cascade, Chinook, Centennial, Citra i Simcoe. Wszystkie wielkie nazwy amerykańskiego chmielarstwa w jednej buteleczce. Producent radzi konsumpcję nie później niż 120 dni po butelkowaniu (data tego ostatniego znajduje się na etykiecie), ja przekroczyłem ją o jakieś 20 dni. To nic, wszak zdążyły mnie już w mojej karierze zaorać dziesięciomiesięczny Pliny the Elder z browaru Russian River oraz przeterminowana IPA ze szwedzkiego browaru restauracyjnego.

Zapach jest dość intensywny, a zarazem prosty – sosna, grejpfrut i słód. Choć pojawia się również bardziej oldskulowa morela. I njuskulowa mandarynka. Kompozycja zdaje egzamin w smaku. Piwo jest mocno chmielowe, cytrusowe, choć baza słodowa jest solidna, a pełnia konkretna. Morela nadal prześwituje, uczucie w ustach jest miękkie, a nieco trawiasta goryczka na końcu wbrew trendom panujących pod tym względem w kalifornijskich browarach nie zdziera gardła. Mogę się domyśleć, że skoro jeden ze współzałożycieli to szwagier Anglik, to i o morelowość zadbał i o wyważenie trunku. Alkoholu nie czuć w nim wcale i mimo swojego teoretycznego ciężaru jest to bardzo rześkie piwo. Do zaorania nieco brakuje, ale jestem bardzo kontent. (7,5/10)

recenzje 5811928063924871879

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)