Australopiwoki
https://thebeervault.blogspot.com/2014/02/australopiwoki.html
Z wszystkich krajów na Świecie, to Australia jest ponoć miejscem zamieszkania największej liczby gatunków zwierząt, które stanowią dla człowieka śmiertelne zagrożenie. No bo tak – idzie człowiek do interioru, a tam skorpiony, pająki i niezwykle jadowite węże. Człowiek ucieka z dala od pustyni, i go zaczyna gonić wataha psów dingo. Myśli że w pobliżu wybrzeża będzie bezpieczniej, a tam na niego już czeka krokodyl różańcowy, mogący żyć w słonej wodzie największy gad na Ziemi (do 7m długości). W okolicy miasta Darwin można je spotkać nawet na plaży. Kiedy już człowiek wskoczy do morza, mając nadzieję, że krokodyl nie podąży za nim, czekają na niego już rekiny, płaszczki oraz cały przegląd meduz – od os morskich, których pokłady jadu wystarczyłyby do uśmiercenia 60 ludzi, poprzez irukandji, która ma rozmiar paznokcia, a za to jad 100-krotnie silniejszy niż kobry (użądlenie powoduje tzw. syndrom irukandji – oprócz uczucia palenia skóry, i obezwładniającego bólu całego ciała który ponoć jest tak mocny że niektórzy ludzie błagają lekarzy żeby ich uśmiercić (dorównuje bólu w trakcie rodzenia), również przeczucie nadciągającej apokalipsy) przez hapalochlaeny, ośmiornice których ukąszenie prowadzi do paraliżu i ustania akcji serca, po szkaradnice, najbardziej jadowite ryby świata. Jak już się człowiek wygrzebie i przemyje rany octem (najlepsze ponoć remedium na użądlenie meduzy w fazie początkowej), może się udać do swojego domu. Jeśli po drodze napotka na dziobaka, też się może bać, bo jad tego sympatycznie wyglądającego zwierzęcia może prowadzić do permanentnego niedowładu wokół miejsca ukąszenia. Jak więc widać, życie w Australii jest chyba niezwykle stresujące. Odstresować jest się dobrze przy piwie, chociaż picie najbardziej znanych lokalnych marek, czyli Foster’s oraz Victoria Bitter, byłoby zilustrowaniem powiedzenia ‘z deszczu pod rynnę’. Na szczęście są w Australii również inne browary, na przykład Coopers. Coopers jest znany jako producent ‘piw z puszki’, czyli gotowych ekstraktów do zagotowania, zamieszania, odfermentowania i zabutelkowania. Takich zupek w proszku/kaw w granulacie dla piwowarów domowych. No i te puszki są bodajże wzorowane na ich własnych wyrobach. Zakupiłem dwa najwyżej notowane i z ulgą mogę stwierdzić że dobrze zrobiłem, warząc od razu z zacieraniem.
Coopers Vintage Ale (7,5%) na etykiecie ma założyciela browaru. Ciekaw byłem jak ten angielski strong ale wypadnie w porównaniu do Fuller’s Vintage Ale. Producent radzi przeleżakować piwo dodatkowe 5 lat, no ale tyle czasu to ja nie mam, nikt nie wie kiedy zostanie abstynentem. Aromat typowy dla przedstawicieli gatunku, czyli w głównej mierze słodowy oraz owocowy. Czerwone jabłka, czerwona porzeczka, galaretka morelowa, suszone owoce, a do tego szczypta anyżu i chmielowej pikantności. Bardzo fajnie, tyle że piwo w smaku już dobitnie ukazuje że brakuje mu sporo do ułożenia charakteryzującego piwo rocznikowe z angielskiego browaru Fuller’s. Jest niespodziewanie wytrawne, dalece mniej owocowe niż wynikałoby z zapowiedzi w zapachu, a na dodatek atakuje gardło mocno gorzkim ale i mocno cierpkim, alkoholowym finiszem. To piwo faktycznie powinno dojrzeć dodatkowo w butelce. No ale co z tego – skoro sprzedają je w takiej postaci, to ciężko uciec od konstatacji, że nie jest to jeszcze gotowy produkt. Casus dubbela i tripla z Fortuny. Tyle że Vintage Ale zyskuje na ogrzaniu, staje się nieco bardziej ułożony, finisz mniej ostry, za to delikatnie anyżowy. Ale coś za coś – spada wyrazistość, za sprawą czego jest piwem jak najbardziej pijalnym i jak najbardziej średnim. (6/10)
Coopers Best Extra Stout (alk. 6,3%) to foreign stout, który można spokojnie opisać jako bardziej treściwy schwarzbier. Aromaty czekolady deserowej oraz nuty mineralno ziemiste unoszą się na podbudowie palono-karmelowej. Wbrew moim oczekiwaniom piwo jest tylko średnio pełne. Ma mocną, wyrazistą goryczkę, jest również delikatnie kwaskowe od paloności. Smak czekoladowo palony, a w finiszu prażone ziarno przechodzi częściowo w nutki kawowe. Całkiem niezłe piwo, ale bez fajerwerków. (6/10)
Biorąc pod uwagę ceny piw z browaru Coopers, resztę ich piw mogę obie darować. I w zasadzie opisane dwa piwa też mogłem sobie jednak darować, sypiąc groszem z sakiewki w innym kierunku. Dobrą reklamą dla brewkitów marki Coopers te piwa z pewnością nie są.