RIS i porter od szwedzkiego Irokeza
https://thebeervault.blogspot.com/2013/03/ris-i-porter-od-szwedzkiego-irokeza.html
Mohawk Brewing to jednoosobowy szwedzki browar kontraktowy. Od 2010 roku Sven Gustaffson warzy piwa według autorskich receptur w różnych browarach, głównie w Szwecji ale i w Belgii. Podobnie do Mikkellera czy Nomada jest to więc „browar” cygański, czy jak kto woli, nomadyczny. Celem jest rzekoma ‘misja’ itd. itp., typowe nawijanie marketingowe piwowarskich rzemieślników. Dotychczas miałem przyjemność ze świetnym marcowym z tego browaru, zobaczmy więc jakie są umiejętności Svena w temacie piwnych kowadeł, czyli imperial portera oraz imperial stouta.
Mohawk Blizzard Imperial Porter (alk. 9,7%), warzony w belgijskim De Proufbrouwerij, jest według twórcy piwem ‘ekstremalnym’. Wylądowało w nim 10 różnych słodów, 8 szczepów chmielu oraz miód i cukier trzcinowy. Po roku leżakowania podobno na wierzch powinny wyjść nuty sherry oraz orzechów, ale nie chcę mi się czekać.
Strona wizualna bez zarzutów – piwo jest niemalże czarne, a beżowa piana wysoka i dość trwała. Aromat czekoladowy, lukrecjowy i lekko palony, delikatnie ziemisty i sosnowo chmielowy. Po chwili na wierzch wychodzą subtelne nutki miodowe, które się świetnie komponują z całością i dodają jej oryginalności. Życzyłbym sobie wszak jeszcze więcej głębi.
Pełnia jest wysoka, choć piwo nie jest aż tak gęste jak się spodziewałem. Alkohol gryzie język, pod tym względem warto by chyba jednak piwo ten rok przeleżakować. Na szczęście jednak poza tym wprawdzie grzeje gardło, ale gruba powłoka ciemnych słodów skutecznie tłumi jego aromat. Smak lekko słodki, końcówka dosyć wytrawna i lekko gorzka (37 IBU). Piwo zyskuje na ogrzaniu. Z czasem czekoladowość zaczyna wyraźnie dominować, a alkohol staje się mniej obecny na języku, choć nadal nieco przeszkadza. Summa summarum bardzo fajne piwo, odebrałem je jak mocniej alkoholowego Gonzo Imperial Portera z Flying Doga. (Ocena: 7/10)
Mohawk Whiteout Stout to imperial stout o woltażu 9,7%. Kombinacja angielskich, niemieckich i amerykańskich chmieli dała mu jedyne 37 IBU goryczki chmielowej, co w przypadku piwa tego gatunku oznacza, że może być dość słodkie.
Chmielenie aromatyczne i wybór mieszanki chmieli zrobiły jednak swoje, bo w aromacie sosnowe nuty pochodzenia amerykańskiego są ewidentne. Trzon piwa jest jednak oczywiście mocno czekoladowy i palony, przy czym czekolada jest sucha i starta na proszek. Wśród mniej narzucających się nut jest lukrecja i bardzo subtelna owocowość. Nie jest to może wybitnie złożony aromat, ale przyjemny.
Konsystencja czarnego piwa przy nalewaniu wydaje się być niezbyt gęsta, jednak już przy pierwszym łyku wiadomo, że to tylko złudzenie. Piwo jest pełne, lekko słodkie, mocno palone i raczej mało subtelnie obchodzi się z podniebieniem. Raz że węglano-kawowa paloność się na nim osadza w lekko kwaskowy sposób, dwa że goryczka wbrew moim przypuszczeniom jest mocna i nieco szorstka, co jest zresztą bardziej wynikiem oddziaływania palonego zboża niż chmielu. Ten ostatni swoim sosnowym aromatem fajnie piwo komplementuje. Jak już pisałem, Whiteout Stout z Mohawk nie jest wzorem złożoności, a i odczucie w ustach mogłoby być bardziej gładkie, no i palono-chmielowo-kawowo-ziemisty finisz może ciut mniej nachalny. Ale nadal pije się to piwo nad wyraz przyjemnie. Świetna sprawa! (Ocena: 7,5/10)
... Jedna trzecia kielicha została, sięgam po Maasdamera. Dobry wybór.