Ale i Stout z austriackiego Gusswerk
https://thebeervault.blogspot.com/2013/03/ale-i-stout-z-austriackiego-gusswerk.html
Bio, bio i jeszcze raz bio. Z tym się najwidoczniej chce kojarzyć austriacki browar restauracyjny Gusswerk, ufundowany pod Salzburgiem w 2007 roku przez piwowara i sommeliera Reinholda Bartę. Browar szczyci się fiksacją na modnym w krajach niemieckojęzycznych stylu uprawy i produkcji biologicznej. Na tym szaleństwie idzie zarobić – parę lat temu słyszałem o pomysłowych Polakach, którzy kupowali w polskich sklepach jajka z chowu klatkowego, obtaczali je gnojówką i sprzedawali za zachodnią granicą jako ‘bio’. Stąd też produkty ‘bio’ muszą być od jakiegoś czasu certyfikowane. Wracając do Gusswerku – wszystko jest tutaj bio – bio-chmiel, bio-zboża, słodowane w bio-słodowni, bio-woda… ale to jeszcze nie wszystko.
Jak można przeczytać na stronie internetowej browaru, „piwo powinno być wyciągane z siły stworzenia (…) w sposób odzwierciedlający cykl natury.” Zapachniało ezoteryką i faktycznie – piwa Gusswerk są warzone według wytycznych stowarzyszenia Demeter. Owe stowarzyszenie promuje przemysł spożywczy „w postaci biologiczno-dynamicznej (…) na podstawie antropozoficznej i naukowej wiedzy o człowieku i przyrodzie. [zakłady stowarzyszone] uważają Ziemię za żyjący organizm pochodzenia duchowego. Również sam zakład jest uważany za żywy organizm, wykazujący się formą indywidualności. Ziemi oraz roślinom przekazywane są siły witalne w formie biologiczno-dynamicznych mieszanek roślin leczniczych, żwiru oraz krowich odchodów. Ma to dobroczynny skutek dla wytwarzanych produktów spożywczych. Powstaje wyższy porządek tych produktów, które w ten sposób są lepiej przystosowane do odżywiania ciała, duszy i ducha człowieka. Dlatego stanowią one jedzenie z charakterem.”
Chumbawumba. Ja wiem, że jak krowa mi s*a na pole to jest to dobre, ale nie ma co się unosić z tego powodu. Skupmy się więc na piwach gatunków amber ale oraz dry stout z browaru Gusswerk, żeby sprawdzić jak dobrze się wpasowują w wyższy porządek istnienia, odżywiają duszę człowieka i czerpią energię z sił tworzenia, rewitalizowanych krowimi odchodami.
Gusswerk Austrian Amber Ale vel AAA (alk. 5,6%, ekstr. 12,5%) jest opisany jako “bezpieczna przystań w obecnym kryzysie różnorodności piwnej na świecie”. No, już nie przesadzajmy z tym kryzysem różnorodności, szczególnie w ciągu ostatnich lat wiele zmieniło się na lepsze pod tym względem. Nachmielony jest dwoma szczepami amerykańskimi, czyli Cascade oraz Summit. Ten ostatni jest obecnie ponoć najbardziej obfitującym w alfakwasy chmielem na świecie, co powinno skutkować potężną goryczką. Jako że ta nie jest przytłaczająca, wnioskuję, że Summitu użyto w małych ilościach.
Piwo jest mętnawe, ciemnopomarańczowe, zwieńczone kiepską pianą, po której w oka mgnieniu pozostają tylko mgliste wspomnienia. W zapachu nie ma uderzenia cytrusowo-chmielowego. Zamiast tego króluje tutaj orzechowa i karmelowa słodowość połączona z rodzynkami – coś pokrewnego wyspiarskim brown ale’s. Po chwili piwo oddala się jednak od tego gatunku, gdyż aktywują się chmiele w postaci nut ziemistych oraz cytrusowych, a do wszystkiego dochodzi wywołująca lekkie skojarzenia z piwowarstwem belgijskim morela.
Smak wydaje się być lekko pikantny, co znowuż gdzieś tam odlegle może się z 'Belgami' kojarzyć. Poza tym ciało jest lekkie do średniego, smak mniej karmelowy niż początkowa fala zapachowa; delikatnie słodkawy, zakończony mocną, grejpfrutową goryczką. W posmaku sporo mokrej ziemi oraz cytrusów, a również nieco orzechów. Bardzo dobre, orzeźwiające piwo, niedoceniane. (Ocena: 7/10)
Gusswerk Black Sheep Smooth Stout (alk. 5,2%, ekstr. 11,8%) ma aromat bardzo umiarkowanie palony, bardziej karmelowy, nieco czekoladowy, a również delikatnie wiśniowy i waniliowy. Kolor zresztą jest jak na stouta podejrzanie jasny, miejscami przejrzysty. Piana biała miast beżowej, podobnie kiepska jak w AAA. Hmm, taki mało palony stout.
Nie do końca jest to piwo lekkie, jakieś tam ciało ma, natomiast całościowo jest mało aromatyczne, wręcz wodniste. Poprawne wprawdzie, dość przyjemne, z godną odnotowania, lekko ziemistą i mocną goryczką, ale poza poziom poprawny nie wychodzi. Nic specjalnego. Etykieta krzyczy: „Slainte, folks!” W porządku, ale może jednak innym stoutem. (Ocena: 6/10)
Jak można przeczytać na stronie internetowej browaru, „piwo powinno być wyciągane z siły stworzenia (…) w sposób odzwierciedlający cykl natury.” Zapachniało ezoteryką i faktycznie – piwa Gusswerk są warzone według wytycznych stowarzyszenia Demeter. Owe stowarzyszenie promuje przemysł spożywczy „w postaci biologiczno-dynamicznej (…) na podstawie antropozoficznej i naukowej wiedzy o człowieku i przyrodzie. [zakłady stowarzyszone] uważają Ziemię za żyjący organizm pochodzenia duchowego. Również sam zakład jest uważany za żywy organizm, wykazujący się formą indywidualności. Ziemi oraz roślinom przekazywane są siły witalne w formie biologiczno-dynamicznych mieszanek roślin leczniczych, żwiru oraz krowich odchodów. Ma to dobroczynny skutek dla wytwarzanych produktów spożywczych. Powstaje wyższy porządek tych produktów, które w ten sposób są lepiej przystosowane do odżywiania ciała, duszy i ducha człowieka. Dlatego stanowią one jedzenie z charakterem.”
Chumbawumba. Ja wiem, że jak krowa mi s*a na pole to jest to dobre, ale nie ma co się unosić z tego powodu. Skupmy się więc na piwach gatunków amber ale oraz dry stout z browaru Gusswerk, żeby sprawdzić jak dobrze się wpasowują w wyższy porządek istnienia, odżywiają duszę człowieka i czerpią energię z sił tworzenia, rewitalizowanych krowimi odchodami.
Gusswerk Austrian Amber Ale vel AAA (alk. 5,6%, ekstr. 12,5%) jest opisany jako “bezpieczna przystań w obecnym kryzysie różnorodności piwnej na świecie”. No, już nie przesadzajmy z tym kryzysem różnorodności, szczególnie w ciągu ostatnich lat wiele zmieniło się na lepsze pod tym względem. Nachmielony jest dwoma szczepami amerykańskimi, czyli Cascade oraz Summit. Ten ostatni jest obecnie ponoć najbardziej obfitującym w alfakwasy chmielem na świecie, co powinno skutkować potężną goryczką. Jako że ta nie jest przytłaczająca, wnioskuję, że Summitu użyto w małych ilościach.
Piwo jest mętnawe, ciemnopomarańczowe, zwieńczone kiepską pianą, po której w oka mgnieniu pozostają tylko mgliste wspomnienia. W zapachu nie ma uderzenia cytrusowo-chmielowego. Zamiast tego króluje tutaj orzechowa i karmelowa słodowość połączona z rodzynkami – coś pokrewnego wyspiarskim brown ale’s. Po chwili piwo oddala się jednak od tego gatunku, gdyż aktywują się chmiele w postaci nut ziemistych oraz cytrusowych, a do wszystkiego dochodzi wywołująca lekkie skojarzenia z piwowarstwem belgijskim morela.
Smak wydaje się być lekko pikantny, co znowuż gdzieś tam odlegle może się z 'Belgami' kojarzyć. Poza tym ciało jest lekkie do średniego, smak mniej karmelowy niż początkowa fala zapachowa; delikatnie słodkawy, zakończony mocną, grejpfrutową goryczką. W posmaku sporo mokrej ziemi oraz cytrusów, a również nieco orzechów. Bardzo dobre, orzeźwiające piwo, niedoceniane. (Ocena: 7/10)
Gusswerk Black Sheep Smooth Stout (alk. 5,2%, ekstr. 11,8%) ma aromat bardzo umiarkowanie palony, bardziej karmelowy, nieco czekoladowy, a również delikatnie wiśniowy i waniliowy. Kolor zresztą jest jak na stouta podejrzanie jasny, miejscami przejrzysty. Piana biała miast beżowej, podobnie kiepska jak w AAA. Hmm, taki mało palony stout.
Nie do końca jest to piwo lekkie, jakieś tam ciało ma, natomiast całościowo jest mało aromatyczne, wręcz wodniste. Poprawne wprawdzie, dość przyjemne, z godną odnotowania, lekko ziemistą i mocną goryczką, ale poza poziom poprawny nie wychodzi. Nic specjalnego. Etykieta krzyczy: „Slainte, folks!” W porządku, ale może jednak innym stoutem. (Ocena: 6/10)