Sześciopak polskiego craftu 26
https://thebeervault.blogspot.com/2015/06/szesciopak-polskiego-craftu-26.html
To będzie ostatni sześciopak na następne dwa tygodnie, jako że za parę dni wyruszam w podróż do ziem, na których kwitła cywilizacja, kiedy jeszcze w Europie środkowej owłosione obdartusy łaziły po drzewach i rzucały w siebie nawzajem uwalonymi błotem szyszkami, wydając przy tym nieartykułowane dźwięki. No więc aż się prosiło napisać o czymś pozytywnym. I to się udało - choć, jak zwykle, nie w pełni.
Call Me Simon 2015 (ekstr. 19,1%, alk. 8,1%) to imperial bitter. Jaki jest sens robienia imperialnej wersji bittera? Jeśli brać za probierz nowe dziecko Pinty, to niestety, ale niewielki. Piwo jest pełne, słodkie, z klasycznie angielską, ziemistą goryczką. Jest w nim trochę nut karmelowych, ziołowych, migdałowych i estrowych, a na przód wysuwają się zboże, toffi oraz niestety alkohol. Dużo elementów, ale jako całość jest to piwo mocno niespójne, niezintegrowane. I nieułożone, wszak to nachalna obecność alkoholu jest jego głównym minusem. Pić się moim zdaniem da bez problemu, ale nie powtórzyłbym go. Obawiam się że zrobiono to piwo w nielicytującym z jego woltażem pośpiechu. (5/10)
Wąsoszowy Prince (ekstr. 11%, alk 4,2%) jest APA nachmielonym Simcoe, choć z początku zwodzi zmysły kolażem jasnego, nieco chlebowego słodu, delikatnego diacetylu oraz chmielowej nuty w której może pobrzmiewa dalekie echo brzoskwini, która jednak przede wszystkim jest ziołowa. No wypisz wymaluj czeski pils. Taki trochę wodnisty, pijalny, nienarzucający się. Ale jednocześnie nie zapadający w pamięć. Typowe piwo stołowe. Aha, przypominam że to piwo tylko tak smakuje, w rzeczywistości jest to ejl. Taki o niezbyt czystym profilu, ale do tego akurat jesteśmy przyzwyczajeni w przypadku pilsów z Czech. Którym to piwo nie jest. (5,5/10)
Brown IPA (ekstr. 14%, alk. 6%) wydana w ramach serii Piotrek z Bagien przez Jana Olbrachta to jeden z wielu przykładów na to, jak bardzo sztucznym i wyzutym ze znaczenia terminem stała się obecnie ‘IPA’. Otóż jest to w istocie american brown ale, no ale jak jest IPA w nazwie, to się lepiej sprzedaje. Jak by jednak nie było, wyszło świetne piwo. Poza australijskimi i amerykańskimi chmielami wylądowała w nim cała gamma przypraw, łącznie z aframonem madagaskarskim, co do którego ponoć nikt nie wie dokładnie jak smakuje, ale ma fajną, długą nazwę. I te przyprawy z początku robią mało zintegrowane, doklejone wrażenie, a poza tym nadają piwu moim zdaniem nieco niezbalansowanej pikantności. Wraz z ogrzaniem jednak ten piernikowy miks, w którym prym wiedzie imbir, ale lukrecję, pomarańczę i liść laurowy można także wyczuć, zadziwiająco udanie wtapia się w całość. Bazą jest zaś solidna, karmelowa, śladowo czekoladowa słodowość uzupełniona cytrusowymi oraz żywicznymi nutami od chmieli. Wszystko tutaj gra jak powinno, przy czym najbardziej mi podeszła słodowość tego piwa, która to mimo wyraźnego nachmielenia (choć ani tak aromatycznego ani gorzkiego jak w piwach typu IPA) oraz piernikowego doprawienia piwa najbardziej chyba absorbuje zmysły. Świetna rzecz. (7,5/10)
Trzy świetne piwa. Rzadko się to zdarza w sześciopaku. Największe nadzieje na dodatkowe podwyższenie poziomu rokuje Nomono, natomiast w Geronimo oraz Brown IPA z Jana Olbrachta najbardziej mnie urzekło tak mało modne dopracowanie słodowej strony piwa.
