Loading...

Owoce morza w piwie

Są piwa z owocami. Wiadomo, standard. Są też piwa z przyprawami. Jasne, witbier et consortes. Jeszcze są z ziołami. W porządku, gruity, choć chmiel też można uznać za zioło. Ale piwa z morskim robactwem? A czemu nie? Oyster stout czyli stout ostrygowy to gatunek z historią. Pierwotnie ostrygi były uznawane za śmieci, które wplątywały się w sieć w trakcie połowu ryb. Ale że były to jadalne śmieci, to je spożywano, a traf chciał że szczególnie dobrze sprawdzały się jako zagrycha do stouta, stąd w angielskich tawernach pełniły rolę orzeszków ziemnych czy też chipsów. Inna sprawa, to piwa warzone z dodatkiem ostryg. Taki pomysł po raz pierwszy wcielono w życie w 1929 w Nowej Zelandii, skąd dzięki uprzejmości mieszkającego tam Brazylijczyka dostałem wysoko notowany Three Boys Oyster Stout. Jako że na ostrygach świat morskich żyjątek się nie kończy, dostałem również nowozelandzki Emerson’s Southern Clam Stout, w którym zamiast ostryg wylądowały mięczaki sercówkowate, tradycyjnie wyławiane w zatoce Blueskin, na samym południu Nowej Zelandii. Na końcu wpisu umieściłem również polski akcent.

Rozpoczynamy jednak Emersonem, który przeterminowany o prawie rok robi czarujące wrażenie, mimo tylko 6% alkoholu. Wanilia, kawa, likier czekoladowy, lukrecja – jest tutaj wszystko czego człowiek po rasowym stoucie oczekuje. Dodatkowo występuje w bukiecie faktycznie lekko słona nuta morska. Brzydkiego utlenienia brak. Ciało jest średnio pełne i nie niesie ze sobą żadnej wartej wzmianki słodyczy. Paloność pojawia się w pierwszym akordzie razem z lukrecją, przechodzi w rejony czekoladowo kawowe ku końcowi i finiszuje ponownie mocno zaznaczając swoją wytrawną obecność. Piwo faktycznie jest zupełnie marginalnie słodkawe, nieznacznie bardziej goryczkowe, a za to bardziej słonawe i palone zarazem. Nie są to aboslutnie rejony słoności gose, a jednak wraz z każdym kolejnym łykiem na podniebieniu robi się coraz bardziej słono i palono. Bo drugim mocnym skojarzeniem jest popiół, nie z popielniczki, bardziej z wygaszonego ogniska, o drewnianym charakterze. To niemalże zupełnie czarne piwo jest z pewnością jednym z najbardziej palonych z jakimi miałem przyjemność. (7,5/10)

Również nowozelandzki Three Boys Oyster Stout (alk. 6,5%) nawet bez dodatku ostryg byłby piwem głębokim i złożonym. Likier czekoladowy trafia w nim na pumpernikiel, wanilię i słoną nutkę – nawet aromat jest we frapujący sposób słonawy. W smaku główna część wywołuje skojarzenia z wysokojakościową czekoladą, a finisz z badzo delikatnie soloną, subtelnie goryczkową kawą. Jakby tego było mało, to jeszcze tekstura jest wyjątkowo kremowa. Rewelacyjne piwo, jeśli ktoś je kiedyś napotka, to powinien spróbować – strzelam, nie wiedząc ile kosztowało, że jest warte swojej ceny. (8,5/10)

Jako że obydwa piwa są w Polsce bardzo trudno bądź w ogóle niedostępne, jeśli chcecie spróbować jak smakuje stout ostrygowy, możecie kupić stosunkowo łatwo dostępny Pearl Necklace z Flying Doga (alk. 5,5%). Zastrzegam jednak, że jest to piwo pod względem obecności frutti di mare o wiele mniej wyraziste od dwóch omówionych powyżej. Nos rejestruje przewagę karmelu nad czekoladą i wtrętami ziemistymi. W smaku czekolada jednak już dominuje karmel, a w średnio gorzkim, nieco palono-ziemistym finiszu przewija się ciekawa nuta kawy. Ostryg nie wyczułem w zasadzie żadnych, a delikatny słony akcent łączący się z goryczką nie wykracza raczej ponad to co można znaleźć również w innych stoutach. Smaczne piwo, ale dla wielbicieli nowych smaków raczej mało atrakcyjne. (6,5/10)

Polacy jednak nie gęsie lecz swoje oyster stouty mają. Nie jestem pewien czy gęsi warzą oyster stouty swoją droga, ale mniejsza już o to. Oyster Kiss (alk. 5,2%) z Piwnego Podziemia w aromacie daje sobie radę bez szału. Słodka czekolada i nutki palono-ziemiste w takich proporcjach charakteryzują bukiet tych mniej ciekawych wyspiarskich porterów. W smaku jest już jednak lepiej, głównie dzięki swojej kremowości, a także intrygującej słonawej nutce w średnio gorzkim finiszu. Ponownie – smaku owoców morza nie ma, ale jest delikatna słoność. Ale to głównie dzięki swojej kremowości Oyster Kiss jest taki smaczny. (7/10)

Na koniec jeszcze słówko o najłatwiej dostępnym stoucie ostrygowym który stoutem ostrygowym nie jest. Marston’s Oyster Stout (alk. 4,5%) to zwyczajny dry stout, łączący w sobie paloność z czekoladą i nieznacznymi wtrętami metalicznymi oraz lekko mleczną teksturą. Piwo jest lekko gorzkie, raczej mało pełne i ogółem stonowane. Zwyczajne. Macherzy z browaru bronią się przed zarzutami wprowadzania klienta w błąd, że wprawdzie w składzie piwa nie ma ostryg, ale piwo doskonale do ostryg pasuje. Kiepskie wytłumaczenie. A piwo w porządku. (6/10)

Czy warto się ekscytować stoutami ostrygowymi? Myślę, że warto się ekscytować dobrymi piwami, czy wręcz rewelacyjnymi, takimi jak Emerson’s Southern Clam Stout czy jeszcze bardziej Three Boys Oyster Stout. A czy te piwa bez dodatku skorupiaków smakowałyby dużo inaczej? Z pewnością tak, nie byłoby w nich tej nutki słonej, która czyni je w pewnym sensie wyjątkowymi. Ich smak to jednak również efekt umiejętnego skomponowania zasypu, no i oczywiście uwarzenia. Z drugiej strony, słoność jest w ich przypadku zdecydowanie wzbogacającym całość elementem. W piwach natomiast, w których skorupiaki lądują w mniej szczodrych ilościach, pozostaną one tylko ciekawostką.

recenzje 5392760218676368442

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)