Loading...

Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy

Bieszczadzki browar Ursa Maior niedawno zadebiutował na rynku dwoma piwami, na dniach doszło następne, a chwilę potem jeszcze jedno – czas więc na małą rekapitulację. Po pierwsze, nie znam chyba browaru z ładniejszą nazwą. Gwiazdozbiór Wielkiej Niedźwiedzicy jako patron browaru usytuowanego w nieco tajemniczych Bieszczadach jest fenomenalny, tym bardziej że mi się od razu skojarzył z genialną prozą Sergiusza Piaseckiego, od którego przejąłem tytuł książki żeby nie musieć samemu wymyślać tytułu tego wpisu. Jest odlotowo i hiperromantycznie. Po drugie, postawienie imponujących rozmiarów budynku, w którym oprócz browaru i restauracji mieści się też centrum konferencyjne – jest to bardzo ambitny projekt i pochwały należą się za jego zuchwałość. Po trzecie, oprawa piw. Etykiety trafiają w moją estetykę, bajer z wycinaniem ich żeby odwzorowywały grań Połoniny jest świetny. Urzeka mnie profesjonalizm przedsięwzięcia i jego rozmach. Dobra, skoro już tyle lukru wylałem na browar, że zaraz zacznie przypominać piernikową chatkę Baby Jagi, czas przeprowadzić skromną wiwisekcję ich wyrobów, bo koniec końców dla piwosza najważniejszą rzeczą związaną z browarem jest jego piwo, a'ight?

Ursa Royzbawiony to hefeweizen, ale bardzo lekki – 11,2% ekstraktu oraz 4,2% alkoholu to mało jak na styl, co rzecz jasna nie znaczy że źle. Za nazwą kryje się zakładowy pies Roy. Mój próg wyczuwalności na goździk jest dość niski, za sprawą czego Royzbawiony, piwo które w założeniach miało być relaksacyjne, w moim odbiorze jest nieco agresywne i nie poukładane. Czuję tutaj głównie goździk oraz drożdże, a owocowość bananową dopiero głębiej, w tle. Szczęściem piwo nadrabia nieco rześkim, lekko kwaskowym smakiem. A nawet bardzo nadrabia – pije się je bardzo przyjemnie – jest lekkie ale jednak wyraziste, bardzo orzeźwiające, drobnoperliście nasycone, po przełknięciu nieco słodowe. Goździk też jest, szczególnie w posmaku, ale bardziej ułożony niż się wydawał. Nie jest to najlepszy czy „najczystszy” hefeweizen jakiego piłem, to z pewnością nie, natomiast cechuje go wysoka pijalność. Fajnie się to pije. (6,5/10)

Ursa z Połoniny to amber ale, który jest wybitnie pijalny, a zarazem nieco nieudany. Ma to co dobry amber ale bądź też ESB (mógłbym w ślepym teście nie rozpoznać) mieć powinien. A więc karmelową, lekko chlebową słodowość, delikatne estry, trochę cytrusowo-kwiatowego chmielu, kremowe nasycenie, średnio pełne ciało słodowe oraz średnio mocną goryczkę. Sesyjne w cholerę. Niestety, mimo że mój próg wrażliwości na DMS jest wysoki, to tutaj, szczególnie po ogrzaniu, czuć gotowaną kapustę, a może jeszcze bardziej przejrzałą cebulę. W ilościach które są dla mnie do zaakceptowania, tyle że właśnie – ja nie mam nadmiernych problemów z tą akurat wadą. Kto ma, temu ta Niedźwiedzica może nie smakować. Póki co moim zdaniem jest bardzo dobrze, a piwo ma potencjał na jeszcze więcej. (7/10)

Ursa Deszcz w Cisnej (ekstr. 12,7%, alk. 5,5%) to z kolei brown ale, tyle że w wersji wędzonej. W zapachu karmel, skórka od chleba oraz naturalnie wędzoność umiejscowiona w połowie drogi między dymem z ogniska a karkówką z domowego wędzoka. W smaku piwo jest stonowane, sesyjne, z podkreśloną wędzonością, która jednak nie atakuje zmysłów tak niemiłosiernie jak Schlenkerla. W związku z tym piwo idealnie powinno pełnić funkcję jako napój do wędzonych mięsiw, bo ich nie zdominuje, a jedynie uzupełni. Nie jest to też typ wędzoności ‘tłustej’, jednoznacznie wędlinowej, tylko bardziej ogniskowej, leśnej,... powiedzmy że ‘klimatycznej’. To znowuż pasuje do klimatu Bieszczad i samego browaru. No i tego, że pani piwowar jest wegetarianką. Ciało jest średnio pełne, a ejlowych nut nie wyczułem, podejrzewam że marcowe wędzone z Ursy smakowałoby niemalże tak samo. Co nie jest zresztą zarzutem. Dobra, napisałem recenzję, wypiłem połowę, to teraz biegnę po łoscypka... (7/10)

W odróżnieniu od innych polskich browarów nowofalowych, flagowy styl nowej fali czyli IPA w wersji amerykańskiej został wzięty na tapetę w Ursie dopiero z okazji warzenia czwartego piwa. Ursa Megaloman (ekstr. 15%, alk. 6,2%) ma stonowany, wyraźnie słodki i prosty w konstrukcji aromat, w którym przez warstwę nieco chlebowego słodu prześwitują pochodzące od chmielu nuty cytrusa, a szczególnie ananasa, no i uwielbianej przeze mnie marakuji. Słodycz znajduje swoje potwierdzenie w smaku, w którym wyraźna pełnia słodu jest naznaczona chmielem (co ciekawe, nie jest nim zdominowana!), co w finiszu kulminuje w ograniczonej pod względem siły działania goryczce. Piwo nosi wyraźny kobiecy sznyt – jest stonowane i eleganckie, a przy tym bardzo ułożone. Najbardziej stonowana AIPA na polskim rynku jest jednocześnie najbardziej zbalansowaną i może stanowić pierwszy krok w tym stylu dla nowicjuszy. Ponieważ się zanadto nie narzuca, może stanowić też akompaniament do lektury. O, na przykład do Sergiusza Piaseckiego. Dla 'hopheadów' będzie pewnie za słodka i zbyt ułożona, mi smakowała bardzo. (7/10)

Debiut Ursa Maior uważam za udany i jestem ciekaw dalszych wypustów.

recenzje 4279219422138317776

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)