Loading...

Niemiecki Propeller ma problemy z odlotem

Propeller to niemiecki browar kontraktowy, który na starcie dysponował sporym ułatwieniem. Jest on wspólnym dziełem dwóch ludzi. Jednym z nich jest człowiek o pseudonimie ‘Der Biersepp’, bloger piwny, kierownik BeerCademy, redaktor naczelny BIERtäglich oraz bier.pur – marketingowa strona przedsięwzięcia jest więc oparta o solidne fundamenty. Drugim ze współwłaścicieli przedsięwzięcia jest Hans-Christian Bosch, dyplomowany piwowar a zarazem właściciel niezbyt renomowanego browaru Bosch – nie było więc problemu ze znalezieniem miejsca do warzenia piwa. Problem jest jeden, a w zasadzie dwa. Otóż panowie od razu wypłynęli na szerokie wody i uwarzyli jako pierwsze piwa Propellera imperial IPA oraz imperial stouta. Zaliczane do tzw. ‘big beers’, uwarzenie w tych stylach czegoś wartego uwagi może być nie lada wyzwaniem. Wprawdzie Bosch ma doświadczenie, ale piwa z jego browaru nie cieszą się zbytnim uznaniem. I niestety – panowie wprawdzie uwarzyli piwa jak najbardziej pijalne, ale oddalone o lata świetlne od naprawdę dobrych przedstawicieli obydwóch piwnych styli.

Propeller Aufwind Double IPA jest zresztą na blogach piwnych często określany nieodpowiednio nazwanym piwem. Jego twórcy potrafią się na to żachnąć, nie przedstawiając jednak kontrargumentów, poza tym że imperial IPA to po prostu IPA, tylko że ‘bardziej’ pod każdym względem. W głównej jednak mierze bardziej aromatyczna i gorzka. W porządku, ale czy właśnie Aufwind można w ten sposób opisać? Nazwa oznacza ‘prąd wznoszący’, twórcy browaru są więc optymistyczni. Mają zresztą poniekąd powody ku temu, Aufwind jest bowiem piwem naprawdę dobrym, niemniej jednak nieco przy recepturze trzeba by jeszcze pomajstrować. Piwo opisane na etykiecie jako ‘ożywiający impuls’ nie jest bowiem wcale tak znowu ożywiające.

Zawartość alkoholu 6,5% to pierwszy zgrzyt – trochę mało jak na piwo 'imperialne'. Woń też nie jest przesadnie intensywna, choć faktycznie przyjemna. Aromat przekonuje do siebie cytrusami i kwiatowością, z wyczuwalną mandarynką. Czuć nieco żywicy i delikatną miętę, a słód wydaje się być lekko opiekany.

Piwo ma gęstą konsystencję oraz aksamitne nasycenie, w trakcie picia jednak aromatowi brakuje siły przebicia. Jak na swoją nazwę rodem z ‘per aspera ad astra’, piwo jest mocno stonowane. Owszem, jest oleiste i ma bardzo mocną, zalegającą goryczkę, ale sumarycznie nie robi wrażenia tzw. ‘big beer’. Oleistym IPA jest również np. fantastyczny Kocour Kubik, który jednak nie rości sobie pretensji do imperialności, a przy okazji smakowo jest dużo bardziej wyrazisty. No i właśnie – Aufwind jest piwem ciężkim, a zarazem brakuje mu dosadniejszej aromatyczności, która by ten ciężar potrafiła ruszyć z miejsca. Zarazem jednak cytrusowy smak jest naprawdę dobry, a piwo pije się bardzo przyjemnie. Nie potrafi jednak wykorzystać potencjału swojego gatunku bazowego (AIPA), a co dopiero mówić o wersji imperialnej. (Ocena: 6,5/10)

W deklarowany gatunek wpisuje się z pewnością Propeller Nachtflug Imperial Stout (alk. 9,1%). Nazwa oznacza ‘nocny lot’, no i właśnie – piwo niby jest imperial stoutem, ale oderwanym od ziemi, nie wgniatającym w fotel w stylu De Molen Hel & Verdoemenis czy Great Divide Yeti. Przy czym bardziej celuje w tego ostatniego, pudłując jednakże sromotnie. Zapach jest bowiem zdecydowanie amerykański. Początkowa cytrusowo-kwiatowa nuta chmielu robi jednak miejsca albo raczej ustępuje pod naporem fantastycznego kolażu porto i lukrecji. Gdzieś się jednak ten chmiel czai, ukryty i ledwie wyczuwalny pod warstwą ostrężyn, gotów zaskoczyć. Coraz silniejszych ostrężyn. W istocie jest to bowiem bardzo owocowy imperial stout. I tak jak myślałem – po dalszym ogrzaniu nuty cytrusowe robią ponowne natarcie, współzawodnicząc z palonymi oraz delikatną czekoladą deserową. Słodki zapach, który potrafi zaskoczyć.

Zaskakuje również smak, ale niestety in minus – wrażenie jakie piwo robi po otwarciu butelki blednie. Piwo nie ma w sobie ani krzty słodyczy, jest mocno gorzkie, przy czym gorycz wypełnia szczelnie niemalże całe usta. Przydałaby się jakaś choćby minimalna przeciwwaga. Jak na RIS-a nagazowanie też jest zbyt mocne, a ponadto aromatyczność odczuwalna w trakcie picia również pozostawia wiele do życzenia, jest bowiem nieco mało wyrazista. Posmak skomponowany ciekawie, z nutami palonymi, lukrecją oraz kwiatowością chmielu, jednak i tutaj raczej mało finezyjna goryczka wypiera sam aromat. Alkohol jest nie do końca ukryty, ale w miarę umiejętnie wkomponowany w całość, przez co lekka cierpkość na języku nie przeszkadza. Nadal jest to jednak niezbyt udany, mało wyrazisty imperial stout, któremu brakuje równowagi. Tutaj trzeba by zmienić jeszcze więcej niż w Aufwindzie. Etykieta głosi, że piwo jest bardzo ciemne i uwodzicielskie. Mnie nie uwiodło. (Ocena: 6/10)

recenzje 4147509659997455290

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)