Loading...

BrewDog przedstawia: szkocka blondynka w oprawie hardcore/punk

Piwa ze szkockiego BrewDoga to wdzięczny obiekt do omówienia. Można obcować z nietuzinkowymi wywarami, a na deser poużywać sobie...


Piwa ze szkockiego BrewDoga to wdzięczny obiekt do omówienia. Można obcować z nietuzinkowymi wywarami, a na deser poużywać sobie na częstokroć bądź to infantylnych bądź to pseudointelektualnych, zazwyczaj jednak mocno napuszonych tekstach na etykietach. Na opakowaniu BrewDog Trashy Blonde główną część tekstu zajmuje reklama inicjatywy „Equity for Punks”, w ramach której „punki pijące BrewDoga” mogą sobie kupić udziały w ich ulubionym browarze. Wprawdzie punki jakich zazwyczaj widuję piją raczej piwo dyskontowe, względnie tanie wino, ale w świecie BrewDoga punki widocznie jeżdżą merolami, kupują piwa po kilkanaście złotych i jeszcze, w ramach sportu, cegiełki w browarze. Wszak punk znany jest z tego, że ma kasy w bród. Reszta tekstu to już specyficzny opis samego piwa, do którego zaraz wrócę. Pozostałymi dwoma produktami BrewDoga, którymi się zająłem, są chyba najbardziej znane piwa z tego niesamowicie produktywnego browaru, mianowicie Punk IPA oraz Hardcore IPA, z czego drugi reprezentuje gatunek imperial IPA. Ostrzyłem sobie zęby na nie od jakiegoś czasu i w końcu udało mi się je zakupić w Krakowie. Jedno z nich mnie jednak niestety rozczarowało.

BrewDog Trashy Blonde to łagodny (4,1%) golden ale, chmielony amerykańskim Amarillo oraz nowozelandzką Motueką, z którą miałem wcześniej styczność za sprawą Kocoura Haka NZ Lager. Właśnie, te piwo jest bardzo łagodne, a zgodnie z opisem twórców ma być „podniecającą, neurotyczną, utlenioną, punkową wersją pale ale.” Utleniony zważając na jasną barwę to i może jest, neurotyczny na pewno nie, w związku z czym punkowy też nie, a przy takim wygładzeniu trudno o podniecenie. „Kombinacja zadziorności, treściwości i odrobiny niskiego poczucia własnej wartości.” Po takich słowach trudno chyba piwu imputować niskie poczucie wartości, choć szczerze powiedziawszy – nie byłoby ono nie na miejscu.

Zapach jest zdecydowanie chmielowy, przy czym obok cytrusa czuć też sporą trawiastość. Do tego nieco jasnego słodu i w zasadzie tyle. Nie jest to spodziewany po użytych chmielach intensywny koktajl tropikalno-chmielowy. Pachnie świeżo i orzeźwiająco, ale mało spektakularnie. Jak to często golden ale.

Smak jest bardzo lekki i wytrawny. Bez śladu słodyczy, o niskiej pełni i zdecydowanie chmielowym profilu aromatycznym, który to jednak nie przesłania niskiego poziomu aromatyczności jako takiej. Mimo wszystko byłbym zadowolony gdyby nasycenie było nieco większe bądź goryczka (tutaj lekka do średniej, mimo 40 IBU i niskiej pełni) choć trochę mocniejsza i rozległa. W obecnej formie piwo jest zaskakująco bezpłciowe (androgyniczna blondynka – takimi słowami mogłoby być opisane na etykiecie) i rozczarowujące. Konkurencja z Williams Brothers robi dużo lepsze piwa w tym stylu. „Posągowy, owocowy ejl”? Ani posągowy ani specjalnie owocowy (Ocena: 5,5/10).

BrewDog Punk IPA (5,6% alk.) to klasyk, na pewno dobrze się sprzedaje i jest wysoko oceniany na RateBeer – ale do jasnej ciasnej, po co taka bufonada na etykiecie? „Te piwo jest asertywne. Nie obchodzi nas czy ci będzie smakować.” Tak? To czemu zachęcacie do dzielenia się wrażeniami poprzez specjalny mail, hę? Cała etykieta jest utrzymana w pretensjonalnym tonie urażonego panicza, utyskującego na to, że jego piwo jest zbyt dobre, żeby chamskie lagerowe gardło je doceniło. Ja rozumiem myśl przewodnią, ale można to było nieco inaczej wyrazić, chociażby w stylu genialnej kampanii browaru Wychwood („What’s the matter lagerboy? Afraid you might taste something?”). A tak na marginesie – tak, elitaryzm jest rzeczywiście kwintesencją punka.

Na froncie można przeczytać, że Punk IPA to hołd dla klasycznych piw w stylu IPA, ale jednak z postmodernistycznym zacięciem. Ten postmodernizm przejawia się w doborze egzotycznych chmieli (amerykańskie Chinook, Simcoe i Ahtanum, a na dodatek nowozelandzki Nelson Sauvin), które znowuż sprawiają, że piwo z klasycznymi wyspiarskimi IPA nie ma zbyt wiele wspólnego, a co za tym idzie – nie może być traktowane w kategorii hołdu dla nich. No ale po BrewDogu nie ma się raczej co spodziewać spójności myślenia.

Najważniejsze jest jednak same piwo, tutaj złociste, z puszystą, mieszanoziarnistą pianą. Zapach jest faktycznie świetny a zarazem oczywiście daleki od klasycznych IPA – jest bowiem po amerykańsku chmielowo-owocowy. Czuć mango, białe winogrona, liczi, brzoskwinię, grejpfrut i nieco sosny. Czyli amerykańska klasyka. Nie ma się absolutnie do czego przyczepić.

W smaku jednak sprawy nie mają się tak dobrze. Od razu narzuca się niska pełnia, wręcz wodnistość piwa. Substancjalnej słodowości brak, zaś aromat chmielu w trakcie picia jest odczuwalny bardziej jako kwiatowo-sosnowy niż owocowy. Goryczka jest w miarę intensywna, choć jak na IPA jednak nie zbytnio (z chmieli uzyskano 45 IBU goryczki) – spodziewałem się nieco większego pazura. To nie jest piwo buntownicze – to jest piwo ugrzecznione. Jest dobre, przyjemnie się je pije, ale do klasy światowej ma daleko. Nie wiem, może klasyczne IPA były też nudnawe i wygładzone, stąd ten hołd dla nich? Wybieram jednak Atak Chmielu (Ocena: 6,5/10).

Trzeci BrewDog mi na szczęście wynagrodził rozwiane oczekiwania, i to z nadwiązką. Opisany na etykiecie jako „imperialny ale bez niedomówień”, BrewDog Hardcore IPA faktycznie takowym jest. Chmielony amerykańskimi odmianami Centennial, Columbus i Simcoe, ma imponujące parametry. 9,2% alkoholu to poważny wynik, zaś goryczka o mocy 150 IBU stawia ją na górnej granicy percepcji – powyżej już ponoć nie czuć różnicy. Nawet tekst na etykiecie jest tym razem udany. „2204 ziarna słodu Maris Otter, 4 szyszki chmielowe, 9 900 000 000 komórek drożdży. 2 ludzi i jeden pies jest całkiem zadowolonych z wyniku.” Proszę, można pomysłowo i bez bufonady? Można.

Barwa piwa jest ciemniejsza niż w Punk IPA, w rejonach czerwonego brązu, a nad piwem unosi się dość puszysta piana. Zapach to dokładnie taka tropikalna bomba chmielowa, jakiej się spodziewałem. Cytrusy, kwiatowość, sosna, mango, ananas, w trakcie picia również dodatkowo chyba opuncja, a przez wszystko się przebija karmelowo-słodowa baza. Coś pięknego!

Piwo ma zdecydowanie wysoką pełnię oraz oleistą fakturę – olejki eteryczne chmielu osadzają się na podniebieniu, tworząc charakterystyczny film. Lekka słodycz umiejętnie balansuje te poza tym bardzo gorzkie piwo, a goryczka po przełknięciu wygasza posmakiem kwiatowym, sosnowym i ziemistym. Nawet wyczuwalna cierpkość alkoholowa w posmaku świetnie się łączy z goryczką i jest jak najbardziej na miejscu. Piwo ma więc wysoki czynnik rozgrzewający, a zarazem obecność alkoholu nie ma ordynarnego charakteru. Jest doskonale pełne, aromatyczne, kwiatowo-tropikalno-chmielowe. Alfa-kwasy wgryzają się w język, piwo jest jednak na tyle pełne że goryczka mimo swoich imponujących 150 IBU nie robi wrażenia nadmiernie mocnej. Pyszne piwo, ocierające się o geniusz! (Ocena: 9/10)

Z powyższego zestawiania wynika parę wniosków. Że BrewDog jak chce, to może sprzedawać piwo rezygnując z nadętej retoryki. Że nie wszystkie piwa z renomowanego browaru muszą być dobre. Że użycie egzotycznych chmieli nie gwarantuje sukcesu. Oraz że Hardcore IPA rządzi!
recenzje 800967398731793008

Prześlij komentarz

  1. W jakim dokładnie sklepie udało Ci się kupić te piwa?
    Nie mogę się doczekać, aż sam spróbuje Hardcora :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W Marii w Krakowie. Dość szybko znikały. HC IPA był najdroższy, o ile pamiętam 11,50zł, pozostałe dwa koło 6-8zł. Hardcore IPA wymiata, czekam na Metalcore IPA, pewnie będzie jeszcze lepszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do opisu Punk IPA to nie jest to IPA tylko Pale Ale .

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)