BrewDog przedstawia: szkocka blondynka w oprawie hardcore/punk
Piwa ze szkockiego BrewDoga to wdzięczny obiekt do omówienia. Można obcować z nietuzinkowymi wywarami, a na deser poużywać sobie...
https://thebeervault.blogspot.com/2012/05/brewdog-przedstawia-szkocka-blondynka-w.html
Piwa ze szkockiego BrewDoga to wdzięczny obiekt do
omówienia. Można obcować z nietuzinkowymi wywarami, a na deser poużywać sobie
na częstokroć bądź to infantylnych bądź to pseudointelektualnych, zazwyczaj
jednak mocno napuszonych tekstach na etykietach. Na opakowaniu BrewDog Trashy
Blonde główną część tekstu zajmuje reklama inicjatywy „Equity for Punks”, w
ramach której „punki pijące BrewDoga” mogą sobie kupić udziały w ich ulubionym
browarze. Wprawdzie punki jakich zazwyczaj widuję piją raczej piwo dyskontowe,
względnie tanie wino, ale w świecie BrewDoga punki widocznie jeżdżą merolami,
kupują piwa po kilkanaście złotych i jeszcze, w ramach sportu, cegiełki w
browarze. Wszak punk znany jest z tego, że ma kasy w bród. Reszta tekstu to już
specyficzny opis samego piwa, do którego zaraz wrócę. Pozostałymi dwoma
produktami BrewDoga, którymi się zająłem, są chyba najbardziej znane piwa z
tego niesamowicie produktywnego browaru, mianowicie Punk IPA oraz Hardcore IPA,
z czego drugi reprezentuje gatunek imperial IPA. Ostrzyłem sobie zęby na nie od
jakiegoś czasu i w końcu udało mi się je zakupić w Krakowie. Jedno z nich mnie
jednak niestety rozczarowało.
BrewDog Trashy Blonde to łagodny (4,1%) golden ale,
chmielony amerykańskim Amarillo oraz nowozelandzką Motueką, z którą miałem
wcześniej styczność za sprawą Kocoura Haka NZ Lager. Właśnie, te piwo jest
bardzo łagodne, a zgodnie z opisem twórców ma być „podniecającą, neurotyczną,
utlenioną, punkową wersją pale ale.” Utleniony zważając na jasną barwę to i
może jest, neurotyczny na pewno nie, w związku z czym punkowy też nie, a przy
takim wygładzeniu trudno o podniecenie. „Kombinacja zadziorności, treściwości i
odrobiny niskiego poczucia własnej wartości.” Po takich słowach trudno chyba
piwu imputować niskie poczucie wartości, choć szczerze powiedziawszy – nie
byłoby ono nie na miejscu.
Zapach jest zdecydowanie chmielowy, przy czym obok cytrusa
czuć też sporą trawiastość. Do tego nieco jasnego słodu i w zasadzie tyle. Nie
jest to spodziewany po użytych chmielach intensywny koktajl
tropikalno-chmielowy. Pachnie świeżo i orzeźwiająco, ale mało spektakularnie.
Jak to często golden ale.
Smak jest bardzo lekki i wytrawny. Bez śladu słodyczy, o
niskiej pełni i zdecydowanie chmielowym profilu aromatycznym, który to jednak
nie przesłania niskiego poziomu aromatyczności jako takiej. Mimo wszystko
byłbym zadowolony gdyby nasycenie było nieco większe bądź goryczka (tutaj lekka
do średniej, mimo 40 IBU i niskiej pełni) choć trochę mocniejsza i rozległa. W
obecnej formie piwo jest zaskakująco bezpłciowe (androgyniczna blondynka –
takimi słowami mogłoby być opisane na etykiecie) i rozczarowujące. Konkurencja
z Williams Brothers robi dużo lepsze piwa w tym stylu. „Posągowy, owocowy ejl”?
Ani posągowy ani specjalnie owocowy (Ocena: 5,5/10).
BrewDog Punk IPA (5,6% alk.) to klasyk, na pewno dobrze się
sprzedaje i jest wysoko oceniany na RateBeer – ale do jasnej ciasnej, po co
taka bufonada na etykiecie? „Te piwo jest asertywne. Nie obchodzi nas czy ci
będzie smakować.” Tak? To czemu zachęcacie do dzielenia się wrażeniami poprzez
specjalny mail, hę? Cała etykieta jest utrzymana w pretensjonalnym tonie
urażonego panicza, utyskującego na to, że jego piwo jest zbyt dobre, żeby
chamskie lagerowe gardło je doceniło. Ja rozumiem myśl przewodnią, ale można to
było nieco inaczej wyrazić, chociażby w stylu genialnej kampanii browaru
Wychwood („What’s the matter lagerboy? Afraid you might taste something?”). A
tak na marginesie – tak, elitaryzm jest rzeczywiście kwintesencją punka.
Na froncie można przeczytać, że Punk IPA to hołd dla
klasycznych piw w stylu IPA, ale jednak z postmodernistycznym zacięciem. Ten
postmodernizm przejawia się w doborze egzotycznych chmieli (amerykańskie Chinook,
Simcoe i Ahtanum, a na dodatek nowozelandzki Nelson Sauvin), które znowuż
sprawiają, że piwo z klasycznymi wyspiarskimi IPA nie ma zbyt wiele wspólnego,
a co za tym idzie – nie może być traktowane w kategorii hołdu dla nich. No ale
po BrewDogu nie ma się raczej co spodziewać spójności myślenia.
Najważniejsze jest jednak same piwo, tutaj złociste, z
puszystą, mieszanoziarnistą pianą. Zapach jest faktycznie świetny a zarazem oczywiście
daleki od klasycznych IPA – jest bowiem po amerykańsku chmielowo-owocowy. Czuć
mango, białe winogrona, liczi, brzoskwinię, grejpfrut i nieco sosny. Czyli
amerykańska klasyka. Nie ma się absolutnie do czego przyczepić.
W smaku jednak sprawy nie mają się tak dobrze. Od razu
narzuca się niska pełnia, wręcz wodnistość piwa. Substancjalnej słodowości
brak, zaś aromat chmielu w trakcie picia jest odczuwalny bardziej jako
kwiatowo-sosnowy niż owocowy. Goryczka jest w miarę intensywna, choć jak na IPA
jednak nie zbytnio (z chmieli uzyskano 45 IBU goryczki) – spodziewałem się
nieco większego pazura. To nie jest piwo buntownicze – to jest piwo
ugrzecznione. Jest dobre, przyjemnie się je pije, ale do klasy światowej ma
daleko. Nie wiem, może klasyczne IPA były też nudnawe i wygładzone, stąd ten
hołd dla nich? Wybieram jednak Atak Chmielu (Ocena: 6,5/10).
Trzeci BrewDog mi na szczęście wynagrodził rozwiane oczekiwania,
i to z nadwiązką. Opisany na etykiecie jako „imperialny ale bez niedomówień”, BrewDog Hardcore IPA faktycznie takowym jest. Chmielony amerykańskimi odmianami
Centennial, Columbus i Simcoe, ma imponujące parametry. 9,2% alkoholu to
poważny wynik, zaś goryczka o mocy 150 IBU stawia ją na górnej granicy
percepcji – powyżej już ponoć nie czuć różnicy. Nawet tekst na etykiecie jest
tym razem udany. „2204 ziarna słodu Maris Otter, 4 szyszki chmielowe,
9 900 000 000 komórek drożdży. 2 ludzi i jeden pies jest całkiem
zadowolonych z wyniku.” Proszę, można pomysłowo i bez bufonady? Można.
Barwa piwa jest ciemniejsza niż w Punk IPA, w rejonach
czerwonego brązu, a nad piwem unosi się dość puszysta piana. Zapach to
dokładnie taka tropikalna bomba chmielowa, jakiej się spodziewałem. Cytrusy,
kwiatowość, sosna, mango, ananas, w trakcie picia również dodatkowo chyba opuncja,
a przez wszystko się przebija karmelowo-słodowa baza. Coś pięknego!
Piwo ma zdecydowanie wysoką pełnię oraz oleistą fakturę – olejki
eteryczne chmielu osadzają się na podniebieniu, tworząc charakterystyczny film.
Lekka słodycz umiejętnie balansuje te poza tym bardzo gorzkie piwo, a goryczka
po przełknięciu wygasza posmakiem kwiatowym, sosnowym i ziemistym. Nawet
wyczuwalna cierpkość alkoholowa w posmaku świetnie się łączy z goryczką i jest
jak najbardziej na miejscu. Piwo ma więc wysoki czynnik rozgrzewający, a
zarazem obecność alkoholu nie ma ordynarnego charakteru. Jest doskonale pełne,
aromatyczne, kwiatowo-tropikalno-chmielowe. Alfa-kwasy wgryzają się w język,
piwo jest jednak na tyle pełne że goryczka mimo swoich imponujących 150 IBU nie
robi wrażenia nadmiernie mocnej. Pyszne piwo, ocierające się o geniusz! (Ocena: 9/10)
Z powyższego zestawiania wynika parę wniosków. Że BrewDog
jak chce, to może sprzedawać piwo rezygnując z nadętej retoryki. Że nie
wszystkie piwa z renomowanego browaru muszą być dobre. Że użycie egzotycznych
chmieli nie gwarantuje sukcesu. Oraz że Hardcore IPA rządzi!
W jakim dokładnie sklepie udało Ci się kupić te piwa?
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać, aż sam spróbuje Hardcora :)
W Marii w Krakowie. Dość szybko znikały. HC IPA był najdroższy, o ile pamiętam 11,50zł, pozostałe dwa koło 6-8zł. Hardcore IPA wymiata, czekam na Metalcore IPA, pewnie będzie jeszcze lepszy ;)
OdpowiedzUsuńCo do opisu Punk IPA to nie jest to IPA tylko Pale Ale .
OdpowiedzUsuń