Norwegia sesyjna w różnych barwach – amber, golden, brown i pale
https://thebeervault.blogspot.com/2013/05/norwegia-sesyjna-w-roznych-barwach.html
Z dotychczasowych wpisów dotyczących piwowarstwa norweskiego można było wywnioskować, że Norwegia jest ojczyzną wielu świetnych piw degustacyjnych – imperial stoutów, IPA, strong ejli itp. Ale przecież czasami człowiek się chce napić piwa sesyjnego, o niższej zawartości alkoholu. Aromatycznego, ale nie absorbującego aż tak jak wymienione gatunki. W sukurs przychodzą style amber ale, brown ale, golden ale oraz english pale ale. Poniższe zestawienie obejmuje po jednym reprezentancie każdego z tych gatunków. Zobaczmy więc jak Norwegowie radzą sobie z piwami mniejszego kalibru.
Cold Boy Pale Ale (alk. 4,5%) ma być ‘Norwegian pale ale’, według RateBeer jest to english pale ale, według mnie jest to dull pale ale. Zapach wybitnie mało charakterystyczny – jasny, nieco biszkoptowy słód oraz trawiasty chmiel, może bardzo nieznacznie cytrusawy, jakieś nieco siarkowe nutki też się wydają przewijać. Owocków nie wyczuwam, pachnie jak lager. Raczej lekkie ciało, bardzo subtelna słodkawość, średnio lekka goryczka, słodowy smak z chmielową, trawiastą i wytrawną końcówką.
I co? Miało być super, naturalne, norweskie, chmielone szyszkami, itd. Szczerze powiedziawszy, gdyby to piwo postawiono przede mną na stole na rynku jakiegoś włoskiego miasteczka w porze letniej, to by mi pewnie dobrze weszło, i nawet bym się nie domyślił że to górniak. Ale tak? Nudne do bólu. Piwo o którym się zapomina zanim się je jeszcze dopiło do końca. (Ocena: 4,5/10)
Hoppy Joe... Rowing Jack... Hoppy Joe... skojarzenia które mam patrząc na amber ale z browaru Lervig (alk. 4,7%) są całkiem ciekawe. Jakby jednak nie było, na etykiecie piwa jest ryba, podczas gdy na Lucky Jack (american pale ale) z tego samego browaru jest rybak. To ostatnie piwo mnie trochę rozczarowało, ciekaw byłem więc jak wypadnie amber ale, notowany na liście top 50 tego gatunku na RateBeer.
Chmielony odmianami Chinook, Simcoe i Nelson Sauvin trunek ma być w założeniach zbalansowany i mu się to udaje co do joty. Piękny, tropikalny aromat chmielowy (liczi, marakuja i brzoskwinia) jest wyrazisty, a jednocześnie nie uderza w twarz niczym pięść na okładce „Vulgar Display of Power” Pantery. Ma klasę, daje nieco pola do popisu dla karmelowych słodów, a zarazem ma niebywale elegancką szatę. Super!
Na takiej bazie dałoby się skomponować genialne piwo typu IPA, jako że piwo ma być jednak sesyjne i lekkie, toteż w smaku jest wytrawne i mało treściwe. I niestety nie przemawia do mnie tym samym tak bardzo jak by mogło. Ciało ma karmelowe, ale wychudzone, chmielowość z tropikalnej staje się w trakcie picia bardziej kwiatowa, żeby finiszować dość mocną goryczką z nutami ziołowo-trawiastymi. Bardzo fajne, ale mogłoby być jeszcze dużo lepsze. (Ocena: 7/10)
Berentsens Skumrings Ale (alk. 4,7%) to piwo uwarzone z inspiracji filmem Skumringslandet, którego akcja ma miejsce w 1349 roku, kiedy to Norwegia padła ofiarą epidemii Czarnej Śmierci, a w dodatku była plądrowana przez hordy trolli. No, naprawdę! Z etykiety łypie na nas podpity Wiking z kuflem w dłoni, a w butelce znajduje się dobry, sesyjny brown ale.
Piwo ma ciekawy aromat oscylujący wokół karmelu, rodzynek oraz owoców leśnych, ze wskazaniem na borówki. Co prawda pełnia jest niska, faktura wręcz wodnista, ale smak jest aromatyczny. Karmelowy i owocowy w przednich partiach, oraz nieznacznie palony, szczególnie w finiszu w którym przewijają się słabo uchwytne nutki kawowe, a średnio mocna goryczka wydaje się być pochodzenia bardziej palonego niż chmielowego. Dobre piwo sesyjne, smaczne i nie absorbujące. (Ocena: 6,5/10)
Na koniec, skoro powyżej wspomniałem o trollach, browar Trollbryggeriet, być może obsługiwany przez trolli, chociaż nie byłem w Norwegii, nie mogę się więc wypowiedzieć na temat urody tamtejszych kobiet. Trolle wprawdzie może umieją warzyć piwo (zaraz się o tym przekonamy), natomiast tworzenie i utrzymywanie strony internetowej wykracza najwyżej poza ich umiejętności manualne. Slogen Fjord (alk. 4,7%) to piwo typu golden ale, chmielone odmianami niemieckimi oraz czeskimi, czyli nietypowo.
Aromat jest jasnosłodowy, silnie owocowy (jabłkowo-gruszkowy) i utleniony (miodowość) oraz nieznacznie winny. Charakter ma nieco drożdżowy i ogólnie pachnie jak piwo domowe. W smaku jest zresztą podobnie, nie jestem w związku z tym pewien czy nie użyto tutaj jakiegoś winnego szczepu do fermentacji. Jeśli tak, to użyto go na chybił trafił, całość jest bowiem rozklekotana i nieposkładana. Zbyt wysokie nasycenie tłumi aromatyczność i rozpycha usta, drożdże walczą z nutami jabłkowymi, goryczka jest raczej lekka a mimo to ściągająca i cierpka. Przy czym najprostszym wytłumaczeniem jest to, że drożdże które znalazły się w samej butelce rozpoczęły niekontrolowaną fermentację i narobiły niezłego bałaganu. Mam wrażenie jakbym otworzył butelkę w trakcie trwania w niej dość burzliwej fermentacji. Ale nie jest to żaden kwasiur, pić się da. Co nie znaczy że ze smakiem. (Ocena: 4/10)
Nie wiem na ile ten przegląd był reprezentatywny, ale póki co uważam, że z Norwegii warto raczej pić głębsze, ciężkie piwa, dopasowane do tamtejszego klimatu.