Sześciopak polskiego craftu 115-118
https://thebeervault.blogspot.com/2019/03/szesciopak-polskiego-craftu-115-118.html
Publikowanie zaległych sześciopaków idzie mi opornie, zaś tworzenie nowych postępuje bez przeszkód. Nie wiem, w którym momencie blog dogoni rzeczywistość, ale skoro jesteśmy już przy jesieni 2018, no to nie jest też najgorzej. W najbliższym czasie planuję publikację następnych podróży oraz serię poświęconą angielskiemu craftowi, więc trzeba szybko przeć do przodu z zaległym tematem.
Można się przyczepić, że ten Czarny Piotruś (ekstr. 14%, alk. 5,5%) wcale nie jest taki czarny, tylko ciemnobrązowy, za czym idzie konstatacja, że nie dziwi mocne wytłumienie słodowych nut w tej black ipie od Łańcuta. Ale jest to bardzo smaczne piwo, a o to przecież w głównej mierze chodzi. I mówię to z perspektywy osoby, która akurat ciemne, słodowe akcenty w tym stylu piwnym sobie ceni. Tutaj mamy sporo iglakowych nut, bardziej zielone wtręty na linii przecięcia między karambolą i trawą, no i delikatne podszycie naznaczonej orzechami czekoladą. Podkreślona goryczka fajnie balansuje pełnię i obecną jednak słodycz piwa, a mineralny akcent w finiszu jest dobrze dopasowany. Bez zastrzeżeń. (7/10)
Łańcut dostał więc pochwałę, a teraz należy się nagana, za ten sam styl. Tyle że nie Łańcutowi, a Fortunie. Już przynajmniej wiem, gdzie wylądowały niedobitki po kontenerowcu pełnym yuzu, który prawdopodobnie w 2017 roku osiadł na mieliźnie w Zatoce Gdańskiej, po czym został rozszabrowany przez polskich craftowców. Oto bowiem w ramach serii Miłosław Warzy Śmiało ukazała się Black IPA z Yuzu (ekstr. 13,5%, alk. 5,6%). Poza yuzu wylądowała w niej skórka pomarańczy oraz trawa cytrynowa, natomiast to lekko utlenione piwo pachnie w zasadzie jak konglomerat karmelu, czekolady, miodu oraz kwiatu bzu, z delikatną domieszką lukrecji. Przyznam, że nie tego oczekiwałem, ale pomijając utlenienie wyszło to całkiem ciekawie, mimo wytłumienia nut chmielowych. Gorzej, że w smaku mało się dzieje, rzecz jest wodnista, w finiszu sucho-trawiasto-lukrecjowa i na dłuższą metę po prostu męcząca. Utlenienie zrobiło swoje, ale i bez niego nie byłoby to ekscytujące piwo. (5/10)
A skoro przy Miłosławiu jesteśmy, to można sobie omówić kolejne piwo z serii Miłosław Warzy Śmiało i niestety Śmiało to on Ora Moje Kubki Smakowe. Kooperacja z AleBrowarem, czyli American Witbier (ekstr. 13%, alk. 5,6%) miała być zapewne piwem na modłę Lady Blanche, wzmocnionym chmielem oraz kwiatem jaśminu. No i niestety, piłem krótko przed tym Miłosławiem po kilkuletniej przerwie Lady Blanche i było to bardzo satysfakcjonujące doznanie. Piwo kooperacyjne z kolei jest przytłoczone jaśminem, wskutek czego smakuje trochę jak mocno perfumowa woda po kwiatkach. Kolendra jest wepchnięta w tło, co stawia ją i tak w pozycji uprzywilejowanej względem chmieli, które poza rzeczone tło są wypchnięte. No, może poza marginalnie chmielowym finiszem. Nie wiem, czy jest to kwestia partii (wypiłem trzy butelki, kupione w tym samym sklepie), ale nie podeszło mi to wcale. (4/10)
Kwaśne, ale z wyczuciem. Porzeczkowe, ale naturalne. Delikatnie jogurtowe, ale z ożywiającą je nutą słodową. Rześkie ale nie wodniste. Takie jest Rzutkowe 2.0 z Browaru Spółdzielczego (alk. 3,5%). Berliner z czarną porzeczką wygrywa wyważoną kompozycją, balansem oraz pijalnością. Jest pełen smaku, a zarazem – co zrozumiałe – mocno sesyjny. Bez zastrzeżeń. (7/10)
Kobiety lubią chmiel – to stwierdzenie jest zapewne w jakiś zagadkowy sposób seksistowskie, przynajmniej według tych osób, które ostatnimi czasy z uporem maniaka tropią wszelkich przejawów seksizmu w polskim crafcie, niemniej jednak na widok etykiety Some Like It Hoppy (ekstr. 15%, alk. 6,8%) od kontraktowca Hoppy Beaver ciśnie się samo na palce. Przy czym inkryminowana belgian IPA niestety nie jest moim zdaniem udanym wywarem. Piwo jest dość cieliste, biszkoptowe, z estrami z rejonu przejrzałych żółtych owoców z naciskiem na banany, a także delikatnie fenolowe. Chmiele (Iunga oraz Amarillo) dały mu przede wszystkim cierpką, łodygową goryczkę, a dopiero na dalszym planie nutki trawiaste. Nie klei mi się to – sporo ciała, nieprzyjemna goryczka, mało atrakcyjna kompozycja drożdżowa i wycofane chmiele. To niestety wyszło słabo. (4/10)
Pierwszy niuch i od razu uch. Jak się nazywał ten owoc cytrusowy, który w zeszłym roku popsuł tyle piw w Polsce? Właśnie, yuzu. Otóż Boldheart (ekstr. 9,5%, alk. 4%) to owocowa interpretacja saisona w wykonaniu Rockmilla, w której yuzu nadaje ton, skutecznie tłumiąc agrest, nieskutecznie wyciszając pomniejsze akcenty siarkowe, pozwalając jednak w finiszu na przewinięcie się słodowej nuty. Piwo jest lekko kwaskowe, przyprawowość jest na poziomie umiarkowanym, zaś niska intensywność, wręcz wodnistość piwa prowokuje do zapytania o sens jego istnienia. (4,5/10)
Współpraca między Browarem w Grodzisku a SzałemPiw zaowocowała całkiem ciekawym vermontem. Wyczułem trochę cytrusów, jak i specyficzną jabłkowość polskiej Oktawii, przede wszystkim jednak w Vermont IPA (ekstr. 14%, alk. 6%) przedstawienie daje dodana kocimiętka. Jaki ma aromat? Moim zdaniem jest to połączenie cytrusa, ziaren kolendry, rumianku oraz świerku, może z delikatnym wtrętem białogronowym, za który może być jednak równie dobrze odpowiedzialny inny składnik. Klimatowo piwo jest zbliżone do gruitowego witbiera z podkreśloną, suchą goryczką. Jest rześkie, ale nie spodobał mi się do końca krótki, raptownie urywający się finisz. Wciąż niezłe. (6/10)
Pierwszym piwem z projektowej serii browaru Maryensztadt, jakie wylądowało w moim szkle, jest Projekt 30 Wee Heavy Laphroaig BA (ekstr. 32,21%, alk. 11,63%). Nie jest zaskoczeniem dominacja lizolowo-torfowa, czyli słód wędzony torfem plus beczka po whiskaczu Laphroaig. Nie jest to jednak piwo jednowymiarowe – obecna jest komponenta drzewno-dymna, ogniskowa, co zapewne można przypisać słodowi wędzonemu drewnem wiśniowym. Trochę brązowych nutek też zaistniało, szczególnie w finiszu (migdały, orzechy), więc nudy nie ma – a przynajmniej nie ma torfowego overkillu, którego się w takich piwach najbardziej obawiam. Dzieło Maryensztadtu jest gęste, oleiste, torfowe ze stosunkowym umiarem również w smaku, w finiszu można poza tym wyodrębnić specyficzną mineralność. Nie jest nadmiernie złożone, ale za to posiada głębię, która to uzasadnia jego wpadającą w syropowość słodycz. Ta ostatnia jest z kolei łamana ostrawymi nutami torfu. Mimo wszystko – a jest to bardzo dobre piwo – byłoby jeszcze lepsze, gdyby wspomnianą słodycz jednak trochę ujarzmiono. (7/10)
Bardzo fajnie wyszła brett IPA z zestem o nazwie Tak Trzeba Żyć (ekstr. 14%, alk. 5,7%). Dzieło Ziemi Obiecanej z jednej strony jest przyjemnie cytrusowe, z drugiej wyraźnie dzikie. Bretty jednak nie dominują, szczególnie w smaku stanowiąc intrygujący, ale stosunkowo stonowany dodatek. I bardzo dobrze – tak jak inne brettowe ajpy są wytrawne, wręcz suche, tak to piwo przemyca obok dzikości również soczystą treść. Wprawdzie jest proste w konstrukcji, ale ostatnimi czasy takie piwa bardzo doceniam. (7/10)
Częstą przypadłością piw Ziemi Obiecanej jest brak pełnego spełnienia oczekiwań rozbudzonych przez aromat w smaku. Wczasy w Zgierzu (ekstr. 12%, alk. 4%) wpisują się w ten trend. Z jednej strony aromat – soczysty grejpfrut, pomelo, limonka, może odrobina guawy oraz subtelne ciasteczkowe podszycie. Z drugiej strony smak – rześki, skórkowy, lekko gorzki. No i jednak ciut wodnisty. Warto byłoby nad tym popracować. (6,5/10)
Łańcut dostarcza po raz kolejny. Żytomierz Jack Daniels BA (ekstr. 17%, alk. 6,5%) łączy w sobie ciemną czekoladę, żytnie pieczywo, drewniane klepki oraz nieco flandersową winność. Przyjemnie gładka, oleista faktura w smaku niweluje spodziewaną ostrość akcentów winnych, czyniąc zarazem paloną cierpkość bardziej okiełznaną, wręcz szlachetną. W finiszu czerwone owoce łączą się z palonym ziarnem i wyraźnie podkreśloną goryczką. Mam wrażenie, że nie wszystko poszło tutaj zgodnie z planem, ale nie szkodzi, skoro końcowy rezultat jest taki smaczniutki. (7,5/10)
Kolejna okazja do skosztowania bobra. Chodzi oczywiście o Hoppy Beavera, którego Koala In My Bed (ekstr. 12%, alk. 5,5%) to APA wprawdzie nie wyzbyta wad, ale jednak poczciwa i smaczna. Piwo jest chmielone wyłącznie australijską odmianą Galaxy, która dała mu bardzo mocną (jak na styl) goryczkę, tropikalny, nieco brzoskwiniowy trzon oraz cytrusowe, miąższowe uzupełnienie. Poza tym piwo jest marginalnie maślane oraz wyraźnie ciasteczkowe. A wyraźne ciasteczka oraz silna goryczka to cechy, które odróżniają ten trunek od (post)nowofalowego podejścia do mocno chmielonych piw. Tyle że ta kombinacja tutaj moim zdaniem właśnie działa. Dobre. (6,5/10)
Poczciwym piwem jest też Pinta Fantassie (ekstr. 12%, alk. 4,7%), trochę niedoceniany produkt z dodatkiem tasmańskich chmieli. Trochę agrestu, ciut opuncji, kapka żywicy, garść białych owoców – niewiele tego jest na dobrą sprawę, ale przy takim stonowaniu kompozycja wypada jednak całkiem zgrabnie. O wyrazistość dba dość silna goryczka, która ponadto może nieco paradoksalnie zapewnia piwu dodatkową pijalność. Nie jest to rzecz jasna żaden magnum opus, ale smaczne piwo na co dzień. (6,5/10)
India pale lager to dobra koncepcja, natomiast Wujek Dobra Rada (ekstr. 14%, alk. 5,8%) to przykład udanego wcielenia tej koncepcji w życie przez Hoppy Beavera. Wprawdzie nos od razu wyczuwa specyficzną summitową zieloną cebulkę, ale jest tu też trochę nut cytrusowych, brzoskwiniowych, jak i biszkoptowych. Cieszy też, że przy całej charakternej goryczce uchowało się również trochę słodyczy resztkowej. Przyjemne piwo, w którym (małą) kością niezgody mogą być wspomniane nuty cebulki oraz przewijająca się dyskretnie w tle marchewka. (6,5/10)
Ostatni piwotwórczy wkład Doroty Chrapek w polski craft, czyli Konstancin Saison (ekstr. 15,5%, alk. 6,3%) jest piwem szytym na miarę. Moc żółtych owoców (głównie pomarańcze oraz morele; tak, przede wszystkim morele) na ciasteczkowej bazie, uzupełnione o akcenty przyprawowe, wręcz pieprzne, no i ziołowe. Piwo jest słodkawe, choć dzięki przyprawom i lekkiemu kwaskowi zbalansowane. Dość złożone, a jednak bardzo pijalne. Jeden z lepszych wyrobów polskiego craftu 2018 roku, który niestety nie uzyskał należnej mu atencji. (7,5/10)
Nie zawiodłem się na pintowskim Fest Oktoberze (ekstr. 13,3%, alk. 5%) pod względem zasypu. Tak jak wypuszczona na rynek rok wcześniej oktoberfest IPA była pod tym względem bardzo udana, tak się sprawy mają również z tym marcowym. Trochę melanoidyn, karmel, sporo nut orzechowych – takie kompozycje słodowe mi często podchodzą. Piwo jest przyjemnie pełne i pożywne, ale niestety wkradł się tutaj mały chochoł w postaci narzucających się nut marchewkowych. Czyli jednak nie do końca warte polecenia. (5,5/10)
Napiszę wprost – nie jestem zbytnim fanem polish ejli, bo nie jestem raczej fanem polish chmieli. Przy czym Hoppy Beaver zrobił to całkiem zgrabnie. Blondyn Wieczorową Porą (ekstr. 11%, alk. 5,1%) to ciasteczkowe piwo z wyczuwalną ale nie dominującą obecnością rodzimych odmian lupuliny. Nachmielenie jest po polsku owocowe, czyli wypełnione tym, co Iunga oraz Oktawia potrafią dać. Moszcz owocowy z gruszek, jabłek oraz dojrzałych śliwek nadaje tutaj ton, przy czym goryczka jest stonowana. Sesyjne, smaczne piwo. (6,5/10)
Pewne rzeczy są stałe. Na przykład przegazowanie butelek Profesji. W Oberżyście (ekstr. 11%, alk. 4,5%) ziemiste posmaki drożdżowe zmieszane są z ciasteczkową słodowością oraz kwiatowym nachmieleniem. Przegazowany bitter przeczy istocie bittera, poza tym funkopodobne nuty w takim czymś to rzecz szkaradna. Więc wu te ef? (3,5/10)
Nie słyszałem niczego od łódzkiego składu Death Denied, ale piwotekowe piwo The Plague Doctor (ekstr. 10,5%, alk. 4,3%), reklamujące ten zespół, wywołuje co najwyżej wzruszenie ramion, jak zdecydowana większość polskiego metalu, więc nie czuję się nakłoniony do tego, żeby obadać sprawę. Mamy tutaj sporo szeroko pojętej cytrynkowości, wręcz herbatki cytrynowej, nieznaczną słodowość i zupełnie marginalne nutki owocowe. Goryczka jest mało rasowa nawet jak na APA, z kolei gazu jest tutaj zbyt dużo. Złe nie jest, ale trzeba by je dopracować. (5,5/10)
Mogę sobie żartować z nawróconych korposzczurów tworzących kontraktowca Za Miastem (ex Kompania Piwowarska), ale szanuję ich za uwarzenie tak kompletnie niepopularnego stylu jak roggenbier vel piwo żytnie. Cichy Wieczór (ekstr. 14,1%, alk. 5,8%) jest lekko owocowy niczym weizen, ale to żyto stoi tutaj w blasku fleszy. Jest wiejsko, chlebowo, pikantnie od żyta, ale i od drożdży. Nie jest to mój ulubiony styl piwny, ale piwo jest naprawdę dobrze zrobione. (6,5/10)
Wbrew swojej nazwie, Kwas Ny (ekstr. 18%, alk. 8,9%) wcale nie jest zbytnio kwaśny. Wspólne dzieło Pinty oraz To Ol oferuje skórzano-końskie klimaty zmieszane z morelami i białym gronem wraz z pestkami tego ostatniego, a w smaku dodatkowo z miąższem świeżej śliwki. Piwo owszem, jest lekko kwaskowe, ale zarazem dysponuje lekką słodyczą kojarzoną z triplami, jak również dyskretną pieprznością w finiszu. Świetne połączenie. (7,5/10)
Faster od Kingpina (ekstr. 14%, alk. 6,1%) jest przykładem piwa, w którym owoc przejął kontrolę nad bazą. Jest bardziej kwaskowe niż gorzkie oraz dość rześkie, a przy tym intensywnie cytrusowe, miąższowe, choć skojarzenia wędrują również ku ziołopodobnym aspektom skórki limonki. Chmiel Cascade w moim odczuciu tonie pod naporem dodanego calamansi, co skutkuje wrażeniem, że mamy do czynienia z radlerem – tyle że bez obniżki na alkoholu. (5,5/10)
Harpaganowo-spółdzielczy Lódolf Rioja BA (alk. 16%) zapowiadał się przednie. Słodowość dyskretnie podszyta pumperniklem i zmieszana z dosadną dawką owoców – głównie czerwonych, jak ciemne grono, granat czy jabłko, ale są i nuty moreli. Piwo jest gęste, oleiste, lepkie, choć nie przesłodzone. Grzeje gardło, ale alkoholowe jest bardziej w zapachu niż w smaku. W finiszu odzywa się drewno, a mi koniec końców brakuje w samym smaku trochę więcej intensywności oraz głębi. W takiej postaci jest jedynie niezłe. (6/10)
Chorzowski Reden robi obok Łańcuta najlepsze pilsy w kraju. Z drugiej strony Oktawia jest jednym z najmniej przeze mnie lubianych chmieli, w gotowych piwach – przynajmniej tych, których skosztowałem – występującym często w postaci mdłych owoców sadowych. I oto Oktawia wet hop pils o nazwie Riders On The Hops (alk. 5%) ze wspomnianego Redenu jest piwem tylko nieznacznie owocowym. Dominuje w nim fajna, ziołowa goryczka, balansowana lekką słodyczą resztkową, przy akompaniamencie nut piwnicznych. Bez zastrzeżeń. (7/10)
Żytomierz, Kaws Ny oraz – zaskakująco – Konstancin Saison wygrały ten przegląd. Od jutra z kolei dla odmiany zaczynam minicykl angielski, który potrwa do końca następnego tygodnia.