English breakfast vol. 3 - Partizan
https://thebeervault.blogspot.com/2019/03/english-breakfast-vol-3-partizan.html
Partizan Brewing to młodszy brat browaru The Kernel. Nie dość, że są umiejscowione niemalże po sąsiedzku, przy tzw. Bermondsey Beer Mile, to w dodatku Partyzanci warzą na byłym sprzęcie Kernela. Od dawna w stałej ofercie katowickiego Browariatu, u mnie na blogu dopiero kilka razy, z okazji relacji z festiwali. Czas nadrobić zaległości, i to sięgając degustacjami czasowo mocno wstecz, choć i kilka bardziej aktualnych piw znalazło swoją drogę do tego przeglądu.
Trawa cytrynowa to mój konik, stąd Partizan Saison Lemongrass (alk. 3,8%) od początku zapowiadał się nielicho. Silne uderzenie trawy cytrynowej pomieszane z sianem i ziołami daje chyba zgodne z założeniami wrażenie orientalno-chłopskie. Tajskie sianokosy. Lekkie i rześkie piwo, trochę kwaskowe, marginalnie gorzkie. Z czasem staje się coraz bardziej smaczne. Nie jest to poziom Cymbopogonu w szczytowej formie sprzed paru lat, ale prawie. (7,5/10)
Saison Lemon Thyme (alk. 3,9%) uderza zgodnie z nazwą w inne tony. Zamiast trawy cytrynowej jest cytryna i tymianek, przy czym tego ostatniego mogłoby być jak na mój gust trochę więcej. Kwaskowe, lekkie, delikatnie gorzkie piwo. Bardzo rześkie, ale jednak doprawieniu brakuje asertywności. (6,5/10)
Saison Kriek (alk. 3,8%) jest niezbyt intensywny, metaliczno-wiśniowy. W aromacie ciekawy, w smaku rześki, lekko słodki i lekko kwaskowy. Proste i smaczne piwo, które wzorowo orzeźwia. Dobre. (6,5/10)
Partizan Pale Ale Amarillo Bravo Columbus (alk. 4,5%) ma świetny, słodki i tropikalny aromat. Cytrusy, ananas, brzoskwinia, silna morela, pomarańcza, a do tego ciasteczka od słodu. Smak jest lekki, rześki ale i miękki, a przy tym piwo jest mocno wytrawne. Dobre, ale całość jednak nie przekonuje aż tak bardzo jak części składowe, którym jednak brakuje większego zintegrowania. (6,5/10)
Partizan X-Ale (alk. 6,4%) to z kolei mild ale, tyle że w wersji na sterydach. Czekolada z orzechami przywodzi na myśl Nussbeissera, natomiast wbrew pozorom oraz zdecydowanie słodowemu bukietowi piwo nie jest na tyle mocarne, żeby zatraciło swoje właściwości orzeźwiające. Świetne. (7,5/10)
Bez dwóch zdań udanie wypadł Partizan IPA Calypso (alk. 6,4%). Zmysły wnet są atakowane mieszanką nut ananasa, arbuza, brzoskwini, gruszki oraz gumy juicy fruit. Tak jak inne piwa z tego browaru, wyszło bardzo miękko, a przy okazji średnio gorzko i bardzo, bardzo pijalnie. (7,5/10)
Partizan Imperial Saison Lemongrass (alk. 4,4%) zgodnie z logiką jest ciut bardziej pełny od wersji podstawowej, nadal jednak jest to leciutkie piwo. Bardzo rześkie, trochę perfumowe, ale w subtelny oraz intrygujący sposób, napakowane trawą cytrynową do imentu. Motywy ziołowe i sianowe się powtarzają. Bez niespodzianek, świetna rzecz. (7,5/10)
Partizan IPA Citra (ekstr. 15%, alk. 7%) pokazuje, że siła leży w prostocie. Piwo jest mocno cytrusowe, ma sporo nut dojrzałego mango, trochę ananasa i oferuje słodko-gorzki balans smakowy podany na miękkiej fakturze. Takie ajpy to można żłopać. (7,5/10)
Jakiś czas temu Partizan wypuścił na rynek trzy wersje Imperial Stouta (alk. 10%), które okazały się być poniżej zwyczajowego poziomu tego browaru. Wersja pierwsza jest wersją bez dodatków, pozostałe dwie natomiast mają dodatek, który trzeba jednak samemu wyczuć – browar nie podał, co dodatkowego wylądowało w wersjach 2 i 3. V1 jest mocno ziemisto mineralnym piwem z kawowym finiszem i sporą dawką estrów, które gładko przechodzą w wytrawność. Ta ostatnia, którą charakteryzuje się finisz, jest kontrapunktem dla sporej gęstości piwa. Ver 2 jest wyraźnie bardziej kawowa, tak więc już wiadomo, co takiego wylądowało w tym piwie jako dodatek. Reszta jest taka sama, może poza finiszem, który być może wskutek oleistości kawy stał się ciut mniej wytrawny. Ver 3 z kolei smakuje właściwie tak samo jak wersja podstawowa. Nie wiem, czy browar zrobił sobie tutaj jaja, czy też wpakował w piwo za mało dodatku, ale ani ja ani kilku współdegustujących żadnej różnicy nie wychwyciłem. Wszystkie trzy dostają ode mnie (6/10), bo są niezłe, spodziewałem się jednak czegoś więcej niż tylko poprawności.
Więcej niż poprawność znalazło się w moim szkle wraz z Imperial White Russian Stout (9%), w którym wylądowała kawa odmiany Villa Sarchi z regionu Finca Sumava de Lourdes w Kostaryce, w wersji yellow honey. Nie ma to nic wspólnego z miodem, a odnosi się do sposobu ekstrakcji ziarna z owocu kawowca. W przypadku ‘honey processing’ część miąższu zostawia się razem z ziarnami w celu wysuszenia, inaczej mówiąc – nie oczyszcza się ziarna do końca. Takie kawy są słodsze, mniej cierpkie, ale i droższe, bo ich przygotowanie do prażenia trwa dłużej i wymaga większego nakładu pracy. No i tutaj mamy właśnie taką kawę. Piwo jest faktycznie słodkie, jest wprawdzie obecny lekki kwasek od kawy, ale jak na ilość tej ostatniej nie ma go zbyt dużo. Wręcz powiedziałbym, że nuty kawowe mają tutaj owocowy sznyt, przy czym wyczuwam, że najprawdopodobniej dodano ją w formie espresso, bo jest podobna do tej w Turbo Geezerze, tyle że właśnie słodsza i bardziej owocowa, daleka od fasolowości. Wszystkie inne nuty, jak choćby melasa i delikatna czekolada, są tutaj podporządkowane kawie, która jednak jest na tyle wielowymiarowa, że kompleksowości piwa nie dzieje się szkoda. Jest to bardzo ciekawy, świetny RIS, wzbudzający ciekawość względem dodanej kawy w wersji saute. (7,5/10)
Celebration Ale (alk. 8,8%), uwarzony z okazji urodzenia się potomka szefa Partyzantów, ma potencjał, który pozostaje częściowo niewykorzystany, a to ze względu na wyraźną drożdżowość, do której dochodzi geranium, potęgujące wrażenie picia ziemi po roślinach. Poza tym jest gęstawe, średnio gorzkie i mocno cytrusowe, więc można było z tego wycisnąć coś więcej. (6/10)
Nie popisał się browar kolejną ajpą, mianowicie Fusion IPA (alk. 6,5%). Podbita słodowość skojarzyła mi się tutaj trochę z czeskimi polotmavymi, czyli nutami opiekanymi, może trochę orzechowymi, wyczulem też suszone owoce. Lupulina obecna jest głównie w postaci herbaciano trawiastej, ogółem średnio intensywnej, pomijając goryczkę, która poza tym że mocna, jest też trochę ściągająca. Nachmielenie więc nie jest specjalnie udane, a te słody mimo wszystko też nie wypadły specjalnie ekscytująco. Ciut poniżej średniej. (4,5/10)
Saison Sumac & Za'atar (alk. 3,8%) jest piwem bardzo oryginalnym. Piłem je, nie sprawdzając, co to za dziwne dodatki w nim wylądowały. Dopiero w domu więc, kiedy dowiedziałem się, że sumak to po niemiecku 'Essigbaumfrucht', wyklarowało mi się, skąd się w tym piwie wzięły octowe nutki pokrewne zalewie po śledziach. Za'atar z kolei to mieszanka sumaku, ziaren sezamu i ziół środziemnomorskich. Wespół z drożdżami oraz chmielami poskutkowało to czymś w rodzaju cytrusowo-przyprawowego gruita. Są zioła, cytrusy, nuty pokrewne werbenie cytrynowej oraz geranium, no i delikatna pieprzność. Aromat arcyciekawy i bardzo przyjemny, z kolei smak trochę pusty. To samo piwo w wersji dwa razy mocniejszej mogłoby być petardą. (6,5/10)
A na koniec Partizan Extra Hop Pale Ale Citra Mosaic Galaxy (alk. 4,5%). Jest w nim trochę nafty, jest też nutka kocia, przede wszystkim jednak piwo jest napakowane grejpfrutem, i to całym, razem ze skórką. Zadbano o odpowiednią soczystość, jak i o to, żeby goryczka nie była przesterowana ani piekąca. Bardzo dobre. (7/10)
Saison Sumac & Za'atar (alk. 3,8%) jest piwem bardzo oryginalnym. Piłem je, nie sprawdzając, co to za dziwne dodatki w nim wylądowały. Dopiero w domu więc, kiedy dowiedziałem się, że sumak to po niemiecku 'Essigbaumfrucht', wyklarowało mi się, skąd się w tym piwie wzięły octowe nutki pokrewne zalewie po śledziach. Za'atar z kolei to mieszanka sumaku, ziaren sezamu i ziół środziemnomorskich. Wespół z drożdżami oraz chmielami poskutkowało to czymś w rodzaju cytrusowo-przyprawowego gruita. Są zioła, cytrusy, nuty pokrewne werbenie cytrynowej oraz geranium, no i delikatna pieprzność. Aromat arcyciekawy i bardzo przyjemny, z kolei smak trochę pusty. To samo piwo w wersji dwa razy mocniejszej mogłoby być petardą. (6,5/10)
A na koniec Partizan Extra Hop Pale Ale Citra Mosaic Galaxy (alk. 4,5%). Jest w nim trochę nafty, jest też nutka kocia, przede wszystkim jednak piwo jest napakowane grejpfrutem, i to całym, razem ze skórką. Zadbano o odpowiednią soczystość, jak i o to, żeby goryczka nie była przesterowana ani piekąca. Bardzo dobre. (7/10)
I tak to jest z tym Partyzantem. Browar będę kojarzył głównie z jasnymi, mocno chmielonymi piwami, doprawionymi saisonami, no i oczywiście z imperialnym mildem. Polecam spróbować wybrane pozycje. Wprawdzie na tle Kernela Partizan wypada słabiej, z drugiej strony jednak trudno się w przypadku tej marki nadziać na piwo kompletnie nieudane.