English breakfast vol. 9: Brew By Numbers
https://thebeervault.blogspot.com/2019/03/english-breakfast-vol-9-brew-by-numbers.html
Na koniec angielskiego cyklu wracamy do klasowego Brew By Numbers z Londynu, który mogę bez przesady tytułować drugim Kernelem, pod względem umiarkowanej jak na import ceny, wysokiego poziomu wyrobów, niezawodności, umiejętności chmielenia i szacunku dla tradycyjnych stylów piwnych. Jak tylko widzę nowe piwo z BBNo, to jego zakup odczuwam jako odruch bezwarunkowy i bardzo rzadko jestem rozczarowany. Poniższa selekcja obrazuje, dlaczego sprawy mają się tak a nie inaczej.
BBNo 11:21 Session IPA Mosaic & Wai-Iti (alk. 4,2%) pachnie soczystym grejpfrutem delikatnie nasączonym naftą, z dodatkiem brzoskwini, limonki i pieprznych ziaren papaji. Nie powiem, ciekawie. W smaku rzuca się na język wytrawność piwa, która kontrastuje ze wspomnianą soczystością, tworząc całkiem ciekawy efekt. Piwo jest rześkie, gorzkie i aromatyczne, do szybkiego picia. Fajne, choć jednak jak na mój gust nie do końca zbalansowane – zbyt wytrawne. (6,5/10)
Dziwnie wypadł 11:22 Session IPA Waimea & Wai-Iti (alk. 4,2%). Brzoskwinie pozostały, są nawet bardziej wyraźne, a miejsce grejpfruta z naftą zajęły ciężkie do sprecyzowania, mdłe, słodkawe nuty pokrewne kukurydzy oraz trochę róży. Nie wiem co tu się odmajkeldżeksonowało, ale trudno nad tym przejść do porządku dziennego. Iluzja słodyczy wpływa korzystnie na balans, no ale te nuty tutaj po prostu nie pasują. Szkoda. (5,5/10)
Doczekałem się jednak również świetnej sesyjnej ajpy od be-be-enów. 11:26 Session IPA Chinook Columbus Summit (alk. 4,2%) obyła się bez summitowej cebuli, a za to ma niesamowicie soczysty, wręcz soczkowy bukiet pełen dojrzałych żółtych owoców pokroju mango, brzoskwini i ananasa, ale i miejsce na ziołowe wtręty się tutaj znalazło. Smak wzorowo aromatyczny, lekki, mięciutki, ze stonowaną goryczką. Świetne wcielenie stylu. (7,5/10)
45:01 Belgian IPA (alk. 6%) jest nietypowo nachmielona jak na ten podgatunek, mianowicie Tettnangiem, EKG oraz żateckim. Trzy do bólu klasyczne gatunki chmielu w stylu nowofalowym. A jednak – to działa. W warstwie chmielowej, fakt że bardziej subtelnej niż gdyby postawiono na bardziej nowoczesne odmiany chmielu, można wyczuć trawę cytrynową, zioła, trawę oraz trochę ziemi. Na płaszczyźnie estrowej majaczy coś na wzór niedojrzałej gruszki, ale i winogrona, choć główny ton w tym piwie nadaje pieprzno-goździkowy fenol. Jest więc umiarkowanie chmielowo, jest zdecydowanie belgijsko, jest i wytrawnie oraz niezwykle lekko jak na ipę. Jestem bardzo na tak. (7/10)
21:07 Pale Ale NZ Cascade (alk. 5,1%) unaocznia, że na kanwie kaskejda można by zrobić piwa w serii ‘world tour’, w tylu krajach się go obecnie uprawia. Odmiana nowozelandzka daje silne nuty żywiczne zmieszane z limonką i subtelną różą. Ciekawe. W smaku do tego dochodzi delikatny przejrzały tropik. Bardzo smaczne, umiarkowanie wytrawne i bardzo soczyste, no i bardzo rześkie. (7/10)
Pokazowo wypadł BBNo 21:03 Pale Ale Citra Amarillo Mosaic (alk. 5,2%). Soczysty miks mango, marakui oraz cytrusów punktowany jest wprawdzie suchą, ale umiarkowaną, dobrze uzupełniającą się ze słodką owocowością piwa goryczką. Świetne piwo. (7,5/10)
BBNo 01:06 Saison Motueka Lime (alk. 5%) wręcz bucha limonką i cytryną, którym przeciwstawione są nuty pieprzne i przyprawowe, siano i zioła, a w tle przewija się słabo wyczuwalny akcent owoców tropikalnych. Bardzo lekki, rześki, świetnie zbalansowany saison. Wytrawny, z krótkim finiszem, idealny na sianokosy. (7,5/10)
Gwiazdą jest piwo, po którym tego nie oczekiwałem, mianowicie BBNo 14:04 Tripel Hallertau Blanc (alk. 8,5%). Tripel spoza Belgii i tak od razu gwiazda? Ano tak. To piwo pachnie bowiem niczym białe wino – tak tutaj zagrały drożdże z chmielem. Białe grono, trochę agrestu i średnio dojrzałych jabłek, no i na deser pikantne nutki. Piwo jest raczej wytrawne, lekko kwaskowe, mocno, ale drobnoperliście nasycone, z doskonale ukrytym alkoholem. Finisz jest delikatnie cierpki, kojarzy się ze ssaniem skórki śliwki. Też rzecz jasna pasuje do reszty. To jest rewelacyjny, niespodziewanie pijalny tripel, którym Angole pokazują Belgom, jak to się robi. (8/10)
BBNo 07:07 (alk. 5,4%), czyli witbier z sokiem z pomarańczy, jest piwem zaprojektowanym na lato. Cytrusowym, trochę biało-gronowym, delikatnie może bananowym, z odczuwalnym dodatkiem pomarańczy. Jest też delikatna przyprawowość, przy czym nie skojarzyła mi się z typową dla tego gatunku kolendrą. Proste, lekkie, rześkie, bardzo smaczne piwo. (7/10)
BBNo 05:21 IPA Azacca NZ Cascade (alk. 6,2%) okazał się być hitem wieczoru w Browariacie – i to tego wieczoru, kiedy mogłem sobie pokosztować w opór Foundersów. Słód jest tu tylko nośnikiem wyjątkowo owocowych, soczystych nut chmielowych. Limonka, grejpfrut, białe grono, kwiat bzu, a na dodatek trochę ziół – niecodzienna bądź co bądź kombinacja, która stanowi istotę tego mięciutkiego, wzorowo zbalansowanego piwa. Czasami warto więc pokombinować z trochę mniej popularnymi chmielami, tak jak tu. IPA na poziomie najlepszych piw w tym stylu od Kernela. (8/10)
BBNo 05:22 IPA Mosaic Columbus (alk. 7,3%) plasuje się niestety kilka poziomów niżej. Sama barwa zdradza już, że nie będzie to raczej soczysta bomba chmielowa pokroju 05/21, choć jednak wbrew temu piwo jest tylko trochę słodowe. Aromat trzyma poziom za sprawą zespolenia nut różnych owoców tropikalnych, z kolei smak jest trochę problematyczny – wyszedł mianowicie zbyt pikantny a przez to agresywny, na niekorzyść balansu. Dobre, ale spodziewałem się więcej. (6,5/10)
W hazy ipy też się bawią, wypuszczając je na rynek pod numerem 05. I taka 05:25 Hazy IPA Citra HBC431 (alk. 6,3%) to bardzo soczyste połączenie mango, marakui oraz kwiatów, na mięciutkiej, lekkiej podbudowie słodowej. Całość wieńczy umiarkowana goryczka, a ja nie mam żadnych powodów do niezadowolenia. (7,5/10)
Jak zrobić jasnego stouta? Dodając do jasnego piwa kawę oraz czekoladę. Pamiętacie może ‘białego RISa’ Mikhail Jackson z browaru Hopium? No więc 08:08 Stout White (alk. 5,3%) od BBNo jest jego słabszym woltażowo kuzynem. Czyli niby jest kawa, ale co z tego, skoro piwo śmierdzi jak świeżo ugotowany garnek bobu? Taki trochę przypalony garnek, podlany oszczędnie czekoladą, no ale jednak garnek bobu? Fasolowość kawy jest tutaj ewidentna i natrętna. Niestety. Co ciekawe jednak, w smaku robi się o wiele lepiej. Goryczka na poziomie co najmniej solidnie chmielonego pale ale, nachmielenie na smak (przez nos pod tym względem mało co czuć), rześkość, wysoka pijalność. I jeszcze na dodatek posmak, który powoduje złudzenie, że człowiek dosłownie przed chwilą coś palił. Ciężko mi się jednoznacznie odnieść do piwa, które pachnie nie najlepiej, a smakuje bardzo dobrze. Najlepiej od razu przejść do picia, bez wgłębiania się w aromat. (6,5/10)
Jak widać na załączonym obrazku, ostrygi, które wylądowały w BBNo 08:05 Stout Oyster (alk. 5,4%) narobiły sporo piany, przy czym jednak mineralny, a również mięsisty ton aromatu w pewnej mierze niweluje ten minus. Piwo poza wspomnianym umami pachnie czekoladą, wafelkami oraz lukrecją, zaś w smaku jest delikatnie słonawe i świetnie zbalansowane, dzięki czemu przegazowanie jednak nie obróciło w ruinę założeń piwowara. Byłoby bardzo dobre, ale jest jednak lekko wadliwe. Ale świeże z kega z pewnością robi robotę. (6,5/10)
Jak widać na załączonym obrazku, ostrygi, które wylądowały w BBNo 08:05 Stout Oyster (alk. 5,4%) narobiły sporo piany, przy czym jednak mineralny, a również mięsisty ton aromatu w pewnej mierze niweluje ten minus. Piwo poza wspomnianym umami pachnie czekoladą, wafelkami oraz lukrecją, zaś w smaku jest delikatnie słonawe i świetnie zbalansowane, dzięki czemu przegazowanie jednak nie obróciło w ruinę założeń piwowara. Byłoby bardzo dobre, ale jest jednak lekko wadliwe. Ale świeże z kega z pewnością robi robotę. (6,5/10)
BBNo 10:10 Coffee Porter Imperial (alk. 10%) jest najwyżej bodajże ocenianym piwem z tej stajni. Nie stał się wprawdzie moim ulubionym piwem z Brew By Numbers, ale potrafię zrozumieć jego bardzo wysokie noty. Esencjonalna, bardzo przyjemna i przy tym absolutnie nie fasolowa kawa Duromina z Etiopii jest tutaj świetnie wkomponowana w ciemnoczekoladową, wafelkową, lekko paloną podstawę. Nie ma mowy o żadnym odklejeniu – kawa stanowi część integralną bukietu aż po wytrawny, wyraźnie gorzki, lekko cierpki finisz, a jednocześnie nie dominuje niepodzielnie, jak to często w piwach z kawą bywa. Ciała jest bardzo dużo, a piwo mimo to ożywia niczym espresso, będąc zarazem puszyste niczym pianka o słodko-gorzkim smaku mokki. Świetny kawowy RIS. (7,5/10)
Czas na pierwszego mocno chmielonego imperiala z be be ena. 55:06 Double IPA Galaxy & Mosaic (alk. 8,2%) zgodnie z wyglądem nie jest jednak klasyczną podwójną ajpą, tylko taką hejzi. Soczystość bucha z tego piwa na co najmniej 20cm od szkła. Mango, papaja, ananas, marakuja, kiwi, trochę białej porzeczki, jedna wielka owocowa multiwitaminowa miazga. W smaku moim zdaniem jednak jest za mało ciała, silna goryczka zbyt szybko przejmuje stery, redukując odczucie pełni piwa po przebrnięciu 60-70% jamy ustnej niemalże do zera. Ergo – soczystość jest, ale zanika pod naporem goryczki. Z początku mnie to rozczarowało, z czasem jednak właśnie spasowało. To nie jest kolejna soczko-IPA, tylko rasowo wytrawny, a jednak soczysty, owocowy do imentu imperial. Kolejne świetne piwo z tej stajni. (7,5/10)
Bardzo mnie ucieszył BBNo 08:02 Imperial Stout (alk. 9,9%). Ostatnimi czasy zbyt często kosztowane przeze mnie RIS-y były zaklejająco słodkie. No więc ten RIS na odwrót, jest gorzki i wytrawny, acz moim zdaniem wciąż zbalansowany, lekka słodycz resztkowa bowiem w piwie się jednak znalazła. I w takiej, ograniczonej ilości mi akurat w tym momencie bardzo odpowiadała. Czarne jak smoła piwo z kremową pianą pachnie likierem ale i kremem z gorzkiej czekolady połączonym z dużą ilością nut palonych, skórzaną tapicerką, odpalonym cygarem, a także akcentami ziemi oraz wafli. Jako rzekłem, smak jest wytrawny, szczególnie w palonym finiszu. Po przełknięciu w gardle zostaje popiół i sproszkowana czekolada. Ciała piwo ma sporo, faktura jest kremowa, a goryczka wręcz ekstremalna. Rewelacyjny RIS. (8/10)
5th Anniversary DDH Pale Ale (alk. 5,6%) spełnił wszelkie pokładane w nim oczekiwania, a nawet je przebił. Smakuje bowiem jak świeżutki, świetnie uwarzony new england pale ale prosto z tanku. Intensywny, mega cytrusowy, owocowy, lekko żywiczny aromat i smak oferuje połączenie żółtego i zielonego grejpfruta, guawy, ananasa, brzoskwini, moreli, mango, papai oraz delikatnej karamboli. Jest bardzo intensywny i rześki, co w połączeniu z bardzo umiarkowaną podbudową słodową czyni to piwo w zasadzie chyba idealnym piwem sesyjnym. Oczywiście dla ludzi, których na nie stać, bo 20zł+ za pół litra to jednak spory wydatek. Polecam jednak gorąco, bo piwo w obrębie swojego (pod)stylu może być wręcz traktowane referencyjnie. (8/10)
Na koniec zostawiłem sobie piwo, które dostałem na pępkowe od szefa Browariatu, Kapitana Chmiela. BBNo 18:13 Farmhouse Berry Red (alk. 7,3%) to inspirowany flandersem kwas, leżakowany z dodatkiem żurawiny przez okrągły rok w hiszpańskich beczkach po winie, zaś później przelany do metalowych tanków i dodatkowo leżakowany z malinami i borówkami czerwonymi. No i fest owocowy bukiet jest faktycznie fest flandersowy. Dzikie nutki, maliny, żurawina, ale również wiśnie, czerwona i czarna porzeczka oraz subtelna klepka w finiszu. Piwo jest kwaskowe, lekko cierpkie niczym skórki wiśni. Owocowe, z akuratnym, wytrawnym finiszem. Szlachetne piwo, super rzecz! (8/10)
Na koniec zostawiłem sobie piwo, które dostałem na pępkowe od szefa Browariatu, Kapitana Chmiela. BBNo 18:13 Farmhouse Berry Red (alk. 7,3%) to inspirowany flandersem kwas, leżakowany z dodatkiem żurawiny przez okrągły rok w hiszpańskich beczkach po winie, zaś później przelany do metalowych tanków i dodatkowo leżakowany z malinami i borówkami czerwonymi. No i fest owocowy bukiet jest faktycznie fest flandersowy. Dzikie nutki, maliny, żurawina, ale również wiśnie, czerwona i czarna porzeczka oraz subtelna klepka w finiszu. Piwo jest kwaskowe, lekko cierpkie niczym skórki wiśni. Owocowe, z akuratnym, wytrawnym finiszem. Szlachetne piwo, super rzecz! (8/10)
Wpis wygląda zapewne jak laurka dla Brew By Numbers, bo aż czternaście z dziewiętnastu piw powyżej z miłą chęcią bym powtórzył. Niech tak będzie, BBNo pozostaje dla mnie pewniakiem, na którego warto szarpnąć się o te kilka złotych więcej niż na niektóry rodzimy craft.