English breakfast vol. 5: Vocation Brewery, Magic Rock & North Brewing
https://thebeervault.blogspot.com/2019/03/english-breakfast-vol-5-vocation.html
Vocation Brewery powstało nieopodal Leeds, w małej miejscowości Cragg Vale, co brzmi jak jakaś nazwa z Gry o Tron albo piktowe określenie jednej z chorób wenerycznych. Na ekskluzywność się raczej nie silą, skoro podstawowe piwa browaru są dostepne w sieci Asda za funtasześdziesiontpięć za puszkę. Co w moich oczach jest rzecz jasna zaletą. Magic Rock to pionierzy angielskiej nowej fali, którzy mnie dotychczas jednak nie zdołali wprawić w zachwyt. North Brewing z kolei jest z samego Leeds, a jego założycielami są twórcy ponoć legendarnego North Bar, ponoć pierwszej knajpy z nowofalowym craftem w Anglii. Co mi trochę przypomina historię Setki. Do rzeczy.
Vocation Brewery
W przypadku RISa Dark Mystic (alk. 10,8%) wietrzę intrygę, z opisu producenta bowiem ciężko wywnioskować, czy piwo dojrzewało w dębowej beczce, czy raczej w towarzystwie dębowych płatków. No ale skoro ciężko wywnioskować, to zapewne zdecydowano się na tańsze rozwiązanie, ergo płatki. Piwo jest zaskakująco owocowe, przy czym nie jest to moje ulubione stoutowe połączenie borówek z gorzką czekoladą, jeno malin i jeżyn z karmelem. Czerwone i ciemne owoce grają tutaj na pierwszym planie, co oznacza, że słodowość stouta jest zepchnięta w tło. I to bardzo głęboko w tło. Mało tego, generalnie intensywność piwa, czy to w aromacie czy w smaku, jest rozczarowująco mała. Wraz z ogrzaniem piwo nie zyskuje ani na zdecydowaniu ani na głębi, wskutek czego coraz bardziej rzedła mi mina. Z pozytywów – alkohol jest dobrze ukryty w smaku, natomiast szumi w głowie. Niestety jednak to, czego człowiek oczekiwał w pierwszej mierze – ciemna czekolada, kawa czy paloność – plumka sobie na peryferiach, o ile w ogóle. Dębu z kolei nie czuć wcale. Tak mało substancji w tak mocnym piwie – ciężko nie być rozczarowanym. (4/10)
Zdecydowanie lepiej wyszła zdecydowanie tańsza IPA Life & Death (alk. 6,5%). Na jej korzyść przemawia świeża chmielowość – cytrusy, trochę tropików (ananas, brzoskwinia) – a także rześkość oraz wytłumienie słodowości. Na niekorzyść względne niedogazowanie i nie do końca zadowalająca intensywność. Dobra ipka, choć piłem lepsze. (6,5/10)
Magic Rock
Kiedy widzę portera na siedmiu słodach, z dodatkiem siedmiu rodzajów kawy, dodanych w trzech różnych etapach, to wyświetla mi się przed oczami neon z napisem „PRZEKOMBINOWANE”. Nie te słody rzecz jasna, tylko kawy. Pewnie nawet fanatyk czarnego ziarna nie będzie w stanie ich rozpoznać w bukiecie, a przecież grupą docelową piwa są, hmm, piwosze? Jakby nie było, liczy się efekt akuratnego sparowania kawy oraz słodów, który miał dostarczyć porter Common Grounds (alk. 5,4%). Poza kawami w piwie wylądowały również ziarna kakaowca oraz wanilia, więc zapowiadało się fajne piwo śniadaniowe. Efekt końcowy jest jednoznacznie zdominowany przez kawę, przy czym określiłbym jej charakter jako popiołowy. Wyobraźcie sobie przepalone americano, które po wypłynięciu z ekspresu postało sobie o kilka chwil zbyt długo. Zapomnieliście o nim, ono zupełnie wystygło, bierzecie do ust i krzywicie się. No więc właśnie, taka przepalona, odstana, zimna kawa. Nuty fasolowe są wprawdzie umiarkowane, nie udało się jednak całkiem zapobiec ich obecności. Kakao pojawia się dopiero w smaku, tworząc wespół z ciemnymi, czekoladowymi słodami uzupełnienie dla kawy. Na tym etapie robi się z tego piwna mokka, co jest ciekawsze od mało ekscytującego aromatu, ale w ograniczony sposób. Zgaduję, że wanilia miała przytłumić kawowy kwasek i to się akurat udało. Trochę. Mamy więc do czynienia z mało złożonym, a przy okazji wodnistym, wytrawnym choć niezbyt gorzkim, lekko kwaskowym piwem. Przekombinowana liczba składników dała wywar wyzbyty jakiejkolwiek głębi, który pije się podobnie beznamiętnie jak zapomnianą śniadaniową kawę. (5/10)
North Brewing
Pucha browaru z dalekiej północy zawiera właściwie rzecz bardzo pokrewną do Common Grounds. Też portera z kawą, tyle że nie tak przekombinowanego. Ale za to równie średnio udanego. Powtarza się motyw odstanej kawy niepierwszej jakości, szczęściem w nieszczęściu kawa w tym piwie plumka sobie w tle. Pomijając dodatek kawy, Full Fathom (ekstr. 15%, alk. 6,5%) to mało wyszukany porter – prażone ziarno, trochę taniej czekolady z dmuchanym ryżem, sugestia kurzu, śladowy kokos. Wszystkiego jest po trochu, nic się na dobrą sprawę nie wybija, a całość jest ciut kwaskowa i trochę lurowata. Żeby nie było – to piwo pije się w zasadzie bez grymaszenia, tyle że nie ma go też absolutnie za co pochwalić. Jak to średnie na jeża piwo, jest po prostu zbędne. (5/10)
Niczego nie mogę tym razem polecić. Pozostaje mieć nadzieję, że North Brewing zaprezentuje na Beer Geek Madness za kilka dni lepsza formę niż powyżej.