Sześciopak niemieckiego craftu 9
https://thebeervault.blogspot.com/2016/07/szesciopak-niemieckiego-craftu-9.html
Opublikowałem już dziesiątą część niemieckiej serii sześciopaków i własnie zauważyłem, że mi się w szkicach zapodziała część dziewiąta. No nic, czas jest ponoć względny, więc zadziałamy wbrew chronologii. Ratsherrn był jednym z pierwszych niemieckich browarów, który złapał wiatr w żagle żeby popłynąć wraz z piwną nową falą. Początkowo nieśmiało, w formie pale ale’a, podczas gdy reszta oferty obejmowała style tradycyjne. Z czasem coraz śmielej. Pale Ale mieli bardzo dobry. Jak wypadła reszta nowomodnej części portfolio? Giesinger z kolei jest młodym craftowcem z własnym browarem w Monachium. Etykiety sprawiają, że ręka sama wychyla się żeby zgarnąć piwa ze sklepowej półki. Czy jakościowo piwa dorównują etykietom?
Ratsherrn Weissbier (alk. 5,4%) nie jest zwyczajną pszenicą, nachmielenie bowiem wykonano australijskim Topazem, którego morelowe nuty świetnie pasują do drożdżowego profilu piwa, objawiającego się silnymi nutami pulpy bananowej oraz peryferyjnym pieczonym jabłkiem, a przy tym tylko delikatnym goździkiem. Drożdżowość jako taka również wypadła dosadnie, wskutek czego piwo jest pełne nut ciasta drożdżowego. I tutaj zaczyna się moja krytyka. To co wskutek maksymalnie owocowego aromatu mogło być petardą, jest „tylko” dobre, bo zbyt zawiesiste i za mało rześkie jak na prawdziwie rasową pszenicę. Ale kierunek obrano dobry. (6,5/10)
Moby Wit (ekstr. 11,8%, alk. 5,1%) jest witbierem z dodatkiem rumianku. I mimo że tego ostatniego niestety znalazły się w piwie tylko homeopatyczne ilości, to trunek jako całość wypadł przekonująco. Zdominowany jednoznacznie przez ziarna kolendry, z dodatkowymi nutami białego grona przechodzącymi śladowo w ananasowe, jest bardzo intensywne w aromacie. W smaku do tego dochodzi pomarańczowa iluzja słodyczy oraz cytrusowy, drożdżowy kwasek, zapewniający odpowiednią dawkę rześkości. Bardzo smaczny wit. (7/10)
Świetnie nazwany summer ale Backyard Beach (ekstr. 11,3%, alk. 4,5%) – jako że w lato nawet podwórko może stać się okazjonalnie plażą, na której odbywają się imprezy – jest mimo dobrych czterech miesięcy pozostałych do końca daty ważności piwem utlenionym. Przy czym herbata z miodem i cytryną, a tak to piwo mniej więcej pachnie, nie jest złą rzeczą. Przebija słód, są nawet echa rodzynek. Aromat jest na tyle słodki i zawiesisty, że człowiek się mimo nazwy spodziewa konkretnego, pełnawego piwa. Tak jednak nie jest, smak jest bardzo lekki, wręcz cienki. Z jednej strony chlebowa słodowość okazuje się być najbardziej pożądanym elementem, utlenienie jednak daje się mocno we znaki, chwilami przechodząc wręcz w mokrą szmatkę. Piwo którego głównym walorem jest to, że da się je mimo wszystko pić. (4,5/10)
Na koniec Coast Guard (ekstr. 14,3%, alk. 6,3%), czyli ‘west coast IPA’, chmielona jednak od Sasa do lasa, od germana po jankesa. No i aromat jest po niemiecku subtelny, pomarańczowy, kwiatowy. Mało intensywny jak na IPA i mało złożony jak na sześć odmian chmielu w jednym piwie, wskutek czego piwo robi nieco zwietrzałe wrażenie. Z drugiej strony poza całkiem dosadną goryczką oferuje również miękką fakturę, która pozytywnie waży na ogólnym wrażeniu. Nutka naftowej siarki z kolei nie jest niczym miłym. Podsumowanie wypada średnio, czyli ujdzie picie go jako piwo stołowe. I nic ponad to. (5/10)
Giesinger Wheat Stout (alk. 4%) jest ponoć oparty o dry stouta. No to dlaczego w takim razie pachnie jak dunkel, ja się pytam? Skórka od chleba i karmel. I to by było na tyle gdyby nie delikatne zielone jabłuszko. W smaku puste, faktycznie wytrawne, ale przez brak ciała aldehyd jest ładnie wyczuwalny, co nie znaczy że piwo nie jest mdłe. Aż musiałem po wypiciu połowy pobiec do lodówki i zjeść trochę przecieru z chili, tak mi było tęskno za czymś wyrazistym (serio). Na dodatek to piwo jest przegazowane. A przegazowanie czyni każde w założeniach sesyjne piwo wybitnie niesesyjnym. Złe nie jest do końca, co nie czyni go bynajmniej dobrym. (4/10)
Przejdźmy więc do części bałtyckiej, czyli Baltic Rye Porter (alk. 6,7%). No i cóż można napisać pozytywnego na temat tego piwa? Zacznijmy od negatywów. Przede wszystkim ponownie jest tutaj aldehyd i dominacja karmelu. Czekolady w zasadzie nie ma, są lekko prażone nutki oraz ciemne pieczywo, więc generalnie piwo pachnie ciemniej od stouta powyżej (mimo że nie powinno biorąc pod uwagę styl, ale powinno biorąc pod uwagę wykonanie rzeczonego stouta), jest też sugestia suszonych śliwek oraz estry. Tym ostatnim najbliżej do wiśni, a ich obecność nie jest zadziwiająca – zgodnie z deklaracją producenta, ten porter bałtycki to górniak. Koniec końców to właśnie wiśnie i karmel wyznaczają trop jakim to piwo podąża, co nie jest zgodne z polskim mniemaniem o porterze bałtyckim. Zadziwia brak odczuwalnych elementów żyta – czy to oleistej faktury czy to pikantnych smaczków w finiszu. Piwo jest lekko kwaskowe, co działa na rzecz wytrawności i nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań. Aha, no i jest też przegazowane. Pff. (4,5/10)
Giesinger Wheat Stout (alk. 4%) jest ponoć oparty o dry stouta. No to dlaczego w takim razie pachnie jak dunkel, ja się pytam? Skórka od chleba i karmel. I to by było na tyle gdyby nie delikatne zielone jabłuszko. W smaku puste, faktycznie wytrawne, ale przez brak ciała aldehyd jest ładnie wyczuwalny, co nie znaczy że piwo nie jest mdłe. Aż musiałem po wypiciu połowy pobiec do lodówki i zjeść trochę przecieru z chili, tak mi było tęskno za czymś wyrazistym (serio). Na dodatek to piwo jest przegazowane. A przegazowanie czyni każde w założeniach sesyjne piwo wybitnie niesesyjnym. Złe nie jest do końca, co nie czyni go bynajmniej dobrym. (4/10)
Przejdźmy więc do części bałtyckiej, czyli Baltic Rye Porter (alk. 6,7%). No i cóż można napisać pozytywnego na temat tego piwa? Zacznijmy od negatywów. Przede wszystkim ponownie jest tutaj aldehyd i dominacja karmelu. Czekolady w zasadzie nie ma, są lekko prażone nutki oraz ciemne pieczywo, więc generalnie piwo pachnie ciemniej od stouta powyżej (mimo że nie powinno biorąc pod uwagę styl, ale powinno biorąc pod uwagę wykonanie rzeczonego stouta), jest też sugestia suszonych śliwek oraz estry. Tym ostatnim najbliżej do wiśni, a ich obecność nie jest zadziwiająca – zgodnie z deklaracją producenta, ten porter bałtycki to górniak. Koniec końców to właśnie wiśnie i karmel wyznaczają trop jakim to piwo podąża, co nie jest zgodne z polskim mniemaniem o porterze bałtyckim. Zadziwia brak odczuwalnych elementów żyta – czy to oleistej faktury czy to pikantnych smaczków w finiszu. Piwo jest lekko kwaskowe, co działa na rzecz wytrawności i nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań. Aha, no i jest też przegazowane. Pff. (4,5/10)
Ratsherrn nie jest więc raczej specjalnie warty uwagi. Pale Ale pity jakiś czas temu był świetny, witbier im się udał, natomiast poza tym bez szału. Browar Giesinger z kolei zapamiętam jako prezentujący się najlepiej na sklepowej półce. I tam jego wyroby – o ile nie ulegną poprawie – powinny się ładnie kurzyć.
Znasz jakieś ciekawe piwa dostępne w szerszej sprzedaży w rejonie Bielefeld?
OdpowiedzUsuń