Loading...

Polskie lekkie piwa na lato 2016

Nie tak dawno opublikowałem przegląd polskich stoutów imperialnych. No dobrze, ale rozpieszczające nas niedawno temperatury wręcz się proszą o wychylenie szklanicy czegoś lekkiego, rześkiego, a zarazem aromatycznego. Pewnie nie tylko ja tak mam, że po powrocie z pracy do domu w ciepły dzień marzę o czymś takim. Wydaje się, że stworzenie tego typu piwa, mając do dyspozycji chociażby cały zakres nowofalowych chmieli, nie jest niczym trudnym. A jednak bywa, o czym się przekonałem pijąc kolejne względnie lekkie jak na polski rynek craftu wywary. Sprawdźmy, które z polskich craftowych nowości bądź też względnych nowości nadają się to chłodzenia głowy w lipcowych oraz sierpniowych upałach. Dobór piw do wpisu nastąpił według kryterium parametrów. Dwa piwa mają 5% alkoholu, a przy tym niski ekstrakt, pozostałe mają alkoholu poniżej 5%. Odpadły jednak piwa poniżej 5% alko z wysokim ekstraktem bazowym. Czyli na chłopski rozum – jeśli parametry wskazywały na piwo lekkie i rześkie, to takowego się spodziewałem. Niekoniecznie słusznie, jak się okazało.

Czy piwo dobre musi być skomplikowane? Nie. A czy może być skomponowane tak prosto że w sumie wręcz prostacko i nadal być smaczne? Ano może. Tym tropem poszła chyba Piwoteka i zrobiła smasha, czyli piwo z jednego słodu i jednego chmielu. Skład Smashing Stones (ekstr. 10,5%, alk. 4,1%) to słód pale ale, chmiel Cascade i drożdże US-05. Fajne są tutaj nuty ciasteczkowe. Mniej fajne jest niemrawe nachmielenie, które miejscami z trudem przebija się w sposób okołopomarańczowy, ale i trochę zielony przez nuty siarki. Tę ostatnią z kolei częściowo równoważy przyjemnie miękkie uczucie w ustach. Rezultat daje się pić bez robienia kwaśnej miny, ale i raczej bez pozytywnych uniesień. (5,5/10)

W przypadku warzenia witbiera istnieje pokusa dowalenia takiej ilości kolendry, że mało co czuć poza nią. Tą drogą poszedł niestety browar Roch, ale że chłopaki na warzeniu się znajo, to wyszli z całej afery z tarczą. Groninger (ekstr. 12,5%, alk. 4,5%) jest totalnie zdominowany przez kolendrę, przez którą przebija biały pieprz, delikatny skórkowy cytrus, a także śladowy fenol. To jest rześkie, fajne piwo. Choć do tuzów gatunku nie ma startu, to jednak potrafi zadowolić. (6,5/10)

Czy stosowanie oleistego żyta do warzenia lekkiego stylu jak grodziskie ma sens? Krakowski Brewklyn postanowił to sprawdzić. Żytnie Wędzidło (ekstr. 10,6%, alk. 4,3%) poza muśnięciem ogniskowego dymu i sugestią wędzonej śliwki raczej jest wyzbyty aromatu. W smaku pod tym względem jest lepiej, natomiast trzeba zaznaczyć, że piwo względem pszenicznego pierwowzoru ma więcej (oleistego) ciała, słodyczy i goryczki. Ta ostatnia wypadła nieźle, natomiast przez odczuwalną pełnię i słodycz piwo nie posiada głównego waloru grodziskiego, czyli rześkości. Tak więc żyto to chyba nienajlepszy wybór surowca na grodziskie. (5,5/10)

Piwo lekkie i rześkie powinno być odpowiednio nasycone. No ale bez przesady – Miss Lata (ekstr. 12,5%, alk. 4,2%) od Dukli nalała mi się do szkła w stanie mocno wzburzonym, tak że w szkle wylądowało mnóstwo farfocli, a ja przecież nie zamawiałem niczego do jedzenia. Pachnie dziwnie – drożdżowo, owocowo (najbliżej jabłka) i korzennie (najbliżej cynamonowi). Wrażenie piwnej szarlotki nie chciało mnie opuścić, choć wątpię, by taki efekt był zamierzony. Do deserowości mu jednak daleko – jest lekko kwaskowe, lekko gorzkie, mało intensywne w smaku. Drożdżowe i przegazowane. Strzelam, że infekcja, jakby jednak nie było, w takiej formie jest nieprzyjemne. Szkoda, bo Dukla nieraz udowodniła, że warzyć umieją. (2,5/10)

Roch Morab (ekstr. 11,5%, alk. 4,5%) to american wheat, który dużo obiecuje, ale nie potrafi obietnic do końca dotrzymać. Piwo dostaje lekki minus za przegazowanie i nutkę drożdżową w posmaku, zaś plus za wytrawną rześkość, szczodre nachmielenie łączące nuty cytrusów oraz mango i nawet za całkiem mocną jak na styl goryczkę, która mi tutaj bardzo spasowała. Rezultat jest dobry, choć mógłby być lepszy. (6,5/10)

Nepomucen potrafi warzyć dużo lepiej niż można by sądzić na przykładzie American Lagera (ekstr. 12,4%, alk. 4,6%). Piwo przede wszystkim pachnie i smakuje słodkim zbożem, są nuty jabłkowego aldehydu, a goryczka, mimo że charakterem raczej ziołowa, jest dość mocna i pozostająca. I właśnie goryczka jest jedynym nawiązaniem do Ameryki w tym piwie w tej formie. Obecności Amarillo trzeba się domyśleć, mimo że w tle przewija się coś w stylu brzoskwiniokwiatu, tak więc piwo smakuje raczej jak mało rześki, gorzki europils. Słabo to wyszło. (4/10)

Rozmyślałem ostatnio nad rzeczywiście udanym hefeweizenem z butelki. Polskiej produkcji. Ciężko z tym jest bardzo, ale z wybawieniem przychodzi browar Roch, którego Paso Fino (ekstr. 12,5%, alk. 4,5%) to klasyk w świetnym wydaniu, nietypowym ze względu na stosunkowo płytkie odfermentowanie i nieco większą słodycz. Ta ostatnia jest jednak doskonale równoważona cytrusowym kwaskiem i nie daje się wcale we znaki. Można się więc cieszyć dominacją banana, dla której odmierzoną przeciwwagę stanowi delikatny goździk. Są tutaj nutki pszenicy, jest miękkość i mimo stopnia odfermentowania – lekkość. Świetnie zrobiony hefeweizen przez polski browar nie-restauracyjny. To jest novum. (7,5/10)

Amerykański pils z earl greyem. Brzmi ciekawie, wyszło w porządku, czyli trochę mniej ciekawie. Higieia (ekstr. 11%, alk. 5%) od Olimpu ma nuty owocowe, żółto-cytrusowe, jest skórkowo, wręcz nieco kumkwatowo. Poza tym jednak piwo ma sporo nut słodkiego zboża i robi na mnie zbyt cukrowe wrażenie. Jeśli chodzi zaś o herbatę, to jest bardzo delikatna, łącznie z sugestią taniczności w finiszu. Ok. (6/10)

Hefeweizen z dodatkiem malin i ananasa to owoc współpracy Hopkinsa i Browaru Spółdzielczego. Podwójne (ekstr. 11,8%, alk. 4,4%) to lekkie, trochę słodkie, bardziej kwaskowe, orzeźwiające piwo. Ma fajną nutkę piwniczną, ananasa wprawdzie prawie wcale, za to całkiem intensywne są maliny, i to o krzakowym charakterze. Pszeniczność jako taka jest wytłumiona, zaś kwasek słodu zakwaszającego dobrze współgra z silną owocowością piwa. Trzeba wszak pamiętać, że jest to przede wszystkim piwo owocowe, a dopiero w dalszej kolejności weizen. Smaczne i rześkie. (6,5/10)

Wrężel zdecydował się na współpracę z Surge Polonia, producentem odzieży patriotycznej, czego efektem Miś Wojtek (ekstr. 12%, alk. 4,7%), APA z dodatkiem mięty syryjskiej. Posypały się gromy od kosmololo, że jak tak można, przecież patriotyzm to rak; posypały się i gromy od nacjololo, że jak tak można, przecież mięta syryjska, a Syria to rak i uchodźcy. Wobec powyższego rynce mi opadły aż dwa razy. Mniejsza jednak o to. Piwo jest totalnie i absolutnie zdominowane przez miętę, przy czym nie kojarzy mi się tutaj wcale a wcale z krzakiem, miętusem czy miętową gumą do żucia. Wręcz przeciwnie – moje doświadczenia z baraniną robioną po wyspiarsku sprawiają, że wyczuwam w tym aromacie kwaskowo-przyprawową komponentę obecną w miętowym sosie do baraniny, używanym na Wyspach Brytyjskich. W zasadzie, to piwo pachnie dla mnie niemalże identico jak ten sos. No a stąd mój mózg łączy Misia Wojtka z baraniną jako taką (którą bardzo lubię), choć wątpię, żeby innym ludziom synapsy działały w tym przypadku w podobny sposób. Piwo jest lekkie, lekko słodowe z cukrowymi motywami, a przy tym zbyt niemrawo nasycone, żeby mogło być udane bez mięty. Ta zaś sprawia, że Miś Wojtek jest wyrobem przyjemnie chłodzącym, a zarazem go dominuje w sposób absolutny, czyniąc go jednowymiarowym. A czy smakowało? Tak, smakowało. (6,5/10)

W temacie kwasów Pinta po średnim początku wystrzeliła ponad miarę wraz z Kwasem Epsilon, utrzymała wysoki poziom wraz z Table Brett i Brett IPA, no a ostatnio potwierdziła formę piwem Kwas Dzeta (ekstr. 11,5%, alk. 5%). Piwo jest lekkie, mocno kwaśne (ale udaje mu się zostawić szkliwo w spokoju), bardzo rześkie. Połączenie soku z cytryny, delikatnych nutek mlecznych i niknącej z czasem kiszonki jest wprawdzie osobliwe, a bez kiszonki byłoby chyba jeszcze lepsze, ale i w takiej postaci na tyle mi pasuje, że jednego wieczora wychyliłem dwie szklanice. (7/10)

W temacie lekkich piw nie mogło zabraknąć grodziskiego. Pan Grodzin (ekstr. 8%, alk. 2,6%) z Browaru Jana to dobry przedstawiciel stylu. Średnio intensywna mieszanka lekkiej, ogniskowej, może trochę oscypkowej wędzonki i drożdżowego, cytrusawego kwasku jest lekka, bardzo rześka, stylowa. Smaczne piwo. (6,5/10)

A skoro już jesteśmy przy grodziszu, to można się pochylić ponownie nad Grodziskim wersja Piwobranie 2016, z dodatkiem chmielu Citra i herbaty Sencha Earl Grey. Tym razem na spokojnie i nad wersją z butelki. Herbata jest w zasadzie słabo wyczuwalna, jest trochę liściastych nut, a taniczności w finiszu nie ma prawie wcale. Jest za to faktycznie trochę Citry (ale z umiarem), no i lekka, przyjemna wędzonka, która ponownie skojarzyła mi się częściowo z wędlinami. To jest bardzo przyjemne piwo, a przy tym niedrogie. (7/10)

Łiczkraft brułery czyli Baba Jaga, podesłała do omówienia apę w postaci Herna z nowej warki (ekstr. 12,5%, alk. 4,9%). Początek zapowiada pozytywne doznania. Mocno żywiczny, zielono-iglasty aromat, komplementowany przez białe cytrusy w rodzaju pomelo, trochę melonowy, a przy tym delikatnie pikantny. Aromat jest odzwierciedlony w smaku, białe cytrusy przepoczwarzają się konkretnie w pomelo w grejpfrutowo-gorzkim finiszu. Środkowa część z kolei jest niestety trochę niemrawa, usypiająca, mało się w niej dzieje. Piwo wyszło w porządku, przy czym nie jest specjalnie rześkie. (6/10)

Artezanowi Wyszło Kwaśne (ekstr. 11%, alk. 4,5%). No dobra – nie wiem czy miało wyjść, czy też wyszło kwaśne przez przypadek, ale szczerze mówiąc, to niezależnie od tego jak było, piwo smakuje trochę tak, jakby to druga opcja była bliżej prawdy. Mianowicie oprócz lekkiej do średniej kwaśności piwo jest jak na kwaśne piwo jednak ponadnormatywnie gorzkie, w sposób który wytrąca je z równowagi, przynajmniej w moim odczuciu. Poza tym ma ciekawy aromat, bliższy jednak czerwonym owocom niż jagodom (chociaż swoją droga nie wiem, jakie owoce w rejonie Warszawy określa się mianem jagód; u nas są to borówki), czyli okołoflandersowy, winny, trochę może malinowo-wiśniowy. Poza tym i w aromacie trochę chmielowych nutek się przebija, ale właśnie – mocna i zalegająca goryczka psuje mi tutaj odbiór. Artezan potrafi dużo lepiej. (5/10)

Warunkowo zakupiłem wyrób browaru Twigg, namówiony przez jeszcze większego hejtera ode mnie (tak, są tacy). No i co? Golden Ratio (ekstr. 11%, alk. 4,3%) smakuje jak piwo domowe, w którym drożdże zaczęły harcować nadprogramowo. Czyli połączenie częściowo ziemistych nut drożdżowych, drożdżowego kwasku, delikatnych, dojrzałych, odchmielowych cytrusów, mocnego przegazowania oraz suchej, zawieszonej w próżni goryczki. Mimo że jest bardzo lekkie, to bardziej nadyma niż orzeźwia. Co więcej, ze względu na przegazowanie w zasadzie nie da się tego dopić. Fail. (3/10)

Kingpin Cajaneiro (ekstr. 11,5%, alk. 4,7%) pachnie mocno cytrusowo, trochę nietypowo ze względu na dodatek owocy caji, trochę liściasto, trochę niestety również siarkowo. Poza białymi, może trochę albedowymi nutkami w finiszu, jest w tym wszystkim coś ze skórkowej natury kumkwata, tym bardziej że i goryczka jest dość mocna jak na tak lekkie piwo, a przy tym ściągająca i zalegająca. W drugiej warce tego piwa to właśnie charakter i siła goryczki stanowią element, który mi nie chce pasować do reszty. Piwo jest w zasadzie dość rześkie, ale nie do końca przyjemne. (5,5/10)

Wawa Wita (ekstr. 12,4%, alk. 4,4%) pachnie jak skrzyżowanie kolendrowego wita z jabłkiem z cynamonem, wywarem z rumianku oraz lekkim utlenieniem (szmatka). Ciekawie w piwie z browaru Maryensztadt zadziałało połączenie drożdży z przyprawami. Piwo jest niestety wodniste, ma przy tym trochę zbyt mocną goryczkę (bardziej wskutek wodnistości niż ponadnormatywnego nachmielenia) i nie ma startu do polskiego witbierowego benchmarku, czyli interpretacji Kormorana. (5,5/10)

Bardzo lekkim kalibrem naciera Browar Jana, którego Sunny (ekstr. 10,5%, alk. 4,3%) jednak jest nie tyle lekkie, co wodniste. Trochę herbatników, trochę cytrusa, trochę siarki, w posmaku subtelne nutki dojrzałych tropików. No nie na tym to powinno polegać. Woda, woda, woda. Piwo typu eurolager, choć ejl. (3/10)

Świeżo wyciskany sok z arbuza to jeden z najlepszych napojów bezalkoholowych w historii tej galaktyki, więc czemu by nie połączyć tego z piwem? Pomysł wcieliło w życie Piwne Podziemie. Widzę, że sporo kolegów po klawiaturze zachwyca się rześkością tego piwa. Mój kłopot polega na tym, że jej tutaj nie znalazłem. Oddaj Moje Sto Melonów (alk. 4,5%) jest faktycznie przeładowane nutami arbuza, poza którymi w finiszu tylko wybija się w zasadzie lekka drożdżowość, no ale ten arbuz był chyba mocno niedojrzały. Arbuz w tym piwie smakuje bowiem jak zielona część arbuza, zaraz przy skórce, zmiksowana dodatkowo z mniejszą porcją zielonego ogórka. To nie jest rześkie, to jest mdłe. Owszem, lekkie, ale właśnie mdłe. (4,5/10)

Nowalijka na polskim rynku, kontraktowiec Big Chill, próbuje czarować swoim Wit-Saisonem (ekstr. 12,5%, alk. 4,25%). Taka a nie inna nazwa browaru, taki styl, takie parametry, taka etykieta – no, to musiało wyjść rześko. Ale nie wyszło. Kolendry nie wyczułem, silne są nuty herbatników z bananami, pomarańcza pojawia się może jako akompaniament w tle, ale być może sobie to sam wmawiam. Goryczka jest trochę mocniejsza niż w innych witach, no i dzięki Chinookowi trochę grejpfrutowa. A do tego drożdżowy posmak. Piwo jest faktycznie lekkie i może spełnić swoją funkcję jako nawadniacz organizmu na ogrodzie pod słońcem, ale to kiedy nie ma się w zanadrzu niczego lepszego. Smakuje bardziej jak średnio udana, domowa hybryda belgijskiego blonda i weizena niż wita i saisona. (4,5/10)

Session IPA na jednym słodzie i jednym chmielu. Słód Wiedeński, chmiel Chinook, drożdże S-05. Miało wyjść nieskomplikowane, proste w odbiorze orzeźwienie, wyszła średnia klapa. Golemowy Szemesz (ekstr. 10%, alk. 3,9%) przede wszystkim kieruje zmysły w stronę skojarzeń z subtelnie przypieczonym pieczywem, a słodowość jest nieco muląca. Ponadto,mimo przechowywania go w odpowiednich warunkach wylazło kartonowo-miodowe utlenienie, chmiel zaś się w dużej mierze ulotnił. W świetle powyższego piwo wchodzi topornie i nie orzeźwia. Może to kwestia danej partii, ale ja nie widzę tutaj niczego, co mógłbym pochwalić. (4/10)

Niewiele lepiej sprawy się mają w przypadku Zojera (ekstr. 8%, alk. 3,3%). Lekkie, owsiane berliner weisse, no jak to mnie nie orzeźwi, to nie wiem co. No i po wypiciu połowy tak właśnie jest – czyli nie wiem co. Zarejestrowałem wprawdzie ciekawe, ale nie do końca przyjemne połączenie cytrynowych landrynek i kompotu z agrestu i białej porzeczki. Kwaśność jest delikatna, zbyt delikatna jak na styl i oczekiwania (i pomyśleć, że ja to piszę), landrynka wraz z ogrzaniem przybiera na sile, a niedogazowanie dodatkowo przeciwdziała orzeźwieniu. No nie, to absolutnie nie jest to. (4/10)

Na koniec najlżejsze piwo zestawienia. Kormoran 1 Na 100 (alk. 1%) zebrał bardzo dobre recenzje i nie ma się czemu dziwić. Przeciez to piwo jest mokrym snem kierowców, którzy mogą w końcu zrezygnować z radlerów i pić coś, co ma autentycznie bardzo dobry smak. Kormoran gładko wybrnął z dwóch pułapek, jakie stawia przed piwowarem tematyka piwa bezalkoholowego. Wodnistości uniknięto przez dodanie sporej dawki żyta do zasypu. Jego oleistość w sporej mierze niweluje efekt bardzo niskiego ekstraktu. Druga rzecz, to specyficzna brzeczkowość piw bezalkoholowych, mogąca się trochę kojarzyć z tartakiem. Została tutaj niemalże doszczętnie przykryta hojną dawką chmielu Citra, którego cytrusowość zdecydowanie nadaje w tym piwie ton. Pobocznie występują tutaj nutki ziemiste, pasujące również jak najbardziej do całokształtu. W zasadzie nie mam się do czego przyczepić. Wypiłem tego piwa już kilka butelek i uważam je nie tylko za najlepsze bezalkoholowe piwo, jakie piłem, ale również za pewnego rodzaju rewolucyjny pomysł w obrębie tego sektora piw. Oby tylko Kormoran chciał i mógł zagwarantować jego stałą dostępność, bo jako rzekłem – kierowcy nie mogli sobie chyba wymarzyć niczego lepszego. BrewDog ze swoim Nanny State może w zestawieniu z tym Koczkodanem co najwyżej wywołać śmiech na sali. (7/10)

No i co prawda Kormoran pokazał, że nawet można stworzyć bardzo udane piwo praktycznie wyzbyte alkoholu, ale ogólne podsumowanie tego zestawienia jest marne. Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że nawet jeśli kolejne piwa nie będą wybitne, to przynajmniej spełnią swoją funkcję i mnie orzeźwią. Nawet tego jednak w wielu przypadkach brakowało Słowa uznania wobec tego dla browarów Roch (za hefeweizena), Pinta, Kormoran oraz Browaru w Grodzisku Wielkopolskim, za to, że w ich piwach wszystko gra. Ciekawe też, że z wszystkich piw najlepiej wypadła klasyczna pszenica. Tak czy inaczej, na 24 piwa tylko 9 było przynajmniej dobrych. Bardzo dobrych zaś tylko cztery. A szkoda, zarówno dla zainteresowanych, jak i mojego portfela, który mi teraz robi wyrzuty, że po spustoszeniu go nawet nie byłem do końca zadowolony.

Jakie piwo poza tymi, które powyższy test zdały na minimum 7/10 bym bezwarunkowo polecił na lato? Może zawężając wybór do takich, które są względnie łatwo dostępne i w stałej ofercie? To bardzo proste. Kormoran Witbier, Kwas Pruski z Browaru na Jurze oraz Be Like Mitch z AleBrowaru. Wszystkie trzy łatwo dostępne, trzymają poziom, a w swoich gatunkach są topowe – w przypadku Witbiera z Kormorana wręcz wzorowe. Te polecam z całą pewnością.

recenzje 2575211998408254995

Prześlij komentarz

  1. Godny podziwu test. Tak naprawde to tylko 3 4 piwa mozna by wypic, ale takiego ktore wywoluje efekt wow to nie ma.
    Sam jeszcze nie natrafilem na lekkie piwo ktore by sprawilo radosc. Kasa leci w bloto :(

    Bedzie jeszcze jakis inny test ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie to chyba tę tematykę (lekkie piwa) będę ogarniał w Sześciopakach, chyba że zauważę znaczną ilość tego typu piw na rynku, których jeszcze nie próbowałem. No i jednak Paso Fino dało efekt wow, bo lepszej polskiej klasycznej pszenicy jeszcze chyba nie piłem.

      Usuń
    2. Przetestuje bo klasyczna pszenica jest genialna. Zadnych udziwnien.

      Usuń
  2. Kwas Dzeta piłem i jest dobry choć nie ma startu do Kwasu Epsilon. Kingpin Cajaneiro z pierwszej warki mi osobiście smakował. Zojera i Misia Wojtka kupiłem i jeśli pogoda będzie sprzyjająca wypiję w weekend :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba będą musiały poczekać na następny weekend, biorąc pod uwagę obecna aurę.

      Usuń
    2. Fakt pogoda i troszkę innych problemów sprawiło że wypiłem ostatecznie tylko Zojera i hmm były to zmarnowane pieniądze ... jak dla mnie

      Usuń
  3. Gdzieś między 150 a 200 zł musiała ta wątpliwej przyjemności przygoda kosztować. Kto bogatemu zabroni :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziwi mnie nieco brak w zestawieniu piwa Lubusz z Witnicy (ekstr. 9.0%, alk. 4,2%). Szczególnie, ze w trakcie piłkarskiego Euro sporo go rzucili na rynek z dedykowanymi kapslami.
    Na upal to całkiem przyzwoite, i niedrogie piwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Witnicy coś zapewne będzie w następnym przeglądzie piw lekkich - o ile zdołam uzbierać odpowiednią ilość recenzji.

      Usuń
  5. ART.+8 Strawberry Berliner Weisse ze StuMostów - myślę, że też dałby radę w tym teście. Ale chyba nie go już sklepach...

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)