Loading...

Yin i Yang w galerii handlowej

Wiecie, co jest najgorsze w galeriach handlowych? To, że kobiety potrafią w nich spędzić kilka godzin bez mrugnięcia okiem. Facet z kolei po przekroczeniu progu czwartego sklepu zazwyczaj jest bliski apopleksji i najchętniej wyskoczyłby przez okno. Tyle, że centra handlowe zwykle nie mają okien na piętrze. Taka złośliwość ich projektantów, będących niechybnie w zmowie z kobietami.

Alternatywą dla skoku z nieistniejącego okna jest wychylenie szklanki piwa, jako że piwo uspokaja nastroje. Tyle tylko, że ciężko jest znaleźć piwo w galerii handlowej. No chyba, że w hipermarkecie, ale nie wypada pić z puchy na ławce w takim miejscu, a w Polsce wręcz nie wolno. Czasami zdarzają się jednak galerie handlowe, które wychodzą naprzeciwko udręce płci brzydkiej. Takie, na terenie których funkcjonuje browar restauracyjny. W katowickiej Silesii jest Bierhalle, zaś w niemieckim Oberhausen, w Centro, funkcjonuje Brauhaus Zeche Jacobi.

Centro reklamuje się jako największa galeria handlowa w Europie. Nie wiem czy słusznie, ale te niemalże 300 sklepów już po pobieżnym zapoznaniu się z ułamkiem z nich spowodowało u mnie spore znużenie. Zadbano jednakże o większy komfort niż w innych tego rodzaju przybytkach, mianowicie na zewnątrz mieści się ładny kanał, po którym pływają sporych rozmiarów ryby i dzikie gęsi, a wzdłuż którego ciągnie się trakt gastro, z restauracjami serwującymi dania od nadreńskich, przez hiszpańskie, po japońskie. Z drugiej strony kanału, wśród zieleni wzniesiono pagodę, a jeszcze przed nią wybudowano Brauhaus Zeche Jacobi, „górniczy” browar restauracyjny.

Sporych rozmiarów budynek, z tarasem zaraz nad wodą, mieści przy wejściu trójnaczyniową warzelnię oraz maksymalnie scieśnioną leżakownię. Dla gości dostępny jest taras, który ze względu na barową pogodę był zabarowany, średnio duża, jasna sala na piętrze oraz bardzo obszerna część główna na parterze. Przyciemniona, z wysokimi, drewnianymi sklepieniami. Podczas gdy piętro było puste, w głównej części większość stolików o 13 w południe było zajętych przez klientelę w różnym wieku, choć średnia plasowała się w rejonach bliższych geriatrii niż sile wieku. Jak to zazwyczaj bywa w takich przybytkach w Niemczech. Było więc gwarno i bez muzyki, bo muzykę się w tego typu miejscach w Niemczech z kolei uświadczy nader rzadko. Jedzeniowo miałem akurat ochotę na coś ostrego azjatyckiego, więc odpuściłem sobie obczajkę browarowej kuchni. Usiadłem przy barze i jąłem zamawiać kolejne wyroby browaru. Spodziewałem się niewartej wzmianki średnicy, bo raz że przybytek przy galerii handlowej, a dwa że oceny na Rejtbirze nie nastrajały pozytywnie. Tymczasem żadne z piw nie było średnie.

Ot weźmy na początek Gruben Gold (ekstr. 11,5%, alk. 4,6%), niefiltrowany helles, a w rzeczywistości rasowy zwickel. Świeżutkie, z potężnym ładunkiem nut piwnicznych, mocno chlebowe, okraszone kwiatowymi, lekko cytrynowymi nutkami niemieckich chmieli oraz lekką acz wyraźną goryczką. Było wyśmienite i zniknęło z kufla w oka mgnieniu. Pierwsza niespodzianka (7,5/10). Następnie Mulvanys Dunkel (ekstr. 12,5%, alk. 5%). No proszę, dunkel, a karmel jeno śladowy. Ale to dlatego, że piwo chce uchodzić za irlandzkie, co pociąga za sobą pewne podobieństwa do red ale'a, ale jeszcze bardziej do altbiera. Zamiast karmelu panuje tutaj przyjemna chlebowa słodowość, są nutki orzechowe, ledwo uchwytna słodka czekolada i ponownie natłok nut piwnicznych, jak gdybym pił piwo prosto z tanka. Goryczka lekka i wyraźna zarazem, przy minimalnej słodyczy. Zaskakująco świetne piwo (7,5/10). Byłem cały w skowronkach, no to zamówiłem Ruhr Pott Pils (ekstr. 11,5%, alk. 4,5%). No bo skoro zwickel taki świetny i chmielowy, to pils musi być jeszcze lepszy, co nie? Ano nie. Piwo było wyprane z jakiejkolwiek wyrazistości i randomowe niczym pierwszy lepszy eurolager. Tylko delikatne nutki chlebowe sprawiały, że je w ogóle dopiłem. Poza tym lekka słodowość, opłakane nachmielenie z jakichś resztek, nutki zielonych jabłek, kukurydza, delikatne miodowe utlenienie i słaba goryczka. Piwnicznych nutek brak. Trochę żenada jak na pilsa, choć dzięki chlebowości pozostaje pijalna (4/10). Nie zraziwszy się do końca, zamówiłem piwo sezonowe, czyli Maibocka (alk. 6%). Nie lubię tego stylu, ale świeże, w browarze restauracyjnym potrafi mi podejść. No i zaprawdę powiadam wam – jestem osobą o wysokim progu wyczuwalności DMS, ale jak mi piwo wali po nozdrzach bigosem i kapuśniakiem, no to coś jest mocno nie tak. Już nie wspominając o fantastycznej manifestacji aldehydu octowego, której na imię klej plakatowy. Gwoli uzupełnienia, piwo było też kwiatowe i delikatnie słodowe. Dosłownie delikatnie. Pozostaje więc póki co najgorszym piwem, jakie kiedykolwiek skalało me usta w browarze restauracyjnym (1,5/10).

Więc i widzicie, skąd taki tytuł dla tego wpisu. Nie spotkałem się jeszcze z tak mocną polaryzacją jakościową piw robionych w jednym browarze restauracyjnym. Zawsze to jakieś nowe doświadczenie, a pozytywne doświadczenie szczególnie hellesa będę trzymał w pamięci na długo. Ostatecznie zawsze to lepiej kiedy piwa w browarze dzielą się na świetne i badziewne, niż gdyby wszystkie były średnie na jeża, nieprawdaż?

piwo w galerii handlowej 572760058325108043

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)