Sześciopak polskiego craftu 70
https://thebeervault.blogspot.com/2016/06/szesciopak-polskiego-craftu-70.html
Tym razem piwa dziwne. Dziwne dla mnie, choć zapewne także w niektórych przypadkach dla ich twórców. Wyszły nietypowo, a miejscami chyba też nieoczekiwanie, inaczej niż piwowar miał to na myśli. Czasami lepiej, częściej gorzej.
Lemon Tree (ekstr. 13%, alk. 5%) jest piwem nie do końca trafnie nazwanym. Owszem, można w dziele kontraktowca Deer Bear odnaleźć akcenty skórkowo-cytrusowe, ale jednak piwo jest jednoznacznie zdominowane przez dodane przyprawy – liście kaffiru oraz szczególnie trawę cytrynową. Efekt? Piwo jest w aromacie zbliżone do tajskiej zupy tom yam kung. Tylko skorupiaków brak. Trawa cytrynowa nadaje ton, a kaffir przechodzi w geranium i różany dżem, no ale jest go jednak mniej niż tej trawy. Zapach jest ciekawy i efektowny, smak natomiast nie dostarcza spodziewanej rześkości i wypada raczej niemrawo. Efekt jest jak najbardziej w porządku, ale jednak poniżej oczekiwań. (6/10)
Earl Grey Imperial Wit (ekstr. 16,5%, alk. 6%). To, co dobrze brzmi na papierze, niestety nie sprostało oczekiwaniom. W piwie piotrkowskiego Jana Olbrachta dominuje kolendra, której po piętach depcze siarka w wersji kiblowej. Trawa cytrynowa ledwo wyczuwalna, i to dopiero w zasadzie w posmaku, earl greyowa bergamotka też jest tutaj raczej subtelna. Przede wszystkim jest to więc wit, potem kibel, a potem dopiero herbata. Między innymi przez podbite ciało w smaku wadliwość na szczęście nie narzuca się tak mocno, no ale udane to to piwo nie jest. (4/10)
Robienie ajpy na zasypie częściowo wędzonym na torfie koncepcyjnie niezbyt do mnie przemawia, ale Profesji udało się uwarzyć w ten sposób udane piwo. Bimbrownik (ekstr. 15%, alk. 6,4%) z początku mocno daje torfem, który jednak z czasem wtapia się w całość. Jest w tym piwie przyjemna słodowość, okołotruskawkowe nuty czynią je bardzo owocowym, natomiast toffi przechodzi w nim w nutkę, którą określiłbym mianem tłuszczowej, podobnej do tej, którą można często odnaleźć w bamberskich wędzonkach. W smaku mimo torfu można by to piwo zrobić wprawdzie bardziej wyrazistym, ale w takim kształcie też jest całkiem przekonujące. (6,5/10)
Faktorii raz na jakiś czas udaje się uwarzyć coś rzeczywiście dobrego, zwyczajowo jednak nie wychodzą poza średni poziom. W white IPA o nazwie Calamity Jane (ekstr. 15%, alk. 6,3%) dodatki które w nim wylądowały dominują ewidentnie, skórka pomarańczy wraz z kolendrą zostawiają niewiele pola do popisu innym nutom, co czyni piwo dość przyprawowym. Dalsze skojarzenia to guma balonowa i biały pieprz, w związku z czym IPA jako taka ginie pod tym wszystkim. Jest to więc taki imperialny, filtrowany wit z mocniejszą goryczką, na której to skupia się oddziaływanie chmieli, praktycznie nieobecnych poza tym w aromacie oraz smaku. Nie przekonuje mnie to. (5/10)
Nie lubię landrynkowych piw, stąd kiedy zobaczyłem na kranie w miejscowym lokalu piwo warzone z dodatkiem landrynek, to bez wahania kazałem sobie nalać szejkera. Brzmi nielogicznie? Nie szkodzi. Wszak szejker, jak widać na załączonym zdjęciu, i tak nie był wcale szejkerem. Lollihop (ekstr. 13,3%, alk. 4,7%), kolejny nietuzinkowy ejlik od Beer Bros, to piwo średnio pełne, cytrusowe, faktycznie landrynkowe i kwiatowe. Skojarzenia wędrowały od pasty do zębów dla dzieci po samochodowe odświeżacze. Złe nie jest, jest odjechane. Mi średnio podeszło, ale zawsze ciekawie spróbować. (5,5/10)
Yeti Oatmeal Rice Pale Ale (ekstr. 12,5%, alk. 5%) potwierdza tendencję – z Bednar podchodzą mi często piwa ciemne, bardzo rzadko natomiast piwa jasne. Piwo ma nawiązywać do nepalskiego napoju o nazwie raksi. Nie piłem raksi, ale połączenie siarki, landrynki i mocnej, suchej goryczki to chyba nie to? Jest też w piwie dziwna, obca nuta, przypominająca trochę rumianek – może więc to? Jakby nie było – piwo jest skrajnie męczące, wygrało walkę ze mną, poddałem się. (3,5/10)
Ogólny wniosek, jaki mi się po tym wszystkim nasuwa, to że dziwy dziwami, ale napiłbym się teraz rzeczywiście dobrze uwarzonego pilsa.
Cytuję: "bez wahania kazałem sobie nalać szejkera." Na zdjęciu natomiast nie widać szejkera :( Czyżby nie mieli? :O
OdpowiedzUsuńA faktycznie. Ja tam prawie zawsze biorę duże piwo i takowe zawsze dostaję w szejkerze, stąd mi się we wspomnieniach pomieszało.
Usuńjak dobrze, że się poświęcasz i pijesz za nas te wynalazki;) my nie musimy przepłacać i od razu możemy napić się pilsa;)
OdpowiedzUsuń