Sześciopak polskiego craftu 37
https://thebeervault.blogspot.com/2015/10/szesciopak-polskiego-craftu-37.html
Ciężko w dzisiejszych czasach uciec od amerykańskich chmieli, toteż cechą wspólną wszystkich piw w dzisiejszym sześciopaku jest obecność jankeskiej lupuliny. Truizmem jest, że nie wystarczy nowofalowy chmiel żeby stworzyć smaczne piwo, no ale dobrze to co jakiś czas podkreślić.
Debiutujący na rynku kontraktowiec Bulkers wygrał etykietą swojego ‘new zealand brown IPA’ Inwazja Jaszczurów (ekstr. 16,8%, alk. 6,9%). Wyróżnia się na sklepowej półce i roztacza urok lat 80-ych. Aromatycznie wyróżnia się o tyle, że jednym z moich pierwszych piw domowych był new zealand amber ale, i miał on całkiem podobny profil aromatyczny. Karmelowy, okraszony hojną dawką kwiatowych, owocowych nut. Tyle że w moim piwie owa dawka była bardziej hojna, a piwo nie pretendowało do miana IPA. Ciemniejszy zasyp Inwazji staje się na dobre odczuwalny w smaku, w którym ciemne słody – niestety trochę jednowymiarowo – relegują chmiel do drugiego szeregu. Tu karmel, tam trochę ziemi i efemeryczna nutka kawy w finiszu, jeszcze dobrze przegryzione, świeże orzechy laskowe. Mogło być fajnie, wyszło trochę bez ładu i składu, do mnie ta kompozycja nie przemawia, sprawia wrażenie przypadkowej. Szczególnie że niecodzienny zasyp idzie tutaj w parze z garbnikową cierpkością w finiszu. Cóż, złe nie jest, ale trzymam kciuki za następne. (5/10)
Artezanowy Czarny Mustang (ekstr. 12,5%, alk. 5%) to american stout, co oznacza że, ... no własnie, co to oznacza? Szczególnie że piwo powstało w kontrze do Czarnej IPA? Jak wiadomo, polskie wersje black IPA są często bardziej słodowo-palone niż ich amerykańskie odpowiedniki. No ale właśnie, Mustang jest takim ciemno-słodowym piwem, czekoladowym i bardziej jednak prażonym niż fest palonym. Znalazło się trochę miejsca dla górnofermentacyjnych owocków, natomiast chmielu jest tu jednak na mój osąd trochę mało żeby to był stout amerykański. Nie szkodzi jednak, przekonuje mnie bowiem w nim przyjemna pełnia balansowana wytrawnym finiszem oraz lepkie uczucie w ustach. Proste piwo i bardzo pijalne. (7/10)
Ostatnim piwem z pierwszego rzutu Fabryki Piwa, którego brakowało mi do kolekcji, był Hoppy Hour (ekstr. 14%, alk. 5,7%). No i cóż tu dużo mówić – połączenie karmelu, masła i cytrusa to nie jest dobry pomysł na ajpę. Szczególnie że ostatniego nie ma tutaj zbyt wiele, a pierwsze dwa łączą się z pokaźną słodyczą resztkową, sprawiając że piwo muli. W obecnej postaci ten wywar nie ma sensu. (4/10)
Wzbogacenie klasycznego hefeweizena chmieleniem na zimno uważam z zasady za słuszny pomysł. Pomyśleli tak również panowie z Birbanta, czego efektem American Weizen (ekstr. 11,5%, alk. 4,8%). No i w zasadzie możemy się w opisie trzymać kontretykiety, bo w istocie mamy tutaj bananową bazę i cytrusowo-chmielową nadbudowę, tyle że wszystko jest przeszyte z umiarem nutkami drożdżowo-przyprawowymi. Jest rześkość, jest balans, jest i nieco uwypuklona goryczka. Jestem na tak. (7/10)
Orgasmatron (ekstr. 14%, alk. 5,8%) od Kraftwerku to german IPA, tyle że z dodatkiem afrodyzjaków. Najsilniejszym afrodyzjakiem jest jak wiadomo władza, ale jej akurat w piwie nie uświadczyłem. I tak jak początkowo nuty skórek cytrusowych współzawodniczą z ziołami o palmę pierwszeństwa w bukiecie, tak z czasem całość zaczyna przypominać wiśniowe cukierki na ból gardła. Takich cukierków zjadłem całą masę mieszkając jako dziecko w Niemczech, więc wszystko mi się ułożyło w spójną, germańską całość. No i to skojarzenie towarzyszyło mi aż do końca konsumpcji tego raczej oszczędnie nasyconego piwa. To pewnie te afrodyzjaki tak dają, choć podniecające to piwo nie jest. Ale złe tez nie jest. No i jest ciekawe, więc chyba wyszło w jakiejś mierze zgodnie z założeniami. Mimo to jest to jednorazowa ciekawostka, raczej nie do powtórzenia. (5,5/10)
Faktoria Gold Rush (ekstr. 14%, alk. 5,9%) rozczarowuje już na wstępie nikłym aromatem, złożonym z sosny, cytrusa, delikatnego tropiku oraz słodowej cukrowości. Goryczka średnia do mocnej, kontrujące, nieco chlebowe smakowo ciało słodowe i w tle trochę dwuacetylowego masła. Mało intensywne, nudne i mulące piwo, ciężko je polecić. Szkoda, bo Faktoria nieraz udowodniła że potrafi uwarzyć bardzo porządny trunek. (4,5/10)
Dwa na sześć nadają się do powtórzenia. Standard.