Sześciopak polskiego craftu 35
https://thebeervault.blogspot.com/2015/09/szesciopak-polskiego-craftu-35.html
Dzisiejszy wpis stoi pod znakiem browaru Zarzecze. Trzy razy po dwa piwa trzech różnych kontraktowców których wytwory są tam warzone. Trzech kontraktowców z którymi wiązałem spore nadzieje prognozując rozwój i zwój polskich inicjatyw piwowarskich na 2015 rok. Zobaczcie co z tego wyszło.
Chuck (alk. 6,6%), AIPA od Wojtka Solipiwko, cierpi niestety na częstą przypadłość piw z Zarzecza, czyli siarkę. Odwrotnie niż w świetnym Nomono, tutaj cytrusowo-tropikalny aromat z nutką słodu monachijskiego jest zbyt delikatny, żeby skutecznie dać temu odpór. W smaku z kolei, w którym siarka nie jest już tak mocno odczuwalna, zwraca uwagę brak słodkiej kontry dla mocarnej, nieco ściągającej goryczki. Piwo jest od początku do końca wytrawne. Jest to w pewnym sensie novum na polskim rynku, domyślam się że ten zabieg był celowy (nazwa piwa zobowiązuje), no ale mi taka jednostronna kompozycja niezbyt podchodzi. (4,5/10)
Tak jak nie podszedł mi Chuck, tak podeszła mi Black Bicz (ekstr. 19,1%, alk. 8,1%), mimo że zazwyczaj nie gustuję w czarn... zresztą, mniejsza o to. Mariaż mocnej żywicy wspomaganej przez słodsze akcenty chmielowe i lekkiej nuty palonej która przechodzi w wyraźniejsze espresso udał się na medal. Jak na imperiala przystało, piwo jest słodkie i pełne, a zarazem charakternie gorzkie. Z drugiej strony, mimo ciężaru, a za sprawą mocnego nachmielenia jest szybko pijalne. Oba kciuki do góry. (7,5/10)
Phantom (ekstr. 15,5%, alk. 6,5%) jest chyba najbardziej zdominowanym przez nietypowy dodatek piwem Kingpina. Liście limonki kaffir są dosłownie wszędzie i gładko przechodzą w intrygujące skojarzenia wtórne. W aromacie tym skojarzeniem jest geranium, którego u nas w domu za dziecka było zawsze pełno. W smaku zaś, a szczególnie w posmaku, rzecz bardziej przypomina różę, a raczej dżem różany. Jako white IPA piwo nie jest raczej udane. Kolendry nie wyczułem wcale, nawet goryczka jest jak na ajpę stonowana. Ale jako wywar eksperymentalny Phantom jest moim zdaniem bardzo udany. Jest miękki, rześki i nietuzinkowy w bardzo przyjemny sposób. Świetne piwo. (7,5/10)
Shaman (ekstr. 10,5%, alk. 4,5%) z kolei to piwo, które charakterem jest pokrewne niektórym wyrobom Williams Brothers. Jest więc wywarem lekkim, mocno kwiatowym, niby łagodnym, ale jednak z podkreśloną goryczką. Poza karmelowymi przebłyskami słodów Shamanem rządzą czerwona herbata oraz dżem różany, zaś wbrew oczekiwaniom jednak odczuwalna słodycz resztkowa jest równoważona nieco żywicznym finiszem. Szkoda, że i tutaj siarczana klątwa Zarzecza dała o sobie znać, ale na szczęście reszta bukietu siarkę tłumi. Spoko piwo. (6,5/10)
Czy niemiecki Hull Melon nadaje się na jednochmielowe ejle? Chyba nie, czego unaocznieniem jest Birbant Pale Ale Hull Melon (ekstr. 12%, alk. 4,7%). Jest to wodniste piwo z odczuwalnym charakterem tytułowego chmielu, większą ilością ciasteczek, nieco trawiastym finiszem oraz nadmiarem siarki, która w wypadku Zarzecza powoli staje się niestety tak samo oczywista jak masło w przypadku Witnicy. No i jest kwestia samego Hulla. Jest to ciekawy chmiel, natomiast pozostawiony bez opieki innych towarzyszy – czy to chmieli czy to nut oddrożdżowych czy odsłodowych – potrafi być jednak mdły. Stąd akurat jasny ejl chmielony tylko faktycznie nieco melonowym Hullem to niezbyt szczęśliwy pomysł. To piwo nawet bez wspomnianej siarki nie byłoby porywające. Słabo. (4,5/10)
Następną nowością Birbanta jest Kafirmacja (ekstr. 15,5%, alk. 6,5%), saison z liśćmi limonki kaffir, uwarzony według receptury jednego z barmanów Kontynuacji. Ponownie kefir, znaczy się kaffir wywołuje u mnie skojarzenia z krzaczkami geranium, zaś nutą wiodącą w przypadku Kafirmacji ponownie jest róża. I to nie przyjemna, dżemowa róża jak w Shamanie czy Phantomie, ale dusząca nuta różanego potpourri które ongiś zalegało na bocznym stoliku w salonie niejednej babci, utrwalając tym samym chyba nie tylko w moim umyśle charakterystykę sensoryczną pt. "zapach starych ludzi". Kafir sam w sobie jest bez problemu wyczuwalny, ale trawa cytrynowa która również wylądowała w piwie już nie za bardzo, tak samo jak nowofalowe chmiele. Samo to nie stanowiłoby problemu, ale niestety piwo jest przeszyte na wylot trademarkową, zarzeczową siarką, która skutecznie psuje zabawę. Na dodatek w smaku rozgościły się nuty fasolki bob podszyte rozpuszczalnikiem. I tak aż po cierpkawy finisz. Fenolowo-stajenne nutki saisonowe które z czasem wychodzą na wierzch byłyby w normalnym wypadku czymś ciekawym, natomiast w tak wadliwym piwie niestety tylko wzmacniają wrażenie że ten wywar śmierdzi. To jest piwo z ciekawym pomysłem, które pewnie w wersji domowej było smaczne. Niestety przegrało walkę z Zarzeczem, tak samo jak imperialna IPA Czesława Dzielaka ongiś przegrała walkę z Cieszynem. To musi być frustrujące uczucie. (3/10)
Obronną ręką wyszedł Kingpin, Solipiwko w zasadzie też, biorąc pod uwagę że Chuck jest (pomijając siarkę) dobrze zrobionym piwem, tyle że wedle kompozycji która nie odpowiada mojemu gustowi. Birbant słabiutko. No i w Zarzeczu coś się musi stać, żeby na dźwięk nazwy tego browaru doświadczeni piwosze nie mieli od razu przed oczami smoka wawelskiego tak jak w przypadku Witnicy od razu widzą mleczarnię. Zróbcie coś z tym fantem.
Phantom to jedno z nielicznych piw, których nie mogłem ostatnio dopić. Słodkie, nie dofermentowane z aromatem brzeczki. Piwo totalnie nie w stylu, zero rześkości. Co do tej klątwy siarczanej z Zarzecza to tylko zdradza twoją nie wiedzę, na temat produkcji piwa. Da się zrobić bez siarkowodoru ale trzeba poprowadzić dobrze fermentację a co za tym idzie być na miejscu. Taka specyfika browarów warzących na maila.
OdpowiedzUsuńDa się zrobić nie-siarczane piwo, thank you Captain Obvious :)
UsuńTeraz mi jeszcze wskaż proszę, gdzie niby napisałem że siarka jest kwestią sprzętu. Klątwa siarczana stąd, że często piwa z Zarzecza są siarczane, i tyle. Sygnał dla włodarzy, że coś z tym trzeba zrobić. Swoją drogą nie jestem pewien czy cokolwiek zrobią - z tego co kojarzę, jeden z Birbantów jest tam technologiem, więc akurat w ich wypadku kwestia nieobecności podczas warzenia nie ma zastosowania.
Racja. To kwestia ilości drożdży oraz temperatury. Wiem, że jest a to tylko potwierdza że słaby z niego technolog.
OdpowiedzUsuń