Sześciopak polskiego craftu 32
Dwie Pinty, dwa piwa debiutującej na blogu Brokreacji, jeden Artezan i jedna Raduga. Wydawałoby się, że jest to zestaw, wobec którego moż...
https://thebeervault.blogspot.com/2015/09/szesciopak-polskiego-craftu-32.html
Dwie Pinty, dwa piwa debiutującej na blogu Brokreacji, jeden Artezan i jedna Raduga. Wydawałoby się, że jest to zestaw, wobec którego można mieć jakieś tam oczekiwania. A tymczasem...
Summer Ale od Artezana (ekstr. 11,5%, alk. 4,8%), chmielony Kazbekiem, Waimeą i Chinookiem, ma raczej delikatny aromat cytrusowy i lekko brzoskwiniowy, podszyty nutą jasnego słodu. Myślę że termin „wyluzowany” ogólnie dobrze oddaje charakter tego piwa. Nie jest nadmiernie intensywne, ale i czuć że miało wyjść tak jak wyszło. A jeśli komuś troszkę nudno, to zawsze ma w finiszu wystarczająco dosadną, grejpfrutowo-ziołową goryczkę. Bardziej delikatne kompozycje mają to do siebie, że potrafi je wykoleić jeden detal. Tu akurat wyszło bardzo smacznie. (7/10)
Aframon, aframon... murzyński kardamon? Nie wiem jak to pachnie, według Radugi jednak pieprznie. No i faktycznie ich African Queen (ekstr. 13,1%, alk. 5%) poza cytrusami i lekkim tropikiem powiewa też pikantnie, choć i niestety miejsce dla delikatnej bądź co bądź ale jednak trochę zastanawiającej nuty mokrej psiej sierści się znalazło. W smaku przyprawa daje o sobie bardziej znać, poza pieprzem może się trochę skojarzyć z piernikiem, natomiast i tak w moim odczuciu króluje landryna. Zastanawia też poprzedzająca suchawy, dość gorzki finisz pustka. Ciekawa etykieta, ale piwo niezbyt udane. (5/10)
Ciekawymi etykietami uraczyła nas również dwuznacznie nazwana Brokreacja. Etykiety są póki co fajniejsze od piw, co jednak nie znaczy że te drugie są złe. The Farmer (ekstr. 12%, alk. 5%) ma ten walor, że zarówno w aromacie jak i w smaku nuty jasnego słodu nie zostały odesłane w niebyt przez chmiel, który ma tutaj postać cytrusową, herbatki cytrynowej, a w finiszu ziół i świeżo skoszonej trawy. Tutaj z kolei jest minus, bowiem ten trawiasty finisz jest jednak trochę ściągający, cierpki. Gdzieś pomiędzy poszczególnymi elementami znalazło się również miejsce dla drożdżowego kwasku, którego obecność nasuwa skojarzenia z piwami z niektórych browarów restauracyjnych. Nie jestem falem stylu (american wheat), ale to piwo wyszło nieźle. Choć niekoniecznie porywająco. (6/10)
The Lumberjack (ekstr. 16%, alk. 6,7%) to rye american stout, który jest takim farbownym Amerykaninem, bo obecność nowofalowych chmieli w aromacie jest porównywalna z ilością ładnych kobiet na Manifie. Ale stoutowość jest podkreślona, męska. Prym wiedzie mocarna paloność, kojarząca się ewidentnie z popiołem, górująca nad nutami kawy i delikatnie czekoladowymi. Jak można tego było oczekiwać, palony kwasek łączy siły z chmielem którego tutaj dodano chyba głównie na goryczkę, i kulminuje w wyrazistym, mocarnie gorzkim, cierpkawym finiszu. Żeby nie było zbyt wytrawnie, wrażenie nieco łagodzi uzyskana dzięki żytu oleista faktura. W tym piwie nudy nie ma, choć gdyby je nieco odchudzić pod względem paloności i goryczki chmielowej, wyszłoby mu to moim zdaniem na dobre. (6,5/10)
B-Day 3.1 Spoko Marocco (alk. 4,4%), wspólne piwo Pinty i AleBrowaru to piwo z ciekawym pomysłem, z którym mam jednak zasadniczy problem. Pale ale z amerykańskim chmielem, a ponadto pieprzem i kardamonem brzmi ciekawie, ale mam wrażenie że wyszło na pół gwizdka. Jest pieprzne, jest trochę chmielowe, pomiędzy cytrusem i kwiatami. Problem mam z lubianym przeze mnie kardamonem, który sprawia że przez cały czas miałem nieodparte skojarzenie z piernikiem. Skojarzenie natrętne, przy czym kardamonu nie jest tutaj z drugiej strony na tyle żeby można było uznać Spoko Marocco za piwo piernikowe. Czyli wyszło takie piwo piernikowe na pół gwizdka. Z mojego punktu widzenia należałoby albo zwiększyć dawkę tej przyprawy dwukrotnie albo przeciwnie – wsypać jej dużo mniej. Jest ok, ale jestem daleki od zachwytów. (6/10)
Pozostając przy Pincie, Kwas Gamma (ekstr. 13,1%, alk. 5%) zebrał sporo pochwał. No to ode mnie dla odmiany pochwał nie będzie. Malinowy aspekt jest wykonany na 4+, oprócz miąższu piwo dysponuje wyraźną pestkowością, no i faktycznie nie jest ani trochę słodkie. Jest za to irytująco pełne, wręcz oleiste jesli chodzi o napięcie między językiem a podniebieniem. A jest to pełnia wyzbyta walorów smakowych, taka „pusta pełnia”, o. W rezultacie nie ma mowy o rześkości mimo wyraźnego kwasku. Zresztą, po wypiciu Kwasu Gamma odkorkowałem butelkę Liefmans Cuvee Brut (też z malinami), no i cóż tu dużo mówić – nie ta liga. (5,5/10)
Artezan do powtórki, reszta niestety nie za bardzo. W Brokreacji drzemie jakiś potencjał, Raduga podwinęła się, co na szczęście nie zdarza się jej zbyt często, natomiast fajnie, że Pinta kombinuje, ale nie zawsze to fajnie wychodzi.
Gamma, a Cuvee Brut to nie jest inna liga. To jest inny sport.
OdpowiedzUsuńOczywiście że tak. Chodziło mi jednak o to, że żeby stworzyć dobry kwas z owocem trzeba iść raczej w kierunku Cuvee. Bule i piłka nożna zakładają rozgrywki z okrągłym przedmiotem, jednak te pierwsze nie robią specjalnie wrażenia.
UsuńCiężko się nie zgodzić z tym, że kierunek belgijskich producentów Lambików (i ich wersji owocowych) jest najlepszy w kwestii jakości produktu końcowego. Niestety nikt w naszym kraju nie może sobie jeszcze pozwolić na wytwarzanie takich piw (i zapewne szybko się to nie zmieni). Należy wyciągać wnioski i cały czas poprawiać proces.
Usuń