Z archiwum bawarskiego craftu, część 2
https://thebeervault.blogspot.com/2014/09/z-archiwum-bawarskiego-craftu-czesc-2.html
Po powrocie z wakacji muszę się jakoś sformatować i zakotwiczyć w szarzyźnie dnia codziennego, co mi nadal idzie dość opornie. Tymczasem oferty katowickiego Browariatu ciąg dalszy. Jak już kiedyś wspomniałem, mimo że nie wszystkie piwa ze stajen Schönram oraz Camba urywają tylną część ciała, niektóre są wręcz słabe (ale i niektóre rewelacyjne), zawsze lubię przy sposobności wpadać do tej najlepszej moim zdaniem katowickiej knajpy i pokosztować cóż tam ciekawego piwowarzy upichcili. Wpis ma smutny początek i happy ending.
Camba Bavaria Stefan Dettl Love Beer (ekstr. 12,8%, alk. 5,2%) to piwo pszeniczne chmielone amerykańskim Simcoe. Fajny pomysł, nie? Gorzej z wykonaniem. Wyraźna czarna porzeczka, choć jeszcze nie przypominająca do końca kociego moczu, łączy się z goździkiem w nieco gryzącą całość. Leśnych klimatów które piwom zazwyczaj przysparza chmiel Simcoe niestety nie znalazłem. W ustach jest gładkie i miękkie, ale niestety również trochę wodniste. W zejściu pojawia się simcoeowa sosna, ale czarna porzeczka zaczyna trącić kotem, co ogólnie nie tworzy zgranego duetu, szczególnie biorąc pod uwagę pustkę w smaku. Słabe. (4/10) EDIT 03/2015: Bez kuwety, bez czarnej porzeczki. Reelacyjny, rześki hefeweizen doprawiony wyraźną choć nie dominującą dawką sosny i brzoskwini. Proszę, z odpowiedniej warki jest to piwo rewelacyjne. (8/10)
Camba Nelson Sauvin Weisse to piwo wysoko notowane, więc zapewne mi się akurat trafiła szklanka z nieudanej warki. Zasadniczą wadą jest silnie aromatyczny koci mocz, czyli repeta z Love Beer. Cytrusy z nowozelandzkiego chmielu kojarzą się zaś bardziej z jakimś citroseptem niż prawdziwym owocem, a odczucie w ustach jest mocno wodniste, szczególnie w finiszu. Szkoda że wyszło takie rozczarowanie, bo chmielenie pszeniczniaków na zimno nowofalowymi odmianami to bardzo fajna zagrywka. Trudno, to piwo jest jednak do powtórzenia. (4/10) EDIT 02/2015: No, udało mi się skosztować tego piwa w formie jaka jest dla niego przewidziana. Rewelacyjne połączenie bananów, wanilii i akcentów cytrusowych, miękkie i gładkie w ustach. W takiej postaci jest to jeden z najlepszych hefeweizenów jakie piłem. (7,5/10)
Schönramer Bayrisch Pale Ale (alk. 5,5%) jest zgodnie z nazwą ejlem chmielonym bawarskim chmielem. I to nie byle jakim tylko Mandariną Bavarią, niemiecką próbą stworzenia konkurencji dla tropikalnych odmian z Nowego Świata. Piwo absolutnie nie jest tak intensywne jak Mandarina IPA z norweskiego Nogne O, w aromacie wręcz słodowość nieco góruje nad cytrusowym chmielem niczym w niemieckim pilsie. Jednocześnie aromat chmielowy jest w gryzący sposób mandarynkowo-łodygowy, ciut zielonomelonowy, co wszak nie oznacza bynajmniej że zły. Smak jest niestety dość wodnisty, ale tutaj faktycznie dominującą nutą jest mandarynka z puszki. Końcówka jest wytrawna i goryczkowa, piwu przydałoby się jednak trochę więcej treści. Średniak, choć po swojej stronie ma pijalność. (6/10)
Schönramer Saphir Bock (alk. 8%) to jasny koźlak (blee...) chmielony odmianą Saphir (mniam). I mimo że słodowy charakter koźlaka jest tutaj ewidentny, to rześkie, cytrusowe nuty Saphira są tutaj jak najbardziej obecne i nadają piwu lekki charakter herbatki cytrynowej. Drugim owocem jaki można tutaj wyczuć są morele. W smaku już tak różowo nie jest, piwo cierpi na typową bolączkę swojego gatunku – jasne, mało wyraziste słody często nie wystarczają do zamaskowania potężnej dawki alkoholu. Tutaj i w smaku nie pożałowano chmielu, nie jest więc źle, a jednak przeszkadza mi nieułożona, alkoholowa cierpkość. Gdyby zawartość alkoholu obniżyć o jakieś dwa punkty procentowe byłoby to bardzo fajne piwo. (6/10)
Camba Bavaria Witbier (alk. 4%) to piwo testowe. Na tyle testowe że włodarzom browaru nie chciało się wymyślać nowych etykiet, więc warkę rozlali do butelek oznaczonych jako hefeweizen. Ponieważ trzeba było sprostać Reinheitsgebotowi, witowość tego wita sprowadza się do niesłodowanej pszenicy w zasypie, w piwie zaś nie wylądowała ani kolendra ani curacao. Czy takie coś ma sens z punktu widzenia gatunkowania piw? Nie ma wcale. A czy ma sens jeśli chodzi o smak? Niestety też nie za bardzo. Zapach jest głównie zbożowy, są słabsze nuty bananowe oraz drożdżowo-piwniczne. W smaku punkt ciężkości przechodzi w stronę drożdży i bananów, z czasem jednak ciut zaczęło mi zalatywać kiszonką. Nie, to ja w takim razie jednak wolę klasyczną niemiecką pszenicę. (5,5/10)
Camba Bavaria Dry Stout (alk. 4,5%) ma dość ubogi aromat, sprowadzający się do postarzałej, suchej czekolady, marginalnych nut palonych oraz szczypty wanilii. Smak jest jednak bardziej ciekawy – czekoladowość nadal dominuje, ale można też wyczuć sporo kawy, a faktura jest wzorowo wytrawna, manifestująca się w finiszu lekką kwaskowością. Bardzo smaczne piwo. (7/10)
Camba Bavaria Truchtlinger Pale Ale (alk. 5,2%) to dokładnie to czego oczekuję po american pale ale. Więcej, aromat chmielowy tego piwa chciałbym móc kiedyś uzyskać w piwie domowym. Mamy tutaj więc tropiki na sterydach - pełno marakuji, ananasa oraz mango, można się myślami przenieść na Karaiby. Słodową podbudowę w trakcie picia czuć, choć rzecz jasna się nie narzuca, w smaku do wspomnianego tropikalnego kolażu dochodzi mandarynka, a leciutkie piwo kończy się umiarkowaną, grejpfrutową goryczką. Rześkie, wyważone – czego chcieć więcej? (8/10)
I do następnego razu.
No jest jeszcze sporo kraftu z Bawarii, którego raczej będzie ciężko ściągnąć do Polski poza prywatnym zaciągiem. Zdecydowanie bardziej wolę kraft z Badenii-Wirtembergii i Nadrenii Północnej Westfalii. Dużo tych "i" :P.
OdpowiedzUsuńSporo jak sporo, mi tam odpowiada że póki co da się ten niemiecki kraft jakoś ogarnąć. No i jest faktycznie ciekawy. Najlepsze póki co według mnie to Hopfenstopfery. Ale też sporej ilości browarów nowofalowych jeszcze nie przetestowałem.
Usuń