Piwna międzynarodówka – posiłki zza granicy
https://thebeervault.blogspot.com/2014/09/piwna-miedzynarodowka-posiki-zza-granicy.html
Polski kraft wkracza w erę globalizacji. Znaczy się, to że istnieje w obecnej formie jest już efektem globalizacji, wszak czerpie garściami wzorce zza granicy, tyle że ostatnimi czasy poczyniono działania mające rodzime piwa bardziej umiędzynarodowić. Pinta miała już doświadczenie kooperacyjne w postaci całkiem fajnego stouta owsianego uwarzonego we współpracy z irlandzkim browarem Carlow. Tym razem zrobiono rzecz bardziej banalną i sięgnięto po wypromowanego wcześniej wesołka z Wysp, który dobrał do wzmocnionego irish red ale’a mieszankę chmieli, których potem na filmiku ponoć nie był w stanie sam rozpoznać. AleBrowar zrobił rzecz bardziej ambitną, warząc wspólnie z ekipą norweskiego mikrobrowaru Nogne O piwo gatunku belgian IPA. Dwa różne podejścia, a jak wyszły piwa?
Call Me Simon wyszedł dobrze, choć mi nie podszedł. Można się oczywiście kłócić, czy piwo o takich parametrach (ekstr. 19,2%, alk. 6,9%) i takiej goryczce (78 IBU) można w ogóle nazwać irlandzkim red ale’em, ale co tam. Przynajmniej bardzo fajnie wygląda – ubita piana prezentuje się ładnie nad ciemnobursztynową cieczą. Ta ma w sobie wyraźną kwiatowość chmielową, ale taką która nie tłumi charakteru słodów, a wręcz przeciwnie – świetnie się komponuje z nutami karmelowymi i melanoidynowymi. W oddali nawet majaczy ledwo uchwytna nutka palona. Aromat przypomina mi trochę uwarzonego przeze mnie amber ale’a (minus paloność), tymczasem w ustach piwo okazuje się być gęste, pełne i słodkie, z goryczką która chciałaby pokazać swoją siłę, ale równowagi nie ma – jest bowiem zdominowana przez słodycz, mimo że jednocześnie jej potencjał można wyczuć. Spróbowałem na Birofilii parę łyków i mi smakowało, w większej ilości jest jednak przez swoją gęstość i słodycz oraz brak rześkości nieco męczące. Doznaję swoistego dysonansu poznawczego, jako że aromat pasowałby bardziej do lekkiego wywaru. Jest to dobrze zrobione piwo, ale nie trafiło w mój gust. (5,5/10)
Deep Love (alk. 6,5%) wyszedł dobrze, choć mi... też nie do końca podszedł, a przynajmniej nie tak bardzo jak bym sam tego chciał. West Coast Belgian Rye IPA według opisu, no to się spodziewałem piwa pełnego, mocno gorzkiego, mocno cytrusowego, mocno pieprznego, oleistego, przeholowanego. Piłem je dwa dni pod rząd, najpierw z butelki, a potem z kranu w krakowskim Tap House żeby sprawdzić czy są różnice. No i była jedna, mianowicie beczka trochę lepiej zakonserwowała aromaty chmielowe, dało się wyczuć ananasa, choć nie na pierwszym ani nawet na drugim planie. Pite cztery miesiące przed terminem aż tak wywietrzało? No nic, w tym piwie większość roboty robią drożdże, wskutek czego, mimo bardzo mocnej choć nie przegiętej goryczki Deep Love ma rodowód raczej belgijski. Banany, guma balonowa, kwasek, maoam poziomkowy, delikatna brzoskwinia i pieprzne fenole łączą się w wyrazisty bukiet. Może jeszcze coś na kształt szopy z sianem, a może stajni? W ustach bardziej od goryczki czuć drożdżowy kwasek, natomiast niestety żyto dało piwu po prostu więcej chropowatości, a oleistości znanej chociażby z pintowskiego ŻytoRillo próżno tutaj szukać, tak samo jak spodziewanej pełni/tęgości. Sam nie wiem, może spodziewałem się za bardzo czegoś pomiędzy ŻytoRillo a Szczunem, a do tych piw Deep Love moim zdaniem nie ma startu. Smaczne jest (smaczniejsze z beczki), ot i tyle. (6,5/10)
Z tymi posiłkami zagranicznymi jest moim zdaniem tak jak według różnych komentatorów (do których ja się akurat nie zaliczam) ze sprowadzaniem piłkarskich szkoleniowców spoza Polski. W sensie po co, skoro samemu można to zrobić lepiej?
wg mnie Call Me Simon całkiem ok, ale z butelki świeże było za bardzo chmielowe (mimo że takie piwa lubie :D), niewiele poza chmielem sie działo....
OdpowiedzUsuńco do DeepLove- wg mnie porażka, mocno słodowe, goryczka sporo poniżej średniej i aromaty drozdzowo alkoholowe z minimalna nuta brzoskwini. Żadnych skojarzeń z żytem nie miałem. Totalnie rozczarowanie dla mnie.
No to jest ewidentnie kwestia gustu. Tak jak piszesz, obydwa piwa dobrze zrobione, ale Simona nie wypiłbym drugi raz, nawet, gdyby mi zapłacili. Po co mam się męczyć z tym ciężkim rzęchem?! Tak, że u mnie 5,5 byłoby za dużo, choc obiektywnie nie jest źle. Natomiast Deep Love mi akurat podeszło bardzo, bo oferuje to, co lubię, czyli chmiel, pieprz i konia! Mógłbym nawet codziennie... Wszystkie recenzje należy "przefiltrować" przez gust recenzenta, a nie szukać na siłę obiektywizmu. Taka moja refleksja.
OdpowiedzUsuńOczywiście, recenzje z założenia są subiektywne. Obiektywna to by mogła być chemiczna analiza piwa. Tylko co taka analiza miałaby wspólnego z istotą piwa, napoju który jest przeznaczony do picia go a nie do chemicznych analiz?
UsuńOczywista oczywistość, dlatego czytam Twojego bloga, bo zauważyłem, że mamy podobny gust. Po prostu w wypadku tych piw tak mi się to w oczy rzuciło. A co do obiektywizmu - są przecież oficjalne kryteria (z tymi literkami) stosowane w konkursach ;)
UsuńKonkursy? Weź przestań ;)
UsuńW Deep Love było siano, a co poniektórzy pisali nawet o maryhueanen ;)
OdpowiedzUsuńDrugs are bad.
Usuń