Cream ale – co to takiego?
https://thebeervault.blogspot.com/2014/08/cream-ale-co-to-takiego.html
Mimo niemalże półtora tysiąca udokumentowanych wypitych różnych piw, paru styli brakuje mi do kolekcji. Tak się rzecz miała do niedawna z cream ale’em, którego miałem sposobność skosztowania dość niespodziewanie podczas nie tak dawnej wizyty w słowackim browarze Buntavar. Niespodziewanie, bowiem Buntavar piwa w tym stylu nie warzy, ale w lokalu można było dostać Mikkeller Cream Ale z beczki.
Cóż to więc takiego, ten cream ale?
Niektórzy błędnie łączą tę nazwę z piwami puszkowanymi z azotem, pokroju Wexforda czy Worthington’s Creamflow. Tymczasem to nie azot tworzy gatunek, mimo nadania piwu specyficznej kremowości. Wymienione powyżej piwa to irish ale oraz bitter, style wyspiarskie, natomiast cream ale to dla odróżnienia styl amerykański. W pewnym sensie jest tym dla piw górnej fermentacji czym pale lager jest dla świata lagerów. Czyli jest to piwo zazwyczaj mocno odfermentowane, mało wyraziste, ma być lekkie, orzeźwiające i mało absorbujące zmysły. Mimo górnej fermentacji, cream ale’e są często leżakowane w niskich temperaturach, żeby wytłumić nuty pochodzące od pracy drożdży, takie jak estry. Wówczas często są szczepione dodatkowo drożdżami fermentacji dolnej. Niektóre są wręcz kupażowanymi wynikami zmieszania ze sobą ejla i lagera. Nie brzmi to zbyt ekscytująco, prawda? Takie ejle które mają jak najmniej smakować jak ejle, a najlepiej mieć jak najmniej smaku w ogóle. Odmiennie od innych amerykańskich stylów piwnych nie jest jednak wynikiem zmian na rynku piwnym w ostatnich 30 latach, było bowiem już warzone przed erą prohibicji.
Problem podstawowy jaki miałem polega na tym, że interpretacja stylu w wydaniu Mikkellera jest według wielu osób nietypowa, zbyt pełna smaku, zbyt dobra. Jak się okazało, Mikkeller podszedł do tematu wręcz dosłownie, skupiając się na słowie ‘cream’. Jasny gwint, ale to piwo jest kremowe! Cosik mi ta kremowość przypomina ichni Beer Geek Breakfast, od którego to Cream Ale (alk. 5%) jest rzecz jasna zdecydowanie lżejszym piwem. Aromat łączący w sobie nuty słodowe, ziołowe oraz brzoskwiniowe jest prosty ale jakże atrakcyjnie uszyty. W smaku na wierzch wychodzi grejpfrutowość, jest tutaj sporo świeżego, rześkiego, zielonego chmielu oraz nie narzucająca się ale jednak obecna baza słodowa. I znowuż mamy elegancję wyrażającą się w prostocie. Mamy ponadto podbitą, ale nie męczącą goryczkę, która pasowałaby również do american pale ale’a, mamy ogólne wrażenie które częściowo przynajmniej wychwytuje asocjacje między cream ale a pilsem. No i mamy tę niesamowitą teksturę. Aksamit, jedwab, gładkość, krem, krem, krem. Do picia kubłami. Wow. (8,5/10)
Traf chciał, że i rodzimy rynek piwowarski doczekał się własnego cream ale’a, w wykonaniu małżeństwa tworzącego browar kontraktowy Ninkasi. I porównując ich Cream Ale (alk. 5%) do opisu stylu, wydaje się być z nim znacznie bardziej zgodny od interpretacji Mikkellera, a co za tym idzie – jest to piwo wyraźnie gorsze. Pomysł mieli jednak ciekawy, bo tym samym styl debiutuje na rodzimym rynku. Z drugiej strony, większość potraktuje piwo pewnie jako ciekawostkę. Wyroby marki Ninkasi są dość drogie, a że jest to piwo lekkie i pijalne, niczego nie urywające, to cena będzie odstraszać przed powtórkami. Czuć tutaj wyraźnie drożdże, jasne słody oraz trawiasto-ziołową nutę chmielu Hallertau Tradition. O, jeszcze wafelki waniliowe i nutka a la kwiatowo-miodowa, ale nie od utlenienia. Piwo jest wodniste i ewidentnie wytrawne, po przełknięciu język jest nieco najeżony, jest więc pod tym względem na antypodach zamszowo gładkiego Mikkellera. Mimo raczej niskiego nasycenia jest w miarę rześkie. Zwyczajne, smaczne piwo. Może ciut zbyt drożdżowe ale fajnie się je piło. Tyle że przy tej cenie powtórki raczej nie będzie. (6,5/10)
Mimo piorunującego wrażenia jakie zrobił na mnie Mikkeller, cream ale nie zostanie zapewne moim ulubionym piwnym stylem. Duńczyk podszedł do sprawy dosłownie, wcielając słowo ‘cream’ w piwo, które wyszło niezbyt zgodne ze stylem. Znacznie bardziej stylowa interpretacja Ninkasi unaocznia zaś, że nie ma się w przypadku cream ale zbytnio czym emocjonować.
Prawdopodobnie Mikkeller nie uwarzył słabego piwa :)
OdpowiedzUsuńA Ninkasi dobrego...
OdpowiedzUsuńPorter Bałtycki w ich wykonaniu też byłby wodnisty i bez wyrazu