American wheat to nowy hefeweizen?
https://thebeervault.blogspot.com/2014/08/american-wheat-to-nowy-hefeweizen.html
Obrodziło nam w tym roku amerykańskich pszenic. Rok temu Hey Now z Pracowni Piwa był na rodzimym rynku samotnym wojownikiem, obecnie paru kontraktowców i niekontraktowców wpadło na pomysł, że przecież jest to piwo łatwiejsze technologicznie od hefeweizena, co najmniej równie orzeźwiające, a ze względu na modę na nowofalowe chmielenie niesie ze sobą również spory potencjał komercyjny. Czy wobec tego to american wheat zastąpi hefeweizena? Nie sądzę. Piwo mocno dochmielone cytrusami i tropikami, a zarazem o lekkim ciele co do zasady w pierwszym rzędzie będzie się kojarzyć z american pale ale. Miłośnicy bananów i goździków będą nadal polować na Paulanera, Franziskanera i ich odpowiedniki, zaś american wheat pozostanie zapewne piwem niszowym, przynajmniej jeszcze przez jakiś czas. Jednak które z rodzimych piw w tym stylu jakie się ostatnio pojawiły na polskim rynku jest najlepsze? Czy wszystkie są przynajmniej pijalne?
Rosa z Kremenarosa (ekstr. 11,4%, alk. 4,8%) to nie żaden krem różany ale nowe piwo z bieszczadzkiej Ursy Maior, american wheat właśnie. Aromat lekko cytrusowy, ale nieco mdławy, kojarzący mi się z melonem, ciut kwiatowy a więc nawiązujący do nazwy i porannej rosy na szczycie Kremenaros, ale i nieco pieprzny. Wad większych nie wyczułem, tyle że piwo jest dość wodniste a jednocześnie kompozycja aromatyczna nie jest zdolna do przykucia uwagi czy dostarczenia naprawdę fajnych doznań. Po paru łykach dolałem resztkę piwa z dna z drożdżami i ostrawe, drożdżowe nutki jakie się pojawiły zrobiły piwu dobrze, łamiąc jego mdławość. Słodowość jest obecna za sprawą delikatnych nut chlebowych. Mimo że rodzaj kwiatowości, podobnie jak w Single Hop Palisade nie trafia do końca w mój gust, jest to niezłe, rześkie piwo do szybkiego picia. (6/10)
Birbant American Wheat (ekstr. 11%, alk. 4,5%) to świetne piwo, naprawdę. Aromat przypomina chmiel świeżo wrzucony do garnka, bardziej świeży nie mógłby być. I te cytrusowo żywiczne nuty w zasadzie stanowią o istocie tego piwa, bo słodowość jest wytłumiona, a smak wytrawny i dość gorzki. Mała uwaga dotyczy zawiesistości American Wheat, prawdopodobnie pochodzenia drożdżowego, piwo jest bowiem mętne nawet kiedy się je ostrożnie wlewa, zostawiając na dnie centymetr z większością osadu. Owa zawiesistość sprawia że rześkość aromatu nie do końca zostaje transponowana do smaku. Jeśliby nad tym fantem popracować, byłoby rewelacyjnie. (7/10)
Pony Express z Faktorii (ekstr. 13,1%, alk. 5,7%) ma ten sam problem w postaci zawiesistości, tyle że nie smakuje tak rześko jak Birbant. Baza jest chlebowo-słodowa, a chmielowość cytrusowo żywiczna z dodatkiem marakuji. W aromacie to działa, w smaku brakuje już rześkości, mimo wyraźnie chmielowego sznytu. Tutaj goryczka jest dosyć mocna i zalegająca, a i niestety troszkę alkoholu w finiszu wychodzi. Mimo to jest to całkiem niezłe piwo. (6/10)
A może jednak styl hybrydowy? Uncle Helmut (ekstr. 12,1%, alk. 4,8%), również z Faktorii, to niemiecki hefeweizen dochmielony amerykańcami. Coś jak pierwszy B-Day pintowsko-alebrowarowy. Pomysł wart rozważenia, wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Nie wiem czy wrzucaliście kiedyś kota do wody. Otóż te stworzenia tak bardzo wody nie cierpią, że przy pierwszym kontakcie z powierzchnią, jakimś cudem odbijają się od tafli, wyskakują w suche miejsce i okazuje się że prawie wcale nie są mokre. Nie wiem jak one to robią, ale sytuacja mi się przypomniała w trakcie picia Uncle Helmuta. Tutaj chmiele chyba w podobny sposób odbiły się od tafli brzeczki i wylądowały poza kadzią, tak że gotowy produkt ma szczątkową goryczkę i zero aromatów amerykańskich lupulin. Dosłownie zero. A na domiar złego, to niemiecki wkład do bukietu też jest zerowy, bo charakterystycznych dla stylu nut bananów i goździków też tutaj brak. Jest tylko słód i piwniczna drożdżowość. I tak dobrze że się to to da wypić. (4,5/10)
Rozczarował punktujący u mnie ostatnio nadspodziewanie Doctor Brew. To też ma być chyba hybryda, biorąc pod uwagę wyraźne nuty goździkowe i słabsze gumy balonowej. Szkoda tylko że poza nimi i nieco chlebowym słodem w zasadzie nic nie czuć. Znaczy się, pierwsze uderzenie American Weizen (alk. 5%) idzie we właściwym kierunku – mango, cytrusy, żywica, te sprawy. Ale po paru chwilach chmiele się ulatniają i zostaje takie mocno wodniste, słodowo-goździkowe piwo, którego brak treści na domiar złego wieńczony jest męczącą goryczką. Męczącą bo zbyt mocną jak na tak pusty smak. Nie jest to ani ekscytujące ani specjalnie rześkie piwo. Rozczarowanie. (4,5/10)
Najmłodszą pszenicą amerykańską w zestawieniu jest nowe piwo z Browaru na Jurze. Jurajskie Amerykańska Pszenica (alk. 4%) ma z jednej strony owocowy profil chmielowy, łączący w sobie nuty cytrusowe z brzoskwiniowymi, z drugiej jego żywiczność płynnie przechodzi w aromatyczne wtręty czerwonego pieprzu, który wylądował w piwie. Obawiałem się tego pieprzu, ale piwo na tym zyskało. Nie jest specjalnie pikantne, dopiero pod koniec szklanki dotarła do moich zmysłów delikatna pieprzność finiszu. Za to jest mimo niezbyt mocnego wysycenia bardzo rześkie, a to dzięki swojemu chmielowemu smakowi. Jest też miękkie oraz lekkie, za sprawą czego nawet te 15 IBU goryczki robi robotę, bez wpychania piwa w odmęty przechmielenia. Świetna rzecz. (7,5/10)
No to kto jest zwycięzcą zestawienia? Obawiam się że Hey Now z Pracowni Piwa, którego ostatnio piłem lanego w knajpie i którego mocno marakujowy aromat sprawia że lekkie piwo dalekie jest od braku wyrazistości, a zarazem orzeźwia w nad wyraz przyjemny sposób (7,5/10). I to jest właśnie polski benchmark tego stylu, który inni powinni mieć przed oczami komponując swoje wyroby.
Jako kontrapunkt do tych wszystkich amerykańców zdecydowałem się na Bamber z SzałuPiw (ekstr. 12%, alk. 4,7%). Jest to piwo z zadatkami na więcej, wyszło bowiem mocno wadliwie. Hasło: toi-toi. Niestety, oprócz bananów i cytrusowości jest wyraźna kanaliza. Mimo to piwo dało się wypić, po prostu sobie wyobraziłem że to taka udziwniona piwniczna drożdżowość. Mało tego, w smaku było wyraźnie mniej kanalizy, a banany w połączeniu z weizenową cytrusowością robiły dobrą robotę. No ale nie o to w tym chodzi żeby sobie racjonalizować wady, prawda? (6/10) Gdyby jakościowo popracować nad tym piwem, myślę że pytanie zawarte w tytule tego wpisu dla większej ilości piwnych narwańców przestałoby być retoryczne.
Kto się więc tak naprawdę liczy w polskich zawodach na amerykańskie pszenice? Moje podniebienie mówi mi, że Pracownia Piwa, Birbant oraz Browar na Jurze. Reszta w zasadzie w obecnej formie jest niepotrzebna, łącznie z omówioną już wcześniej Saratogą ze Spirifera.
Pisałem, że bez Zawiercia obraz byłby niepełny. Pracownia generalnie najlepiej opanowała pszeniczne hybrydy, bo Dwa Smoki też są świetne.
OdpowiedzUsuń