Loading...

Schwarzbier challenge

Schwarzbier, styl turyńsko-saksoński. Dobrze wykonany jest dolnofermentacyjnym ekwiwalentem dry stouta – wytrawny, palony, niekiedy kawowy, czekoladowy. Mocno pijalny. Źle zrobiony jest cukierkowatym ulepkiem, często szlachtowanym słodzikiem. Schwarzbiery poza Saksonią i Turyngią są również popularne w północnobawarskiej Frankonii. Stamtąd pochodzi Mönchshof Schwarzbier, według RateBeer najlepsze piwo w tym stylu z Niemiec. Postanowiłem sprawdzić jak frankoński mocarz wypadnie w porównaniu z saksońskimi reprezentantami stylu. W tym celu zakupiłem wszystkie schwarzbiery w drezneńskim Getränku jakie udało mi się znaleźć...

Schwarzer Steiger (alk. 4,8%) to schwarz z drezneńskiego browaru Feldschlösschen. Ot, całkiem przyjemne piwo stołowe. Sporo karmelu, trochę owoców leśnych i chmielu plus, hmm, kurzu. Taki lekko duszący aromat zakurzonych woluminów. Jest umiarkowanie nasycone, umiarkowanie wytrawne, z nieco podbitą goryczką, a w finiszu ciut czekoladowe. W porządku. (Ocena: 6-/10)

Bautzener Schwarzes (alk. 5%) to już wyższa liga. Na etykiecie straszą że to piwo rzemieślnicze, i faktycznie wyróżnia się zdecydowanie na plus pośród konkurencji. Przede wszystkim ma dużą głębię i niesztampowy aromat. Trufle czekoladowe, likier wiśniowy oraz tort schwarzwaldzki. Średnia pełnia znakomicie pasuje do kolażu czekolady z ciemnymi owocami, a wręcz nieco gęstawe piwo gładko sunie po podniebieniu. Pojawiły się skojarzenia międzygatunkowe, delikatnie gorzkie piwo robi bowiem wrażenie lżejszego portera bałtyckiego. (Ocena: 7,5/10)

Ur-Krostitzer Schwarzes (alk. 4,9%) to też nielichy zawodnik. Pomijając zażenowanie spowodowane laudacją na cześć króla Gustawa Adolfa, który przez Niemcy w czasie wojny 30-letniej przeszedł jak siedem plag egipskich, do niczego się nie mogę przyczepić. W nozdrzach czuć karmel, starte kakao oraz trawę z ziemią. To ostatnie oznacza, że mamy do czynienia ze schwarzem o nachmieleniu pilsa, co znajduje swoje dodatkowe potwierdzenie w postaci mocnej goryczki. Nieco palone (jak ongiś wioski niemieckie) piwo jest smakowo gładkie ale wyraziste. Na przedzie nieco czekoladowy karmel tworzy iluzję słodyczy (której piwo tak de facto nie ma), w środkowej części czuć głównie paloną kwaskowość, a w finiszu kolaż chmielu z prażonym ziarnem. W obrębie tego gatunku piwo jest jak najbardziej zbliżone do dry stouta. Bardzo fajne. (Ocena: 7/10)

W porównaniu do poprzedników, Sternquell Schwarzbier (alk. 5,2%) to dość ubogie piwo. Karmel, nutka palona, okruchy ciemnego pieczywa oraz akcent metaliczny. W smaku wytrawne, mało aromatyczne, nieco karmelowe, śladowo palone, średnio goryczkowe, a w końcówce nieco metaliczne. Nudy. (Ocena: 4,5/10)

Schwarzer Specht, czyli czarny dzięcioł ma ponadnormatywną zawartość alkoholu (6,1%), co nie pozostaje bez wpływu na jego ciężar. Pełnia wręcz niespotykana w tym stylu, piwo jest słodkawe i syte. Kompozycja chmielu i słodu powoduje, że oprócz oczywistego karmelu jest tutaj w pierony świeżych orzechów laskowych. Świeżych, a więc zielonkawych, „trawiastych”, penetrujących wszak również rejony drewniane. Goryczka jest lekka i nieco ściągająca, co wynika wprost z tej „zieloności” użytego chmielu. Bardzo ciekawe piwo, które ponownie narzuca skojarzenia międzygatunkowe. Z tak mocno podbitą orzechowością miałem dotychczas bowiem jedynie do czynienia w przypadku niektórych doppelbocków. I w istocie fani tego stylu mogą ślepo sięgać po Czarnego Dzięcioła. (Ocena: 6,5/10)

Ciężko napisać coś dobrego na temat Lübzer Schwarzbier (alk. 4,9%) z Mecklemburgii. Aromat w zasadzie ogranicza się do karmelu, skórki od chleba oraz delikatnego chmielu, skojarzył mi się więc trochę z czeskim tmavym, od którego jest wszak bardziej wodniste – zarówno jeśli chodzi o ciało słodowe, jak i pełnię smaku. Z czasem się wprawdzie wyzwala delikatna nutka kawowa, ale przypomina bardziej odstaną lurę po jakimś Leader Price niż porządną kawę. Ciężko tak po prawdzie napisać na temat tego piwa cokolwiek więcej. (Ocena: 4/10)

Freibergisch Schwarzbier (alk. 4,9%), co my tu mamy... ziarno, karmel, delikatna nutka palono-ziemista, trochę kawy. Klasyczny przedstawiciel stylu. Wytrawny, delikatnie słodkawy, z krótkim, delikatnie palonym, subtelnie kawowym finiszem. Ot piwo stołowe, tyle że bardzo porządnie zrobione. Fajne. (Ocena: 6,5/10)

Tym samym dochodzimy do Mönchshof Schwarzbier (alk. 4,9%), który to ponoć taki dobry jest. Piwo jest niefiltrowane choć klarowne. Que? No mniejsza z tym. Zwraca uwagę ładna, puszysta piana. Zwraca również uwagę aromat, w którym pełno jest czekolady, sporo karmelu, trochę palonego ziarna i orzechów oraz rodzynkowa słodycz. W smaku piwo jest początkowo bardzo subtelne aromatycznie, lekko kwaskowe od palonego ziarna, nieco wytrawne, ale w rejonach gardła robi się wnet gęstawe i czekoladowe, a po przełknięciu nieco orzechowe. Czuć kunszt wykonania, piwo jest bardzo dobre. (Ocena: 7/10)

Pomimo że Mönchshof Schwarzbier udowodnił swoją klasę, konfrontację wygrywa schwarzbier z łużyckiego Budziszyna. Mönchshof zajął drugie miejsce ex-aequo z Ur-Krostitzerem. I co najważniejsze – przegląd schwarzbierów wypadł sumarycznie o wiele lepiej niż przegląd niemieckich pilsów. Żaden schwarzbier jednak nie osiągnął klasy Heizera z Bayerischer Bahnhof.

recenzje 6244671184043296901

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)