Loading...

Czy warto wybrać się na piwo do Katowic?




Do niedawna Katowice były piwną pustynią. Podczas gdy w Krakowie już działały multitapy, stolica Śląska była pod tym względem niedoinwestowana. No bo i po co jakieś ciekawe piwa podawać ludziom, skoro paręnaście kilometrów dalej produkują nasze najlepsiejsze czyli Tyskie, nie? Na szczęście zaczęło się to zmieniać. Niedaleko dworca powstała Biała Małpa, inne puby zaczęły wprowadzać przynajmniej w wersjach butelkowych ciekawsze piwa, a w końcu powstał bodaj najśmielszy projekt piwny w Katowicach, czyli pub Browariat. Niedawno wybrałem się wraz z piwnymi kompanami do Katowic żeby sprawdzić czy na pustyni zakwitły oazy. 

1. Biała Małpa
Pierwszy katowicki (i górnośląski?) multitap. Położony dogodnie w samym centrum, dwa rzuty kotem od Dworca Głównego, w podwórzu starej kamienicy. Wprawdzie ulica 3-go maja wyglądała niedawno jeśli chodzi o nawierzchnię jakby przeleciała przez nią chmara asfaltożernych szarańczy, a przed wejściem do lokalu straszy parasol Raciborskiego, ale wewnątrz jest już elegancko. Wystrój gustowny, ceglano-drewniany, na obydwóch poziomach jest przytulnie, szczególnie na piętrze. Z rogu obok baru na podwyższeniu siedzi sobie pluszowa biała małpa, czujnie obserwując wnętrze. Tylnia ściana to około 200 piw butelkowych, z których nie wszystkie są dostępne, a nad nimi tablica na której kredą umieszczana jest aktualna rozpiska. Miła i uczynna obsługa leje piwa z dziesięciu kranów, wśród których stałym elementem są jakieś Raciborskie oraz Celtyckie z Witnicy. Tak, wiem, marność, ale musi być coś dla piwnych hipsterów lvl 2-3. Na pozostałych kranach można jednak de facto zawsze coś fajnego znaleźć, czy to będzie AleBrowar, Pinta czy Pracownia Piwa. Zagranica też jest, w mniejszych ilościach, ale raczej nic specjalnego. Jest też „firmowe” piwo Biała Małpa, warzone w gliwickim MajErze. Oczywiście jest to wywar z szeregowej oferty MajEra, sprzedawany przez Małpę pod własną marką.

Byliśmy w Małpie dwa razy, z czego ostatni raz tylko na rewelacyjne ŻytoRillo z Pinty, a za pierwszym razem na dłużej. Wówczas to wypiłem mocno marakujowego Megalomana z Ursy, schwarzbier z MajEra który rozczarowywał wyraźnym masłem w aromacie, za to koił zmysły fajnym kawowym posmakiem, Czarną Dziurę z Pinty która potwornie rozczarowała swoją mocną maślanością oraz Dymy Marcowe od Pinty które smakowały jak wędzony śliwkowy kompot świąteczny, ale były za słodkie. Zwyczajowa cena tego typu piw to 10-11zł, da się więc przeboleć.

Droższe było piwo butelkowe, owoc współpracy szkockiego BrewDoga z nowozelandzkim 8 Wired. Dog Wired udowadnia po pierwsze że nowozelandzkie chmiele mają cudowny aromat i smak, a po drugie że rodzaj fermentacji powyżej pewnego poziomu nachmielenia nie ma większego znaczenia. Dopiero po powrocie do domu dowiedziałem się, że Dog Wired to strong lager, sam bym nie odgadł, jest to bowiem piwo absolutnie zdominowane przez chmiel. W zapachu feeria limonek, białych winogron oraz agrestu – kumpel wręcz nie bez racji stwierdził że piwo pachnie jakby wsadzić nos prosto w krzak agrestu. Smak za to dla kontrastu zielono-iglasty i mocno esencjonalny. To jest świetne piwo (7,5/10).

Fajnie rozwiązano również kwestie żywieniowe. Ciabatty na ciepło z różnym farszem za 10zł stanowią konkurencję dla kręcących się nieopodal kebabów z mięsa niewiadomego pochodzenia, zaś tacka nachosów z sosem za jedyne 6zł jest w zasadzie pod względem cenowym bezkonkurencyjna i dziwię się, że więcej knajp na taki pomysł nie wpadło. Ogółem oba kciuki w górę za wybór, wystrój i atmosferę. Miło się w Białej Małpie siedzi.

2. Rudy Goblin
Normalnie unikam knajp czy miejsc wszelakich mających 'fantasy' w nazwie. Jako dzieciak zaczytywałem się najpierw w Tolkienie (w tym śmiesznym tłumaczeniu w wykonaniu nadgorliwej polonistki - z Radym Gorzaleniem, Łazikiem i skrzatami), potem w seriach Dungeons and Dragons czy Dragonlance. Grywałem w jakieś RPG, choć raczej na komputerze, bo nie potrafię się wczuć w rolę rycerza w zbroi siedząc przy stole z gośćmi o pryszczatych gębach, przetłuszczonych włosach i spranych bluzach blackmetalowych, z okularami typu spody od słoików, zagryzających chipsy i popijających to Tyskim. Fascynacja fantasy mi minęła i poza Tolkienem, paroma książkami Dragonlance i serią Baldur's Gate na komputer z niczym dobrym mi się ten nurt nie kojarzy. A, "Imaginations from the Other Side" i "Somewhere Far Beyond" to bardzo fajne płyty. I tyle.

Knajpa fantasy? Kojarzy mi się z miejscem dla nołlajfów ("How can we kill that which has no life?"). Sam bym się nie wybrał, ale zostałem zaproszony jako prelegent. Temat prezentacji - piwowarstwo w Europie wschodniej. Wdzięczna tematyka, odbiór był fajny. Mogę robić prezentacje. Co do samej knajpy - trochę zaułków i zakamarków w przyciemnionej części głównej oraz dla kontrastu sala bankietowa, w której mężni wojowie mogą rozprawiać przy piwsku o tym jakiego to smoka ukatrupili ostatnio i jaką księżniczkę (koniecznie dziewicę) przed nim uratowali. Takie to romantyczne i heroiczne zarazem.

Cztery krany, na których dwa Raciborskie, które w Katowicach obecnie jest standardem - piwni hipsterzy level beginner (= dragonslayery level hard) najwidoczniej lubią mieć w ustach smak cukru i metalu. Na jednym kranie coś niby "firmowego", a na czwartym całkiem przyjemny Pater z Cernej Hory. Butelkowo jest co wybierać - Ursa Maior, Pinta, AleBrowar itp. Ale kumpel zamówił Ursę za 11zł i barman stwierdził że szkła mu nie da, bo mają mało szklanek a akurat trwa jakaś degustacja (ta degustacja była z plastikowych kubeczków), więc może se pić z gwinta. Taka sama sytuacja spotkała również innych gości Goblina. Bo ruch się zaraz zacznie, szkła może nie starczyć, łojeju! Szejm, szejm...

Myślę że dla zajawionych klimatem który mi absolutnie nie podchodzi jest to fajne miejsce. Lokal był zresztą pełny, więc wzięcie ma. Fajnie że mogą się napić czegoś niesztampowego, nawet jeśli tylko z butelki. Gorzej że z gwinta.

3. Lorneta z Meduzą
Ktoś miał fajny pomysł i ponad trzy lata temu na wyremontowanej Mariackiej zrobił małe bistro z piwem, alkoholem i zakąskami po niewygórowanych cenach. Pomysł chwycił i Lorneta jest obecnie chyba jedną z najbardziej rozpoznawalnych knajp w mieście. Przy czym jest jeden problem, a w zasadzie dwa. Po pierwsze, w środku jest bardzo mało miejsca, więc w zimę ciężko się wcisnąć, a w lato cała wiara wylega na ulicę i hałasuje co niemiara. Co stanowi drugi problem, choć jest to problem okolicznych mieszkańców a nie bywalców.

Meduza jest popularna oczywiście wśród lokalnej hipsterki, a bądźmy szczerzy - hipsteryzm też jest jakąś formą nołlajfu, próbą nadania wymuskanego kształtu banalnej treści. Toteż nie dziw że w środku kumpel został rozpoznany przez jakichś byłych studentów politologii, czyli istoty mocno pokrzywdzone swoimi niegdysiejszymi wyborami życiowymi. Jako że dzień wcześniej była premiera Brackiego Grand Championa, staliśmy (o miejscu siedzącym można było pomarzyć. Mogliśmy wziąść ze sobą jakiegoś dragonslayera, to by nam toporem dwie-kostki-na-dwadzieścia-oczek wyrąbał placu) przez jakiś czas sącząc imperial IPA z firmowego shakera. I sączyliśmy dość długo, bo piwo jest mocno męczące. Do Meduzy warto wpaść kiedy akurat Cieszyn wypuszcza na świat coś niestandardowego. Bo standardowo w Meduzie leją Brackie, ale jak jest Mastne albo Grand Champion to mają one pierwszeństwo. Szkoda tylko że wybór mieliśmy między spirolem w piwie (Grand Champion) a gwoździem w piwie (Mastne). Po wymęczeniu shakerów poszliśmy dalej.

4. C-4
Totalny odlot. Słyszałem o tej knajpie różne historie ale niedowierzałem. Opisana mi została jako "mega speluna, mordownia, ale pełno fajnych piw". Trafiliśmy na nią przypadkiem, udając się przejściem podziemnym pod starym dworcem w kierunku Mariackiej. C-4 znajduje się u wylotu tego przejścia od strony Wojewódzkiej, poniżej poziomu ulicy. Wchodzimy i naszym oczom ukazuje się małe pomieszczenie z kanapą oraz barem. Dekoracja w stylu butelki po AleBrowarach zamiast wazonów, ściana piw z małych browarów za barem, no i pięć nalewaków. I te ceny - 7zł za klasowe piwo to w Katowicach niemalże rzecz niemożliwa. Wprawdzie Prometeusz Wet Hopping nie był wcale taki klasowy, ale gdzie indziej byłby po prostu sporo droższy. Na pozostałych kranach głównie piwa czeskie - Lobkowicz etc.

Było miło, właścicielowi wytłumaczyłem że ten Prometeusz to nie "red hopping" a "wet hopping" bo przedstawiciel Olimpu na pytanie jakie to właściwie piwo C-4 dostało w beczce, odparł, że nazywa się "wet hopping", a se może koleś na necie znaleźć informacje. No i nie znalazł o tym "red hoppingu". Budzi to pytania na temat kontaktu Olimpu z klientami.

Sympatyczny człowiek z tego właściciela, przesiedział z nami trochę i mówił o ciężkim chlebie jakim jest prowadzenie takiej oferty w miejscu gdzie wcześniej była zwykła, obskurna pijalnia piwa. Obskurnie jest zresztą jak się wyjdzie z pierwszego pomieszczenia z barem. Za drzwiami znajduje się bowiem mały labirynt ceglanych korytarzy, bardzo ciemny, na końcu którego mieści się pomieszczenie z parkietem i didżejem zapodającym jakieś kompjuterowe pierdy. Po drodze trzeba minąć grupki dresiarzy i wepchnięte w róg przejścia leżaki rodem z kiepskich horrorów. Kontrast niebywały, ale jakoś tak jest, że hałasy z densflora nie dochodzą to tego miłego, pierwszego pomieszczenia. Warto to zobaczyć.

5. Browariat
Odlot po raz drugi. Jest to chyba jedno z bardziej zuchwałych przedsięwzięć na niwie piwnej w Polsce. Właściciele, zafascynowani niemieckimi browarami Schonram oraz Camba Bavaria, przeszli gehennę w Urzędzie Celnym żeby móc importować ich piwa jako pierwsi w Polsce i ograniczyli ofertę nowo otwartej knajpy do tych dwóch browarów, plus piw z holenderskiego Jopenu. Wachlarz gatunkowy oferty Camby i Schonrama jest przy tym na tyle szeroki że obejmuje właściwie większość styli, włączając w to zarówno tradycyjnie niemieckie, jak również obecnie modne, typu IPA, imperial stout etc. Tyle że są to nazwy w Polsce póki co kompletnie nieznane, Browariat wykonuje więc pionierską robotę.

Lokalizacja na przecznicy ulicy Mariackiej jest plusem, choć idąc od strony tej imprezowni trzeba przejść pod wiaduktem, który skutecznie zasłania wejście do Browariatu. Można więc powiedzieć, że trzeba wiedzieć że knajpa tam jest. W środku bardzo gustownie urządzona, z masą drewna i cegieł, stołami z drewnianych beczek i dla kontrastu jasnym pomieszczeniem z barem, długą jasną ladą i wielką tablicą na którą kredą nanoszona jest aktualna oferta. Cztery krany, do których podpięte akurat były same Schonramy – pils, hefeweizen, dunkel oraz rewelacyjna IPA. Na zapleczu chłodnia, reduktory ciśnień – wszystko gra. Przed barem też wszystko gra, obsługa miła i kompetentna, właściciele bardzo gadatliwi. Knajpa ma bardzo duży potencjał i mam nadzieję że zostanie należycie rozpromowana, na trwałe plasując się na piwnej mapie Katowic. Rozpoczęty niedawno cykl warsztatów degustacyjnych daje nadzieję na przyszłość. Co trzeba przyznać, to że właściciele mają jaja. O ile łatwiej by było otworzyć knajpę z Rowing Jackiem, Atakiem chmielu, pompą z Pracowni Piwa i jakimiś Ciechanami czy innymi Raciborzami. Wybrali drogę pod górkę, za co aplauz się należy. Obecnie jest to razem z Białą Małpą najfajniejsze miejsce na piwo w Katowicach.

Określanie Katowic mianem piwnej pustyni obecnie zdecydowanie nie jest na miejscu. Przybysz z zewnątrz co prawda powinien zawczasu sprawdzić adresy miejsc do których najlepiej się udać podczas trasy po knajpach, ale za to wszystkie są w promieniu mniej więcej kilometra. Można więc wieczór zacząć w Białej Małpie, i po drodze do Browariatu wstąpić po drodze na piwo do C-4 i ewentualnie, jeśli akurat mają coś ciekawego, do Lornety z Meduzą. Abo zaplanować trasę w drugą stronę. I taki wieczór powinien być jak najbardziej udany. Biorąc pod uwagę, że rynek nadal nie jest nasycony (w Białej Małpie nawet w dni robocze bywa pełno), można się spodziewać w niedalekiej przyszłości dalszych piwnych inicjatyw w Katowicach, co powinno jeszcze bardziej uatrakcyjnić już i tak ciekawe piwnie miasto.

Rudy Goblin 6150770817916527203

Prześlij komentarz

  1. Dodałbym ze swojej strony:
    Namaste - knajpa podróżników, właściciel jest fanem Rowing Jacka, więc na kranie często jakaś IPA gości, plus duży wybór piw butelkowanych,
    Hospoda - czeskie piwka,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze Spiż :P Ale Spiż to zjawisko, zasługuje na osobny wpis.

      Usuń
  2. "(w tym śmiesznym tłumaczeniu w wykonaniu nadgorliwej polonistki - z Radym Gorzaleniem, Łazikiem i skrzatami)"

    Teraz wyjdę na no-life'a, ale to tłumaczenie jest autorstwa mężczyzny, Jerzego Łozińskiego.

    Co do głównego tematu - szkoda, że w Zabrzu jest totalna pustynia. Znam tylko jeden lokal z butelkowanymi Pintą czy AleBrowarem. Ponoć jest jeszcze jeden, ale to i tak tragedia. Lanego nie ma nigdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Erudycja bynajmniej nie jest tożsama z nołlajfem ;)
      Faktycznie mało macie, nawet w Mikołowie jest jedna 'czeska' knajpa i jedna z Pintami et al. Za to macie blisko do Gliwic, a tam się z tego co słyszałem dzieją fajne rzeczy. Tak sobie przypomniałem, wieki temu piłem u Was piwo Git przed Multikinem, przed seansem pierwszej części Władcy Pierścieni ;)

      Ale w Nowym Sadzie masz za to browar Camelot i Pivnicę Gusan, w której przynajmniej jakiś czas temu były dostępne te mityczne serbskie górniaki z Krugher & Brent.

      Usuń
    2. W Camelocie byłem nawet dzisiaj. Ich "czerwone" jest chyba najlepszym serbskim piwem. Natomiast piwo z K&B w Gusanie jest dla mnie za mocne. Próbowałem dwa razy i jakoś nie mam ochoty na powtórkę. Może to dlatego, że nie lubię bocków, a ich piwo jest bardzo koźlakowe?

      Swoją drogą: gdybyś był w Grecji, to czego byś szukał? Być może będę w Salonikach w najbliższym czasie.

      Usuń
    3. Saloniki? Wyszukaj na necie IPAnema Beer Bar, nazwa jest wymowna. Poza tym Cafeneio Prigipos i Augoustos Beer Bar. W tych trzech można dostać greckie mikrusy - Chios, Septem, Vulkan etc. W mieście są też dwa wielokrany (koło 40 nalewaków każdy), ale z tego co czytałem wybór jest raczej oklepany. Generalnie celowałbym w piwa z greckich mikrobrowarów, są ponoć bardzo ciekawe.

      Usuń
  3. Jeśli chodzi o miasta wojewódzkie powyżej 300 tys. mieszkańców to niesamowitą wręcz piwną pustynią jest Bydgoszcz! Mieszkam, to wiem- 1 knajpa, w której można się Pinty czy Ale Browaru napić i to niedawno otwarta, 5 sklepów, w których można dostać piwo rzemieślnicze i jeden browar restauracyjny (Warzelnia Piwa). Przemysłowych browarów, a w szczególności rzemieślniczych brak (kiedyś był producent siuśków o nazwie Kujawiak (Browary Bydgoskie), ale upadły).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ze sklepami wcale źle nie jest. Plus macie ten sławny Leclerc którego Wam zazdrości połowa Polski ;)

      Usuń
    2. No to jak w końcy jest z tymi Eklerkami? Ten u nas jest faktycznie wyjątkowy? A liczba tych sklepów może i jest znaczna, ale to są niewielkie punkty, gdzie wybór w dolnej strefie stanów średnich. Po prostu nie stać ich na posiadanie 200 piw w ofercie, a jeśli np. Pracowni Piwa nie ma żadna hurtownia niedaleko Bydzi, to skutek jest taki, że ze wzrastającym wzburzeniem czytam kolejne zachwyty nad 6 Joseph's Street (w Eklerku jakoś zapomnieli, choć np. Widawa stoi)
      PS do Anonima
      Gdzie leją tą Pintę?

      Usuń
    3. Spokojnie, Joseph Street też ni piłem, nie jestem nawet pewien czy był butelkowany. A ten Leclerc to u Was taki, może jeszcze w paru miejscach, ale raczej w Polsce północnej. W Słowenii ponoć jest podobnie, spełnia tam funkcję sklepu specjalistycznego. Za to u nas na południu bida w Katowicach, a w Tychach to wręcz bida sakramencka. Widać wszystko zależy od danego obiektu.

      Usuń
  4. Właśnie - a dlaczego brak w opisie Namaste ?
    https://www.facebook.com/KlubNamaste

    OdpowiedzUsuń
  5. Będzie może relacja ze Starego Browaru Rzeszowskiego? Planuję się tam niedługo wybrać i chętnie bym coś o nim u Ciebie przeczytał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście że będzie, muszę się tylko trochę odrobić. Kiedy tam jedziesz?

      Usuń
    2. Prawdopodobnie w przyszły weekend.

      Usuń
    3. To chyba nie da rady. Powiem jednak, że zdecydowanie warto. Szczególnie jeśli nadal w ofercie mają black IPA. Jedzenie też świetne. Najwyżej skonfrontujesz swoje wrażenia z moimi :)

      Usuń
  6. A ktoś doradzi miejsce żeby wypić pyszną perłe?

    OdpowiedzUsuń
  7. a wie ktoś może czy na dworcu katowickim nadal jest to ciemne piwo w kuflach jak kiedyś ? było bardzo dobre - jeszcze za komuny tam się nim raczyłem, ciekawe z jakiego browaru było

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)