Loading...

Nowa fala w Holandii na przykładzie Berghoeve

Polski konsument (ten bardziej poszukujący) na temat piwowarstwa holenderskiego jest w stanie w zasadzie stwierdzić, że poza starą gwardią dzielącą się na złą (Heineken) i dobrą (De Koeningshoeven czyli marka La Trappe) w kraju tym działa garstka browarów nowofalowych - oczywiście De Molen oraz Emelisse, część wymieniłaby może browar t'Ij czy jeszcze Jopen. W rzeczywistości oferta nowofalowego piwowarstwa w Holandii jest znacznie bogatsza, a za sprawą stale poszerzającej się oferty polskich importerów piwa pewnie odpryski tego stanu rzeczy zaczną się w końcu pojawiać w polskich sklepach specjalistycznych. Jednym z browarów który moim zdaniem zasługuje na większą uwagę jest położony zaledwie 5 km od niemieckiej granicy Berghoeve.

Słowo mikrobrowar pasuje tutaj jak ulał. Działalność zaczęli w 2010 roku jako browar kontraktowy warzący na instalacji De Molena, a od 2012 mają własny przybytek. Tyle że aż do lata ubiegłego roku warzelnia miała wypustowość ledwie 50l (!), obecnie ponoć jest to już warzelnia z prawdziwego zdarzenia, o jednorazowej mocy produkcyjnej 750l. Dotychczasowe portfolio obejmuje 18 różnych piw, a browar nie boi się eksperymentować z papryczkami chili, dzikimi drożdżami czy drewnianymi beczkami po whisky. O ile wybór piw jaki dostałem jest reprezentatywny, browar może mieć przed sobą ciekawą przyszłość.

Verre Vriend (alk. 8%, ‘daleki przyjaciel’) to tripel, czyli w teorii dla mnie najmniej ciekawe piwo tego zestawienia. Jednak tylko w teorii. W rzeczywistości okazał się świetnym, mocno chmielonym belgijskim piwem, któremu nie mam nic do zarzucenia. Ma intrygujący zapach białego wina i ziół, połączony z silnymi cytrusami (głównie mandarynką) i pieprznymi fenolami, które, co ciekawe, częściowo kierują skojarzenia w stronę torfu. W smaku zaskakuje całkiem dużą pełnią i lekką słodyczą, która zmywana jest konkretną do bólu goryczką. Konkretną, czyli w niższych rejonach stylu IPA. Aromatyczność z czasem ogniskuje się wokół nut przyprawowych oraz cytrusowych. Jedno z najbardziej mandarynkowych piw jakie piłem od czasu Pliny the Elder. Wyśmienity tripel. (8/10)

Goede Buur (alk. 7%, ‘dobry sąsiad’) to dubbel i nie robi już takiego wrażenia. Piwo jest mocno owocowe – dojrzałe jabłka, suszone śliwki – oraz nieco włosko-orzechowe, a słodowość to karmel zahaczający o czekoladę. Tym samym ten dubbel nieco ‘koźlaczy’, choć i tutaj jest fenolowa nutka kojarząca mi się z torfem. Ciekawego rodzaju drożdży używają w Berghoeve do warzenia belgijskich klasyków. Smak jest średnio pełny, mocno słodowy (owocowość zanika), a towarzyszy mu wspomniana fenolowa nutka. Dobre piwo, ale bez szału. (6,5/10)

Mirrwinter (alk. 7%) to wnioskując z nazwy piwo świąteczne/zimowe, utrzymane wszak w nietypowej stylistyce – jest to bowiem scotch ale. W wysoce intrygującym zapachu nuty gorzkiej czekolady oraz lukrecji i pumpernikla mieszają się z dżemem z czerwonych owoców – głównie wiśni, ale również truskawek. I trzeba powiedzieć, że takie połączenie ciemnych słodów z owocowymi estrami bezbłędnie zdaje egzamin, szczególnie że wszystkie elementy są w słodkawym smaku ze sobą przegryzione, obecne są również nutki drewniane, a konkretna podbudowa słodowa wspomaga głębię aromatyczną. Świetne piwo. (7,5/10)

Tevreden Oordeel (alk. 6,9%, ‘zadowalający wyrok’) to piwo z dopiskiem ‘orange pale ale’, co brzmi całkiem intrygująco. Pierwotnie uwarzone na lato 2013 roku z okazji spotkania członków RateBeer, które to odbyło się w Holandii przy współudziale niejakiego Bierkoninga, od którego zresztą mam wszystkie butelki w tym przeglądzie. Jako że przyjęcie miało ciepłe, zostało dokooptowane do regularnej oferty browaru. Aromat jest mocno cytrusowy, prym wiodą faktycznie pomarańcze, choć wyczuwalne są również ziołowe nutki oraz konkretna słodowość. Skojarzeniami mniej oczywistymi są toffi oraz anyż – ale obydwa raczej w ilościach homeopatycznych. W smaku jednak rozczarowuje. Pełnia mniej więcej w połowie się urywa, pozostawiając tylne partie ust w objęciach suchej wytrawności, przez co cierpka, zalegająca goryczka jest w istocie nieprzyjemna, całościowe zaś wrażenie – mocno niepoukładane. Jest to w gruncie rzeczy raczej słabe piwo. Szkoda. (5/10)

Następnie 1842 Hammer Brand Chili Porter. Piwo ma ten bajeczny, mocno czekoladowo-kakaowy, tytoniowy, lekko kawowy i palony aromat charakteryzujący najlepszych przedstawicieli gatunku. Tutaj nie czuć chili. Smakowo ten porter znowuż uderza mocno w ziemistość, kulminując w czekoladowo-kawowo-palonym finiszu po którym w gardle zostają nuty tytoniu. Tutaj w samej końcówce czuć bardzo subtelny akcent chili, który tak jak w dobrej czekoladzie daje lekkiego pazurka i grzeje gardło (zastępując tym samym alkohol, tórego jest tutaj zaledwie 4%), a nie sprawia że człowiek szuka odruchowo szklanki mleka. Może wręcz nieco zbyt ostrożnie podjęto temat bo gdybym nie wiedział że tu jest chili to być może bym nie zgadł. Jednak wolę w tę stronę niż na odwrót. Wprawdzie smak nie podtrzymuje wrażenia robionego przez sam aromat, ale jest to fajne piwo. (6,5/10)

Donkerbruin Vermoeden (alk. 6%, ‘ciemnobrązowe podejrzenie’) to black IPA. I to nietypowa. W typowej zdecydowana żywiczność przywołująca na myśl sekwoje dominuje nad ciemnymi słodami. Tutaj nachmielono piwo w ten sposób, że pachnie pomarańczą, w mniejszym stopniu brzoskwinią, kwiatami, a również solidną, palono-czekoladową słodowością oraz, niejako pomiędzy tymi dwoma warstwami – wiśniami. Po paru chwilach wyczuwalne stają się iglakowe akcenty, kojarzące się jednak bardziej z szyszkami tuji niźli z sosną. W odróżnieniu do słodkiego zapachu, słodyczy w smaku nie ma niemalże wcale. W rzeczy samej można tutaj wystosować podobny zarzut co w przypadku Tevreden Oordeel, mianowicie że po pierwszej fali pełni w ustach robi się sucho, gorzko, cierpko i po prostu niezbyt przyjemnie. Mimo to całościowe wrażenie jest lepsze niż w przypadku amerykańskiej IPA z tego browaru, częściowo ze względu na pozostającą w ustach czekoladowość. Ale tylko trochę lepsze. (5,5/10)

Zbliżamy się do końca, a tymczasem w butelce pozostaje jeszcze najbardziej chyba ambitne piwo z tego browaru. Uut Eerder Tied (alk. 10%) to wino jęczmienne, uwarzone w marcu 2011 roku, a zabutelkowane dopiero w grudniu 2012. Miało więc sporo czasu żeby dojrzeć, a trzeba do tego dodać jeszcze czas spędzony w butelce. Półtoraroczne piwo (w momencie zabutelkowania), cenowo chyba nie wyróżniające się wśród innych pozycji z Berghoeve. Można? Można. Wracając do holenderskiego barleywine’a, to pachnie on jak niektóre old ejle jakie piłem. Według niektórych zresztą obydwa style, tj. wino jęczmienne i old ale to jedno i to samo, ale o tym już chyba jakiś czas temu pisałem. Piwo pachnie dość głęboko. Suszone śliwki, likier z orzechów włoskich, madera, sos sojowy, figi. Obracamy się więc w mocno deserowych rejonach. W ustach aksamitna pełnia, nikłe nasycenie, na front wysuwa się sos sojowy, który w połowie ust zmienia się w nutę lukrecjową. Po lekkim ogrzaniu w posmaku się zaczyna przewijać nawet okołowędzona nuta. Piwo jest treściwe, choć jednak mniej głębokie niż przypuszczałem po zapachu. Niezłe, ale do zaorania mu trochę brakuje. (6/10)

Z poziomem piw z Berghoeve jest jak widać różnie, choć zdarzają się między nimi świetne wywary. Nie jest to jednak z pewnością browar klasy De Molenu czy Emelisse. Może kiedyś.

recenzje 2722864624931447208

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)