Co wolno rzemieślnikom? O wadliwych piwach słów kilka.
https://thebeervault.blogspot.com/2013/08/co-wolno-rzemieslnikom-o-wadliwych.html
Postanowiłem nakreślić parę słów na kanwie dyskusji, które rozgorzały wśród konsumentów oraz producentów piw niszowych czy też nowofalowych, występujących także pod cokolwiek mało mówiącą nazwą "piwa rzemieślnicze". Z jednej strony na browar.biz, wypowiadają się (cokolwiek hiperbolizując) ludzie którzy mają dość tego, że niektórym piwowarom wydaje się, że skoro są "rewolucyjni", "niszowi" oraz jest na nich popyt, to mogą ludziom wciskać wadliwe, czasami nawet niepijalne piwa. Z drugiej strony, część producentów, (vide Kopyr w tym filmiku), ale i konsumentów uważa, że nie ma się o co pluć, i to z paru powodów.
Jak zwykle, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, i z tego powodu nie jest dziwne, że Kopyr jako producent stoi na stanowisku że browarom "rzemieślniczym" wolno więcej. Wszelako mój punkt siedzenia przez większość dnia znajduje się na krześle w biurze, gdzie zarabiam pieniądze na rodzinę, na przyszłość, a także na bieżące rozrywki. Do tych ostatnich zaliczam piwo, wobec którego mam oczywiście określone wymagania, tym wyższe im droższy produkt kupuję. Na zdrowy rozum takowe podejście powinna mieć większość konsumentów, ale okazuje się, że część z nich przyjmuje optykę producenta, którego rozgrzesza lekką ręką z wszelakich niedociągnięć. I najbardziej bulwersuje nie nastawienie części producentów, tylko właśnie konsumentów.
Jedyne wytłumaczenie tego stanu rzeczy jakie mi przychodzi do głowy, to że wokół piw "niszowych" w Polsce wytworzyła się swego rodzaju subkultura o cechach sekty, która z fanatycznym niemalże oddaniem składa ukłony wobec swoich piwnych guru. Ponieważ dla mnie, z całym szacunkiem, piwo jest ulubionym trunkiem, ale właśnie - trunkiem, czyli produktem spożywczym, a nie obiektem klakierskiego uwielbienia umoszczonego w pseudomistycznej otoczce, płaszczyzna porozumienia między mną a tak scharakteryzowanymi sekciarzami nie istnieje. Pozwolę się mimo to odnieść do ich argumentów. Celowo nie będę się wdawał w dywagacje a propos wadliwe vs. zepsute piwo, czy też stopień uciążliwości poszczególnych wad (piwo umiarkowanie wadliwe może mi nadal smakować).
Ogólnie: Wypuszczanie przez browary nowofalowe piw zepsutych albo mocno wadliwych, jest, biorąc pod uwagę cenę tych produktów, żadną miarą nie do usprawiedliwienia. Zawsze myślałem że to jest sprawa oczywista. Tymczasem nie dla wszystkich. Co na to odpowiadają?
W zasadzie wszystko sprowadza się do tego że po pierwsze piwowarzy niszowi to rzemieślnicy, więc im wolno więcej bo warzą ciekawe piwa, po drugie że urok rzemiosła leży w jego nieprzewidywalności i niepowtarzalności.
źródło: craftbeer.com |
Że piwa rzemieślnicze nie są sterylne w przeciwieństwie do koncerniaków, i że na tym polega ich urok? Tutaj podtekst jest chyba taki, że sterylne równa się wyjałowione ze smaku. Otóż nie, mają być wyjałowione z wad. No chyba, że to wady przesądzają o genialności smaku piw "rzemieślniczych". W takim razie ja za takie piwa dziękuję, idę w sterylność. Jednak niezliczone przykłady piw z całego świata (i to "rzemieślniczych") udowadniają, że brak wad nie musi się równać wyjałowieniu ze smaku. To się u nas niestety staje wygodnym wytłumaczeniem za spartaczoną robotę - no, to jest rękodzieło, więc zakażenie albo wady są naturalne, czegoś się spodziewał? Czyli równamy w dół.
Brak stałości jakości jest tutaj de facto osią problemu. Dotyczy głównie browarów "rzemieślniczych" z Polski ale i np. Czech. Jak to jest że piwa z analogicznych browarów z USA, Anglii czy Włoch nie cierpią na te niedostatki? "Bo wicie, u nas to prawdziwe rękodzieło, a tam to taki bezduszny formalizm panuje..." względnie "Oj tam oj tam, no wicie, Polska, tu zawsze burdel był i burdel będzie... ups, zbyt szybko przerwałem fermentację mojego trve kvlt piwa dla koneserów, zaś jedzie maślanką jak mleczarnia... o, i jakiś lekki kwasek nie wiadomo skąd się tutaj wziął. Trudno, burdel, wszędzie tak jest, wszyscy tak robią. Dramatu nie ma, więc dalejże do hurtowni z tym." Jeśli prawdziwy rzemieślnik olewa kontrolę jakości, to Bogu dzięki za produkcję taśmową i fabryki. Na szczęście jednak większość rzemieślników tak nie robi, mimo niektórych piwowarów, którzy chcą żeby ich traktowano na zasadzie wyjątku.
Według niektórych komentatorów ponoć nie można wymagać od piwa żeby było niezawodne, tylko dlatego że jest drogie. Ciężko się do tego nawet odnieść, bo zdroworozsądkowo ktoś kto wydaje więcej pieniędzy na pewną rzecz niż na coś podobnego, zazwyczaj też więcej oczekuje od droższego produktu. Może są tacy którzy np. kupując dżinsy za 200 zł wzruszają ramionami jak się okazują gorszej jakości niż te za 50 zł. Są to pewnie dżinsowi sekciarze. Tak samo jest na rynku spożywczym. Czekolada za 20zł będzie dużo bardziej jakościowa niż taka za 2zł. Owszem, nie każdemu będzie smakować, ale poziom wykonania będzie odpowiednio wyższy. Nie rozumiem czemu akurat w przypadku piwa miałoby być inaczej. Skoro po droższym piwie nie mamy się co spodziewać wyższej jakości, to tylko i wyłącznie w sytuacji subkulturyzacji światka piwnego. A budowanie subkultury wokół produktu spożywczego to coś niebywałego.
Pozwolę się tutaj odnieść do wspomnianego we wstępie filmiku. Kopyr w inkryminowanym wideofelietonie daje do zrozumienia, że konsument nie oczekuje od browarów rzemieślniczych jakości. Mówi to jako producent. Oświadczam więc, że ja oczekuję jakości. Podobnie jak chyba większość konsumentów. W odróżnieniu od tego, według Kopyra konsument po piwie "rzemieślniczym" oczekuje ponoć tego że jest ciekawe. Ok, jeśli ta ciekawość ma polegać na tym, że zostało uwarzone na wodzie z lodowca który zatopił Titanica, to może być. Natomiast jak po odkapslowaniu butelki buchnie mi w nozdrza kalafior w maślance, to nie rozwinę dywanika, ustawię przed nim portretu piwowara i będę mu bił pokłony jakie to niesamowicie ciekawe piwo zrobił. Jakiejś jakości po zakupie obojętnie jakiego produktu każdy z nas oczekuje. Po piwie za 2zł że się będzie dało przełknąć, po takim za 3-4 złote że będzie fajne, a za 8zł wzwyż to niech lepiej będzie bardzo fajne. Wymagania wobec jakości rosną wraz z ceną. A fajność nie polega na tym że piwo jest wadliwe. Ciekawość piwa zaś nie może być parawanem za którym chowane są wszelkie niedociągnięcia.
Pozwolę się tutaj odnieść do wspomnianego we wstępie filmiku. Kopyr w inkryminowanym wideofelietonie daje do zrozumienia, że konsument nie oczekuje od browarów rzemieślniczych jakości. Mówi to jako producent. Oświadczam więc, że ja oczekuję jakości. Podobnie jak chyba większość konsumentów. W odróżnieniu od tego, według Kopyra konsument po piwie "rzemieślniczym" oczekuje ponoć tego że jest ciekawe. Ok, jeśli ta ciekawość ma polegać na tym, że zostało uwarzone na wodzie z lodowca który zatopił Titanica, to może być. Natomiast jak po odkapslowaniu butelki buchnie mi w nozdrza kalafior w maślance, to nie rozwinę dywanika, ustawię przed nim portretu piwowara i będę mu bił pokłony jakie to niesamowicie ciekawe piwo zrobił. Jakiejś jakości po zakupie obojętnie jakiego produktu każdy z nas oczekuje. Po piwie za 2zł że się będzie dało przełknąć, po takim za 3-4 złote że będzie fajne, a za 8zł wzwyż to niech lepiej będzie bardzo fajne. Wymagania wobec jakości rosną wraz z ceną. A fajność nie polega na tym że piwo jest wadliwe. Ciekawość piwa zaś nie może być parawanem za którym chowane są wszelkie niedociągnięcia.
W tle tego wszystkiego jest myśl, że jak ktoś chce stałe jakościowo piwo to niech se kupi Tyskie albo Żywca. Od siebie mogę dodać - albo Leffe, BrewDoga, Schlenkerla, Nogne O, Schumachera, etc. pp. Nie rozumiem dlaczego zagranico piwa niszowe mogą mieć stałą jakość, a u nas producent może chcieć konsumentowi wcisnąć czasami wręcz przysłowiowe g**no na patyku, bo to będzie przynajmniej jakaś niespodzianka a nie nudna rutyna.
Powtarza się również wątek piw zepsutych w wyniku działań pośredników. W takim ujęciu jeśli piwo jest skwaśniałe to jest to wina sprzedawcy a nie producenta. Ten drugi może więc umywać ręce. Nie zgadzam się z tym. De facto sprzedaż piwa, dostarczenie go do końcowego odbiorcy jest końcowym etapem cyklu wytworzenia piwa. Przynajmniej ja tak uważam. Piwo jest w swojej ostatecznej formie dopiero wtedy kiedy dostaje się w ręce końcowego odbiorcy. Nie interesuje mnie zbytnio kto zawinił - jeśli dostałem zepsute piwo to druga strona nawaliła. Swego czasu Marek Jakubiak ubolewał nad tym że piwo skiśnięte przez niewłaściwe przechowywanie w sklepie obciąża markę browaru a nie sklepu. I to jest całkiem zdroworozsądkowe podejście. Może więc browary które mają z tym problem pomyślałyby nad pasteryzowaniem albo refermentowaniem piwa? Nad wywieraniem nacisków na pośredników? Skoro piwa "rzemieślnicze" mają takie wzięcie, to ostatnie nie powinno być chyba aż takim problemem.
Odniosę się jeszcze do przykładu jednostkowego. Wypuszczenie na rynek piwa cechującego się przerostem diacetylu, przy poinformowaniu o tym fakcie klientów na kilka dni przed premierą jest ponoć aktem dojrzałości, sądząc po komentarzach na pewnym profilu fejsbukowym. Otóż nie, nie jest. Jest aktem rozpaczy. Była to pierwsza warka pewnego browaru, i można przypuszczać że gdyby została puszczona w kanał, to przedsięwzięcie zostałoby finansowo rozłożone na łopatki przed zaistnieniem na rynku. W związku z tym jestem w stanie to w pewnym sensie zrozumieć, choć piwa nie zamierzam kupić. W tym wypadku można browar częściowo rozgrzeszyć, ale chwalenie go jest aberracją.
Pomijając powyższe kwestie, widać tu pewny brak konsekwencji. Otóż ci sami ludzie którzy są skorzy do wydawania z siebie na każdą wpadkę browaru "rzemieślniczego" tego kołtuńskiego hasła "Polacy, nic się nie stało!", które stanowi tło cywilizacyjnego zacofania Polski, nie mają żadnych skrupułów, żeby z dokładnie tego samego powodu najeżdżać na skwaszone piwa z browarów Edi oraz Koreb. No zaraz, a gdzie tu jest różnica? Ano w tym, że wymienione dwa browary są spoza sekty. Nie są uznawane za "rzemieślnicze", więc je wolno wałkować. A czemu nie są uznawane za rzemieślnicze? No bo nie są! Co się interesujesz? W przypadku emocjonalnie definiowanej rzemieślniczości piwnej nie stanowią denotatu, mimo że merytorycznie nie jest to do uzasadnienia bez stosowania skrajnych semantycznych wygibasów.
Moje zdanie jest tożsame z opinią powtarzaną często przez zdroworozsądkowego Pivnego Filosofa - wciskanie ludziom wadliwych, a w bardzo rzadkich, skrajnych sytuacjach wręcz zepsutych piw, z podkreśleniem że taka ich natura bo są RZEMIEŚLNICZE to niedorzeczność. Przyjmując nacechowaną tumiwisizmem optykę niektórych producentów piwa, a także nabożną rewerencję, jaką niektórzy piwni sekciarze potrafią obdarzać tych producentów, utwierdzając ich tym samym w ich tumiwisizmie, cała ta rzemieślniczość może się z czasem stać nie rękojmią jakości, a jej braku. Tymczasem przypominam, że w trakcie nie tak dawnej dyskusji nad definicją piw "rzemieślniczych" podnoszona była kwestia ich wysokiej jakości jako wyznacznika. Obecnie jakość zeszła na dalszy plan, na pierwszy wysunęła się zaś nietuzinkowość. Zza niej zaś wystaje wadliwość. I w takim kierunku się to wszystko powolutku toczy.
1- ogólnie się zgadzam- piwo za 8 i więcej zł powinno mieć dobra jakość. Jednak pewne wady niekoniecznie wychodzą od razu i niekoniecznie piwo deklasują.
OdpowiedzUsuń2- Uważam że należy piwo spróbować-aby móc o nim pisać. Ja z premedytacją kupiłem Prometeusza. Chciałem się przekonać o tym zabijającym masełku. Piwo piłem ciepłe-ok20st. I nic-masła nie było. Fakt że chmielu też niewiele. Na pewno nie kupię 2 raz tego piwa-sama gorycz to za mało:) Ale o masełku nic nie napiszę -a specjalnie w kuchni wąchałem masło:)
3-wypiem większość nowych piw-ale nie wszystkie i jak na razie nie trafiłem na zepsute. Co więcej-jako że nie jestem sensorykiem-nie trafiłem też na wady dyskwalifikujące. To że Prometeusz jasno powiedział o wadzie-to tylko dobra ich wola. Mogliby sprzedać a dopiero później coś tam niejasno tłumaczyć:)
javiki
Zgadzam się że nie wszystkie wady piwo od razu deklasują, subiektywnie. Jednak świadczą o pewnej amatorszczyźnie, stąd nie widzę usprawiedliwienia do wymagania za takie piwa wysokiej ceny. Nie zgadzam się co do Prometeusza. To nie była dobra wola, oni po prostu chcieli nieco wyciszyć w zarodku burzę która zerwałaby się z dużo większą siłą jeśli o tej wadzie by nie poinformowali. Ale tak jak napisałem, w sumie im współczuję i nie potępiam.
Usuń"Wypuszczenie na rynek piwa cechującego się przerostem diacetylu, przy poinformowaniu o tym fakcie klientów na kilka dni przed premierą jest ponoć aktem dojrzałości" - a jednocześnie w dobrym tonie jest nabijać się z konkurencji, że powiadomiła konsumentów o wylaniu wadliwego piwa w kanał w ramach tylko i wyłącznie marketingu i PR-u.
OdpowiedzUsuńCo do jakości zagranicą to najlepszym negatywnym przykładem jest De Molen (który u Ciebie zawsze dostaje oceny dobre, bardzo dobre, albo i wybitne), 3/4 ich piw, które piłem to były większe lub mniejsze kwachy. Więc mówienie, że to tylko problem Polski lub Czech jest nietrafiony (naciąłem się na więcej kwachów z tego jednego kultowego browaru niż sumując wszystkie polskie nowofalowe browary rzemieślnicze). A BrewDog i jego karmelowo-słodki Hardcore IPA z niektórych warek (na tle niektórych warek, które nawet hop-headów z butów potrafiły wyrwać)?
OdpowiedzUsuńA co do mitycznej ceny 8 zł i wymagania aby w takiej cenie piwo było mniej podatne na wady niż w piwie za 2 zł to z tego co mi wiadomo koszt jednego i drugiego wynika z całkiem innych rzeczy niż kontrola jakości. To tak jakby wymagać od chińskiego tira za 200 tys. złotych perfekcyjnej jakości i niezawodności bo małego niezawodnego japońskiego kompakta będzie się miało za 90 tys. Niby jedno i drugie to auta, ale jednak koszt końcowy wynika z wielu innych rzeczy niż nowoczesność fabryki i pilnowanie jakości.
Oczywiście nie twierdzę, że kwach to coś dobrego (bo to zawsze wada i wtopa browaru), ale dla mnie kwach w piwie za 1,50 zł, w piwie za 8 zł czy w piwie za 50 zł to nadal kwach i cena nie ma nic do tego.
Przeczuwałem że jako kontrargument się pojawi De Molen. Tyle że jedna chmura jesieni nie czyni ;) Latarnik na b.bizie napisał że na parę tysięcy Amerykańców jakie pił trafił tylko na jedno zepsute. De Molen odwala manianę, na zepsute piwo nie trafiłem, ale przegazowane i owszem. Byłyby lepsze gdyby kontrola jakości takie coś wychwytywała. Laurki sobie nie wystawiają, ale stanowią pewnego rodzaju wyjątek jeśli chodzi o tego typu browary na zachodzie.
UsuńNie obchodzi mnie z czego wynika taki a nie inny koszt piwa "rzemieślniczego". Jak dużo płacę to dużo wymagam. Porównanie do motoryzacji jest nietrafne, bowiem porównujesz różne typy samochodów. Tak jakbyś porównywał piwo do whisky. Piwo za 10zł musi być dobrej jakości, whisky za 30zł już niekoniecznie. Żeby porównanie było trafione, musiałbyś porównać auta w obrębie tej samej klasy, np. Hondę Accord do BMW3.
Po zapoczątkowaniu rewolucji przez Pintę a potem Alebrowar czy Artezan , dużo osób chce szybko nachapać się kasy i robi nie zawsze trafione piwa . Mnie zawsze bawią wytłumaczenia Kopyra dlaczego jego piwa tyle kosztują :D ( zresztą ostatnio pokazał przy degustacji Chateau Artezana na czym mu najbardziej zależy - chodzi mi o cenę piwa i dlaczego Artezan nie wywindował ceny w górę )
OdpowiedzUsuńDla mnie wysoka cena = wysoka jakość piwa.
Sprawa Artezana psuje mu całą koncepcję "premiumizacji". Inni jednak potrafią myśleć inaczej niż on. W ten sam deseń jest sprawa Westvleterenów, które są u źródła sprzedawane bardzo tanio.
Usuńjako wolnorynkowiec powinienes akceptowac wytlumaczenie Kopyra co do Artezana. Bo jesli konsument jest w stanie wiecej zaplacic za piwo Artezana w Knjajpie to dzialania Artezana nei sa do końca sluszne. Jakim prawem zabraniac np licytacji? ktos chce placic wiecej w danym lokalu - to ok.
UsuńMylisz pojęcia. Wolny rynek nie polega na tym, że kto płaci więcej ten dostaje, tylko na swobodzie zawierania umów. Jeśli więc Artezan umówił się (choćby ustnie) na maksymalną stawkę za swoje piwo i kontrahent na to przystał, to nie miał prawa jednostronnie zmieniać zawartej umowy. Zaś co do zasady, to ja bynajmniej nie jestem w kwestii rynkowej dogmatykiem, tylko pragmatykiem.
UsuńDwie sprawy:
OdpowiedzUsuńJestem rzemieślnikiem (choć z innej gałęzi spożywki)i wiem jak trudno jest zachować powtarzalność wyrobu powstałego dzięki bioprocesom. Więc nie mogę zagwarantować 100% powtarzalności produktu. Jednocześnie oczekuję wysokiej marży, bo na niskiej umrę z głodu Całe pierdu-pierdu Kopyra o amortyzacji itd. jest oczywiście do pewnego stopnia prawdą, ale najważniejszą pozycją w cenie końcowej wyrobu rzemieślniczego jest marża producenta. Tak jest na całym świecie i tak musi być. klient płaci za wartość dodaną czyli WYJĄTKOWOŚĆ I JAKOŚĆ oferowanego przeze mnie wyrobu. i tu wracamy do początku. Wyrób MUSI BYĆ NAJWYŻSZEJ JAKOŚCI, mimo, że KOLEJNE PARTIE MOGĄ SIĘ NIEZNACZNIE RÓŻNIĆ. Takie postawienie sprawy wyklucza oczywiście dopuszczanie do obrotu produktu wadliwego (kwasiżur) czy rażąco odbiegającego od standardu (diacetyl dla przykładu). Kopyr próbuje w swoim felietonie stworzyć nową teorię względności, próbując poszerzyć maksymalnie margines błędu dopuszczalnego przy produkcji i definiując niektóre błędy jako "odchylenia" a nie "wady". Podpiera się przy tym swoim autorytetem sędziego z tymi wszystkimi literkami. KLIENTA G. OBCHODZI AUTORYTATYWNA OPINIA UTYTUŁOWANYCH ZNAWCÓW. Płaci i wymaga. Ja tak podchodzę do swojej działalności i nie będę szukał wymówek takich jak przedstawione w felietonie TK. Pośredników też selekcjonuje, bo uważam, że to ja "daję twarz", a nie chcę jej zamienić na gębę.
Drugi aspekt
Jestem piwopijcą, nie uważam się za "sekciarza". W ogóle lubię jeść i popijać ;-). Piwna rewolucja otworzyła przede mną (i pewnie przed większością z nas tu goszczących) świat nowych doznań smakowych. Za to wdzięczny jestem pasjonatom wypuszczającym nowe piwa, które lubię nazywać "alternatywnymi" czy "niszowymi" Im więcej takich rzemieślników pozostanie w grze tym lepiej dla moich kubków smakowych :-) Dlatego moja tolerancja dla rozlicznych "pomyłek" PÓKI CO, jest spora. Kosztuje mnie to kasę i trochę nerwów, ale zawsze sobie to potrafię wytłumaczyć, że rynek zweryfikuje i zostaną najlepsi. Czasem trudno nawet wytłumaczyć samemu sobie, dlaczego np. Prometeuszowi dałem drugą szansę, a innemu nie. Wszystko do czasu. Na koniec taka refleksja - po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że jednak małemu wybaczam więcej. Lwówkowi do tej pory nie wybaczyłem masła z grudnia (było również w Wiedeńskim), Kormoranowi nie wybaczam kosmicznych cen "Podróży"
"Kopyr próbuje w swoim felietonie stworzyć nową teorię względności, próbując poszerzyć maksymalnie margines błędu dopuszczalnego przy produkcji i definiując niektóre błędy jako "odchylenia" a nie "wady". (...) KLIENTA G. OBCHODZI AUTORYTATYWNA OPINIA UTYTUŁOWANYCH ZNAWCÓW. Płaci i wymaga."
UsuńI pod tym się oboma rękami podpisuję. I jest tak jak piszesz - czasami pewnie jest bardzo trudno zagwarantować 100%-ową powtarzalność produktu, ale niech rezultat będzie wysokojakościowy, to się nikt pluł nie będzie. Kopyr nie dopuszcza do siebie myśli, że skoro sporo ludzi się pluje, to jest coś nie tak. Bo jeszcze takiej myśli do siebie nie musi dopuszczać.
Tak sobie czytałem i zastanawiałem się czy pojawią się EDI i Koreb - przecież to są w 100% browary rzemieślnicze według kryterium niepowtarzalności każdej warki. Z resztą, jeśli tak jak piszesz, gdzie indziej się da, to czemu u nas nie? No, ale jeśli na przykład taka Sierra Nevada od początku działalności inwestowała w laboratorium gdzie pilnowali sobie jakości drożdży, to chyba nigdy nie byli browarem rzemieślniczym, prawda?
OdpowiedzUsuńNajwyraźniej zespół chorobowy opisany już niemal rok temu nadal się rozprzestrzenia - http://www.fuggled.net/2012/12/craftitis.html
"No, ale jeśli na przykład taka Sierra Nevada od początku działalności inwestowała w laboratorium gdzie pilnowali sobie jakości drożdży, to chyba nigdy nie byli browarem rzemieślniczym, prawda?"
UsuńTo jest właśnie ten bezduszny formalizm - co to za rzemieślnik skoro dba o kontrolę jakości? ;)
Jak to mawial moj byly szef ."Dzial jakosci tylko przeszkadza produkcji" . W Polsce jeszcze wiele wody w Wisle uplynie zanim ludzie produkujacy cos zaczna postrzegac jakos nie jako generator kosztow i opoznien, ale jako zrodlo zadowolenia klinta a co za tym idzie prawdopodobnego poszerzenia grona odbiorcow i wzrostu zyskow.
OdpowiedzUsuńSpokojnie. Już sam fakt, że takie dyskusje się pojawiają oznacza, że zaczyna się robić normalnie. Wydaje mi się, że to kwestia jeszcze roku, dwóch, rynek powoli się nasyci, konkurencja pomiędzy "browarami rzemieślniczymi" się zwiększy, dostępność się poprawi. Już nie będzie wystarczyło robić piwa "ciekawego", bo tych ciekawych będzie wystarczająco dużo na rynku, a i klienta dużo trudniej będzie zaskoczyć.
OdpowiedzUsuńDo Pana el Desmadre
OdpowiedzUsuń"Cross Modalność" .
Proszę poczytać ...
Pawlo
OdpowiedzUsuńNiestety wadliwe piwo rzemieślnicze to standard. Trafiłem nawet na takie co smakowało jakby cała ekipa browaru zhaftowala się do kadzi. Albo zaczniecie produkować jakościowe piwo, albo odpadniecie z rynku, bo ten hura kraftowy optymizm trochę ostygł, jak się okazało że niekoniecznie łatwo uwarzyć dobre piwo,, bo rzemiosło to kunszt, ale też forma sztuki, a do tego potrzeba czasu, doświadczenia, intuicji, dbania o szczegóły, jakościowych surowców itd.
OdpowiedzUsuńDa się zauważyć, że po kolei z rynku odpadają podmioty warzące (żeby odnieść się poza browarami również do kontraktowców). Szkopuł w tym, że śnięci produenci niekoniecznie wykazywali się złą jakością, a z drugiej strony są na rynku dość popularne marki, wciskające ludziom łajno. Więc niestety, ale przynajmniej na chwilę obecną niewidzialna ręka rynku rozdaje plaskacze na oślep.
Usuń