Loading...

Sześciopak polskiego craftu 180-183


Wrzucam kolejny wielopak na bloga na chwilę przed Beer Geek Madness. Tym razem piwa – w jednej czwartej z kranu – były konsumowane głównie w styczniu i lutym bieżącego roku, więc jak na moje zwyczaje wpis jest całkiem aktualny – sporo z tych piw jest wciąż w obiegu. Choć niektóre nie są tego warte.

Zaczynamy od pierwszego rzutu z nowego browaru Reden. Przypominam – browar restauracyjny Reden to miejsce, w którym Paweł Fityka od wielu lat tworzy jednego z najlepszych i najbardziej równych polskich pilsów. Prawdę mówiąc, jeśli wycieczka na Górny Śląsk miałaby się składać jedynie z jednego przeżycia, to sugerowałbym udanie się do Chorzowa na to właśnie piwo. Wiele lat temu powstał większy browar Reden Rzemieślniczy, który w krótkim czasie stał się znanym obecnie ReCraftem i jako taki już nic z Redenem chorzowskim nie ma wspólnego. Niedawno jednak właściciel Redenu postanowił dokonać ponownej inwestycji craftowej, czego owocem imponujący rozmiarem browar Reden Browar Rzemieślniczy.


Reden Pils
(ekstr. 12%, alk. 4,8%) z pierwszego rzutu z butelki przypominał ten z minibrowaru, wymagał jednak dopracowania. To było bardzo smaczne piwo, ale jednak dalekie do poziomu antycypowanego przeze mnie. Uzupełnieniem jest wersja lana z kolejnej warki, która podczas pewnej wizyty w Białej Małpie okazała się jedynym piwem, jakie tam piłem. Ale za to trzy razy po pół litry z rzędu. Sam ten fakt powinien świadczyć o jego formie. Bo i jest to obecnie forma znana z Minibrowaru Reden. Czysta, ziołowo-chmielowa, delikatnie piwniczna, z rasową goryczką i nienachalną, chlebową podbudową słodową. W takiej formie jest to – obok K z Łańcuta – najlepszy polski pils. Howgh! (8,5/10)


Kolejnym piwem z pierwszego redeńskiego rzutu w skali semi-macro zdecydowanie wartym polecenia jest Double Foreign Extra Stout (ekstr. 20%, alk. 8,1%). Piwo jest na bakier z trendami i stanowi swoiste samotne wołanie o męskość i zdecydowanie w obrębie piwowarstwa niszowego, zdominowanego obecnie przez różnego rodzaju owocowe, słodkie oraz syntetyczne dodatki. Wielbiciele nurtu pastry nie znajdą tutaj raczej niczego dla siebie. Piwo jest fest palone, gęste i esencjonalne, pełne nut gorzkiej czekolady, gorzkiego espresso i palonego ziarna, lekko zaokrąglone akcentami waniliowych wafelków. Słód pszeniczny uczynił je nieco bardziej puchatym, zarazem jednak dzięki masywnej słodowości jest to paradoksalnie gęsty, ubity puch. Słodycz? Minimalna. Goryczka? Oj tak. To piwo jest czołgiem, który rozjeżdża hazy neipki i pastry stouty jak trawę, a przy okazji jest mocniej opancerzone od większości polskich imperialnych stoutów oraz porterów. Tak trzeba żyć. (7,5/10)


Pinta rozpoczęła nową serię wydawniczą w dość niecodzienny sposób. Otóż pierwszym piwem w ramach serii Pinta Classics, która to seria ma przybliżyć piwożłopom tradycyjne style piwne, jest Coffee Stout (alk. 5,1%). No ale trzeba podkreślić, że nie ma w tym piwie głównej przeszkadzajki kawowych piw, czyli paprykowo-kaparowo-fasolowego charakteru dodanej kawy. Ta ostatnia pachnie jak świeżo zmielone ziarno, bardzo ładnie. Podstawa piwa jest czekoladowa, trochę palona, w tle lekko prześwitują ciemne owoce. Aż się sam sobie dziwię, ale moim zdaniem brakuje tutaj trochę laktozy, albowiem goryczka wyszła wskutek wpływu paloności dość szorstko i cierpkawo, tak więc gładkość laktozy mogłaby tutaj być elementem balansującym. W takim kształcie jest to po prostu niezłe piwo. (6/10)


Ostatnim fantem z jesiennego Warszawskiego Festiwalu Piwa, którego jeszcze nie omówiłem na blogu, jest Grono 2021 autorstwa Browaru Cztery Ściany (alk. 7,5%). Jest to zarazem jedno z najciekawszych oraz najlepszych polskich piw ubiegłego roku. Grape ale, nisza w niszy włoskiego piwowarstwa, w Polsce pozostaje niszową niszą w obrębie pobocznej odnogi niszowej niszy, tak więc przykłady tego stylu w interpretacji polskich rzemieślników można dosłownie policzyć na palcach jednej ręki. Tutaj uwarzono farmhouse ale, po czym skupażowano je z moszczem gronowym szczepów johanniter i riesling oraz przeleżakowano przez sześć miesięcy w beczce po winie moscatel roxo. Rewelacyjny zapach łączy pieprzną przyprawowość farmhouse'a z owocowym wielowymiarem gronowym. Pachnie rzecz jasna bardzo winnie, przy czym poza oczywistym skojarzeniem z białym gronem jest tutaj bardzo dużo gruszki, sporo moreli i brzoskwini, a także trochę antonówki, białej porzeczki, liczi oraz ananasa. W smaku musująca gładkość równoważy się z przyprawowo-owocową zadziornością. Cymes, polecam bardzo! (8,5/10)


Ponowne spotkanie z Przetwórnią Chmielu nie przełamało impasu w póki co raczej rozczarowującej historii mojej styczności z twórczością tego browaru. Craft Saison (alk. 6,5%) wali drożdżami niczym mało udane piwo domowe, ponadto oferuje amalgamat żółtych, lekko nadgniłych owoców oraz przyprawkowość przechodzącą w nieprzyjemnie cierpki finisz z posmakiem odstanego moszczu jabłkowego. Niedobre to jest. (3,5/10)

Porter Bałtycki Barrel Aged (ekstr. 28%, alk. 12,2%) z Cieszyna łączy cechy portera bałtyckiego, czyli głównie czekoladową słodowość wspomaganą dyskretną w tym przypadku śliwką, z waniliową, lekko opiekaną klepką. Zastanawiająca jest przesadzona moim zdaniem kwaskowość, która nie tyle kontruje słodycz piwa (ta swoją drogą jest minimalna), ile drażni, przy okazji spłaszczając piwo smakowo w znacznym stopniu i ujmując jego oczekiwanej oraz wyłuszczonej na kontrze kompleksowości. Cierpki, kwaśny, płaski, prosty, mało ekscytujący wywar z, co trzeba przyznać, doskonale ukrytym alkoholem. (4,5/10)


Wbrew oczekiwaniom to Cieszyn Sour Barley Wine (ekstr. 25%, alk. 9,9%) jest gwiazdą cieszyńskiego zestawu zimowego. O ile uznaję za prawdopodobne, że piwo wyszło kwaśne wbrew założeniom, o tyle interesuje mnie efekt końcowy, jako że rezultaty są ważniejsze od intencji. Zapach jest wybitnie złożony. Karmel oraz opiekane, mokre drewno przechodzi w rozbudowaną orzechowość muśniętą wanilią, a w tle plumkają czerwone owoce. Poziom przegryzienia beczki z podstawką jest moim zdaniem bardzo wysoki. W smaku w pierwszej chwili znaczny kwasek wypłaszcza kompleksowość, w ostatecznym rozrachunku jednak ją wręcz rozszerza. W posmaku do głosu dochodzą przyciemnione słody, co wymagało ode mnie kilku łyków dostrojenia się (z reguły nie przepadam za kombinacją ciemnych słodów oraz kwaśności), pojawia się dodatkowo lekka cierpkość, zaś posmak to połączenie ssania skórki świeżej śliwki i agrestu oraz przegryzienia tego toffi infuzowanym wanilią. Jak na ironię kwaso-cierpkość oraz specyficzna owocowość piwa, szczególnie w finiszu, sprawia, że w odróżnieniu od konwencjonalnego barley wine to cieszyńskie faktycznie cechuje się pokrewieństwem z wytrawnym czerwonym winem, a wręcz narzuca skojarzenia z piwem starzonym w beczkach po winie, a nie bourbonie. Nie każdemu podejdzie, ale moim zdaniem jest bardzo ciekawe. (7/10)


Piłem krafty już w czasach, kiedy Grand Champion wzbudzał sporo emocji, bo był w danym roku jednym z ledwie kilku ciekawych piw, które się na polskim rynku ukazywały. Szósty grudnia dla proto-birgiczków w kraju nad Wisłą był wówczas datą szczególną, a piwowarzy domowi stawiali się w ramach wolontariatu przy stoiskach z Grand Championem w placówkach nieistniejącej już sieci Alma, żeby nagabywać nie przeczuwających niczego zakupowiczów i uświadamiać ich, co to takiego ten belgijski pale ale, czy kolsch. Od tego czasu wiele wody (i zawartości stolicznej kanalizacji) Wisłą spłynęło, liczbę debiutów na polskim rynku liczy się rocznie w tysiącach, birgiczki zrobiły się zblazowane i uzależnione od laktozy, a Grand Champion stał się kolejnym z wielu piw. W grudniu 2021 roku jednak nie do końca tak było, a to za sprawą stylu. Scotch ale vel wee heavy to styl tyleż intrygujący, co w obecnych czasach wyjątkowo mało popularny, zaś w Polsce wręcz nieznany. Highlander (ekstr .29%, alk. 10,5%), piwo autorstwa Pawła Tokarskiego oraz Grzegorza Szymeckiego nie dość, że jest stylistycznie najciekawszym z dotychczasowych Grand Championów, to na dodatek jest najsmaczniejszym z nich. Trzeba się nastawić na gęstą, bogatą słodowość z nutami orzechów w karmelu, ciemnych i czerwonych, częściowo suszonych owoców (śliwki, ciemne grono), lekko przypieczonej melasy, a nawet gorzkiej czekolady. Piwo jest gęste i pożywne, słodko-gorzkie, z akuratnie odmierzoną wytrawnością w finiszu, zapewniającą mu balans. W porównaniu z innymi wee heavy, które piłem, tutaj słodowość jest przesunięta nieco bardziej ku ciemnym barwom, co jednak absolutnie nie przeszkadza. Jeśli ktoś jeszcze nie miał przyjemności ze stylem i jest sobie w stanie wyobrazić ciężkie, deserowe piwo łączące elementy doppelbocka, barley wine oraz portera bałtyckiego, to powinien śmiało sięgnąć po tegorocznego Grand Championa. Jest kapitalny. (8/10)

Rozczulająco mi się obserwowało gównoburzę odnośnie nacechowanych erotyką reklam Wolf & Oak. Jednym ze wskaźników dobrobytu jest ponoć to, że ludzie się srają z byle powodu, więc jednak chyba jest bogato w tym naszym kraju Nowego Wału. No i poza tym osobiście nieironicznie lubię szczucie (ładnym) cycem, bo lubię oglądać ładne rzeczy. Wracając jednak do samego Wolf & Oak, to współpraca z Brokreacją poszła o krok dalej, albowiem wypuszczono na rynek pierwsze faktyczne piwa kooperacyjne (seria Meet the Barrel opierała się częściowo na beczkach dostarczonych przez W&O) Sprawdźmy je.


Wolf & Pils
(ekstr. 11,5%, alk. 4,7%) stosunkowo skromne parametry nadrabia żytem w zasypie. I to końską jego dawką, sądząc po tym, że już wizualnie w trakcie nalewania piwo ma konsystencję zbliżoną do oleju. Jest to pewien minus, bo o ile rozumiem lekkie podrasowanie pełni za pomocy żyta, o tyle jego przedawkowanie niweluje sesyjny charakter pilsa, który wobec tego staje się piwem ciężko wchodzącym. Drugą kwestią jest goryczka – tutaj jestem zadowolony, jest silna, o ziołowym charakterze. Trzecią są wady – ja rozumiem, że pils, Czechy itd., ale nie powinno tutaj być kukurydzy z puszki, ani kalafiora z garnka. Wiele czeskich mikropilsów łączy te cechy, i dlatego wzbudzają one często moje obawy, kiedy parkuję wozidłem pod kolejnym zapyziałym browarem na morawskiej prowincji. Reasumując – jest to przygęstawy pils z przyjemną goryczką, nacechowany charakterem czeskich mikrusów z tych gorszych browarów. (4/10)


Dobry gruit jest dobry. Wolf & Gruit (ekstr. 14,3%, alk. 6%) z kolei jest... specyficzny. Mieszanką ziół i przypraw są tutaj mięta, szałwia, werbena, cynamon, imbir oraz herbata zielona. W aromacie jednoznacznie dominuje mięta, i to tak bardzo, że piwo pachnie jak guma miętowa Wrigley’s i z pewnością nadawałoby się jako marynata do baraniny. Smak z kolei od razu skojarzył mi się z naparami z szałwii, które piłem namiętnie w pracy kilka lat temu, żeby koić swoje nerwy. Przy czym i w smaku mięta odcisnęła swoje chłodzące podniebienie piętno. Łatwo przeholować z cynamonem, tutaj to samo zrobiono z miętą i szałwią, z kolei pozostałych dodatków bez udziału autosugestii chyba bym nie wyczuł. Końcowy produkt jest mało finezyjny i przynależy do gatunku piw męczących. (5/10)


No, to jest pyszne! Obawiałem się, że Triple Blackcyl od Trzech Kumpli (ekstr. 21%, alk. 9%) będzie przyciężkawy bądź/oraz zbyt słodki, tymczasem charakteryzuje się wręcz frapującą pijalnością, biorąc pod uwagę jego parametry. Mamy tutaj więc żywiczno-cytrusowe, sosnowo-grejpfrutowe nachmielenie, czekoladową słodowość oraz komplementarne, słodsze nutki melonowe oraz pomarańczowe. Całość jest cielista, ale zarazem, jak już wspomniałem, bardzo pijalna, jako że alkohol schowano (choć finisz lekko grzeje), a ponadto piwo dysponuje wzorową wytrawnością oraz absolutnie niezbędną goryczką. To jest naprawdę mocno dopracowane, wyśmienite piwo. (8/10)


Wrzucanie do zacieru czerstwego pieczywa – jest to pomysł z gatunku piwnej archeologii i gratuluję pomysłu na zwrócenie uwagi na siebie, choć jednocześnie nie jestem pewien, w jakim stopniu ten zabieg technologiczny może być wyczuwalny, szczególnie w piwach, których smakową podstawą nie jest jasn(aw)a słodowość. Jakby nie było, Zaczyn Humbaba (alk. 4%) to przyjemne gose. Przede wszystkim faktycznie słone, co w przypadku większości dostępnych piw w tym stylu wcale nie jest oczywistością. Cytrusowe, lekko kolendrowe, z ziołową nutką. Mało kwaśne, ale rześkie. Można warunkowo polecić. (6,5/10)


Mniejsze wrażenie zrobił na mnie zaczynowy Enkidu (alk. 4,8%), czyli brown ale. Jest to wyjątkowo subtelne, żeby nie rzec wodniste piwo. I żeby nie było, że się przedtem znieczuliłem jakimś DDH albo inną bombą aromatyczną – piłem Enkidu jako następne piwo po Bitterze od Funky Fluid, tak więc spożyłem dwa piwa ‘angielskie’ z rzędu. No i ten Enkidu trochę ciałka ma, ale ciężko cokolwiek wyniuchać. Krakersy, ciut karmelu, orzechy – wszystko odbywa się w tle, podczas gdy pierwszy plan jest pusty. To piwo nie ma wad i paradoksalnie nieźle mi się je piło, ale nie ma też substancji, ergo prawie nie ma smaku. (5,5/10)


Weizen na sucharach nie musi być zły – warzony kontraktowo w Browarze Dwie Wieże pszeniczniak Craftownia Craftoweizen (ekstr. 12%, alk. 5%) to klasyka w solidnym wydaniu. Fajna, chrupka słodowość, ciut banana, lekki kwasek oraz wyrazisty goździk w smaku. Smaczne piwo stołowe, ot co. I przy okazji – być w Krakowie i nie wpaść do Craftowni to jak być w Bytomiu i nie wpaść w depresję. To se ne da. (6,5/10)


W obrębie całej serii piw na mrożonych świeżych szyszkach z Doliny Yakima, którymi zasypano w Polsce kilka browarów, najlepszy użytek zrobił z tego surowca Nepomucen. Frozen Fresh (alk. 7,8%) przekonuje oklepanym, ale świetnie wykonanym połączeniem cytrusów (szczególnie nad wyraz soczystej pomarańczy) z tropikami, przede wszystkim brzoskwinią. Balans słodko-gorzki został uzyskany (przy czym każda z tych cech jest na poziomie umiarkowanym), natomiast to, czym piwo wygrywa, jest jego soczystość. (7,5/10)


Zauważyłem, że średnio na pięć piw opartych o nowofalowe polskie chmiele w pełni przekonującym znajduję zaledwie jedno. Ponieważ od ostatniego nie minęły jeszcze cztery kolejne, toteż i Artezan IPA Stories #04 Inflacja (alk. 6,2%) ląduje wśród tych przeciętnych. Mdłe, a na dodatek mało intensywne połączenie nut gruszek, opuncji i melona to nie jest to, czego oczekuję w piwie, które ma mieć pazur. Na odcinku goryczki zadbano o to, co trzeba, ale nie zmienia to ogólnego wrażenia, które owocuje wzruszeniem ramion. (5,5/10)


Miała być petarda i... nie jest źle. Komes Russian Imperial Stout (ekstr. 30%, alk. 12%) po zmianie receptury prezentuje się korzystniej niż u swej incepcji. Piwo jest dość gęste i palono kwaskowe, przy czym ciemna, czekoladowa słodowość jest w ciekawy sposób zdominowana nutami ciemnych owoców – aronią, jeżyną, śliwką – oraz porto, zaś spod spodu wyziera spód od chleba oraz baton marcepanowy w czekoladzie. Kompozycja ciekawa, jeno brakuje głębi. Plus za mocno umiarkowaną słodycz oraz skrzętne ukrycie alkoholu. Końcowy werdykt – niezłe. (6/10)


Instynktownie nie spodziewałem się wiele po Russian Imperial Stoucie z Browaru Zamkowego Cieszyn (ekstr. 25%, alk. 9,8), zostałem jednak potężnie zaskoczony. Piwo pachnie jak wiśniowe pralinki w polewie z gęstej, ciemnej czekolady na andrucie, mocno palone pralinki swoją drogą. Można wyczuć jeżyny, wanilię, a także mocną kawę. Złożoność jest, jednak w tym stylu rozbija się ona często o brak głębi. I tutaj właśnie jest zaskoczenie – piwo jest głębokie i niesamowicie gęste, oleiste. Wręcz przelewa się przez podniebienie z lekkim opóźnieniem, a człowiek ma wrażenie, jakby je bardziej przeżuwał niż pił. Jest cudownie oldskulowe, z lekką tylko słodyczą, ustępującą pod palonym (choć niezbyt kwaśnym) naporem. Piwne danie. Jestem pod wrażeniem. (8/10)


Dwóch rzeczy się nie spodziewałem. Tego, że w Skoczowie u niemieckiego okupanta zalegają całe kartony piw, które w innych miejscach zostały wykupione miesiąc wczesniej. I tego, że Wrężel potrafi coś tak dobrego uwarzyć. Big Game Three (ekstr. 24,5%, alk. 10,8%) to torfowy RIS wzbogacony herbatą lapsang, wędzoną korzeniami bambusa. Rezultat jest daleki od często jednowymiarowych torfiaków. Owszem, jest torfowy na modłę jodynową, szpitalną, zarazem jednak jest kwiatowy oraz ziołowy od dodanej herbaty, oraz czekoladowy od pozostałych słodów. Ziołowość ma ten specyficzny sznyt, kojarzący mi się z sauną parową, idący w okołorozmarynowe zielska śródziemnomorskie, tytułem czego piwo ma przy okazji nieco gruitowy charakter. I co najlepsze, wszystkie komponenty świetnie ze sobą współgrają, również dlatego, że torf nie jest w tym piwie nachalny, tylko został dodany z głową. Świetne piwo. (7,5/10)


Dawno nie piłem tak herbacianego piwa. Przy czym nie mam na myśli herbaty sensu stricto, tylko te herbaciane mieszanki owocowo-kwiatowe o czerwonawej barwie zapachowej, które często wyznaczają natywny zapach typowej herbaciarni. Chmiel Barbe Rouge sprawił, że Moderne French NEIPA od Funky Fluid (alk. 6,4%) właśnie kojarzy się z zapachem herbaciarni (mieszkałem jako dziecko w Niemczech przez kilka lat naprzeciwko takowej) oraz malinową Mambą, a w mniejszym stopniu z morelą. Zapach jest na tyle intrygujący, że mógłbym sobie wyobrazić damskie perfumy na jego bazie. Odnośnie piwa, to jednak odbieram je jako zbyt kwiatkowe i mdlące. Nie jest złe, ale raczej bym go nie powtórzył. (5,5/10)


Ten
z browaru Nepomucen (ekstr. 10,5%, alk. 4,4%) miał być podrasowaną desitką, która pokaże niedowiarkom, że taka desitka może być intensywnym smakowo, przebojowym piwem. To znaczy, nie wiem, czy tak to miało wyjść, ale jak się umieszcza na etykiecie napis „DDH Hoppy Pils”, to takie oczekiwania się wzbudza. Tymczasem piłem całkiem sporo czeskich desitek, które nie były de-de-ha, a były bardziej charakterne. Tutaj mamy lekko podkreśloną goryczkę, wycofaną słodowość, no i połączenie chmieli Cashmere i HBC 522, czego skutkiem herbatka kwiatowo-pomarańczowa oraz przebłyski werbeny i limonki stępione mdłością melona. All in all jest to do bólu średnie piwo. Nie ma sobie co nim głowy zawracać. (5/10)


Rzadko kiedy piję coś z Browaru Jana, ale jak już, to zwykle jest to coś, co mogę bez dwóch zdań odradzić. Sabro DDH Hazy DIPA (ekstr. 18,5%, alk. 7,2%) z jednej strony interesująco zagaja mandarynką, co mnie myślami przenosi do lat odkrywania raczkującej wówczas niemieckiej nowej fali (około 2013-2015), z drugiej ta mandarynka jest posypana koprem, no i rolę uzupełniającą pełni mało porywający miks przecieru z brzoskwini oraz melona miodowego. Lekkie utlenienie byłbym w stanie zdzierżyć; gorzej, że przy braku soczystości piwo nie dysponuje również goryczką, wskutek czego wzbudziło u mnie jedynie wzruszenie ramion. (4,5/10)


Jasnych ipek na polskich chmielach było już multum – czas na polską black ipkę. Takowa powstała w siedleckiej Brofakturze przy współpracy z Dzikim Wschodem. Polish Double Black IPA (ak. 7,6%) żyje mieszanką chmieli Izabella, Exp 2/20, Książęcego oraz Amora Preta – czy to miało prawo się udać? Już pomijając miejscami dyskusyjny (moim zdaniem) profil aromatyczny polskich lupulin, to są one zwykle mało asertywne. W tym stylu jednak chodzi o to, żeby chmiele stoczyły co najmniej równy bój z wyrazistymi ciemnymi słodami. No i wbrew pozorom nawet się to w tym wypadku udało. Lukrecja, czekolada oraz delikatna paloność wpadająca w ziemistość z jednej strony; żywica, zioła, oraz owoce sadowe z drugiej. W aromacie jest w porządku, w smaku niestety ciut gorzej. Wspomniana niska asertywność polskich lupulin nie potrafi sprawić, żeby piwo buchało intensywnie; z drugiej strony jest tych lupulin na tyle, że w piwo wkradł się lekki hop burn. Spora cena jak na tak umiarkowany efekt. (5,5/10)


Cztery różne chmiele, w tym trzy z Nowej Zelandii, i ani nie wyszło piwo złożone, ani napakowane aromatem spalin. No patrz pan. So Much od Maryensztadtu (alk. 6%) to jednak bardzo smaczne piwo, przynajmniej z kranu. Gładkie, soczyste, mało gorzkie. No i w głównej mierze grejpfrutowe. Chmielu Sabro jest tutaj chyba najmniej, ale ma na tyle asertywną naturę, że jego kokosowo-mandarynkowe nutki wyczułem bezproblemowo, nie wiedząc, że jest w składzie. Piwko weszło błyskawicznie i mimo braków na odcinku goryczkowym jest godne polecenia. (7/10)

Dziesięć piw na dwadzieścia cztery warte powtórzenia; dwa z nich były wręcz wybitne (Grono 2021 oraz Reden Pils). Przy takim wyniku warto się przekopać przez niemałą liczbę średniaków i piw słabych, żeby się dokopać do perełek.

sześciopak polskiego craftu 5548651316393398212

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)