Konserwowanie polskiego craftu 38
https://thebeervault.blogspot.com/2022/04/konserwowanie-polskiego-craftu-38.html
Ponownie mam lekką obsuwę, no ale sezon festiwalowy nie bierze jeńców. Tym razem tylko trzy mętne ipki oraz aż dwa niedobre piwa.
Ofensywa zdrajców polskiego craftu (tm) u niemieckiego okupanta miała wpierw wykosić rodzimych kupców, po czym zwrócić się przeciwko samym browarom. No dobra, ale póki co to wygląda jak początkowa faza kacapskiej inwazji na Ukrainę – szumnie zapowiadana, buńczucznie rozgłaszana, a potem jacyś Cyganie kradną piwom smak, czy tam ruskom czołg. Taki Magic Road Hop Street (ekstr. 14%, alk. 5,7%) to dobry przykład tego, że najazd polskiego craftu u niemieckiego okupanta jest – poza wyjątkami – po prostu wyjątkowo bezzębny. Słaby zapach oscylujący głównie wokół napoju pomarańczowego z kartonika oraz wyjątkowo marchewkowej odmiany mango (a jako że od marchewki do kukurydzy jest dość krótka droga, to miałem jeszcze gorsze skojarzenia), wodnisty smak, brak goryczki – wtf is this shieeet? To piwo ma tyle ikry, co typowy, kiepski eurolager. Ale w przeciwieństwie do takowego nie wyczułem w nim aldehydu, więc dostaje pół punktu więcej. (3,5/10)
Zaryzykowałem i zakupiłem nielubiany przeze mnie podstyl, czyli triple ipkę. No i okazało się, że Triple Lush (ekstr. 20%, alk. 9,4%) autorstwa Piwnego Podziemia oraz ReCraftu, to ciekawa sprawa. No bo aromat aż bucha świerkiem i żywicą, niczym okładanie się takową w ruskiej bani. Do tego mnóstwo grejpfruta, z przewagą zielonego. I limonki, takiej z grubą, aromatyczną skórką. I jeszcze okołospalinowych motywów. Mimo głębokiego odfermentowania piwo poza podkreśloną ipkową goryczką dysponuje odpowiednią słodyczą dla balansu, no i bynajmniej nie ora podniebienia cierpkim alkoholem. To jest bardzo smaczne piwo, o dziwo. (7/10)
Po obiecującym puszkowym starcie Gwarek nieco obniżył loty i ugrzązł w terenach solidnych, ale nie porywających. Black IPA o nazwie Ciemna Materia (ekstr. 16%, alk. 6,5%) to jeden z tych de-de-hów, które nie buchają aromatem na dwa metry i w tym tkwi jego słabość. Sama kompozycja, zdominowana przez chmiel Sabro, jest ciekawa, z mandarynką przeplecioną koprem i kokosem, uzupełnioną o grejpfruta. Nie jest to więc mimo obecności Simcoe w składzie typowa, cytrusowo-żywiczna czarna ipka. Również rola ciemnych słodów w bukiecie ogranicza się do bardzo oszczędnych nutek palono-czekoladowych zupełnie w tle. Z kolei pod względem goryczki sięgnięto jednak po starsze wzorce, ta bowiem jest naprawdę porządna, jak drzewiej. Wszystko to składa się na pół-ortodoksyjne, intensywne smakowo, ale już nie do końca aromatycznie piwo, które jest smaczne, ale jednak nie sprawia, że na markę Gwarek będę patrzył przychylniejszym okiem niż dotychczas. (6,5/10)
Pinta Miesiąca luty nie dość, że jest na Mosaiku, to na dodatek jest to zwykła session IPA bez dopisków hazy czy DDH, ze skromnym hop rejtem w wysokości 12g/l. Full Glass of Mosaic (ekstr. 13%, alk. 5,7%) to piwo lekkie, rześkie i szybko pijalne. W porównaniu do chmielonych na potęgę post-nowoczesnych ipek jest subtelne niemalże niczym grodziskie, ale zarazem bardzo smaczne. Czyste, średnio gorzkie, wyzbyte słodyczy, zagajające nutami nafty, grejpfruta, kwiatów oraz sosny. Proste, efektowne i bardzo dobrze wykonane. Cieszy, że na swój sposób jest oldskulowe. Bdb. (7/10)
Bajabongo (alk. 7,5%). Spojrzałem na etykietę z gitarą akustyczną i nutkami, wyobraziłem sobie ognisko i grane przez podpitych młodzieńców w przetłuszczonych włosach utwory Dżemu i zrobiło mi się trochę niewyraźnie. Na szczęście samo piwo od Ziemi Obiecanej daje radę. Mocno cytrusowe z punktem ciężkości na grejpfrucie oraz słodkiej pomarańczy, trochę truskawkowe od chmielu Strata, fajnie pijalne. Krytyka z kolei też jest należna – goryczka where? Tego mi w tym solidnie wykonanym piwie brakuje. Ale smaczne w sumie jest. (6,5/10)
Momentem przełomowym dla mojej relacji z chmielem Sabro, którego początkowo nie lubiłem, był ten raz, kiedy jego aromat przestał mi się natrętnie kojarzyć z koprem, a miejsce przewodniego skojarzenia zajęła mandarynka. No i taki Crazy Lines #19 Graphite DDH Black IPA od Nepomucena (ekstr. 22%, alk. 9,8%) to właśnie głównie silna mandarynka. W czornej ipce się człowiek spodziewa sosnowo-żywicznych klimatów i faktycznie są tutaj ostrawe nutki na przecięciu sosny i przypraw proweniencji korzennej, wręcz piernikowej. W smaku piwo okazuje się być ułożone, mimo nielichego woltażu. Strona słodowa jest w zasadzie trochę niedoinwestowana, a na front na tym odcinku wybija się lukrecja, na drugim planie mamy lekko przypalone słody, uzupełnione o nuty migdałowe. Całokształt jest wprawdzie delikatnie naznaczony hop burnem, reszta wypada jednak na tyle przekonująco, że nie miałem z tym problemów. Bdb. (7/10)
Irish dry stout? Fajnie! Oczywiście pod warunkiem, że jest udany. A ten od browaru Nepomucen takowy jest. Louis (ekstr. 12,4%, alk. 5%) to bezpretensjonalne, lekkie, sesyjne piwo bez zbędnych dodatków. Całkiem wyraźnie palone, lekko czekoladowe, podszyte nutami ciasteczkowymi. Zgodnie z założeniami jest wytrawne (i wyraźnie gorzkie), ale dodatek płatków jęczmiennych uczynił fakturę lekko kremową. Przy okazji – drugą połowę piwa bez namysłu sparowałem sobie z jednym z najlepszych serów na świecie, czyli angielskim stiltonem i trafiłem w sedno. A samo piwo bardzo smaczne. (7/10)
Imperial chocolate berry banana sour? Napiszę szczerze, że gdybym nie kupował wszystkich nowości z Ziemi Obiecanej, które docierają do Bierlandu, to pewnie puszka z Drugim Śniadaniem (alk. 6,5%) nie wylądowałaby w mojej lodóweczce. Jest odjechane, to fakt. Pachnie jak czekoladowo-borówkowe fornetti w sosie z malin. Jest trochę wanilii, która mocniej odznacza się w smaku. Ten ostatni jest tylko subtelnie kwaskowy, choć nie jest to też słodkie piwo. Bananów zupełnie szczerze nie wyczułem wcale, choć nie wiem, czy zmieniłyby odbiór tego piwa. A jest to odbiór, szczerze mówiąc, negatywny. Nic się tutaj do siebie nie klei – szczególnie czekolada do wyeksponowanych owoców; do tego brak słodyczy, ale i brak substancjalnego kwasku czyni to piwo z jednej strony mocno udziwnionym, z drugiej paradoksalnie nijakim i bezzębnym. Ani to rześkie nie jest, ani deserowe. Ani soczyste, ani słodowe. Brakuje mi tutaj jakiejkolwiek nici przewodniej. Słabe. (3,5/10)
Tyle na dziś – coraz bardziej zawężony wybór poskutkował połową piw, z których byłem bardzo zadowolony.