Koźlak polski – ślepy test
https://thebeervault.blogspot.com/2022/04/kozlak-polski-slepy-test-amber-cieszyn.html
Wielki Piątek, dla osób wierzących najbardziej postny dzień w roku, toteż i test koźlaków, najbardziej z postem kojarzonego stylu piwa, jest jak najbardziej na miejscu. Ślepy test – tak stwierdziłem jako amator tego mało popularnego stylu po przekoźlakowaniu się po sporej części bawarskiej klasyki stylowej. Ciężko jest zrobić na mnie w tym temacie wrażenie, ale spróbować warto. W szranki stanęły Doppelbock z Ambera sprzedawany u niemieckiego okupanta, nowiutki Górołaz z Gościszewa, świeżynka z nieznanego mi browaru Piaskownica (co ciekawe, koźlak puszkowany), a do tego dwa starocie – Koźlak z Cieszyna wzorowany na pierwszym Grand Championie sprzed dekady oraz najdłużej warzony w Polsce wciąż dostępny koźlak, czyli podstawowy z Ambera. Odnośnie technikaliów – Ania mi przynosiła po kolei kielichy z nalanymi koźlakami, którym przed podaniem zrobiła zdjęcia i dopiero po przepiciu się przez wszystko odkryłem, co było czym. Nie obyło się bez niespodzianek.
Pierwszy koźlak jest słodki i karmelowy, choć mimo słodyczy nie nadmiernie cielisty. Cieszy fakt podkręcenia goryczki dla skontrowania słodkości, jest lekko chlebowo, jak i ulotnie drożdżowo. Brakuje mi tutaj motywów orzechowych oraz suszonych owoców, acz jest ciut mocno suchych śliwek w finiszu, natomiast piwo przy całej swojej prostocie punktuje u mnie słodko-gorzkim balansem. Jest to jeden z najbardziej gorzkich koźlaków, jakie piłem. W tle jest dosłownie ciut jabłka, ale nie przeszkadza mi to zanadto. Niezły. (6/10)
Wyśrodkowany, całkiem solidny koźlak z nieco niestylową goryczką. Czyżby Gościszewo Górołaz (ekstr. 16,5%, alk. 6,3%)? Owszem. W tym przypadku udało mi się odgadnąć.
Drugi koźlak jest dla porównania bardzo owocowy, ale niestety w tym złym sensie. Początkowo pachnie ciężkimi do skonkretyzowania czerwonymi owocami, ale w smaku już jest zupełny konkret – poziomkowe landrynki. Poczułem się przypomniany dzieciństwem i wyjazdami w góry, do domu letniskowego w Ponikwi między Wadowicami a Suchą Beskidzką. Byłem malutkim chłopczykiem rzecz jasna lubiącym słodycze, a że wybór tych ostatnich w latach 90. nie był oszałamiający, to się ssało landrynki. A potem się szło do lasu albo nad strumyk. Na leśnych polanach szukało się borówek, zaś nad strumykiem poziomek właśnie. No i jak się połączy jedno z drugim, mianowicie landrynki z poziomkami, i doda jeszcze odrobinę karmelu, a w finiszu dosłownie ciut-ciut anyżu, to się otrzymuje coś na modłę tego koźlaka, który jest słodki, utleniony i cielisty. Raczej opornie wchodzi, z drugiej strony smakuje dla mnie latami 90., a więc napadami rabunkowymi na ulicy, „załatwianiem” różnych rzeczy, które się normalnie kupuje, oraz Stanem Tutaj, który na teledysku wyświetlanym w ramach Disco Polo Live wylazł z hasioka, obok którego ktoś nabazgrał sprejem „Sepultura”. Piwo niezbyt dbale zrobione, ale zarazem trafiające w moją sentymentalną naturę. (4/10)
Czyli skopany koźlak. Któż to mógł popełnić? Zgaduję, że Piaskownica, bo jak się nowy browar bierze za taki styl, to różnie może wyjść. Wprawdzie piwo zastanawiająco ciężkie, ale przecież nikt z pozostałych by nie zabłysnął tak niską jakością. Pudło. To był Cieszyn Koźlak Dubeltowy (alk. 8,9%). Ogromne rozczarowanie.
Czas na trójkę. Dość wytrawny jak na styl, z lekką metalicznością, która dodatkowo podkreśla jego hardość. Wyraźnie chlebowy, mniej karmelowy, a poza tym pustawy, wyzbyty jakiejkolwiek kompleksowości. Za to mocno gorzki jak na koźlaka, ergo niestylowy, choć przy tej pustce aromatyczno-smakowej ta goryczka jako jedyny element ma faktyczny sens. To jest piwo, które piliby drobni złodzieje podczas rozmontowywania kradzionych samochodów w GTA IV. Wyzbyte subtelności, ale w miarę pożywne. Tak bym to widział, taka jest moja koncepcja. (5/10)
Zbyt lekkie jak na doppelbocka, ale po Amberze spodziewałem się właśnie takiego niestylowego średniaka za pięć zyli. Smakował najtaniej z zestawu, tak więc założyłem, że jest to najtańsze piwo z zestawu, w dodatku z okrutną etykietą. Znowu pudło – to był Piaskownica Kózka Na Wypasie (ekstr. 16%, alk. 6,5%).
Czwórka to w końcu świetne piwo. Ciężki, konkretny, kompleksowy koźlak. Owszem, karmel jest, ale jest i masa suszonych owoców, fig, daktyli i rodzynek oraz trochę owocowego kwasku. Jest sporo orzechowości o mocno migdałowej proweniencji, wyraźnie wpadającej w marcepan, ale i trochę prażonych orzechów laskowych. Jest słodycz, ale nie przesterowana, nienarzucająca się jak w dwójce, elegancka, kontrowana orzechową wytrawnością w finiszu. Degustacyjne piwo, które wolno wchodzi dlatego, bo smakuje na tyle dobrze, że się je przed przełknięciem miele jęzorem w ustach przez kilka chwil. To jest piwo godne Bawarii. (7,5/10)
Świetny, stylowy, ewidentnie podwójny koźlak. To musiał być Cieszyn. No i klops, bo to był Amber Doppelbock (ekstr. 21%, alk. 8,5%). Miał być najgorszy, okazał się najlepszy. Takie życie.
Piątka to w pełni klasyczne podejście do stylu. Karmel z orzechami i tłem z suszonych owoców typu figi. Słodkawe, ale i gorzkawe, zbalansowane piwo. Bez znaczącej głębi, bez złożoności, ale za to charakteryzujące się dobrą pijalnością. Może nie do końca wyraziste, ale sprawiające przyjemność z picia. Po prostu dobre piwo. (6.5/10)
Tutaj nie było niespodzianki. Amber Koźlak (ekstr. 15,1%, alk. 6,5%), klasyk, którego rozpoznałem, mimo że ostatni raz miałem go w szkle bodajże dekadę temu. Fajnie, że trzyma poziom.
Ostateczny wniosek z tego testu jest taki, że zrobienie zapasu bączkowanego Doppelbocka od Ambera to nie jest zły pomysł.
A może czas na przegląd polskiego pilsa? Lato i 30*C skłaniają.
OdpowiedzUsuń