Konserwowanie polskiego craftu 27
https://thebeervault.blogspot.com/2021/09/konserwowanie-polskiego-craftu-27.html
Z niedowierzaniem odkrywam, jak wielkie mam zaległości odnośnie publikowania wrażeń, jakie na mnie (wciąż) robi polski craft. Wprawdzie obecnie spożywam mniej niż wcześniej, no ale te recki się same nie opublikują. Na szybko więc kolejny konserwowy ośmiopak.
Gwarek jakiś rok temu był dla mnie nadzieją na kolejne pokolenie utalentowanych (albo dobrze prowadzonych) kontraktowców. Już raczej nie jest. Niestety. Palealeozoic (alk. 4,5%) ma podszyty maślanymi nutami aromat cytrusowo-żywiczny. Czeskie mikrusy się kłaniają. Pustawy smak ma brzeczkowy feeling pokrewny piwom low-alco, co jednak jest niespodzianką. No i jeśli człowiek ma w pamięci mocno chmielone piwa low-alco pokroju Miłosławia Bezalkoholowe IPA, czy IPA Unplugged od Trzech Kumpli, to ten wyrób Gwarka jest do nich w zasadzie dość podobny, tyle że jest maślany, pusty, no i w zasadzie wyzbyty goryczki. Mało inspirujący wodniak. (4/10)
Już się jakiś czas temu na fanpejdżu natrząsałem z kolejnego pseudo trendu, czyli cold IPA. W skrócie – zróbmy nowy rodzaj ipki, taki bez estrów i wytrawny, no ale jednak nie west coast, ani brut. Rezultat, czyli w tym wypadku Nepomucen Crazy Lines #10 (ekstr. 18%, alk. 8%) w sumie smakuje jak neipka, z której wyrugowano jej główny atut, czyli soczystość. Dodatkowo zdecydowano się na dość zieloną kompozycję chmielową z przewodnimi nutami grona i trawy, spośród których miejscami można wyniuchać trochę lotusowych truskawek. Brak soczystości, nikła goryczka plus mało powabna kompozycja aromatyczno-smakowa. To jest średnie. (5/10)
Problem z podstawowym miłosławiowym lagerem jest taki, że jest to piwo mocno nierówne. Raz w porządku, raz zupełnie nie. Być może tak samo się sprawy mają z Miłosławiem Chmielowym Lagerem (alk. 4,5%) i ja po prostu trafiłem na słabą partię. Być może. A być może nie. Mieszanina ciastowego, lekko przybrązowionego słodu, słabych zielonych nutek chmielowych oraz maślanego podszycia. Goryczka lekka do średniej, cierpkawa. Wchodzi ciężej, niż się spodziewałem po parametrach i jest o kilka lig niżej od zwykłego miłosławskiego lagera z lepszej partii. (3,5/10)
Kończymy gorszą część przeglądu, rozpoczynamy tę lepszą. Dry Hopped Saison Motueka Huell Melon od Stu Mostów (alk. 5,5%) to jedno z tych piw, które przeszły bez echa, a powinny były mocniej namieszać. To jest jeden z tych mniej chropowatych saisonów, pieprznych wprawdzie, ale wyzbytych ostrości, którą charakteryzuje się wiele reprezentantów stylu. Piwo jest gładkie i sesyjne, no i owocowe, z nutami brzoskwini, moreli, gruszki i ananasa. Bardzo lekkie, rześkie, niesamowicie szybko wchodzi, aczkolwiek pikantność oraz lekko podkreślona goryczka dają mu tego niezbędnego pazura – nie jest to w żadnym wypadku nowomodny soczek. Świetnie skomponowane piwo. (7,5/10)
Gładziutkie, wręcz zamszowe piwo – nie tego spodziewałem się po Żmii, a jednak brokreacyjna Vipera (ekstr. 18%, alk. 7,7%) taka właśnie jest. Casus dawnych ipek od Maltgardena, w których gładkość i soczystość wynagradzały brak solidniejszej goryczki. Choć tej ostatniej jest tutaj w zasadzie akurat tyle, żeby zrównoważyć nieprzesadną słodycz. Bukiet jest w miarę złożony, z jednej strony zielone elementy karambolowe i trawiaste, z drugiej tropikalne żółte nuty pokroju ananasa, z trzeciej strony (każdy medal ma trzy strony) ciut czereśni i innych czerwonych owoców. Świetne piwo. (7,5/10)
Na koniec przechodzimy do Pinty, która solidnie dowaliła do pieca. Sun Super (ekstr. 12%, alk. 4,7%) to zupełnie w punkt piwo, lekkie i rześkie, a zarazem nie wodniste. Miks cytrusów, i to nieobranych, a biorąc pod uwagę charakter goryczki również niepozbawionych pestek, trochę tropików z rejonu marakui i melona. I tyle. Proste, bo pewnie i taki był zamysł. Proste, a efektowne. Skrojone na lato. (7/10)
Prawdziwe dowalenie do pieca przez Pintę nastąpiło jednak dopiero za sprawą reaktywowanej serii Hazy Disco. Otóż pominę kwestię nowatorskości technik „dip hop” czy też „non stop dry hop”, bo kwestia ich faktycznego wpływu na smak zapewne może być równie energicznie broniona, co gwałtownie atakowana; zamiast tego skupię się na końcowych dziełach. No i takie Hazy Disco Auckland (ekstr. 20%, alk. 8,2%) to najlepsza ipka, jaką piłem od dawien dawna. Gładziutka hazy DIPA z goryczkowym pazurem; maksymalnie soczysta, ale daleka od przesłodzenia; napakowana nutami limonki, liczi, białego grona oraz świeżych, aromatycznych ziół. Pełne, soczyste, rześkie piwo bez hop burnu. Jeśli miałbym zalecić jakieś poprawki, to nie wiedziałbym, gdzie szukać RiGCz-u u pytającego. Powtarzam, to najlepsza ipka od dawna. (8,5/10)
Na poziomie bardzo wysokim, wręcz zbliżonym jest Hazy Disco Wisco (ekstr. 20%, alk. 8,1%). Spora dawka chmielu Sabro nie poszła tutaj za bardzo ani w koper i tylko częściowo w kokosa, moje skojarzenia wędrowały bardziej ku olejkom eterycznym w saunie parowej. Spory natłók ziół pokroju rozmarynu czy tymianku, inaczej sprawę ujmując. Kolejne skojarzenie to Malibu z pomarańczą, lekka drewność/cedrowość plus róża. Czyli generalnie ziołowe, ale i karaibskie klimaty. Nowatorskie chmielenie i jego zasadność to jedna rzecz, ale w tym konkretnym przypadku piwo faktycznie odstaje in plus od średniej rynkowej. Od poziomu Auckland różni je w zasadzie jedynie delikatny hop burn. (8/10)
Wyszła laurka dla Pinty, Brokreacji oraz Stu Mostów. Mnie to w smak, bo większość pieniędzy wsadzonych w ten ośmiopak została zainwestowana efektywnie.