Loading...

Brokreacji przekrój kreacji


Nie tak dawno temu Brokreacja umieściła ośmiopak swoich flagowych piw w Kauflandach, wskutek czego ów ośmiopak pojawił się na pokaźnej liczbie profilów fejsbukowych różnych piwnych blogów. W moim przypadku karton został uzupełniony dużym dodatkiem piw, które z okazji odwiedzin w moich skromnych progach przywiózł mi Jurek, stając się tym samym prawdziwym wielopakiem przekrojowym. Wobec tego sytuacja nadaje się jak ulał dla przeglądowego wpisu o twórczości Brokreacji.


Pochylmy się najpierw nad ofertą klasyczną, vel zawartością kauflandowego kartonu. Golden Ale The Actor (alk. 5,5%) to godny, anglo-centryczny konkurent dla pilsa. Mocniejszy i słodszy, szczodrze nachmielony. Nutki cytrusowe się w nim przewijają, przy czym moim zdaniem wyraźniejsza jest tutaj komponenta chmielowo-ziemista, dobrze współgrająca z delikatną, świeżą, piwniczną nutką. Pijalność jest bardzo wysoka, co czyni to piwo krajowym odpowiednikiem dla takich piw, jak Brakspear Oxford Gold. Jestem na tak. (7/10)


Amerykański stout The Lumberjack (ekstr. 16%, alk. 6,7%) trzyma poziom. Gęsta, wręcz nieco oleista gorzka czekolada z posmakiem popiołu napotyka na dość szczodre jak na stouta nachmielenie żywiczne. Swoją drogą ta żywica to udane nawiązanie do nazwy piwa. A żeby jeszcze nie było mało leśnych klimatów, to w tle przewija się delikatna borówka. Fest gorzkie, męskie, rzekłbym wręcz domknięte konceptualnie piwo. Jestem na tak. (7/10)


Najjaśniej wśród serii basic moim zdaniem świeci The Butcher (alk. 7%), który jest w zasadzie brokreacyjnym Atakiem Chmielu. Piszę to z sympatią, wszak Atak Chmielu bardzo lubię. Jest żywiczny, cytrusowy, lekko herbaciany, słodowy i cielisty, a zarazem fest gorzki, z ciekawą ciemną słodową nutką w finiszu. Gorzkie niczym west coast, a zarazem bardziej zniuansowane na odcinku słodowym. Tutaj to dopiero jestem na tak. (7,5/10)


The Teacher
(alk. 4,8%) mógłby jednak wypaść lepiej. Jeśli mam jakieś obiekcje względem brokreacyjnych pilsów, to jest to albo kukurydza albo zielone japko. To drugie jest stosunkowo często obecne w pilsach zza Odry, no ale nie jest to usprawiedliwienie. Mamy tutaj słodkawe ciałko słodowe, lekko cierpką, w miarę podkreśloną goryczkę oraz motywy ziołowe od chmielu. Pijalne, spoko, ale nutki jabłkowe w tle zakłócają odbiór na tyle, żeby do dołączenia do krajowego peletonu gatunkowego jednak trochę zostało. (6/10)


The Nurse
(alk. 4,9%) to weizen po przyprawowej stronie mocy, w którym lekko słodkawa pszeniczna podbudowa jest zdominowana przez goździka i cytrusowy kwasek, via lekką piwniczność sunąc ku chlebowemu finiszowi. Wchodzi dobrze i mimo że wolę bardziej owocowe odsłony stylu, ten mi smakował. (6,5/10)


The Alchemist
(alk. 6,4%) to taka zwyczajna, nie zapadająca w pamięć ipka star(sz)ego stylu. Piwo jest dość gorzkie, ale i całkiem cieliste, z nutką siarki. Chmielowość penetruje rejony tropikalne bez zbytniej intensywności ani dystynktywności. W porządku, ale bez szału. Jeśli IPA byłaby stylem codziennym, to smakowałaby mniej więcej w ten deseń. (6/10)


Niemalże wymarły styl (w wydaniu klasycznym) prezentuje american pale ale The Dealer (alk. 4,7%). Słodowo-chmielowy zapach z zielonymi i białymi cytrusami, żywicą, ziołami oraz karambolą. Smak półpełny, znowuż wprawdzie chmielowy, ale z wyczuwalną obecnością bazy słodowej. Dość rześki i dość gorzki zarazem. Dobry poziom. (6,5/10)


W porządku wypada witbier The Dancer (alk. 5,2%). Zahaczając o weizenową goździkowość jest głównie ożywiany przez kolendrę, która wprawdzie wyszła nieco mydlano, ja jednak należę do osób, które wskutek genetyki kojarzą kolendrę z mydłem, a zarazem mi to nie przeszkadza zbytnio. Piwo jest dość rześkie, ale mniej niż tuzy gatunku, no i brakuje mi akcentów białogronowych i waniliowych, które przewijają się w moich ulubionych witkach. (6/10)

Co mogę stwierdzić odnośnie bazowej oferty Brokreacji? Jest solidna, z odstającymi in plus Butcherem, Lumberjackiem oraz Actorem. Do zaznajomienia się z podstawami korespondujących stylów piwnych zestaw się nadaje – z wyjątkami – całkiem nieźle.


Przejdźmy do części ponadstandardowej.


Polskie kabarety czy stand-upy darzę takim samym szacunkiem, jak polskie reggae, zespół Dżem, czy Paprykarza Szczecińskiego, więc ni mnie to ziębi ni grzeje, że Ludzie! Trzymajcie Kapelusze (ekstr. 28%, alk. 9,9%) aka PB&J Imperal Milk Stout jest firmowany Abelardem Gizą, no ale niech będzie. Nie przepadam za RIS-ami z dodatkiem czerwonych owoców, ale tutaj sok z wiśni dobrze funguje w tle, uzupełniając raczej brązową, melasową, murzynkową (chodzi o ciasto) bazę słodową. Piwo jest gładkie od laktozy, wręcz robi wrażenie nieco tłustego, co może być skutkiem dodania niewyczuwalnego w zasadzie w aromacie masła orzechowego, może to być jednak również efekt laktozy, która via autosugestia narzuca w ten sposób skojarzenie z masłem (nie diacetylem). Kolejnym skojarzeniem, tym razem w finiszu, jest przypieczony domowy sok z wiśni, jeden z zapachów mojego dzieciństwa. Piwo jest gęste, pożywne i nieco zbyt słodkie, żeby mnie w pełni przekonać, ale smaczne jest. (6,5/10)


Piwo lubię. Kawę też lubię. Piw z dodatkiem kawy na ogół nie lubię – zbyt często jedzie mi wówczas kawa fasolą, kaparami albo inną papryką. Toteż i pamiętam jedynie dwa piwa z kawą, których wypiłem w knajpie kilka pod rząd. Jeden to klasyczny stoutowy Coffeecup od Szpunta, a drugim brokreacyjne Sun Of Peru (ekstr. 14%, alk. 6%). Połączenie kawy z ipką wyszło wyśmienicie. Kawa woni tutaj niczym świeżo mielona (choć mielona nie była), baza słodowa jest dość konkretna, a jednak i puszysta vel łacnie wchodzi, zaś tropikalno-cytrusowe chmiele z dyskretną nutą kokosa świetnie uzupełniają kawę. Piwo pobudza i satysfakcjonuje. Jest skomponowane w nieoczywisty sposób, a jednak spójne. Polecam bardzo. (7,5/10)


Kilka piw, które Jurek przywiózł, ma opisowo potencjał na pastry stouta, więc winszuję odwagi. Waiter Goes Nuts (ekstr. 16%, alk. 5,2%) to autorska wariacja nt. Waitera według koncepcji piwowara domowego Jakuba Czyżewskiego. Peanut maple vanilla salty milk stout. Uff. No dobra. Najbardziej uwydatnione zostały nuty melasowe, czyli syrop klonowy nadaje pierwszy ton, ale piwo nie jest jednowymiarowe. Orzechy na poziomie intensywności znacznie poniżej ampułki z ekstraktem wlewanej z uśmiechem do tanka, czyli wręcz być może nie z ampułki, dobrze zintegrowane z mleczną kawą podstawki oraz odsłodową czekoladą ubogaconą o nuty waniliowe. Piwo jest bardzo gładkie, słodkie, orzechowe. Deserowe. Nie smakuje sztucznie ani nie jest przeładowane dodatkami vel perfumowe. Problem mam z nim taki, że taki poziom słodyczy odpowiada mi w zasadzie tylko w wyposażonych w odpowiednią głębię RIS-ach. Przy takim (lekkim) ciężarze nie jest to my cup of beer. Ale dla ludzi mających wyższy próg tolerancji dla słodyczy pewnie jest. (5,5/10)


Drugim takim około pejstri piwem jest Battle Master (ekstr. 24%, alk. 7%), vanilla imperial pastry stout z równie lubianą, co znienawidzoną tonką. Mnie ta fasola się nieodparcie bardziej kojarzy z rumiankiem i marcepanem niż z wanilią, no ale niech będzie. W dodatku waniliowa komponenta jest tutaj w zasadzie zupełnie nie podbita w stosunku do piw z samą tonką, ale bez wanilii. Może to i lepiej. Komponenta leśno-owocowa jest drugą charakterystyczną cechą tego piwa. Jagodowe frutti di bosco w aromacie są w tle, w smaku rządzą (przypomina to miejscami wręcz lody o smaku owoców leśnych), a w posmaku daje o sobie znać wspomniana tonka. Słodkawe, ale nie przesłodzone piwo, mocno marcepanowe. Mi nie podeszło, uznałem je za zbyt męczące; Ani z kolei bardzo smakowało. (5,5/10)


W ramach serii Call To Create stworzono Imperial Smoked Baltic Porter Bourbon BA (ekstr. 25%, alk. 10,8%). Utlenienie typu sherry sparowane z orzechowymi, lekko waniliowo-kokosowymi nutkami dębiny uderza w zmysły jako pierwsze. W smaku z wanilii wyłania się czekolada, w finiszu z kolei drewno jest uzupełniane przyjemną nutką paloną. Gdzieś w tle plumka sobie dymek, również dobrze wkomponowany w beczkę. Lekko kwaskowe piwo z dobrze dopasowaną goryczką. Bardzo fajna kompozycja; do pełni szczęścia brakuje mi tylko nieco większej głębi. (7/10)


Imperialny Nafciarz Islay Blend BA
(ekstr. 28%, alk. 11,1%) piłem już nie raz, nie dwa i jest to co do zasady świetne piwo. Tutaj jednak coś się chyba podczas rozlewu popsuło vel napowietrzyło, w tle hasa sobie bowiem zielone jabłko. Na szczęście przykryte walorami piwa – palonością, czekoladą łamaną zjaranymi kablami na wstępie, owocowością typu porto i delikatnymi akcentami orzechowymi. Niebanalne, rozgrzewające. W tej postaci fajne, ale dalekie od swojej topowej postaci. (6,5/10)


Kolejny eliksir z beczki, mianowicie Potion #15 (alk. 13,2%), vel tobacco barley wine bourbon BA, to istotnie dobrze ukształtowany barley wine z nutami orzechów włoskich, rodzynek, fig i daktyli. Eleganckie zespolenie z bourbonową beczką daje efekt ciasteczek maczanych w waniliowo kokosowym destylacie; z kolei liściasty tytoń wychodzi na dobre dopiero w smaku, dając nuty pokrewne cukrowi muscovado i też został ładnie w całość wkomponowany. Jak to czasami bywa, i tutaj jedynym, czego mi brakuje do pełni szczęścia, jest większa głębia. (7/10)


Na koniec Savage 001 (ekstr. 16%, alk. 7,7%), czyli cherry wild ale, który spędził bite dwa lata w jesionowych beczkach. Aromat jest frontalnie skórkowo-wiśniowy, a bretty poszły w kierunku owocowym, zahaczając jeno o bardziej rustykalne, skórzane motywy. W smaku dochodzą nutki, które kojarzę z białymi żelkami z tytki Haribo Tutti Frutti, co przy bliskim zeru nagazowaniu oraz kwaskowości, która nie zdziera gardła, dodaje piwu kompleksowości. Mocno degustacyjny, świetny wywar. (7,5/10)

Finalny werdykt jest taki, że Brokreacja to moim zdaniem bardzo solidny browar. O ile w przeszłości core range bywało wadliwe, o tyle obecnie jest już dość dobrze dopracowane. A i bardziej niszowe piwa mocno dają radę, nie wspominając o puszkach, których obecnie Bro jest jednym z dosłownie kilku polskich producentów, które kupuję regularnie. Daje to całkiem niezłe perspektywy na przyszłość.

Savage 2276167628319546582

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)