Rześkie piwa na lato 2020
https://thebeervault.blogspot.com/2020/09/rzeskie-piwa-na-lato-2020.html
Lato, które się właśnie skończyło. A może jednak wróci we wrześniu? Jakby nie było, nie mogło być roku bez cyklicznego od kilku lat przeglądu tematycznego. Ze względu na porę publikacji, ma charakter nieco kronikarski, ale co tam. Pierwsze rzeczy piłem na samym początku okresu ciepłego, ostatnią w ubiegły piątek. Umieściłem tutaj piwa, które przynajmniej w założeniach miały być rześkie. Niektórym się ta sztuczka udała. A niektóre z nich nawet były warte zakupu. Jedziemy.
Wprawdzie określenie „oat cream session IPA” sugeruje użycie laktozy (i tak w tym przypadku jest), a ja to milkszejkowy wcale nie jestem, ale i tak z ciekawości kupiłem Kill Yr Idols z Piwnego Podziemia (ekstr. 11,3%, alk. 4,4%). Dobra wiadomość – laktoza wraz z płatkami owsianymi dała piwu w zasadzie jedynie gładkość. Goryczka wprawdzie nie jest specjalnie silna, nie jest to jednak ani milkshake IPA ani west coast IPA, tylko właśnie session IPA. Bukiet to głównie białe cytrusy, uzupełniająco również żywiczne i ziemiste motywy oraz dosłownie szczypta mango. Piwo jest bardzo rześkie i szybko wchodzi, mimo delikatnego hop burnu. Nie mam zastrzeżeń. (7/10)
Bardzo długo nie piłem niczego od Solipiwko. Całe szczęście Haz3 (ekstr. 14%, alk. 4,5%) to powrót do nieco już odległych czasów, kiedy Wojtek należał do craftowej czołówki w Polsce. No, może pisanie o powrocie jest przedwczesne, ale z całą pewnością jest to piwo krokiem w dobrym kierunku. Piwo jest gładkie, lekko soczyste i skórkowo- oraz ziołowo-cytrusowe. Czyli trochę wyraźniej – zest limonki i cytryny, a jeszcze bardziej cytrusowo kojarzące się zioła pokroju werbeny czy trawy cytrynowej. Do tego lekkość i rześkość. Po opisie ktoś może wywnioskować, że mu to piwo nie podejdzie. I dobrze. Mnie w takiej formie podeszło bardzo, ale należy się nastawić na twór odległy od buchających owocami odpowiedników konkurencji. (7/10)
Dobry pils jest dobry, bo jest dobry i smaczny, zaś pils Vendetta z browaru Incognito (ekstr. 12%, alk. 5%) ma rachityczną a zarazem cierpką goryczkę i trąci mocno kukurydzą ze świeżo otwartej puszki, więc pilsem jest wybrakowanym i z całą pewnością niedobrym. Z kronikarskiego obowiązku wymienię na końcu ciasteczkowe nuty słodowe, zanim wlepię karnego ku..., znaczy się karną trójkę. (3/10)
Piwo do koszenia trawy – tak zwięźle można podsumować Session Ale (ekstr. 9,7%, alk. 4,5%) z Browaru Grodzisk. Przy czym jakkolwiek może to brzmieć lekceważąco, nie jest to epitet. Po prostu to piwo zna swoje miejsce w szeregu – jest proste i mało absorbujące, a zarazem całkiem smaczne. Czyli zapewnie wyszło zgodnie z planem. Nutki kwiatkowe, takie na przecięciu ziół i cytrusów (czy może wręcz przypominające ‘cytrusowe’ zioła pokroju werbeny czy melissy) oraz ulotna nutka owocowa, której najbliżej chyba do moreli – tak wyszło chmielenie na zimno polską Sybillą. Całkiem zgrabnie, niezbyt intensywnie, rześko i pijalnie. No i z goryczką podkreśloną na modłę średnio chmielonego pilsa. Niezłe to jest. I niedrogie. Do koszenia trawy się nada. Chyba że się operuje – jak ja – kosiarką elektryczną z dolnej półki, uratowaną przed wrzuceniem do hasioka i przygarniętą niczym bezpański pies. Jej wartość szacuję na dwie butelki tego piwa, nie działa mechanizm automatycznego wyłączenia, plus trzeba z kablem jeździć, więc ze względów bezpieczeństwa, w takim układzie z jakiegokolwiek piwa lepiej zrezygnować. (6/10)
Wybaczam ten „sok z limony wyciskanej nocą” widniejący w składzie. Wprawdzie jest to borderline cringe, ale Sok z Akumulatora (alk. 5,2%) jako nazwa piwa oraz producent Piwo z Żuka, co się kojarzy z kiełbasą z Nyski (#pdk), wyrównuje tę niezręczność. Niemniej jednak limonkowy kwas od kontraktowca z Częstochowy (warzony w Wąsoszu) przepływa przez gardziel bez wzbudzania emocji. W aromacie limonkowy w trochę perfumowy sposób i bardziej słodowy niż inne kwasy (w składzie widnieje m.in. słód karmelowy), w smaku lekko-średnio kwaskowy, limonkowy, nieco wodnisty, z pustym finiszem. Jeśli kwas nie jest rzeczywiście dobry, to niechaj będzie przynajmniej rześki. A ten to tak średnio jest. Tak więc meh. (4,5/10)
Nie mam wielkich wymagań wobec piw, które lądują razem z przecenioną o 50% białą kiełbasą surową 500g w lidlowskim koszyku. Mają być przyjemne, ale nie muszą zwalać z nóg. Choć minimum jakościowe jednak zakłada, że skoro są droższe niż Urquell, Grodziskie White IPA oraz Patronus hefewajcen, to niech będą choć trochę lepsze. Zissou APA (ekstr. 12%, alk. 5%) od Innych Beczek nie spełnia tego założenia. I żeby była jasność – nie jest to złe piwo. Ot, stonowane smakowo i aromatycznie połączenie cytrusów, żywicy i dyskretnej słodowości oraz mało inwazyjnego tchnienia siarki i jałowca w finiszu. Mało intensywne, lekko gorzkie, całkiem rześkie piwo. Jako że w dzień odkapslowania kupiłem w końcu kosiarkę motorową, która ma zastąpić wspomniany wcześniej elektryczny szajs wygrzebany ze stosu śmieci na wystawce, to pomyślałem sobie, że w sumie ten Zissou to mógłby być piwem do koszenia trawy. Albo grilla. Albo młodzieżowej najebki przy ognisku. Niektórzy moga potraktowć to jako zachętę, inni jako przestrogę. I niech tak będzie. (5,5/10)
Niektórzy mają już dość piw z dodatkiem mango i marakui. Rozumiem, jednak są to moje ulubione owoce, a jako że owoców jako takich nie jadam praktycznie wcale, toteż piwa tego typu uzupełniają mi braki regularnych doznań w tym zakresie. No a jeszcze jak wychodzą tak jak Neurotic Exotic Nepomucena (ekstr. 12%, alk. 4%)... Piwo jest soczyście owocowe do imentu, przy czym zdecydowaną dominantą jest marakuja. Mango funguje jako uzupełnienie, świetnie łącząc się w tle z nutkami pszenicy. Niby jest to gose, jednak słoności jako takiej nie wyczułem. Kwasek jest z kolei średnio mocny, idealnie dopasowany do owocowości. Ta ostatnia wtórnie może się swoją drogą trochę kojarzyć z malinami. No i co prawda etykieta nie stanowi o żadnych bakteriach, jednak miałem lekkie jogurtowe skojarzenia. Czy pierwotne czy wtórne – tego nie potrafię rozstrzygnąć. Jako całość piwo idealnie spełnia warunki jakie mam wobec piw lekkich i rześkich – mają być jednocześnie pełne smaku. A to gose jest pełne smaku, soczyste i tak pijalne, że można je pić duszkiem. Brawo! (8/10)
Śmieję się z piw owocowych z etykietą ‘pastry’, że są idealne dla ludzi nie lubiących piwa, no bo nie smakują w zasadzie wcale piwem. I oto mam zagwozdkę, bo Detox od Nepomucena (ekstr. 9,9%, alk. 2%) też w zasadzie nie smakuje piwem. Ale zarazem jest trunkiem o niebo lepszym od wszelkiej maści cukierniczych piwerek, no i w przeciwieństwie do nich przynajmniej wskutek niskiej zawartości alko ustrzega się pretensjonalnego wydźwięku. Detox jest wybitnie rześki i soczysty, smagając zmysły świeżo wyciśniętym sokiem z limonek, jest trunkiem mocno kwaśnym, ale i słodkawo-gładkim (jest laktoza), idelanie zbalansowanym lekko piekącym, imbirowym finiszem. Proste piwo, zdominowane dodatkami, wybitnie pijalne. Na kaca byłoby być może jeszcze lepsze od Gąski Beerbinki. Wypiłem haust po hauście. Świetne to jest! (7,5/10)
A dla równowagi nepomucenowe Zenzero, czyli ‘lite ginger ale’ (alk. 0,5%). Z dwoma problematycznymi punktami piw niskoalkoholowych się uporano – żyto dało mu trochę ciałka, natomiast imbir przykrył brzeczkę, której w zasadzie nie czuć wcale. No właśnie, tyle że zamiast tego czuć praktycznie sam imbir. Wskutek tego piwo jest dość pikantne, a równowagi nie tworzy goryczka, jeno słodycz – laktozy dodano moim zdaniem zbyt dużo. Zbyt pikantne, jednowymiarowe i słodkie piwo. (4,5/10)
Lepiej sztuczka z noalko wyszła Dzikiemu Wschodowi. Wolny Duch (alk. 0,5%) w przeciwieństwie do Zenzero jest piwem raczej wodnistym oraz wyczuwalnie brzeczkowym. Za to są tutaj ciekawe cytrusowe i ziołowe motywy, które wywołują skojarzenia z cukierkami alpejskimi, zaś goryczka jest nieźle podkreślona. W tym segmencie jest to niezła sztuka. (6/10)
Nepomucenowy Pelican 2.0 (ekstr. 12,4%, alk. 4,9%) to kolejne piwo z dodatkiem mojego ulubionego, przez wielu znienawidzonego owocu, czyli passiflory vel marakui. Połączenie go z weizenem jest mniej oczywiste niż w przypadku mango, ale nie mniej smaczne. Czuć tutaj banana oraz bardziej cukierki marakujowe niż marakuję per se. Korzenne motywy czuć dopiero w tle, czym piwo wpisuje się w moje weizenowe preferencje, czyli silną obecność nut owocowych zamiast nadprezencji goździków, gałki czy innych przypraw. Najmocniejszą stroną tego piwa jest jego napędzana lekkim kwaskiem rześkość, czyniąca ten gładki w odbiorze wyrób świetnym wyborem na ochłodę w ciepły dzień. Bardzo dobre. (7/10)
Są ludzie, którzy w swojej butelce Freaka z Radugi (ekstr. 12%, alk. 4,6%) wyczuli faktycznie limonkę, jak na ‘sour lime wheat’ przystało. Są też tacy, którzy zamiast limonki mieli kokos, co prowadziło do przypuszczeń, że w browarze ktoś pomylił fiołki... to znaczy pardon, nie fiołki oczywiście, tylko owoce, a raczej owoc z orzechem. Tak mogło być. Ja z kolei miałem cierpką, skórkowo-limonkową, kwaśną goryczkę, natomiast bukiet jako taki najbardziej kojarzył mi się z mydłem. Nie takim kolendrowym, tylko szarym mydłem znanym z toalet w mało wyszukanych przydrożnych jadłodajniach sprzed piętnastu lat. Jest to więc dość kwaśne piwo, faktycznie rześkie, które smakuje jakbym duldał kostkę pisuarową, rzecz jasna w wersji nieużytej jeszcze. Co prowadzi do wniosku, że piwo wprawdzie jest niedobre (bonus ma za rześkość), ale smakuje zbyt, rzekłbym, higienicznie. Może to w ramach walki z covidem? (3,5/10)
Druga Pinta Miesiąca rozlewana wyłącznie do butelek, czyli Sunny May (ekstr. 16,5%, alk. 5,8%), czyli Citra DDH IPA, wyszła mocno siarkowo. Nie w sensie odczynów fermentacji, tylko chmiel tak w niej zagrał. Zamiast soczystego cytrusowego kopa w szkle wylądował miks marakuji, szczypiora i duriana, acz z grejpfrutowym podszyciem. Najsilniej jest odczuwalny niestety szczypior, który dominuje w smaku, zaś w posmaku czuć w zasadzie tylko jego. Poza nim finisz jest pusty, nawet goryczka jest niemrawa. Zaskakująco słaba pozycja. (4/10)
Wiele już napisano o jubileuszowym A La Grodziskim 2010-2020 (ekstr. 7,8%, alk. 2,8%), toteż napomknę tylko, że wędzonka jest przyjemna i bynajmniej nie ulotna, dając temu bardzo lekkiemu piwu smakowej treściwości. Jednocześnie są tutaj nuty chmielowe, no i przede wszystkim podkreślona (jak na styl) goryczka, która wespół ze smukłym ciałem zapewnia odpowiednią dawkę orzeźwienia. To jest bardzo dobre piwo i mógłbym sobie je wyobrazić w stałej ofercie Pinty. Szkopuł w tym, że rynek być może widziałby to inaczej. (7/10)
Miało być hazy i wyszło hazy – jak odstana, przybrudzona herbata. Było Mówione od Artezana (alk. 6%) jest ponoć napakowane chmielami Wai-Iti, Mosaic i El Dorado, ale pachnie i smakuje jak wspomniana, odstana herbata (z cytryną), którą przelewamy przez usta, sącząc owocowo-korzenne karmelki. Odstana, lurowata herbata, żeby sprawę doprecyzować. A jako że goryczkę zgodnie z modą uzyskano mocno wycofaną, to i finisz nie nadrabia, bo w jaki sposób pustka miałaby cokolwiek nadrabiać? Słabizna to jest. (4/10)
Kingpinowy Full Speed Or Nothing (ekstr. 15,5%, alk. 5,6%) to całkiem intrygujące rozczarowanie. Intrygujące, bo do nachmielenia Marek użył mniej popularnych odmian Cashmere i Sultana, które dały piwu aromat słodki i cytrusowy zarazem – mandarynki, dojrzałego grejpfruta, czy szczególnie marynowanych cytryn, no i delikatnego ananasa. Rozczarowanie, bo piwu ewidentnie brakuje mocniejszego smaku i soczystości, co jest szczególnie odczuwalnym brakiem w obliczu stonowanej goryczki. Pomysł fajny, wykonanie już niekoniecznie. (5,5/10)
W punkt wyszedł Kingpinowi za to Body Electric (ekstr. 14%, alk. 5%). Jest to fajna, smakowita sesyjna ipka o aromacie i smaku grejpfruta, mango, brozskwini i skórek cytrusowych. W ustach gładkie, dość soczyste piwo ze średnio mocną goryczką. Tutaj nie ma się czego przyczepić – rześkie piwo w sam raz na cieplejsze dni. (7/10)
Pszeniczniaki z owocami to generalnie moim zdaniem dobry kierunek, choć nie jest to samograj. W Funky Fruit Peach Weizen od Funky Fluid (ekstr. 12%, alk. 4,3%) czuć banana, z którym świeża i rześka brzoskwinia jest dobrze zespolona. Kontrę dla owoców stanowią goździk oraz drożdżowa kwaskowość, no i w istocie jest to wyraźnie kwaskowe piwo bez godnej wzmianki słodyczy. Mniej soczyste i trochę bardziej gorzkie od świetnej odsłony morelowej (Funky Fruit Apricot Weizen), ale smaczne. (6,5/10)
W szranki o topkę piw bezalko staje Funky Fluid. O ile w Five Point O (alk. 0,5%) dodana do piwa, wszędobylska marakuja całkiem zgrabnie tłumi jego brzeczkowość, o tyle natężenie żółtych, owocowych nutek chmielowych jest zbyt małe, żeby całość nie robiła jednowymiarowego wrażenia, zaś lekko podkreślona, ale i irytująco cierpka goryczka umniejsza pijalność tego piwa. W tym segmencie nie jest źle, ale do Miłosławia nie ma startu. (5,5/10)
Bodajże trzeci pils autorstwa Maltgardena nie ma z kolei niestety startu do pilsa Saaz, a co dopiero do świetnego Hallertauera. Seaside Holiday (ekstr. 12%, alk. 5%) budzi kojarzenia z wczasami na Rugii. Czyli morze jest zimne, niemiecka natura w trakcie intensywnie słonecznego lata przejawia się natłokiem nut zbożowych jak w hellesie, chmiele z kolei wraz z zielenią zrobiły dyla na widok brzydkich kobiet, zaś słońce dodatkowo zadbało o to, żeby piwo mimo ekspresowej drogi z browaru przez badylarza do mojej lodówki nie smakowało specjalnie świeżo. Helles tutaj w sumie wyszedł, taki lekko miodowy. Pić można, jak najbardziej, wchodzi nieźle, ale za tę cenę żądam więcej. (5,5/10)
Dwupakiem przyatakował w sierpniu Łańcut. Wazzz Upp (ekstr. 12%, alk. 4,8%) to chyba dotychczas najsłabsze piwo browaru. Amerykańskie żytne ale z dodatkiem trawy cytrynowej przywitało moje nozdrza siarkowością, która czyniła je męczącym miast rześkim. Trawa cytrynowa schowała się za lekkimi nutkami pomarańczowymi i morelowymi. Jedyne, za co mogę to piwo pochwalić, to silna, charakterna goryczka. (4/10)
Jakościowo dla równowagi wyszła Łańcutowi owsiana APA o nazwie Ow Korz (ekstr. 12,5%, alk. 5%). W aromacie sporo nut cytrusowych, grejpfrut, znany z gum do żucia konglomerat juicy fruit, trochę zboża oraz czerwonej herbaty w kierunku suszonej truskawki. Goryczka dostała od browaru oznaczenie 4/10, ale jest podkreślona, a zarazem szlachetna. Gładkie, szybko pijalne, bardzo smaczne piwo. (7/10)
Bardzo fajnie wypadła neipka braciom Malcherek. Cześć Brat, Na Zdrowie! (alk. 5,5%) to proste i soczyste piwo zdominowane przez nuty grejpfruta i pomelo oraz pomarańczy z delikatnymi kocimi naleciałościami. Przy całej swojej soczystości dysponuje jednak wytrawnym finiszem. Bardzo dobra sztuka. (7/10)
Czy Kiokio (ekstr. 10,5%, alk. 4,1%) jest faktycznie doskonałym piwem na upalne dni? Twór Trzech Kumpli w głównej mierze daje po zmysłach limonką z dodatkiem kiwi, z uzupełnieniem w postaci marakujopodobnych tropików i szczypty grejpfruta. Zwiewnie lekkie i rześkie piwo jest trochę zbyt mało intensywne i zbyt raptownie urywające się w ledwo gorzkawym finiszu, żeby było klasy wybitnej. (6,5/10)
Niektórzy ponoć dostają mdłości na wieść o kolejnym polskim krafciku z dodatkiem marakui. Jako że jest to mój ulubiony owoc, to mam inaczej, szczególnie jeśli za sprawę bierze się dostawca kwalitnego kontentu Trzech Kumpli. Tyle że akurat Mango Passion Fruit Gose (ekstr. 12,5%, alk. 4,9%) to umiarkowane rozczarowanie. Marakuja dominuje nad mango, jest umiarkowany kwasek, gładki jogurtowy finisz oraz pszenne posmaczki. Lekkie naleciałości cytrynowe uzupełniają obraz, a i słoność subtelnie zaakcentowano. Gdzie jest feler? W niedogazowaniu. Das Gose braucht ordentlich Gas, jak to mawiają nasi rozmiłowani w różnych gazach sąsiedzi z zachodu. No i przez ten brak gazu zabrakło i rześkości. (5,5/10)
Na koniec wielka niespodzianka kranoszwędania po Katowicach zeszłego piątku. Najlepszym piwem wieczoru okazał się Pils z Pracowni Piwa (alk. 4,8%). Czyżby wielki powrót? Zbyt wcześnie, żeby wyrokować. Faktem jednak, że kiedy już się przyssałem w przenośni do kranu, to zamówiłem kilka pilsów od Tomka pod rząd. Co ciekawe, mimo chmielenia Centennialem piwo raczej nie smakuje nowofalowo. Rzekłbym wręcz, że ziołowe motywy górują tutaj nad kwiatowymi, cytrusowość jest ulotna, a równorzędnymi aktorami są chlebowa słodowość z akuratnie odmierzoną słodyczą resztkową, świeże nutki piwniczne oraz solidna, szlachetna goryczka. Świetny pils! (7,5/10)
Najlepszymi piwami tego powstałego na przestrzeni kilku miesięcy przeglądu zostały Pils z Pracowni Piwa oraz Detox i Neurotic Exotic od Nepomucena. W każdym z tych przypadków nie spodziewałbym się tego. Najważniejsze jednak z mojego punktu widzenia jest to, że w trakcie opracowywania wpisu mogłem na chwilę odciąć się od niekorzystnej aury za oknem, która sprawia, że mam ochotę zapaść w sen zimowy.
Bardzo fajnie zostało to napisane.
OdpowiedzUsuń