Poznań w dwie godziny
https://thebeervault.blogspot.com/2015/01/poznan-w-dwie-godziny_8.html
Pewien listopadowy piątek spędziłem w Poznaniu i między koncertem a powrotem w rodzime strony miałem dwie godziny czasu. Szybka kwerenda na RateBeer pokazała, że na terenie starówki mieszczą się cztery warte uwagi knajpy, które trzeba było w tym czasie obejść...
Brzmi średnio wykonalnie, ale jednak się w pewien sposób udało, choć siedzieliśmy tylko w dwóch pubach. Basilium okazało się ciasnym, i stanowczo przepełnionym lokalem, w związku z czym ewakuacja nastąpiła dwa mrugnięcia po incepcji. Do NaPiwka wszedłem podczas gdy reszta się zatruwała cukrami prostymi w jakiejś pizzerii, skonstatowałem że dziwnie mało ludzi jest, którzy się w dodatku dziwnie na mnie patrzą i poszedłem po resztę. Kiedy wróciliśmy, stojąca przed drzwiami dziewczyna nie wpuściła nas, mówiąc że w środku jest zamknięta impreza, a mianowicie osiemnastka, a my nie wyglądamy na osiemnaście lat. Fakt, rozpiętość wieku wśród naszej czwórki wynosiła 17-40 lat, ale akurat osiemnastu nikt z nas nie miał. Szkoda bo miałem smaka na Pacific Pale Ale z kija, a takie coś chwilę wcześniej mrugnęło mi na barze.
Zostały dwie knajpy. Pierwszą był Chmielnik, druga knajpa właścicieli Basilium. Minusem był tłok, który w połączeniu z raczej małymi pomieszczeniami, z których pierwsze z barem było zastawione wysokimi stołami i barowymi krzesłami, sprawił że miałem skojarzenie z pudełkiem wykałaczek. Przy czym wystrój jest nowoczesny, ale ma w sobie to coś. Muzyka jest dopasowana do otoczenia, czyli tak samo nowoczesna, a rząd sześciu kranów jest uzupełniany przez gąszcz butelek, ustawionych na metalowych stelażach wzdłuż ścian. Clou Chmielnika jest jednak prawdziwy chmielnik znajdujący się na tyłach knajpy. Pogoda uniemożliwiła siedzenie w ogródku w towarzystwie pnączy Sybilli, ale widok zieleni za oknem był bardzo kojący. Aha, piwo przynoszą do stolika, a rachunek uiszcza się całościowy, wychodząc z knajpy, tak jak w niektórych pubach czeskich. Całkiem sympatyczne miejsce.
Jeszcze lepszą miejscówką jest położona na równoległej ulicy Piwna Stopa. Lokal mieści się vis a vis Rock Garażu, z którym dzieli ogródek w bramie. Inaczej jednak niż w przypadku Chmielnika, uwagę przykuwa nie ogródek, a wnętrze lokalu. Nieco bardziej przestronne i zdecydowanie bardziej tradycyjne. Pełno tutaj antycznych mebli, jest pianino, rysunki na ścianach i jakieś bibeloty, a także książki w starych regałach. Jest sporo różnych elementów ale nie ma się uczucia natłoku, a lokal ma domowy klimat, który sprawia że przyjemnie się w nim siedzi. Dwanaście nalewaków sprawia, że człowiek musiałby swoją drogą naprawdę długo tutaj siedzieć, żeby zaczął dostrzegać w tym wszystkim jakiś cień nudy. Za barem uwijał się współwłaściciel browaru kontraktowego Gzub, a ja miałem przyjemność uciąć sobie pogawędkę z Szymonem Rucińskim, byłym barmanem Setki który obecnie jest spiritus movens Piwnej Stopy. Lokal jak najbardziej polecam.
Siup, po paru piwkach, i do domu. Da się? Da się.
stelaŻach :)
OdpowiedzUsuńA jak się już jedzie do poznania to warto podskoczyć do Michałowskiego :D http://www.michalowski.com.pl/
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, podskoczyć do hurtowni? Jako turysta?
Usuń