Loading...

11 lat Matuški

Nie wszyscy są tego świadomi, ale w wątku nowożytniego craftu to nasi południowi sąsiedzi poczynili pierwsze kroki na długo przed nami, a ściślej mówiąc Pintą. W browarze Kocour już w roku 2008 powstawały piwa w stylach saison, IPA, czy też stout, zaś w 2009 roku na rynku zadebiutował ikoniczny Kocour IPA Samurai. Kilka lat później doszło do rozłamu, główny piwowar Kocoura otworzył swój własny browar Nomad, Kocour wypadł z łask z uwagi na słabą jakość piw, Nomad niestety dołączył do grona nieco zapomnianych marek kilka lat później, zaś browary z chronologicznie drugiego rzutu czeskich craftowców, pokroju Antoša bądź Clocka, nie zrobiły już takiego wrażenia, zaś obecnie egzystują nieco w cieniu młodziutkich marek podbijających podniebienia craftożłopów, pokroju Zichovca czy Wild Creatures. Jedna „stara” marka jednak przetrwała ponad dekadę istnienia bez znaczących spadków jakościowych. Mowa o Matušce.

Browar został założony w kwietniu 2009 roku przez Adama Matuškę i jego syna Adama (oprócz nich na początku trzecią osobą zatrudnioną w browarze była babcia Adama). Już rok później na rynek wypuszczono Raptor IPA, który stał się jedną z ikon czeskiego craftu, zaś z czasem rozbudowano możliwości produkcyjne i podniesiono roczny urobek z 500hl do 5000hl. W przeciwieństwie do wielu niegdysiejszych gwiazd czeskiego craftu Matuška jest nadal popularna, a i uważam, że jeden z ich klasyków, czyli Matuška Apollo Galaxy, to jedno z piw, które można z kranu brać ciemno – piłem wiele razy przy wielu okazjach w ciągu siedmiu lat i nigdy nie byłem nim rozczarowany. Tym, co odróżnia Matuškę od (po)nowoczesnych craftowców, jest brak piw typu pastry, ale i DDH hazy new england w ofercie. Ipki są klarownymi klasykami, klasyka jest taka, jaka być powinna. 

W celu rozruszania okrzepłego wizerunku marki niedawno upichcono piwo, które uznano za odrębny styl, który od miejsca uznano za nowy styl piwny i nazwano „new Broumy”, od nazwy miejscowości, w której stoi browar. Biorąc pod uwagę, że piwo jest mocno chmielonym górniakiem, który odróżnia od ipek w zasadzie tylko umiarkowany dodatek słodu zakwaszającego oraz skórki pomarańczy, twierdzenia o wynalezieniu nowego stylu można uznać za nieco buńczuczne, co zresztą doprowadziło do publicznego konfliktu z Zichovcem na tym tle (craftowcy z Louny nazwali swoją adaptację stylu „new Louny”) – fakt jednak faktem, że Matuška to browar bardzo zasłużony, a zarazem trzymający poziom, browar, do którego zawsze chętnie wracam. Jako że w tym roku stuknęło im 11 lat istnienia, poczułem chęć przetestowania aktualnej oferty browaru. A cóż się lepiej nadaje na celebrację jedenastolecia browaru od prezentacji dziesiątki piw z tej stajni?

Na początek klasyka. Desitka (ekstr. 10%, alk. 4,2%) to chleb i żatecki chmiel w niemalże czystej postaci. Delikatna siarka jest w pilsach czymś dobrym, subtelne masełko już niekoniecznie moim zdaniem, nawet jeśli mówimy o pilsie z Czech. Goryczka jest, słodyczy nie ma prawie wcale, zaś ogólne wrażenie jest bardzo umiarkowanie pozytywne. Charakter goryczki jest trochę ściągający, piwo nie jest na tyle wyraziste, jak tego oczekuję od najlepszych desitek, finisz jest wręcz wodnisty, siarka jednak ciut trąci kiblem, no i delikatny, ale jednak obecny diacetyl dodatkowo psuje odbiór. Pijalne piwo na co dzień, ale to za mało. (5,5/10)

Zdecydowanie lepiej wyszło polotmave Broumy (ekstr. 12%, alk. 4,8%). W aromacie daje dokładnie to, czego człowiek oczekuje po czeskim półciemnym. Melanż tostów, orzechów i suszonych owoców, uzdatniony dobrze wyczuwalną dawką chmielu żateckiego. W smaku zdecydowanie słodowe, robi wrażenie mniej złożonego niż w zapachu, z kolei żeby mogło nawiązać do najlepszych polotmavych brakuje tutaj mocniej podkreślonej goryczki. Niezłe, ot tyle. Wciąż za mało. (6/10)

New Broumy (ekstr. 15%, alk. 6,3%) to deklaratywnie piwo w stylu „new Broumy”. Czyli górnofermentacyjny wywar z nowofalowymi chmielami, słodem zakwaszającym oraz skórką pomarańczy. Browar wśród składnikowych odstępstw od normy podaje jeszcze słód pszeniczny oraz płatki owsiane, no ale szanujmy się. Czy to wystarczy do ogłoszenia powstania nowego stylu? Nie wydaje mi się. Pachnie jak skrzyżowanie morelowo-brzoskwiniowych danonków, gumy balonowej, jabłka, cytrusów oraz skórki pomarańczy. Słodu zakwaszającego dodano tutaj raczej pro forma, piwo jest całkiem smaczną, średnio gorzką, lekko podrasowaną ipką z bukietem pokrewnym niektórym nju inglandom. Skojarzenie z witbierem, które miało powstać w trakcie picia, nie powstało. Smaczne piwo, ale to wciąż za mało. (6,5/10)

Degustacyjnym przełomem w obrębie tego zestawu okazał się dopiero Golden Weizenbock (alk. 7%), i to mimo że wiele lat temu to właśnie Weizenbock warzony jeszcze według starej receptury był tym piwem z matuškowej stajni, które zrobiło na mnie najmniejsze wrażenie. Tutaj mamy moc korzeni z głównym ciężarem położonym na goździk i gałkę muszkatołową, słodycz weizenbocka, brak ciemnych nut słodowych, przyjemnego cytrusa, który umiejętnie łamie wspomnianą słodycz, trochę bananów i wysoką pijalność. Moje ulubione weizenbocki są właśnie jasne – w idealnym przypadku pożywne i cieliste, a zarazem rześkie i pijalne. I ten tutaj właśnie takim jest. Klasa. (7,5/10)

Opus Magnum rodziny Matuška – poza Raptorem i Cerną Raketą – to jednak chyba na chwilę obecną imperialna IPA o nazwie Hellcat (alk. 8,4%), która jest obecna na rynku już dobrych parę lat. Klasyczna imperialna IPA. Tak więc dominantą aromatyczno-smakową jest tutaj soczyste mango o proweniencji sosnowo-żywicznej, wspomagane przez mandarynkę oraz stosunkowo często spotykaną w czeskich nowofalowych piwach różę. Piwo jest słodkawe, ale i gorzkie, rozgrzewające, intensywne. Z mięciutką fakturą, ale dosadne w smaku. Tak jak drzewiej to bywało. Super. (8/10)

Bardzo fajną pozycją jest też Matuška Winter Ale (alk. 6,6%). To ipka starego wschodnioamerykańskiego stylu, którą za pierwszym razem obaliłem prosto z gwinta z wielkiej flachy, zaraz po pogłębionej degustacji w multitapie God Times w słowackim Popradzie. Teraz miałem sposobność zapoznać się z tym piwem na spokojnie. Nuty korzennej herbaty, czerwonych bardziej niż żółtych owoców, pomarańczowej marmolady – te klimaty unoszą się na podbitej pod względem ciała bazie słodowej, kulminując w przyjemnie gorzkim finiszu. Piwo jest przyjemnie zbalansowane, miękkie i oldskulowe. Świetna rzecz. (7,5/10)

Jedziemy dalej nowofalowym oldskulem. APA Eldorado (alk. 5,5%) woni sokiem multiwitaminowym z prominentną rolą mango, jest rześka, lekko słodkawa i wyraźnie gorzka, odróżniając się w tym ostatnim punkcie od popularnej konkurencji. Prosta i efektowna. I tyle, bo na temat tego znikającego w okamgnieniu ze szkła piwa nie trzeba się wcale rozpisywać. Starczy pić. (7/10)

Polecić należy także Robust Stouta (alk. 7%). Kombinacja prażonego dmuchanego ryżu, gorzkiej czekolady i delikatnej ziemistości prezentuje się bardzo przyjemnie. Średnio pełne ciało, umiarkowana słodycz i półwytrawny finisz czynią to piw foreign stoutem w wersji light, co jednak dodatnio wpływa na jego pijalność. Przy mocno umiarkowanej paloności ogólne wrażenie wprawdzie chyli się i tak ku porterowi, ale jako że byłby to bardzo smaczny, lekko kremowy porter, to i nie ma się czego czepiać. (7/10)

Uśmiech na twarzy zagościł u mnie po przelaniu do szkła Tmavego (alk. 5,8%). Różne są w Czechach podejścia do tmavego, to od Matuški ma w sobie coś ze schwarzbiera. Fajna, karmelowa, chlebowo-rodzynkowa słodowość w połączeniu z nutkami czekolady oraz chmielu, no i stosunkowo podkreśloną goryczką, podnoszącą dodatkowo i tak już wysoką pijalność tego tylko marginalnie słodkawego wywaru. Świetne! (7,5/10)

Ostatnim piwem przywiezionym osobiście z Czech, po które sięgnąłem, było Tropical Rocket (alk. 7%). Tropikalna Rakieta to przede wszystkim mango, ale i trochę żywicy oraz cytrusów. To umiarkowana słodycz resztkowa oraz klasycznie podkreślona, mocna goryczka. Tropical Rocket to oldskul w obrębie nowej fali. Aromatyczny, o wysokiej pijalności. Bardzo dobry, zdecydowanie godny polecenia. (7/10)

Z satysfakcją odnotowuję, że Matuška to wciąż, niezmiennie jakościowa przystań na craftowym krajobrazie Czech. Pojedyncze niewypały każdemu się zdarzają, natomiast średnia jakościowa taka, jaką pamiętam, kiedy jeszcze kupowałem wielkie butle 7-9 lat temu w krakowskiej Marii, została zachowana. Pozostaje mi więc tylko życzyć kolejnych jedenastu lat warzenia na takim poziomie.

recenzje 4464075129855911733

Prześlij komentarz

  1. O panie.. przez takie recenzje chce mi sie do Czech jechac.

    Gdzie kupione butle i po ile mniejwiecej ?

    Ja tam lubie Kocoura mimo wszystko z tej "starej gwardii"- maja kilka piw ktore mi bardzo smakują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Pragi przywiozłem, stacjonarnie zakupione w Beershop.cz. Cenowo mniej więcej 70-80 koron za małe butelki i bodajże 110-150 koron za duże. Pamiętam, jak kiedyś kupowałem w Polsce już z narzutą importera duże butelki po 15,50zł, no ale to były inne czasy.

      Kocoura pałęta mi się jeszcze w lodówce K31 w wersji leżakowanej w beczkach po JD. Ciekaw jestem tego. Generalnie sentyment u mnie pozostał, IPA Samurai to była chyba pierwsza american IPA, jaką piłem, na rok przed Atakiem Chmielu. Ale wizyta w browarze bodajże pięć lat temu pod względem piwnym była dla mnie rozczarowująca.

      Usuń
    2. Dlaczego rozczarowująca?

      Ja tam bylem kilka razy- nielicząc kilku piwnych wynalazkow to wszystko bylo ok.

      Usuń
    3. Nie była to jakość, którą kojarzyłem z lat 2010 - 2012. Honza już wtedy u nich nie warzył, piwa były częściowo wadliwe. Przyznam jednak, że od tego czasu w sumie nie miałem okazji kosztować ich piw, więc może następca Honzy się w międzyczasie wyrobił.

      Usuń
    4. Matuska jest niezniszczalna. Pierwszy raz trafiłem ładne parę lat temu, u Karolów w Czeskiej Baszcie, szło jako exclusive, tylko w butelkach, chyba 0,7 lub 0,9, za jakąś większą kasę, chociaż nic tam nie było nigdy tanio. Ujęło mnie na długo. Kocoura, i to właśnie samurai'a, trafiłem pierwszy raz ok. 10 lat temu, w "Pod mosteczkiem". Wielkie zaskoczenie, zdziwienie, kilka ponownych prób i tak zostałem fanem, pewnie do końca życia. Parę lat temu byłem na ich 10 rocznicy i było wszystko jak należy. Najbardziej lubię normalnego Lagera 12, ale niepijąca, zasadniczo, żona zagustowała w wiśniowym, chyba porterze. Nie toleruję takich rzeczy i takie numery uważam jako grzech śmiertelny, ale w tym przypadku, było to jak najbardziej do przyjęcia.
      Bardzo ciekawa recenzja, jak i cały blog. Pozdrawiam.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)