Loading...

English Breakfast vol. 1 – Fourpure

Beer Geek Madness już za dwa tygodnie, a że mi się nazbierało sporo testów angielskiego, nowofalowego craftu, to stwierdziłem, że w ramach rozgrzewki do festiwalu będę wrzucał na blog krótkie wycinki z twórczości chyba najbardziej obecnie żywotnej i renomowanej sceny craftowej w Europie. Żeby ubiec ewentualnym domniemaniom – nie jest to w żaden sposób uzgodnione czy robione w jakimkolwiek porozumieniu z organizatorem BGM. Po prostu czasowo się to na siebie nałożyło, więc stwierdziłem, że oto mam okazję, żeby trochę przewietrzyć szafę. Cykl nie będzie miał bezpośredniego przełożenia na BGM – większość browarów, które przewiną się przez te łamy nie będzie uczestniczyło w festiwalu, choć część będzie. Będzie to za to cykl bardzo intensywny – od dzisiaj w każdy dzień roboczy na blogu będzie lądował jeden wpis, aż do piątku poprzedzającego BGM. Taki przynajmniej jest plan. A zaczynamy od browaru Fourpure.

Przyznaję się bez bicia – początkowo nie rozumiałem zachwytu nad londyńskim Fourpure. Owszem, craft w puszkach to sympatyczna sprawa, a i zawartość była całkiem niezła, ale nic ponadto. "Niezłe" to nie jest poziom, którego człowiek wymaga od importowanego craftu zagranicznego, z zasady droższego niż krajowy. Fajnie jednak było obserwować, jak na przestrzeni ostatnich kilku lat Fourpure miarowo zwiększał jakość swoich wyrobów. Kulminacja nastąpiła w ubiegłym roku, a dla mnie osobiście, na afterze w Browariacie po Śląskim Festiwalu Piwa. Wszystkie trzy sezonowe Fourpury, które wypiłem tego wieczoru, były wyśmienite, toteż zakupiłem kilka dodatkowych puszek do kolekcji, dzięki którym mogę podsumować obecną formę browaru.

Po pierwsze, Lotus Peak, czyli Lychee & Vanilla Sour (alk. 4,2%). Wyobraźcie sobie owoce liczi zatopione w waniliowym serku homogenizowanym. Z delikatną domieszką kwaśnego mleka, które uwypukla średnio mocną kwaśność piwa. Delikatne różane nuty wydaję się być efektem synergii składowych. Świetna, rześka pozycja. (7,5/10)

Po drugie, Spice Route, czyli Chai Milkshake Pale Ale (alk. 5,6%). Nie przepadam za piwami z przyprawami (tutaj wylądowały cynamon, imbir, koper, anyż, kardamon, goździki, gałka muszkatołowa oraz wanilia), natomiast milkszejkom z zasady mówię stanowcze 'nie'. Z tą stanowczością trochę w feralny weekend poluzowałem. I całe szczęście, bowiem Fourpure wykorzystał specyfikę milkszejków w celu stworzenia czegoś zupełnie innego. W aromacie prym wiedzie imbir, kardamonowy piernik, jest też trochę gałki i cynamonu – fajnie, że ten ostatni nie dominuje. W smaku jest nadal przyprawowo, jednak dzięki gładkości laktozy absolutnie nie pikantnie. Słodycz wanilii podkreśla gładką fakturę piwa, a ja jestem pod wrażeniem, że zespalając dwa przeciwieństwa stworzono takie cudo. (8/10)

Przechodzimy do limitowanych puszek.

Homage (alk. 5,5%) to saison uwarzony wespół z De La Senne, jednym z ciekawszych belgijskich browarów, nachmielony na zimno Hallertau Blanc. Białogronowe nuty tego ostatniego są tutaj ewidentne, tworząc wraz z 'belgijskimi', pikantnymi fenolami niezwykle zgrany duet. Nuty świeżego ananasa dodatkowo podkreślają soczystość tego zbalansowanego, szytego na miarę piwa. Super! (8/10)

Jak zrobić piwo w pseudostylu session pale ale (przecież pale ale z zasady powinien być sesyjny) tak, żeby człowiek nie żałował wydania 25 złociszy na półlitrową puszkę? Pomysł Fourpure oraz australijskiego Two Birds Brewing ma nazwę Nugget (ekstr. 10,5%, alk. 4,2%). Sporo australijskich chmieli przekłada się na nuty melona, wyraźny akcent koci, grejpfrut, limonkę, karambolę oraz naftę. Na papierze, a raczej na monitorze nie wygląda to zapewne najlepiej, ale zaskakująco dobrze smakuje. Goryczka jest umiarkowana, piwo jest lekkie, ale dość aromatyczne, no i faktycznie sesyjne – świetnie wchodzi. Bardzo słoneczne piwo. (7/10)

Efekt Bounty w imperialnym stoucie Nightfall (ekstr. 22,7%, alk. 9%) jest jeszcze bardziej wyraźny niż w Buzdyganie Rozkoszy, a to już coś znaczy. Pełno czekolady oraz kokosu, wyjątkowo dobrze zintegrowanego swoją drogą. Jest słodycz acz nieprzesadzona, jest też umiarkowana, gorzko-kwaskowa, palona kontra. Ciała mogłoby być więcej, za to czekolady i kokosu jest w sam raz. Piwo nie jest przesłodzone, no ale tego ciała… a tak, przecież już o tym wspomniałem. Bardzo dobre piwo, ale ciała… dobra, już przestaję. Piwo smakuje z czasem coraz lepiej i faktycznie taki słoneczny profil dla RISa jest trafnym wyborem, jeśli piwo robi się wespół z brazylijskim browarem – tutaj Sunset Brew. (7/10)

Nor Cal (ekstr. 13,5%, alk. 6,5%) to niby west coast IPA, jak widać po parametrach faktycznie zacierana na wytrawnie, a jednak nie jest to przesadnie gorzkie piwo. I dobrze, bo udało się zachować balans, zresztą poza balansem zachowało się wbrew pozorom i trochę słodyczy resztkowej. Poza tym jest to klasyczna bomba chmielowa, z ananasem i mango z jednej strony, a kiwi i karambolą z drugiej. Dzięki wspomnianemu balansowi świetnie się to pije, a miękkość faktury tylko przyspiesza znikanie piwa ze szkła. Ze wszech miar godne polecenia. (7,5/10)

Coastline (ekstr. 14,7%, alk. 6%), wspólne dzieło Fourpure oraz Devils Peak z RPA, to ‘gooseberry and vanilla dry hopped sour’. Atakuje nozdrza soczystym agrestem oraz jałowcowo-iglakową halabardą, a z kolei w tle agresywność tych dwóch elementów jest zmiękczana przez dodaną z wyczuciem wanilię. Kwaśność jest znaczna, idę o zakład, że bez laktozy byłaby wręcz nieznośna, ale w takiej konstelacji jest balans. Brakuje mi jednak większego zintegrowania – mam wrażenie, że kwaśność i słodycz idą tutaj obok siebie, równoważąc się na pewien sposób, jednak nie przenikając się. Niemniej jednak jest to rześkie piwo, dzięki chmieleniu na zimno również soczyste, kwaśne, wręcz marakujowe – kwas i chmiele się bowiem w odróżnieniu od kwasu i słodyczy dobrze przeniknęły. I jeszcze ciekawostka – mleczny posmak idzie tutaj w kierunku mleczka kokosowego. Fajne piwo. (6,5/10)

Temple (ekstr. 9,5%, alk. 4%) to gose z dodatkiem soli morskiej, skórki satsumy, skórki pomarańczy, płatków ryżowych oraz kombu. W tym momencie wypadałoby skłamać, że wiem doskonale, jak smakuje kombu, a satsumą to się zajadałem w wieku przedszkolnym, no ale nie będę się wygłupiał. Zapach piwa jest mineralny, cytrusowy, skórkowy, faktycznie trochę morski. Tyle że wyobraźcie sobie połączenie zapachu morza z zapachem kiosku ze świeżymi (nie mokrymi) gazetami. Tak to mniej więcej sumarycznie wyszło. Piwo jest aromatyczne, wyraźnie kwaśne, rześkie, delikatnie słonawe. Posmak jest dodatkowo trochę 'jedzeniowy', czyli mamy umami jak w mordę strzelił. Ciekawa rzecz. (6,5/10)

Deucebox (alk. 8,3%) nie bez kozery nawiązuje to Juiceboxa, sztandarowej ajpy browaru. W uproszczeniu jest bowiem Deucebox bardziej skondensowaną, zagęszczoną wersją Juiceboxa. Nie jest to wytrawna imperial IPA. Słodycz jest wyraźna, a goryczka nieprzesadnie mocna, choć w moim odczuciu osiągnięto dobrą równowagę między jedną a drugą. Poza tym piwo jest gęste, wręcz nieco oleiste od chmieli. Cytrusy, ananas, przejrzałe tropiki – jest dobrze, nawet bardzo. Pod warunkiem, że się człowiek nie nastawi na coś ewidentnie wytrawnego. (7/10)

Port Of Call (alk. 4,5%) z kolei moim zdaniem jest piwem przekombinowanym. Pomysł niezły – APA z dodatkiem liczi oraz herbaty earl grey. Koniec końców jestw piwie faktycznie trochę liczi, jest sporo różanych motywów, jest bergamotka oraz akcenty liściaste, jak i delikatny odchmielowy melon. Pije się to jednak gorzej niż się czyta. Jako całość piwo jest moim zdaniem zbyt kwiatkowe i zdominowane przez mdły rodzaj owocowości. Takie sobie. (5/10)

Takie sobie z pewnością nie jest imperialna IPA Castaway Mai Tai (alk. 8%). Wyobraźcie sobie pomarańcze i limonki zmiksowane razem ze skórką, trochę mango i innych żółtych owoców, no i lekką, nieprzesadzoną słodycz. Piwo jest tak owocowe, wręcz miąższowe, że pije je się w zasadzie niczym sok, szczególnie że procenty zdołano ukryć w pełni, a goryczka dodatkowo ożywia piwo. Świetne, efektowne piwo. (7,5/10)

Wnioskuję po rozwoju wydarzeń, że Fourpure potrzebował trochę czasu na rozbieg, ale i wykorzystał ten czas bardzo owocnie. Obecnie jest to jeden z bardziej klasowych angielskich browarów i większość piw, które mi się napatoczą, moge bez dwóch zdań polecić. Wprawdzie od ubiegłego roku należy do japońskiego Kirin, no ale jeśli smak piwa jest ważniejszy od struktury własnościowej, to jest to odpowiedni adres.

angielski craft 2730087149777611182

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)