Loading...

Return To Øl

Raz na jakiś czas człowiek chciałby się wyzbyć niepewności towarzyszącej każdej degustacji niepróbowanego wcześniej piwa. Chciałby mieć pewność że będzie mógł je pochwalić. Szkopuł w tym, że mało jest browarów pewnych, takich co do których szansa wtopy jest niska. Jednym z tych browarów jest duński kontraktowiec To Øl, którego średnia ocen u mnie plasuje go w ścisłej czołówce. Zakupiłem osiem piw o średnio niższym woltażu niż za pierwszej masowej degustacji, żeby sprawdzić czy Tobias Jensen i na mniejszym gazie potrafi trzymać poziom.

Jeśli klasę browaru poznaje się po piwach lekkich, którymi siłą rzeczy trudniej jest zrobić wrażenie, to To Øl wypada umiarkowanie nieźle. Sundancer (alk. 2,7%) to zwiewnie lekki, szczodrze chmielony jasny ejl, w którym nuty grejpfruta, kwiatu bzu i liczi kulminują w wyrazistej goryczce. Słodycz resztkowa nie jest odczuwalna, a piwo orzeźwia, natomiast jest jednak wodniste, a w dodatku lekko przegazowane. Do podobnego woltażowo Table Beera z Kernela nie ma startu. (6/10)

Cloud 9 Wit (alk. 4,6%), warzony z dodatkiem mango, poza rzeczonym mango w aromacie ma jeszcze pomarańczę oraz białe grono. Owoce gremialnie trzymają się jednak w tle, piwo jest bowiem niespodziewanie pikantne. I to jest wbrew pozorom dobra rzecz, bo ostrawe fenolowe nutki dobrze balansują wraz z podkręconą goryczką jego owocową słodycz. No i świetnie się łączą z mango. W dodatku jest to jeden z tych witów, w których wpływ płatków owsianych jest odczuwalny, a ich aksamit nie niweluje rześkości piwa. Świetny wit. (7,5/10)

W cream ale’u Primals Cream (alk. 6%) silny, wręcz esencjonalny grejpfrut flankowany niepozornie przez kwiaty i sosnę przechodzi via nuty pikantne w odchmielową kociourynową czarną porzeczkę, która jednak zaskakująco pasuje do czystego, jasnosłodowego profilu tego piwa. Podobnie jak cream ale od Mikkellera, tak i ten stara się być wierny nazwie stylu miast jego wyznacznikom i jest kremowy. Nie tak bardzo jak ten od Mikkellera wszak – jest to piwo ciut gorsze, czyli świetne. (7,5/10)

First Frontier (alk. 7,7%) to AIPA zdominowana przez połączenie mandarynki z ananasem. Bardzo przyjemne połączenie, w którym cytrus gra pierwsze skrzypce. Miękkość i kremowość w ustach jest zmywana mocną, choć po prawdzie też raczej miękką goryczkę. Słodycz resztkowa i ciało na sporym poziomie, szczególnie to ostatnie wespół z kremową fakturą robi świetne wrażenie. Rewelacyjna IPA. (8/10)

Chokodron (alk. 6,5%), ‘belgian chocolate ale’, pachnie jak filiżanka gorzkiej czekolady w płynie zagryziona kawałkiem tabliczki gorzkiej czekolady w formie stałej. Przebija przez tę czekoladę popiołowa paloność, ale to czekolada tutaj rządzi. W smaku na odwrót – pierwszy akord to popiół i dopiero w posmaku robi się czekoladowo. Przy tym piwo jest z gatunku wytrawnych, nie ma specjalnie ciała, co jednak trochę rozczarowuje. Ponownie jednak słodowość jest bardzo miękka, a kremowość tekstury dodatkowo niweluje brak porządnego ciała. Bardzo dobre. (7/10)

By Udder Means (alk. 7%) to milk stout dla ludzi nie trawiących milk stoutów. Serio. No bo niby jest tutaj laktozowa gładkość zmywająca palony kwasek, ale ona znowuż jest katapultowana w niebyt przez niespodziewanie mocną, niespodziewanie paloną goryczkę, pozostawiającą posmak totalnie zwęglonej pajdy chleba. I to na długo. Piwo ma bardzo fajny aromat, na który składa się sporo czekolady, nieco mniej kawy, przyjemna paloność chlebowa oraz wtręty mineralne. Mocno wyrazisty smak jest jednak po przełknięciu zbyt zalegający jak na mój gust. Podjęto chyba próbę stworzenia ekstremalnego milk stouta. I faktycznie jest to chyba najbardziej palony i najbardziej gorzki milk stout z jakim miałem przyjemność. (6/10)

Dangerously Close To Stupid (alk. 9,3%) jest ponoć napakowane do imentu chmielem. No i faktycznie – mango, melon miodowy, pomarańcza czy pomelo – nachmielenie jest intensywne, choć baza słodowa jednak potrafi prześwitywać tu czy ówdzie. Smak jest chmielowo-soczysty, i choć nie charakteryzuje się oleistością, to jednak jest miękki. Piwo jest wyraźnie słodkie, ale goryczkowa kontra daje temu odpór. Bardzo dobre piwo. Byłoby jeszcze lepsze gdyby jego niebagatelna moc nie była w smaku aż tak oczywista. Nie żeby piwo było cierpkie czy też w inny sposób ordynarnie alkoholowe, jednak ma się cały czas sensoryczną świadomość obcowania z czymś o nielichej sile argumentów. (7/10)

Kwaśna imperialna IPA chmielona Nelson Sauvin? Brzmi ciekawie, choć Nelson Survin (alk. 9%) właśnie jest bardziej ciekawy niż naprawdę dobry. Zgodnie z nazwą piwo jest napakowane do granic Nelsonem. Białe grono i agrest na przedzie, w tle lekka limonka przechodząca już w aromacie w lekki kwasek, z którego to z kolei wyłania się subtelne jabłko. W smaku dodatkowo trochę marakui, więc na brak złożoności nie ma co narzekać. Słodycz bazowego piwa jest kontrowana wpierw kwaskiem, który w finiszu ulega jednak goryczce. Ten moment przejściowy moim zdaniem nie jest do końca udany, podobnie ciała jest w tym piwie jak na jasny kwas jednak trochę za dużo. Jest więc ciekawe, niezłe, ale nie powtórzyłbym go. (6/10)

Czy To Øl potwierdził swoją klasę? Potwierdził, szczególnie zważywszy na fakt, że większość piw reprezentowała niższy kaliber niż na pierwszej degustacji. I kilka z nich jest wartych swojej niemałej przecież ceny, przede wszystkim First Frontier, ale również Cloud 9 Wit oraz Primals Cream. No i na rzeczywiście nieudane piwo Tobiasa będę musiał jeszcze trochę poczekać.

recenzje 3532773266690871573

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)