Loading...

Angielskie browary nowofalowe – Thornbridge cz.1

Woda stanowi około 95% zawartości piwa, jednak mało jaki browar tyle jej poświęca uwagi co angielski Thornbridge. Woda która jest dostępna w rejonie browaru jest bardzo miękka, za sprawą czego w Thornbridge się ją często wzbogaca różnymi mieszankami minerałów w zależności od warzonego akurat stylu, żeby w ten sposób np. emulować wodę londyńską jeśli akurat warzony jest porter, dublińską jeśli dry stout czy też burtońską jeśli ma to być pale ale.

Thornbridge to w zasadzie dwa browary, firma stoi okrakiem nad przepaścią ziejącą między tradycją a nowoczesnością i jej się to wspaniale udaje. Thornbridge Hall to wiekowa posiadłość w angielskim hrabstwie Derbyshire. Od 2002 roku jest w posiadaniu małżeństwa Harrison, którzy w 2005 roku otwarli na jej terenie mały browar, po wykupieniu od browaru Marston Moor warzelni o wybiciu 16hl. Do dzisiaj jest czynny jako miejsce uskuteczniania piwnych eksperymentów recepturalnych, tworzenia nowych piw oraz leżakowania w beczkach. W 2009 roku wybudowano również nowoczesny browar w Bakewell (wybicie 50hl), w którym produkuje się piwa w większych warkach, z użyciem bardziej technologicznie zaawansowanego sprzętu. Thornbridge jest znany za sprawą swoich piw które sumarycznie mają na swoim koncie sto parędziesiąt medali zdobytych w różnych konkursach piwnych. Ciekawostką jest, że to w Thornbridge swoją karierę jako piwowar rozpoczął Martin Dickie zanim w 2007 roku opuścił firmę żeby założyć BrewDoga. Obecnie wśród piwowarów Thornbridge jest jeden Włoch, jeden Nowozelandczyk oraz jeden były kucharz. Plus paru szeregowych Angoli oczywiście. Ponadto na większości etykiet ich piw widnieje Flora, bogini kwiatów, w wersji uwiecznionej w kamieniu, zdobiącej włoski ogród posiadłości Thornbridge Hall.

Thornbridge Kipling (alk. 5,2%) to ‘south Pacific pale ale’. Niby racja, skoro piwo jest chmielone nowozelandzkim szczepem Nelson Sauvin, to czemu ma to być american pale ale? Nazwane wydaje się być nazwiskiem Stuarta Kiplinga, słynnego pisarza angielskiego (m.in. Księga Dżungli), choć najbliżej południowego Pacyfiku był podczas swoich podróży do Indii z jednej strony, a północno-zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych z drugiej.

Kipling udowodnił mi, że piwo chmielone nowofalowym szczepem nadal potrafi mnie zaskoczyć. Zazwyczaj moje skojarzenia oscylują wokół dojrzałych, słodkich owoców tropikalnych, cytrusów oraz kwiatów. Zapach typowego AIPA czy APA jest słodkawy, miękki. Tutaj na odwrót, woń jest rześka a zarazem ostrawa. Kojarzy się z trawą i limonką, trawą cytrynową (no któż by pomyślał...) oraz kiwi, co ładnie uzasadnia odniesienie do południowego Pacyfiku na etykiecie.

Piwo jest wytrawne, rześkie, aromatyczne. Owocowe w smaku tak samo jak w zapachu, chmielowe, z mocną, acz nie przeholowaną goryczką. Słód, i to w ograniczonych ilościach, staje się odczuwalny w zasadzie dopiero w posmaku, który to oczywiście wciąż jest zdominowany przez chmiel. Bardzo fajne piwko. (Ocena: 7,5/10)

Thornbridge Jaipur (alk. 5,9%) to india pale ale, w przeciwieństwie do Kiplinga chmielony nie po nowozelandzku lecz amerykańsku. Jaipur jest stolicą położonego w północno-zachodnich Indiach Radżastanu, stąd nadanie takiej nazwy piwu tego gatunku wydaje się być logiczne. Co ciekawe, jakiś czas temu browar wypuścił również wersję chmieloną szczepami angielskimi – wówczas nazwa miała jeszcze więcej sensu niż teraz.

Zapachem piwo wstrzeliło się dokładnie w moje oczekiwania na ten wieczór. Mocny aromat sosnowo-żywiczny zestawiony z równie mocnymi nutami skórki od pomarańczy oraz grejpfruta nieznacznie polanego miodem. W ustach łagodny początek, wspomagany nieco jedwabistym nasyceniem, jest puentowany mocną goryczką, natomiast po przełknięciu można się jeszcze cieszyć aromatami skórkowymi oraz zielonymi, leśnymi. Tym piwem rządzi chmiel, jednak ma czym rządzić – słodową podbudową mianowicie. Wszystko jest na swoim miejscu – approved! (Ocena: 7,5/10)

Jedziemy dalej skojarzeniami podyktowanymi nazwą piwa – Thornbridge Saint Petersburg nie może być innym piwem jak (russian) imperial stoutem. Co prawda 7,4% alkoholu to raczej dolny zakres jeśli chodzi o ten gatunek, aczkolwiek zapowiedzi mocnych nut czekoladowych i delikatniejszych torfowych na kontretykiecie brzmią co najmniej atrakcyjnie.

Za wygląd pochwała – omal czarny, z puszystą, beżową pianą.

Zapach jest złożony z paru elementów, z których żaden nie dominuje w wyraźny sposób, choć najsilniej odczuwalna jest gorzka czekolada. Ciekawe są za to ulotne nutki torfowo-dymione, narzucające przypuszczenie że w zasypie piwa wylądowała być może kapka słodu whisky. Do tego wyczuwam garść słodkich, ciemnych owoców, nutki palone i w zasadzie tyle. Z jednej strony jest ciekawie, z drugiej ten imperial stout póki co nie imponuje ani głębią ani złożonością.

Smak winduje to piwo nieco w górę. Jest bardziej głęboki niż przypuszczałem po samym zapachu, wyraźnie pełny, nieco gęsty (choć na poziomie niższym niż inne imperial stouty), czekoladowo-słodowy, z rozgrzewającym, mocno gorzkim, palonym, marginalnie ziemistym finiszem. Pełnia i gęstość robią swoje, choć nadal nie jest to poziom głębi której oczekuję w imperial stoucie. Całość wygładza nieco kremowe uczucie w ustach – rezultat odpowiednio drobnoperlistego nasycenia oraz podwyższonej gęstości. Bardzo fajne piwo, choć nie są to wyżyny gatunku. (Ocena: 7/10)

Thornbridge Raven (alk. 6,6%) – nazwa piwa wraz z etykietą na której figura Flory spoczywa na tle angielskiej zabytkowej posiadłości wywołuje u mnie skojarzenia z „Krukiem” E. A. Poe, amerykańskiego pisarza oraz szpiega. Toteż Raven z Thornbridge nie tylko ma ciemny (brązowy) kolor, ale jest piwem gatunku amerykańskiego, mianowicie black IPA. Nachmielone zostało szczepami Centennial (USA), Nelson Sauvin (Nowa Zelandia) oraz Sorachi Ace (Japonia). Jest to inne piwo niż dostępny od niedawna w Polsce Wild Raven, który zresztą zbiera niższe noty od Ravena.

Gruba warstwa piany unosi się dostojnie nad piwem, a tymczasem wyobraźmy sobie że po przeczytaniu rzeczonego poematu wychodzimy z naszej posiadłości w Nowej Anglii i spacerując po ogromnym ogrodzie wchodzimy w gąszcz sosen. W jedno drzewo ostatnio uderzył piorun, ale szczęściem nutki spalenizny są ledwo wyczuwalne. Siadamy przy stoliku na skraju gaju, a służący przynosi nam miskę pełną świeżych tropikalnych owoców, spośród których wybieramy wielkiego, soczystego ananasa, którego raz po raz zagryzamy niewielkimi kawałkami gorzkiej czekolady. Zamyślamy się i bezwiednie sięgamy po mandarynkę. Cóż, skoro już jest w dłoni to trzeba zjeść, ale tylko połowę, żeby nie zmąciła zbytnio smaku całości. Idziemy za ciosem i sięgamy po ćwiartkę pomarańczy, po której znowu przychodzi kolej na ananasa oraz czekoladę. Jakiś gryzoń ostatnio rozkopał nieco ziemi obok stolika. Trudno, w ograniczonym zakresie pozwalamy siłom natury oddziaływać na nasz wypielęgnowany ogród. Wdychamy iglakowo-żywiczne aromaty zagajnika obok nas i myślimy sobie, że życie bywa piękne, choć miejscami gorzkie, na tyle jednak żeby wyrwać nas z rutyny, ale zarazem nie wpędzić w marazm. I dalej wdychamy powietrze i jemy owoce, dając całości dłuższą chwilę na wybrzmienie. Tak, życie bywa piękne. (Ocena: 8/10)

recenzje 7255824164797424156

Prześlij komentarz

  1. opis Ravena miazdzy :) jakis hint gdzie go mozna dorwac? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Ja go kupiłem w krakowskiej Marii, niestety w innych sklepach specjalistycznych jak dotychczas widziałem jedynie wersję Wild Raven. Nie wiem czemu Piwiarnia Żywiecka zdecydowała się na sprowadzanie 'dzikiej' wersji, może naprawią ten błąd.

      Usuń
  2. Trochę Thornbridge'a było w Strefie Piwa w Krakowie (i w sklepie i w pubie) oraz w Omercie lany.

    OdpowiedzUsuń
  3. a czy we Wroclawiu mozna gdzies znalesc ich piwa?

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)