Bombardier Satanic Mills – Wells & Youngs – Anglia
Pora na odrobinę szataństwa. Angielskie piwa mają często dość wymyślne nazwy, nie inaczej rzecz przedstawia się w przypadku tego ciemnego ja...
https://thebeervault.blogspot.com/2010/08/charles-wells-bombardier-satanic-mills.html
Pora na odrobinę szataństwa. Angielskie piwa mają często dość wymyślne nazwy, nie inaczej rzecz przedstawia się w przypadku tego ciemnego jak smoła trunku. Bardzo ładna butelka, kapsel i etykietka Grenadiera z Szatańskich Młynów plus oczywiście odpowiednia cena dodają temu piwu aurę dystynkcji. Krzyż świętego Jerzego na etykiecie oraz deklaracja, że jest to „drink of England”, jak również informacja, że nazwa piwa wzięta jest z wiersza „Jerusalem” Williama Blake’a, uważanego przez piwowarów z Wells za „nieoficjalny hymn Anglii” mają unaocznić, że Bombardier Satanic Mills jest produktem angielskim do cna.
Jak już wspomniałem, kolor tego trunku to czerń absolutna, nie ma mowy o tym żeby się przez kufel przedostało choć trochę światła żeby dać grzesznikowi cień nadziei. Piana o ciemnym odcieniu, o mieszanej ziarnistości ale głównie drobnoziarnista, utrzymuje się przy życiu do końca wypicia szklanki, i to w formie warstwy półcentymetrowej. Zapach dość porterowy, natomiast w smaku mamy do czynienia z hybrydą. Obecność słodu czekoladowego sprawia że szatańskie piwo ma wiele wspólnego z porterem, ale nie tylko, co z ulgą odnotowałem jako przeciwnik porterów. Mianowicie Satanic Mills szczyci się również dość prominentną obecnością smaku kawy, co znowu nasuwa skojarzenia ze stoutem. Co prawda intensywność gorzkiej czekolady w przypadku tego piwa przeważa jednak nad smakiem kawy, ale przez ową hybrydę smakową piwo z piekła rodem może się okazać strawne zarówno dla wielbicieli porterów jak i stoutów. Jako że zaliczam się zdecydowanie do tych drugich, piwo okazało się dla mnie w rzeczy samej strawne ale nic ponadto. Mimo niskiego nasycenia dwutlenkiem węgla piwo jest zdecydowanie ciężkie w smaku, gęste, i w większych ilościach niż 0,25l na które sobie pozwoliłem mogłoby sprawiać kłopoty w wypiciu. Wbrew zapewnieniom na etykiecie, ja nie byłem w stanie wyczuć nutki smaku ostrężyn, ani na dobrą sprawę żadnych innych owoców, co mogłoby zapewnić przynajmniej pewną dozę orzeźwienia. Dla zwolenników porterów którzy chcą spróbować czegoś odstającego od porterowego mainstreamu jednak jest to pewnie piwo w sam raz.
Ocena: 3,5
Jak już wspomniałem, kolor tego trunku to czerń absolutna, nie ma mowy o tym żeby się przez kufel przedostało choć trochę światła żeby dać grzesznikowi cień nadziei. Piana o ciemnym odcieniu, o mieszanej ziarnistości ale głównie drobnoziarnista, utrzymuje się przy życiu do końca wypicia szklanki, i to w formie warstwy półcentymetrowej. Zapach dość porterowy, natomiast w smaku mamy do czynienia z hybrydą. Obecność słodu czekoladowego sprawia że szatańskie piwo ma wiele wspólnego z porterem, ale nie tylko, co z ulgą odnotowałem jako przeciwnik porterów. Mianowicie Satanic Mills szczyci się również dość prominentną obecnością smaku kawy, co znowu nasuwa skojarzenia ze stoutem. Co prawda intensywność gorzkiej czekolady w przypadku tego piwa przeważa jednak nad smakiem kawy, ale przez ową hybrydę smakową piwo z piekła rodem może się okazać strawne zarówno dla wielbicieli porterów jak i stoutów. Jako że zaliczam się zdecydowanie do tych drugich, piwo okazało się dla mnie w rzeczy samej strawne ale nic ponadto. Mimo niskiego nasycenia dwutlenkiem węgla piwo jest zdecydowanie ciężkie w smaku, gęste, i w większych ilościach niż 0,25l na które sobie pozwoliłem mogłoby sprawiać kłopoty w wypiciu. Wbrew zapewnieniom na etykiecie, ja nie byłem w stanie wyczuć nutki smaku ostrężyn, ani na dobrą sprawę żadnych innych owoców, co mogłoby zapewnić przynajmniej pewną dozę orzeźwienia. Dla zwolenników porterów którzy chcą spróbować czegoś odstającego od porterowego mainstreamu jednak jest to pewnie piwo w sam raz.
Ocena: 3,5