Loading...

Czech mate


Czeski craft już nie elektryzuje jak kiedyś, bo na własnym poletku mamy sporo dobrej klasy producentów, no a poza tym cenowo nigdy nie był specjalnie atrakcyjny, zaś ostatnimi czasy, wskutek inflacji oraz symultanicznie pogarszającego się kursu złotówki wobec korony, jego opłacalność dodatkowo spadła. Niemniej jednak uważam, że warto co jakiś czas sprawdzić, co się w obrębie nowej fali warzy nad Wełtawą. Ten wpis przeglądowy jest w zasadzie archiwalnej natury, bo zamieszczone w nim piwa były konsumowane na przestrzeni trzech lat. Przegląd jest skupiony w głównej mierze na Zichovcu, czyli głównej czeskiej marce craftowej, prowadzącej od dłuższego czasu wyglądającą niezbyt poważnie walkę reputacyjną z pionierem czeskiego craftu, Matuską. Tymczasem... 

Mazak

Svetly Vanocni Pils to czeska klasyka w dobrym wydaniu. Zboże, chleb, trochę ziołowego chmielu i balans zapewniający dobrą pijalność (6,5/10). Polotmavy Vanocni Special co prawda był trochę maślany, ale miks chlebu, ziół i orzechów załatwił i jemu pijalność na poziomie pilsa (6/10). Mazak Extra Horka to już poziom wyżej, z fajnie podkreśloną chmielową ziołowością, dominującą nad nutami chlebowymi, oraz akuratną, podkreśloną goryczką. Uniósł mi obydwie brwi (7/10).

Zichovec

Jako pierwszy wjechał Hody Hody Doprovody 13 (alk. 5,5%). Moja pierwsza myśl – już dawno takiej gorzkiej ipy nie piłem, jak ten pils. I o czym to świadczy? Trochę słodowości też jest, ale piwo jest tak dokumentnie przesycone żateckim i chmielem Harmonie, że w zasadzie jest to sok chmielowy. Ziołowy, z nutami siana i tytoniu, jak również delikatnym owocowym sznytem. Stereotypowo męskie piwo, które ma słodycz resztkową, ale ujawnia się ona dopiero po wypiciu półlitry, tak mocno jest zdominowana goryczą. Klasa. (7,5/10)

India pale lager to słuszna koncepcja, ale East Meets West 14 (alk. 6%) jednak wyszedł zbyt siarkowo, zdecydowanie bardziej niż te „niemalże zbyt świeże” ipki z Zichovca. Tak jak w rzeczonych ipkach tankowy piwniczny sznyt wychodzi im moim zdaniem na dobre, tak tutaj jest tego po prostu zbyt dużo. Co generalnie wizerunkowo niezbyt dobrze wyszło, jako że piwo jest efektem współpracy z gościem z White Labs, producenta drożdży. A tutaj fermentacyjnie wyszło nie do końca w punkt. Poza tym piwem rządzi chmiel, ale nie nadmiernie intensywny ani nie nadmiernie ciekawy. Kombinacja podsuszonej moreli, białego grona, nafty i kwiatu bzu, a w finiszu podkreślona goryczka. Nie jest to złe piwo, ale jednak rozczarowanie, biorąc pod uwagę producenta. (5,5/10)

Powrót na jakościowo wysokie tory nastąpił wraz z Baby Revolution (ekstr. 17%, alk. 7,5%). Black IPA o mocnej słodowej stronie, czekoladowej, nie stroniącej od paloności i przyjemnie wylepiającej usta, ale i black IPA silnie przeszyta chmielami – w aromacie bardziej żywicą, w smaku dodatkowo cytrusami. Posmak uzupełnia wrażenia o tchnienie róży oraz lodów borówkowych. Balans, pijalność, podkreślona goryczka – ciężko byłoby mi się do czegokolwiek przyczepić, świetne piwo. (7,5/10)

Wprawdzie zichovcowe pilsy smakują bliźniaczo podobnie do siebie (w obrębie danego ballingu), ale cóż z tego, skoro są takie dobre? Kiss Me Gently (ekstr. 13%, alk. 5,5%) to znana nuta – trochę chlebowych smaczków słodowych, konkretne żatcowe nachmielenie, lekka piwniczna nuta, ciut podkreślone ciało i silna goryczka, która nokautuje większość współczesnych ipek lewym sierpowym. I tak ma być. (7,5/10)

Double New Louny
(ekstr. 17%, alk. 6,5%) jest dość oczywistą kpiną z weterana Matuski i jego piwa New Broumy. Tamten to ejlik z nowofalowymi chmielami, słodem zakwaszającym oraz skórką pomarańczy, prezentowany jako nowy styl piwa i bodajże nawet marka zastrzeżona. Fakt, że wyszło nieco górnolotnie, żeby nie rzec pretensjonalnie, stąd Double New Louny nie jest reklamowany jako odrębny styl, jeno jako white IPA z dodatkiem skórki pomarańczy, wanilii i laktozy. Pszenica daje mu lekkość, utrudniającą domyślenie się ballingu, skórka pomarańczy tę perfumową cytrusowość, którą czasami można spotkać w białych ipkach, natomiast niestety dominująca w smaku, ale i aromacie kombinacja wanilii i laktozy tworzy efekt cukru pudru, którego w piwach nie lubię. Nie jest to na szczęście przesłodzony milkszejk, mam jednak wrażenie, że tym razem zbyt mocno myślano o memie, a za mało o piwie, wskutek czego treść tego ostatniego nie jest dopracowana. (5/10)

Padre Fucho
(ekstr. 10%, alk. 4,1%) nie bez kozery parametrami nawiązuje do czeskiej desitki, bo w odbiorze takową jest, acz z nowofalowym kantem. Zbożowy trunek oszczędnie doprawiony, czy wręcz przyprószony trawiasto-cytrusowym chmielowym wiązańcem, nie jest przesadnie gorzki. Nie jest też intensywny, wręcz powiedziałbym, że jest nieco wodnisty. Piwo do picia przy okazji, niezłe, ale gorsze od wielu desitek, w tym tej zichovcowej. No i droższe, co narzuca pytanie o sens jego istnienia. (6/10)

Podobnie jak pilsy, tak i zichovcowe soury są bezpiecznym wyborem. Sour Raspberry (ekstr. 12%, alk. 5,1%) to sok z malin prosto z ogrodu, podbita kwaśność, ulotne posmaczki słodowe i subtelne, jogurtowe zaokrąglenie całości lactobacillusem. Wsio szybko pijalne i bez zarzutów. Bdb. (7/10)

Cóż można było się spodziewać po piwie o nazwie Dip Me Into Citra (ekstr. 20%, alk. 9%) poza konkretnym zanurzeniem w Citrze, owocującym hedonistycznym uniesieniem obydwóch brwi w górę, aż nad czoło? No i w zakresie aromatu wszystko gra – cała plejada słodkich cytrusów pokroju pomarańczy i mandarynki, do tego guma juicy fruit, ananas, brzoskwinia i mango. Słodki tropikalny zapach. I słodki tropikalny smak. A miałem nadzieję, że gorzki... Słodycz jest w moim odczuciu przesadzona, przy niemalże braku jakiejkolwiek kontry goryczkowej. Nie jest to opus magnum Czechów. (6/10)

Wyraźnie lepiej wypadł Jesper (ekstr. 15%, alk. 6,5%), neipka na chmielu Galaxy. Aromat mocno gumobalonowy z nutami brzoskwini, ananasa, a nawet banana oraz dodatkiem nut jabłkowych, gruszkowych i melonowych. Bardzo owocowo, a zarazem mało ostro jak na piwo łypiące ku Antypodom. Cytrusowe podszycie jest na tyle nieznaczne, że wręcz pomijalne. Dość soczyste, lekko gorzkie, bardzo smaczne piwo. (7/10)

Prościutkim, leciutkim ejlikiem jest Zichovec Goose Ale (ekstr. 11%, alk. 4,5%). Zboże i krakersy, kwiatki i delikatny cytrusik, średnia goryczka. Lekko wodniste piwo, co może i nie powinno do końca dziwić przy takim ekstrakcie, jednak w porównaniu do zichovcovych pilsów ich lekkie ejliki przegrywają z kretesem. Średnie. (5/10)

Nie wiem, kiedy ostatnio miałem do czynienia z aż tak książkowo nelsonowym piwem, jak Zichovec NEIPA Nelson Sauvin Galaxy (ekstr. 17%, alk. 7%). To piwo tak bucha białym gronem, że pachnie szabrami, które uskuteczniałem w wieku 13 lat u sąsiada kuzyna, z którego ogrodu nocą wykradaliśmy kiście grona właśnie. Poza tym w piwie jest wyczuwalna limonka i agrest, więc koło nelsonowe się zamyka. Co ciekawe, nie wyczułem z kolei nut spalinowych. Mniej soczysty i bardziej wytrawny wyrób jak na neipowe standardy Zichovca. Bardzo dobre. (7/10)

We współpracy z polskim browarem wyklętym, czyli Rockmillem, powstała puszka Hoppy Antidote (ekstr. 17%, alk. 6,5%). Chmielowe antidotum jest szczególnie bogate w nuty ananasa i pomarańczy, do których w smaku dołącza równie silna marakuja. Piwo jest bardziej wytrawne, niż obecne trendy nakazują, ale to dobrze. Wprawdzie goryczka jest lekko cierpka, za sprawą czego nie jest to zichovcowe non plus ultra, ale jest to z całą pewnością bardzo smaczne piwo. (7/10)

Drugą polską kooperacją Zichovca jest Road Trip (ekstr. 17%, alk. 7%), uwarzony razem z Pintą. Zapowiada się fajnie, pachnie bowiem jak typowy owsiano-kremowy nju ingland z mocno uwypukloną pomarańczą od chmielenia. Jeśli jednak traktować Maltgardena jako punkt referencyjny w obszarze kremowości (bo może i niektóre ipki mają nieudane, ale potrafią warzyć najbardziej jedwabiste w odczuciu piwa w PL), to Road Trip jednak nie jest aż tak gładki. Jest z kolei słodki, zaś goryczka dochodzi do głosu dopiero po paru haustach. Byłoby nawet git, bo jakaś tam jest, tyle że niestety ma dość cierpki charakter. Reasumując, jest to niezłe piwo, ale od obydwóch browarów oczekuję więcej, a co dopiero od połączenia ich sił. (6/10)

Jak to głosi Kapitan Chmiel, „Z kruhu powstałeś, w kruh się obrócisz!” Zichovec Zkruhovec (alk. 6,5) to neipka dobrej klasy. Pomarańcza, mango, papaja i delikatna żywica grają dobrze ze sobą, soczystość jest umiarkowna, jak i goryczka, i piwo dobrze wchodzi. Do zichovcowej ekstraklasy brakuje mu jednak intensywności piw pokroju Nectar Of Happiness czy Juicy Lucy. Dobre. (6,5/10)

Nie udał się DDH Lager, jakiego Zichovec uskutecznił wespół z Falkonem. Homies (ekstr. 12%, alk. 5,1%) lekko kipi z puszki, czym myli zmysły – obecny koper od chmielu Sabro może być wzięty za jakiegoś ziemistego fenola. Poza tym piwo jest ziołowe, z ziołową, cierpkawą goryczką. Wyniuchałem delikatne akcenty cytrusowe i winogronowe w tle, ale ogółem intensywność piwa jest na poziomie średnio intensywnego hellesa. Średniak. (5/10)

Za to w punkt wyszedł kolejny pils z tej stajni, czyli Zichovec Fresh Saaz Special 12 (alk. 5,1%). Miał byc żatec, jest i żatec – piwo jest mocno ziołowe, penetrując rejony tytoniowe, dysponuje również dosadną goryczką, która w tym natężeniu mogłaby zostać rozdzielona na trzy nowoczesne dedeha ipki. Delikatny akcent piwniczno-siarkowy i tutaj stanowi kropkę nad „i”, sprawiając, że piwo smakuje bardzo świeżo. Rześki, świetny pilsik. Polecam bardzo. (7,5/10)

Bardzo fajnie wyszła też rye IPA o nazwie Rajda (ekstr. 15%, alk. 6,5%). Rzekłbym wręcz dość oldskulowo, z podbitym żytem, nieco oleistym ciałkiem oraz aromatem i smakiem w głównej mierze cytrusowo-żywiczym, z pomniejszym morelowym wtrętem. Mimo żyta piwo nie jest pikantne, faktura jest wręcz dość miękka. No i zadbano o lekko podkreśloną goryczkę. Bardzo smaczne. (7/10)


Brewstock Juice
(ekstr. 15%, alk. 6,5%) to piwo-mem. A raczej memem jest styl, w jakim zostało uwarzone, czyli DDH New England Kölsch. Trochę trwało, zanim dotarłem do piwnej manifestacji tego memu, kursującego wczesnym rokiem 2020 po internetach. Czego można się spodziewać? Zapewne nju inglanda, tylko że z ulotną goryczką oraz może jakimiś kwiatowymi nutkami od drożdży do kölscha. Piwo jest mięciutkie niczym Reissdorf Kölsch, ma świetną fakturę. Goryczkę ma faktycznie niestety zupełnie pomijalną, liczyłem chyba jednak na to, że zrobią to piwo na przekór wszystkiemu. Bukiet to nuty juicy fruit, faktycznie kwiatki, brzoskwinia, ananas, może lekkie mango. Ogółem nie jest to intensywne piwo. Jest rześkie, dość dobrze wchodzi, ale poza potencjałem memicznym niewiele wnosi. Spoko. (6/10)


Clock

Osobisty powrót do Clocka po kilku latach przerwy został zadekretowany. Wówczas, może pół dekady temu, debiutujący wówczas browar uważany był za wschodząca gwiazdę czeskiego craftu. Mnie nie zachwycił, łącznie z RIS-em Sarah, tak więc po kilku próbach sobie go odpuściłem. No i pierwsze piwo po przerwie uzasadnia moje odejście. Twist American Red IPA (ekstr. 14%, alk. 6,2%) łączy cytrusy, żywicę, trawę i herbaciane klimaty, które przeplatają się z podpieczonymi słodami. Słodowo-herbaciane wrażenie dominuje, wbijając się w całkiem gorzki finisz, który to jest wytrawny i słodowy zarazem. Nieźle się to pije, ale nie ma się czym zachwycać. (6/10)

Clock Anežka 11°
(alk. 4,5%) wprawdzie jest całkiem dosadnie przychmielona żatcem, ale mineralne naleciałości oraz nuty zielonego jabłka wyrównują tę zaletę. Goryczka średnia. Takie sobie. (5/10)

Dużo lepsza jest desitka, czyli Clock Hektor (alk. 4%). Żatca sporo, słodu mało, brak wad, podkreślona goryczka i wysoka pijalność. Dość intensywna desitka, przy której można spokojnie przesiedzieć cały wieczór. (7/10)


Axiom

Browar, za którym stoi m.in. Kjetil (ex-Nogne O) to kolejna czeska marka craftowa, która zdobyła sobie pewne uznanie. Wierni porzekadłu, że czeski pale ale to taki pils, jeno górnej fermentacji, Axiom wyciosał Gonza (ekstr. 13%, alk. 5%), o którym myślałem, że to APA, okazał się jednak angielski w duchu, jak i w treści. Dominacja nut ciasteczkowych, do tego zielone nuty chmielowe, w tle trochę łypiącego w stronę toffi diacetylu, lekka słodycz, no i rasowa goryczka, która przebija postnowofalowe ipki, lejąc im w mordę. Czy jakoś tak. Ogółem da się to pić, robi jednak nieco rozklekotane wrażenie. (5/10)

Tenzing
, aksjomowy porter (ekstr. 17%, alk. 7%), próbuje zagaić melanżem palonego ziarna, ciemnego pieczywa, naleciałości czekoladowych oraz lukrecji. Paloność jak i goryczka są na poziomie dość dosadnym, za sprawą czego w ogólnym wydźwięku piwo wyszło – mimo niezbyt wątłego ciała – raczej wytrawnie. Może nawet zbyt wytrawnie jak na mój gust – kwaśność finiszu na dłuższą metę drażni. Bukiet też nie zachwyca, tak więc piwo oceniam jako średnie. (5/10)

Sour Station
w wersji Raspberry (ekstr. 10%, alk. 4,5%) uchyla się od aksjomatu soczystości oraz rześkości w tego typu piwach. Maliny fungują tutaj niczym świeżo wyjęte z PRL-owskiego sokownika, w finiszu jest z kolei trochę jogurtowości, ale zbyt mało jak na moje oczekiwania. Kwaśność jest znaczna, ale wciąż za mała, żeby efektownie przeciąć zawiesistość tego piwa. Jako tako to wyszło, ale na powtórkę nie mam ochoty. (5,5/10)


Powtórka wchodziłaby w grę w przypadku Axiom Sour Station Passion Fruit (ekstr. 10%, alk. 4,5%). Piwo jest mniej kwaśne i bardziej gładkie od maliny. Paradoksalnie jest zarazem bardziej rześkie, a przy okazji bardziej jogurtowe. Siarkowe oraz metaliczne motywy zaburzają odbiór zapachu, jednak w smaku jest już git. Smaczne piwo. (6,5/10)

Sens istnienia potrójnych ipek jest raczej dyskusyjny, ale ludziom Kjetila udało się w tym temacie stworzyć coś bardzo udanego. Axiom Vibe Check Triple NEIPA (ekstr. 24%, alk. 10%) to w zasadzie nie jest żadna neipka. Mimo nikłej goryczki całość robi raczej oldskulowe wrażenie ciężkiego likieru chmielowego. Kiedyś, czyli kilka lat temu, imperialne ipki właśnie tak smakowały. Bukiet też nie jest soczkowy – dominuje mandarynka, zaś mango, żywica oraz pozamandarynkowe, dojrzałe, słodkie cytrusy uzupełniają całokształt. Podobnie jak w przypadku axiomowego RISa, tak i tutaj poczułem zew tak zwanych dawnych czasów. Bdb. (7/10)


Kocour


Nawet w czasach, kiedy czeski Kocour spadł z piedestału pioniera i jakościowej gwiazdy craftu w Europie wschodniej, obniżając swoją rangę do pół-chałturnika, z którym nikt się za bardzo nie chce zadawać, jedno piwo z portfolio było konsekwentnie chwalone – barley wine K31. Wersja leżakowana w beczkach po Jack Daniels Tennessee Honey (ekstr. 31%, alk. 13,8%) trafiła do mojego szkła prawie półtora roku po dacie ważności i sprawiła, że błogi uśmiech zagościł na moim licu. Gęsta, wygazowana ciecz o pokaźnej słodyczy kontrowanej lekkim kwaskiem, mimo potężnej zawartości alkoholu bezbłędnie ułożona, ale i zarazem złożona – pełno tutaj czerwonych i ciemnych, suszonych owoców pokroju fig, daktyli, żurawiny, rodzynek, a nawet moreli i subtelnie wiśni, wsadzonych w gęsty słodowy koktajl dający melasą, chlebem rodzynkowym oraz delikatną czekoladą. Peryferyjne, ale i doskonale wkomponowane w całość nuty wanilii oraz miodu dodatkowo podwyższają walory tego piwa. Degustacyjność wzorowa, głębia wyśmienita. Jedno z najlepszych czeskich piw. (8,5/10)


Zichovec Barrel Aged


Na koniec przegląd leżakowanych kowadeł z Zichovca, barrel ejdżowego opus magnum tego browaru. Z optymistycznym nastawieniem usiadłem do stolika w Białej Małpie, przy którym Tomek z Piwnych Podróży zrobił panel, udany ze względu na piwo, a jeszcze bardziej udany z uwagi na towarzystwo. Piwa w niebanalnych butelkach o pojemności 750ml, okraszone nietuzinkowymi grafikami.


Zichovec Stout Coconut
(alk. 14,5%) to najlepsze piwo przeglądu. Dodany kokos zupełnie nie robi sztucznego wrażenia, a na dodatek daje mocno bourbonem. Prawdopodobnie to dlatego, że kokos przed dodaniem go do piwa był macerowany w bourbonie, hue. Alkohol ładnie ułożony, jak na tak potężny woltaż wręcz perfekcyjnie, za sprawą czego można się raczyć melanżem gorzkiej czekolady, ciemnych owoców, chlebka marcepanowego w czekoladzie i odrobiny kawy. Piwo jest gładkie i rozgrzewające, lekko kwaskowe w finiszu z nutami pumpernikla, lodów czekoladowych w waflu oraz wanilii. Mało słodkie, gęste, głębokie. Super sprawa. (8/10)


Zichovec Stout Bourbon
(alk. 14,5%) spędził w tytułowej beczce osiemnaście miesięcy, ale prawdopodobnie podczas rozlewu coś nie pykło, stąd jest trochę zielonego jabłka oraz korespondującego mniejszego odczucia pełni niż się spodziewałem. Co ciekawe, kokos, ale i bourbon są w tym piwie słabiej odczuwalne niż w wersji Coconut. Trochę czekolady i lekko kwaskowej kawy, po ogrzaniu powstaje wrażenie drewna polanego czekoladą. Rozgrzewające, co w połączeniu z aldehydem robi mało powabne wrażenie, no i nie było w nim głębi. (5,5/10)


Zichovec Barley Wine Bourbon
(alk. 11,2%) byłby najgorszym piwem zestawu, gdyby go nie przebił barlej łajnowy torfiak, o którym zaraz. Piwo było zdominowane przez aldehyd octowy. Pełno zielonego jabłka, zza którego wyzierało trochę orzechowości oraz nut suszonych owoców. Kompozycję miał ramową, czyli zielone jabłko uderzało najbardziej w aromacie oraz posmaku. Bourbon był w zasadzie niewyczuwalny, ciało miałkie. Słabo. (4/10)


Zichovec Stout Coffee Maple Syrup
(alk. 13%) mnie zaskoczył. Spodziewałem się pejstri słodziaka naszpikowanego nutami fasoli oraz kaparów, a tymczasem: syrop klonowy dał mu naprawdę fajny aromat, co się zdarza wyjątkowo rzadko w piwach z tym składnikiem, kawa była bardzo przyjemna i absolutnie nie kojarzyła się z kaparami, czy roślinami strączkowymi, nuty ciemnych owoców świetnie grały z czekoladą, no i piwo było wprawdzie słodkawe, ale absolutnie nie przesłodzone. Świetna sztuka. (7,5/10)


Jako następne w szkle wylądowały dwa torfiaki. Zichovec Stout Laphroaig (alk. 14,5%) pachnie jak serial M.A.S.H., czy raczej jak sobie człowiek wyobraża zapach w wojskowym szpitalu polowym w trakcie wojny. Jodyna, jodyna, jodyna. Gorzka czekolada, paloność, trochę pumpernikla w finiszu. I jodyna. W smaku słodkie, ale nie przesłodzone, przy czym torf daje piwu charakterne kanty w odpowiednich miejscach, posmak ziemi, a nawet ziemi po kwiatkach i ziołach. W zasadzie finisz to ekstrakt z ziół z ziemią. Bardzo ciekawe, świetne piwo. (7,5/10)


W odróżnieniu od Zichovec Barley Wine Laphroaig (alk. 11,2%). Boy, oh boy. Wyobraźcie sobie jabłko zielone skąpane w jodynie. No, jeszcze trochę karmelu dla niepoznaki. A poza tym torf i aldehyd octowy. Torf jest na tyle charakternym elementem, że cała reszta w piwie musi grać idealnie, żeby to miało prawo funkcjonować. A tutaj nie funguje nic. Cienkie ciało, cierpkie piwo. Absolutnie nieudane. (2,5/10)


I w końcu Zichovec Stout Widow Jane (alk. 14,5%). Najbardziej wytrawny stout z przeglądu, lekko kwaskowy i wyraźnie palony. Gęsty, czarny i głęboki z posmakiem drewnianych tanin, wanilii i kokosa. Zgaduję, że użyte beczki nie były świeże i niejeden alkohol w nich już leżał, ale ten subtelny twist w mocno oldskulowym oleju silnikowym właśnie pasuje w takim niskim natężeniu. Bdb. (7/10)

Po panelu zwinąłem się do Mikołowa na trzydziestkę koleżanki, a o sile powyższych piw niechaj świadczy fakt, że inni imprezowicze kojarzą mnie po tym, że „aaa, to ten, co na imprezę wbił już kompletnie pijany!”. Oh well...

recenzje 2115495419064707446

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)