Loading...

Konserwowanie polskiego craftu 47


Największy z dotychczasowych przeglądów konserw obejmuje dwanaście piw, w tym przesyłki od Dzikiego Wschodu oraz Tomka z Piwnych Podróży, jak i po jednym piwie z tych bardziej obiecujących polskich browarów i kontraktowców. Ipki są w mniejszości.


Kooperacji Tomka z Piwnych Podróży z browarem Nook nie mogłem nigdzie dostać, ale za sprawą Tomka trafiły pocztą na Podbeskidzie. Szczególnie ciekaw byłem Hit The Road UK, czyli export india portera (ekstr. 16%, alk. 7,2%), bo styl jest zupełnie niepopularny, a zarazem kryje w sobie niesamowity potencjał, co perfekcyjnie ukazał ongiś londyński The Kernel. Hit The Road UK wprawdzie nie reprezentuje poziomu kernelowego, co zresztą byłoby szalenie trudne do wykonania, być może wręcz niemożliwe, jest jednak bardzo dobrym piwem. Po stronie porterowej mamy tutaj czekoladową, lekko paloną bazę z delikatnym karmelem oraz subtelne wtręty czerwonych owoców pokroju wiśni, wchodzące w pestkowość migdałową – wręcz jest tutaj nuta amaretto. Po stronie chmielowej podkreśloną kwiatowość, ale i owocowość chmielu Olicana, trochę żywicy, no i nieco podbitą względem klasycznego portera goryczkę. Całość jest ładnie zespolona i robi efekt. Piłbym chętnie w dużych ilościach w pubie. (7/10)


Hit The Road Belgium
(ekstr. 20%, alk. 7,8%) to połączenie trypra, pardon, tripla z różowym pieprzem. Przyprawa niewiarygodnie mocno bucha z puszki po odbezpieczeniu, jednakże w trakcie przelewania do szkła frapująco ucieka w nicość. Ni widu, ni słychu. Podstawka jednak robi ciekawe wrażenie – szczególnie połączenie belgijskiej moreli z hallertaublancowym białym gronem jest efektowne, choć niezupełnie oryginalne. Piwo jest słodkie, w smaku koniec końców trochę pieprzu się przebija przez wyżej wymienione owoce w wersji kandyzowanej, w nieco potliwej otulinie. Pieprz ożywia tutaj nieco przysadzistą owocowość, tak więc jego obecność wręcz ratuje piwo, które bez niego byłoby prawdopodobnie przyciężkawe – daleko mu do wytrawności rasowych przedstawicieli stylu. W zestawieniu z szeregowymi triplami okazuje się, że piwo dostało też więcej chmielu na goriczkie, co wyszło spoko. Zasadniczo w porządku. (6/10)


Dziki Wschód
przestaje być Dzikim Zachodem i staje się kamieniem. Znaczy się, porzucono dotychczasową oprawę graficzną nawiązującą do świata kowbojów oraz Indian. Zamiast tego etykiety nowego rzutu nawiązują do kamieni półszlachetnych, natomiast piwa, a przynajmniej pierwszy ich rzut, mają nazwy pochodzące z indiańskich narzeczy, czyli postawiono na większą powagę, ale i hermetyczność. Czy mnie się ta zmiana podoba? Owszem. Czy jest marketingowo słuszna? Czas pokaże. Muszę przyznać, że podziwiam za odwagę wysłania mi pastry soura. Przy czym w składzie Menotse (ekstr. 12%, alk. 4%) widnieje wprawdzie wanilia oraz laktoza, ale ich wpływ na smak jest ograniczony. Owszem, zarówno w aromacie, jak i w ustach jest wyczuwalny efekt ciastowy, ale w głównej mierze jest to owocowy sour z przewodnią rolą kwaśnego rabarbaru, uzupełnionego przez czarną porzeczkę. Słodycz jest mocno ograniczona, laktoza głównie posłużyła do wygładzenia tekstury piwa, niźli nasłodzenia go. Rześkie, owocowe piwo. Dobre to jest, ale bez wanilii byłoby jeszcze lepiej, bo obeszłoby się bez sernikowego finiszu. (6,5/10)


Nunpa
(ekstr. 14%, alk. 5,5%) to piwo, którego masę wypiłem na weselu Karoliny i Kacpra z Piwnej Zwrotnicy. Znaczy się, ja w sumie wypiłem masę (liczoną w massach) Zeltera od Hajera, ale za to Ania wypiła sporo Nunpy. Nazwa w języku Lakota znaczy „dwa”, pasuje więc jak ulał dla piwa uwarzonego z okazji ślubu. I muszę przyznać, że jest to świetne piwo owocowe, w którym truskawki nadają treści, bazylia wywołuje skojarzenia z sałatką caprese (tyle że właśnie truskawkową, a nie z pomidorami), finisz z kolei wpada nieoczekiwanie w korzenne, nieco piernikowe klimaty, w których z bazylii wydaje się wypływać bardzo subtelny anyż wywołujący migawki z jarmarków bożonarodzeniowych. Kwasku jest mało, ale całość jest bardzo soczysta, bardzo rześka i bardzo pijalna, no i puszystość od słodu pszenicznego stanowi kropkę nad „i”. Świetna sztuka! (7,5/10)


Nolan
(ekstr. 14%, alk. 5,5%) oferuje połączenie pomarańczy oraz oregano na planie hazy ipki. Jest to połączenie tyleż osobliwe, ileż udane. W zapachu jednoznacznie dominuje pomarańcza, w smaku z kolei oregano daje występ adekwatny do sytuacji. Skojarzeniem głównym staje się pizza, ale i wysuszone lipcowym słońcem śródziemnomorskie łąki. Brzmi lekko krindżowo? Nic mnie to nie obchodzi. Co więcej, owies i pszenica wyrobiły w piwie fajną puszystość i gładkość, zarazem jednak chmiele w finiszu mocno dały do pieca – goryczka jest na poziomie godnym, nawet bardzo godnym. Świetna ipka. (7,5/10)


Cheel
(ekstr. 18%, alk. 8%) wieńczy hat-trick Dzikiego Wschodu. Byłem ciekaw, czy owoc granatu będzie wyczuwalny; no i jest, na samym przodzie, na równi z czerwoną porzeczką. Posmak to już aronia z lekką domieszką agrestu. Dodane owoce są kwaśne, natomiast samo piwo wprawdzie brakiem kwasu nie grzeszy, zarazem dysponuje jednak pełnią, która na swój sposób kwasek równoważy bez sprawiania, żeby piwo było słodkie per se. Jest mega soczyste i wyraźnie treściwe, zarazem jednak dzięki kwasocie zdradliwie dobrze pijalne. Kolejna świetna pozycja z Dzikiego Wschodu. Te puszki to ekwiwalent pierwszego silnika dieslowego Hondy sprzed prawie dwudziestu lat. Firma wiedziała, że musi być dopracowany, żeby zrobić wrażenie i żeby nowa dla firmy technologia nie spaliła na panewce. Tak samo jest z Dzikim Wschodem po rebrandingu – browar wchodzi na rynek w nowej szacie na grubo. Oby tak dalej. (7,5/10)


Goryczka miała być umiarkowana, a wyszła nikła. W zasadzie jest to mój jedyny, ale zarazem ważki zarzut względem Polany (alk. 5,8%), session hazy ipki z browaru Cztery Ściany. Poza tym jest spoko – dużo grejpfruta, trochę kwiatu bzu, minimalna cebulko-nafta, przebłyski truskawki, gładkie uczucie w ustach, no i lekkość przy zarazem wystarczającej intensywności smakowej. A jednak – jak to u mnie często bywa w przypadku piw z Czterech Ścian, prawie wszystko funguje, jak bym tego oczekiwał, ale brakuje czegoś, co wyniosłoby to piwo na pułap ekstraklasy. Mało dosadny, nudny, wyzbyty mocniejszej goryczki finisz sprawia, że piwo szybko ulatuje z pamięci. (6/10)


Ostatnio Kingpin dostał tutaj cięgi za lidlową ipkę, ale tym razem sięgnąłem po saisona Elder (alk. 5,7%) u badylarza, więc była spora szansa, że piwo było dobrze przechowywane, no a poza tym kiedy tylko Marek się bierze za saisona, to zazwyczaj nie ma zwisu męskiego w małym ośrodku. Jak wyszło tym razem?  Do tego saisona dodano kwiatu bzu, który według opisu na kontrze ma się zgrywać z chmielami, w moim odczuciu się jednak jeszcze lepiej zgrywa z pieprznością saisona. Cytrusy i delikatna żywica tworzą pozostałość trzonu, który jest podtrzymywany przez równie dopasowaną ciasteczkową słodowość, a całość finiszuje akuratną goryczką. Do ekstraklasy piwu jednak trochę brakuje, jako że wspomniana goryczka jest jednak nieco cierpka w niezbyt przyjemny sposób, a poza tym siła smaku pozostawia trochę do życzenia. W takiej formie jest to piwo po prostu niezłe. (6/10)


Browar Lubrow podszedł do tematu black IPA w sposób racjonalizatorski i napakował swoją Quite Black IPA (ekstr. 13%, alk. 5%) tylko polskimi chmielami. Rezultat jest zgodnie z moimi oczekiwaniami dość mocno słodowy. Czekolada, karmel oraz brązowy cukier wyznaczają trajektorię. Za nimi dopiero kroczą nuty korzenne (szczególnie!), żywiczne, czy ziemiste. Działa to na niekorzyść wyrazistości, która jest nawet nie „quite”, co po prostu mniejsza, niż być powinna. Spodziewane tropikalne nuty nowofalowych polskich chmieli giną w tym połączeniu, przebijają się pojedyncze akcenty opakowania Haribo Tutti Frutti, ale to słodowość sparowana z korzennością wyznacza tutaj kurs. Nie jest to złe piwo, ale moim zdaniem te chmiele nie są dobrym zamiennikiem dla amerykańskiej neoklasyki w tym gatunku. (5,5/10)


Hazy Discovery Frisco
(ekstr. 20%, alk. 7,5%) to niestety bardziej Outer Range niż Pinta. Niestety, bo Outer Range nie zrobił na mnie na OMBF żadnego wrażenia i ten collab Pinty wpisuje się w ten trend. Połączenie wstydliwie schowanej goryczki z podkreślonym melonem w smaku dało piwo mdłe w wydźwięku. Muszę jednak przyznać, że bukiet jest skonstruowany na tyle osobliwie, że piwo wyróżnia się na tle konkurencji. Połączenie nut żywicznych, ziemistych, kwiatowych (styk jaśminu i róży), kolońskich (w sensie wody kolońskiej, nie kölscha), naftowych oraz pomarańczowych jest nie do końca typowe. Nietypowość nie zapewnia jednak pijalności, a pod tym względem to słodkawe, niemrawe piwo wpada do przegrody z zamulaczami. (4,5/10)


Czasami, aczkolwiek bardzo rzadko, myślę sobie, że w sumie to bym se dupnął jakiegoś kölscha. Wtedy jednak przypominam sobie, że z pominięciem dosłownie kilku przykładów spośród bardzo nielicznych interpretacji stylu w wykonaniu minibrowarów (chociażby Gleumes z Krefeldu) nie ma smacznych kölschy na rynku. Sprawie spróbowała zaradzić Ziemia Obiecana. Piwko Kolońskie (alk. 5%) jest w zupełności zgodne ze stylem, a mimo to smaczne. Typowe kolońskie połączenie nut zbożowych z wodą po kwiatkach na tle niemieckich bezjajowców jest jednak ciut mocniej nachmielone, a te cytrynawe i trawo-cytrynkowe motywy naprawdę fajnie się wkomponowały w całość. Daję dwa kciuki w górę – nie mam się do czego przyczepić. (7/10)


Piękna puszka i całkiem godne wypełnienie. Cold Part Of The World od Piwnego Podziemia (ekstr. 15%, alk. 6,5%) atakuje mieszanką grejpfruta (w tym różowego), żywicy, skórek cytrusowych, gumy juicy fruit, subtelnej truskawki i lekkiego kremowego podszycia. Goryczki tutaj w nadmiarze nie ma, ale jak to z cold ipkami bywa, nie ma też wartej wzmianki słodyczy, a finisz jest dość wytrawny. Nie jest to nadzwyczajnie intensywne piwo i w katalogu PP plasuje się pod tym względem gdzieś pośrodku, ale wypiłem je ze smakiem. (6,5/10)

Całkiem smaczny był ten przegląd, nie zapomnę go nigdy.

recenzje 2884629380558751325

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)