Loading...

Funky Delivery 2022


Jeśli miałbym nawet mieć jakieś noworoczne postanowienia odnośnie zmniejszenia wolumenu degustacji piwnych, to zostałyby one rozbite w proch przesyłką od Funky Fluid. Aż osiemnaście piw plus tabliczka czekolady, żeby dodatkowo podbić bebzon – tak dużej przesyłki reklamowej jeszcze nie dostałem. Przy czym jej objętość w prostej linii odzwierciedla szał twórczy Funky Fluid – w 2021 roku z tej stajni na rynek trafiło 164 premierowych piw – niemalże jedno nowe piwo co drugi dzień – co czyni ich obecnie najbardziej płodną polską marką piwną. Rzecz jasna płodność nie przekłada się z automatu na jakość; często jest wręcz na odwrót, toteż i nie wszystko, co od nich w ubiegłym roku piłem, było przekonujące, średnia jednak była wystarczająco wysoka, żeby FF nie wypadł z orbity moich zainteresowań. Obawiałem się co prawda, że zawartość paczki będzie zdominowana przez piwa typu pastry, których unikam, okazało się jednak, że tylko cztery piwa podchodzą pod ten nurt. Sprawdźmy więc, z jakim zestawem Funky Fluid wszedł w 2022 rok.


Zacząłem od Frozen Fresh Hops Double NEIPA (ekstr. 19%, alk. 8%). Pincie się eksperyment z mrożonymi szyszkami chmielu sprowadzonymi z Yakima Valley średnio udał, tutaj jest dużo lepiej, prawie tak dobrze jak u Nepomucena. Zielony, liściasty charakter szyszek nie narzuca się ponad miarę, melon jest na szczęście na poziomie minimalnym, fajnie z kolei wychodzą cytrusy (grejpfrut, limonka), delikatna okołowerbenowa ziołowość, a w posmaku nawet ciut soku z białego grona. Goryczka nie powala siłą, ale piwo nie jest też specjalnie słodkie, więc o balans zadbano. Bardzo smaczne. (7/10)


Podstawowe Achtung było z wielu względów nieudane (a przynajmniej lidlowska partia), wersja podwójna tj. Achtung Achtung (ekstr. 19%, alk. 8%) jest wyraźnie lepsza, a zarazem z innych względów wciąż nieprzekonująca. Poza kremową konsystencją i nieprzesadzoną słodyczą mało co tutaj do końca gra. Czyli aromat i smak istnieją, ale to za mało. Kokosokoper, ananas, papaja oraz grejpfrut tworzą tolerowalną (koper...) kompozycję, ale to piwo jest w ustach bardziej tęgie (odczucie pełni) niż treściwe (odczucie smaku). Jako tako. (5,5/10)

Doceniam ciekawe pomysły w piwowarstwie, szczególnie że większość tego, co ciekawe, już było. Evil Twin ma swoje Yin i Yang, czarną ipkę oraz ipkę imperialną; ich połączenie daje coś zbliżonego do amerykańskiego RIS-a. Funky Fluid z kolei wespół z Duggesem stworzył dwa piwa z innej bajki – sałerka z jałowcem (odniesienie do ginu) oraz ‘aperitivo inspired IPA’. Każde z osobna ma być rzecz jasna godne uwagi, jednak dopiero ich połączenie, określane mianem piwnego Negroni, ma pokazać pełen obraz. Zobaczmy więc najpierw składowe, a potem sprawdźmy ich połączenie.


Funky Fluid & Dugges 1 of 2 Gin Inspired Sour Ale
(ekstr. 19%, alk. 7,2%) – jałowcowo-cytrynowy, lekko perfumowy, wyrazisty sour ale. Mocno kwaśny, musujący, dość rześki wbrew woltażowi. Obiekcje mam względem nut mokrej psiej sierści, które jednak mocniej zaznaczają swoją obecność w aromacie niż w smaku. Czy efekt przypomina gin? Jak najbardziej, szczególnie w posmaku. Dobre piwo. (6,5/10)


Funky Fluid & Dugges 2 of 2 Aperitivo Inspired Double NEIPA
(ekstr. 19%, alk. 6,4%) – pachnie jeszcze bardziej oryginalnie. Rabarbar dał piwu kolor, wpłynął jednak również na smak, w którym poza tym pomarańcza miesza się z ziołami w eklektycznym miksie o dość korzennym charakterze, zahaczającym o piernika. Nie wymieniono dodanych ziół, natomiast kompozycja jest bardzo harmonijna, wszystko tutaj dobrze współgra. Miejscami całość przypomina korzenną herbatę zimową. W smaku jest jeszcze bardziej ziołowo niż w aromacie, co przesuwa piwo w kierunku gruita; nawet goryczka ma cierpkawy, piołunowy sznyt. Double NEIPA to jest tylko z nazwy, więc produkt nie do końca jest zgodny z opisem, ale to bardzo dobrze – udało się stworzyć coś oryginalnego, a zarazem nie efekciarskiego. Świetne! (7,5/10)


A teraz kupaż, czyli Funky Fluid & Dugges Piwne Negroni – nie wiem, jak się to ma do negroni, bo nie jestem drinkowym człowiekiem i nie pamiętam, czy kiedykolwiek takowe piłem. Względem piw podstawowych jednak niestety kwasiur przejął pałeczkę pierwszeństwa, jałowiec z limonką zdominował zioła i pomarańczę, a poza tym kwaśność wyrugowała poza nawias przyjemną, charakterną goryczkę. Względem 1 of 2 jest to nieznaczny upgrade, względem 2 of 2 niestety spory downgrade.


Znakiem czasów jest to, że piwo musi być nazwane IPA bądź jeszcze lepiej double IPA, żeby się sprzedać, tymczasem taka double IPA miewa 6,7% alko, a IPA niekiedy 5,5%. Pięć lat temu te same piwa byłyby sprzedawane jako IPA oraz APA. Może lepiej jest właśnie tak, wszak oznacza to być może powolny odwrót od przesadnie woltażowych piw, choć ze względów wizerunkowych z zachowaniem ich taksonomicznej otoczki. It Was A Good Day (ekstr. 14%, alk. 5,5%) to deklaratywnie west coast IPA, choć przecierowy, pomarańczowo-melonowy, cześciowo zielono-herbaciany, całościowo dość łagodny charakter chmielu Belma sprawia, że nie jest to piwo, które można by określić mianem agresywnego. Dodajemy trochę nut mango i marakui, gruszki oraz ananasa, wskutek czego otrzymujemy piwo o ugrzecznionym aromacie, choć faktycznie goryczkę w miarę podkreślono. Czy na miarę west coasta? Moim zdaniem nie do końca. Dodatkowo sama intensywność smakowa również nie jest imponująca. Uśrednienie piwa daje uśrednioną ocenę. (5/10)


Czy IPA bez mięsa może być smaczna? No nie wiem, nie wiem. Zresztą, w zasadzie reklamowanie piwa w polskich warunkach jako wegańskie jest krindżowe, bo mało jakie piwo bez dodatku laktozy w Polsce nie jest wegańskie, zaś można przecież zrobić piwo koszerne i bez podpisu rabina, niemniej jednak, jeśli rynek zassał ten marketing, to w sumie nawet chylę czoła. Żeby tak było do kompletu, to Vegan IPA (ekstr. 16%, alk. 6,5%) pachnie tak zielono, jak zielona jest etykieta tego piwa. Zielony grejpfrut, karambola, guawa, do czego w smaku dochodzą cytrusowe zioła. A do tego raczej łagodna goryczka. Czyli wegańska. Nie jest to nic, co zapadałoby w pamięć, ale jest to solidne piwo. (6/10)


Wprawdzie uważam chmielenie piwa gotowymi blendami za pokrewne pichceniu dań z kupnymi sosami, zaś ipki powyżej 8% alko stanowią w moich oczach niemal zawsze przerost formy nad treścią, niemniej jednak Smasher Cryo Pop B Blend (ekstr. 24%, alk. 11%) pachnie faktycznie świetnie – najbliżej jest aromatowi do soku pomarańczowo-kumkwatowego, syropu z puszki ananasa oraz pomarańczowych i brzoskwiniowych bakalii. Za sprawą tych ostatnich oraz prześwitujących nut pochodzenia zbożowego całość frapująco przypomina włoskie ciasto pannettone. Piwo swój ciężar ma, jest więc odpowiednio gęstawe, ale i intensywne. W smaku wspomniane nuty są uzupełniane przez ziołowy, śladowo korzenny zawijas. Jest spodziewana słodycz, ale jest i całkiem zgrabna goryczka. Lekko oleisty deser chmielowy, tak bym to nazwał. Smakował mi wyjątkowo dobrze. (7,5/10)


Otwarłem puszkę. Przelałem. Wzięliśmy po niuchu. „O ku**a, co to jest!?” rzekłem. „Co to, ku**a, jest!?” odparła Ania i oboje poczuliśmy się przez chwilę jak w starym-polskim-filmiku-rajdowym.mpeg. Podchodziłem jak pies do Sweet Scream (ekstr. 21%, alk. 8,9%), bo jest to ‘double milkshake IPA’, a ja milkszejków nie lubię. Gorzej jednak, że zgodnie z kontrą wylądowały w nim kolejno: mango, banany, kokos, prażone pistacje, nasiona sezamu, skórki pomarańczy i sok z cytryn; choć nie wiem, które z nich w jakiej postaci. Wszystko tworzy w zasadzie zaskakująco jednolity, a zarazem bezkształtny, na dodatek syntetycznie pachnący amalgamat. Z wymienionych składowych można wyczuć pomarańcze, trochę mango, o dziwo pistacje (nawet w zapachu), zaś finisz jest naznaczony sezamowo-pistacjowym połączeniem. Całość jest oczywiście słodka i jednocześnie mało wyrazista, choć miało pewnie wyjść inaczej. 2 Of 2 to był bardzo fajny eksperyment; tutaj z kolei mam mocne wrażenie, że brakowało pomysłu na nietypowe piwo, więc wrzucono do niego wszystko, jak leci. Jeśli macie za sobą eksperymenty kuchenne pod tytułem „wrzucę do gara wszystkiego po trochu, co jest w pudełku z przyprawami”, to wiecie zapewne, że efekt końcowy jest zwykle ciężki do przyporządkowania, a zarazem nijaki. Tak jak to wyjątkowo męczące piwo. (3,5/10)


Kolejnym piwem, do którego podchodziłem jak kot do jeża (miałem kiedyś kota, który tylko potrafił żałośnie miauczeć, kiedy mu jeż z sąsiedztwa wlazł w ogrodzie do michy z żarciem i mu wyjadał kolację) to Triple Gelato Berries & Cream (ekstr. 30%, alk. 10%). Tutaj w puszce wylądowały czarna porzeczka, malina, pianki marshmallow oraz wanilia. Pachnie to centralnie jak skrzyżowanie fioletowego Maoama z malinową Mambą. Albo na odwrót. Jest więc cukierkowo, choć piwo na szczęście wcale nie jest przeładowane wanilią. W smaku jest podobnie, przy czym konkretny ekstrakt początkowy oznacza w tym wypadku również konkretne ciało. Jest rzecz jasna mocno owocowo oraz zgodnie z oczekiwaniami wcale nie piwnie, ale co ciekawe, smak jest zdecydowanie bardziej kwaśny niż słodki. Nawet rzekłbym, że słodyczy tu nie ma prawie wcale, za to kwaśność fajnie balansuje ciało piwa i dobrze pasuje do soczystej owocowości. Ciężko oceniać to jako piwo, niemniej jednak jako napój jest faktycznie smaczne. Jedynym minusem są dodatki cukiernicze, czyli marshmallows oraz wanilia, sprawiające, że skojarzenia cały czas wędrują ku cukierkom. Bez nich byłoby wręcz bardzo dobrze. (6,5/10)


Zdecydowano się zakląć aromatyczną, nie-fasolową, czekoladowo-karmelową kawę wraz z żywiczno-cytrusowym nachmieleniem oraz czekoladowymi słodami w puszce. Operacja w pełni udana. Piwo jest gęste i kremowe, natomiast dodana sól uczyniła całkiem gorzki finisz jeszcze bardziej wyrazistym, dodając całości lekko „morski”, mineralny sznyt. Triple Coffee & Salt Triple Black IPA (ekstr. 24%, alk. 10%) zgodnie z parametrami nie jest black ipką do żwawego picia, tylko powolnego delektowania się nią – a jest się w tym wypadku czym delektować. Zdecydowanie polecam. (7,5/10)


Gęsty, soczysty soczek chmielowy – kupuję w przypadku Triple Over & Oat (ekstr. 21%, alk. 9%), kooperacji z BrewDogiem, zarówno założenia, jak i wykonanie. Nawet mimo obecności laktozy. Szczególnie że soczystość nie oznacza w tym przypadku ogranej tropikalnej owocowości – profil chmielowy jest cytrusowy, delikatnie żółto-owocowy, ale również kwiatowy oraz nieznacznie kokosowy. Finisz z kolei trochę trąci ziołowością, co wpływa również na charakter goryczki. Odnośnie tej ostatniej, to balansuje ona akuratnie niezbyt wybujałą słodycz piwa. Świetny wywar, nie mam się do czego przyczepić. (7,5/10)


Nie jest łatwo zrobić dobrego belga – Classic With A Twist No. 10 Belgian Tripel (ekstr. 19%, alk. 8,6%) jest tego przykładem. Zresztą, skoro już wersja z dodatkiem Nelson Sauvin nie wyszła przekonująco, to nie spodziewałem się niczego innego w przypadku podstawki. Jedyny jej plus – nie wyszła gorzej. W porównaniu do wersji dochmielonej jest trochę bardziej cierpka, niemrawo prześwituje również coś na kształt korzenności. Poza tym cierpi na ten sam problem – zupełny brak kompleksowości vel banalność. Trochę jasnego słodu, trochę zwietrzałej belgomoreli i tyle. Nie ma złożoności i puszystości rasowego tripla, jest to więc piwo nudne, a przy tym wyraźnie alkoholowe bez żadnego uzasadnienia. Romans z belgijskim piwowarstwem uznaję za nieudany. (4/10)


It’s Even More Peaty
(ekstr. 30%, alk. 10,9%) to collab z Birbantem. I jest to perełka. Przede wszystkim torf w tym torfowym RIS-ie poszedł tak bardzo w stronę podkładów kolejowych, jak chyba żaden pity przeze mnie torfiak od czasów Sundland Kreosot z norweskiego Haandbryggeriet. A to było dobre siedem lat temu. Lub więcej. Tak więc nie miałem skojarzeń z jodyną (które są dla mnie zawsze ambiwalentne). Po drugie, torf nie jest wszechdominujący – gęsty zapach jest pełen esencjonalnej gorzkiej czekolady, kawy, paloności oraz wafelków. Tak, z rozmysłem to napisałem – już zapach tego piwa jest gęsty. No bo że smak też jest, to można się domyśleć po parametrach. W smaku bardzo mi spasowała mineralna nutka w ramach torfu, omal morska, niczym bryza nad nadmorskim torfowiskiem gdzieś w Szkocji. Gdzieś pod spodem majaczy mi wprawdzie również zielone jabłuszko, jest ono jednak na tyle przytrzaśnięte gęstą powłoką czekolady, kawy, paloności oraz torfu, że mnie nie obchodzi wcale. To jest głębokie, oleiste, wyraziście gorzkie, charakterne piwo. Both thumbs up! (8/10)

Zabierałem się za to piwo jak kolejne rządy do uczynienia systemu podatkowego bardziej przejrzystym. Free Gelato Coffee Ice Cream Sour Passion Fruit & Mango (ekstr. 7,8%, alk. 0,5%) ma ten plus, że nie wylądowało w nim żadne ciulstwo pokroju marshmallows. Kolejnym plusem jest to, że jest to piwo kwaskowe, z zupełnie nikłą słodyczą. Marakuja i mango zagrały tutaj unisono całkiem powabnie, choć mocniej czuć to drugie. Owoce przykryły ewentualną brzeczkowość, jakkolwiek generalnie seria Gelato słynie z tego, że nie smakuje w ogóle piwem i znajduje to tutaj potwierdzenie. Problemem jest dodana kawa. Z jednej strony subtelna, z drugiej specyficzna, być może wskutek połączenia z owocami dająca frapującymi nutkami gdzieś między ziołami a kaparami. Generalnie to piłem fajniejsze oranżadki. (4,5/10)


W ramach intro do końca garstka piw, z którymi wcześniej już miałem styczność, aczkolwiek pewnie z innych warek.


Niespodziewanie zapunktował Pils Please (alk. 4,8%). Zapadł mi w pamięć jako mało wyrazisty reprezentant stylu, tak więc paradoksalnie w ogóle zapadł mi w pamięć, ale zawartość przysłanej butelki nie można określić żadną miarą mianem mało wyrazistej. Goryczkę w tym pilsie można wręcz określić mianem ekstremalnej, biorąc poprawkę na dzisiejsze czasy. Pils Please jest chlebowy i ziołowy, zaś zgodnie z wymyślonym przeze mnie naprędce porzekadłem, że piwo ma budować mosty (graniczne), wprawdzie cały skład chmielowy wyrósł w Polsce, ale i niemiecka tradycja pilsowarska jest obecna, za sprawą unoszącej się nad szkłem, silnej nuty paczki zapałek. Dobre to jest. (6,5/10)


Już to kiedyś pisałem, ale doceniam nawiązanie literackie w postaci nazwania rye stoutu mianem Catcher (ekstr. 18%, alk. 8,2%). Z pierwszej warki nie zrobiło na mnie większego wrażenia, teraz jest ciut lepiej. Mocarnie palone, gęste, wręcz kisielowate od żyta, lekko czekoladowe, uzupełnione o dyskretne jagodowe nutki w tle. No i mocno gorzkie, więc oldskulowe. Co prawda charakter goryczki jest nieco cierpki, być może częściowo alkoholowy, więc miejsca do poprawy trochę zostało, ale generalnie jest spoko. (6/10)


W ostatnim Classic With A Twist No. 6 Rauchmärzen (ekstr. 14%, alk. 5,5%) narzekałem trochę na brak bardziej wyrazistej wędzonki i cielistości – w tym egzemplarzu (data ważności 06.10.2022), a może w tym momencie... właściwie podtrzymuję tę opinię. Przy czym trzeba mieć na uwadze, że moje wymagania w tym zakresie względem wędzonek typu frankońskiego są raczej wyśrubowane. Przede wszystkim jednak jest to przyjemne piwo z fajną, wędlinianą wędzonką, no i goryczkę tutaj podkreślono raczej nietypowo jak na piwo marcowe. Smaczne. (6,5/10)


Na koniec zostawiłem sobie piwo, po którym najwięcej sobie obiecywałem. 3rd Anniversary (ekstr. 30%, alk. 12%) to barley wine leżakowany w beczkach po bourbonach Four Roses oraz Maker’s Mark, infuzowany prażonym kokosem, syropem klonowym oraz wanilią. No i faktycznie piwo jest bajecznie złożone. Mokra, biała dębina, której laktony oraz wanilina zostały wzmocnione dodatkiem kokosa i wanilii; karmelowa, opiekana słodycz barley wine podbita melasą syropu klonowego, a do tego plejada owoców – od suszonych (daktyle, figi, rodzynki) po świeże czerwone (głównie intensywna wiśnia). Dominującym skojarzeniem całościowym jest wiśniowy tytoń fajkowy, w transkrypcji na melasowo-owocowe ciastko. W smaku kompozycja funguje bez zarzutów, albowiem nasycenie jest nikłe, gęstość piwa jest znaczna i usprawiedliwiająca jego słodycz, która to z kolei nie wchodzi w rejony syropowe, no i przede wszystkim głębia – ta jest wyczesana, co w połączeniu ze świetnie ukrytym alkoholem powoduje, że piwo bez dwóch zdań zasługuje na bardzo wysoką ocenę. Uzupełniająco zaś – dołączona do zestawu czekolada 3rd Anniversary, wyprodukowana przez manufakturę Beskid Chocolate, jest świetna sama w sobie oraz idealnie pasuje do degustacji samego piwa. (8/10)

Osiemnaście piw od Funky Fluid. Z tego siedem co najmniej bardzo dobrych, cztery dobre, cztery średnie i tylko trzy słabe. Ostatnio czytałem o sobie, jakobym był hejterem FF. To się tym razem chyba średnio postarałem.

recenzje 7022816219225863513

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)