Sześciopak polskiego craftu 172-175
https://thebeervault.blogspot.com/2021/11/szesciopak-polskiego-craftu-172-175.html
Skoro publikuję duży wpis przekrojowy z selekcją polskiego craftu, w którym sporo piw nadal można kupić w sklepach, to znaczy, że jest nieźle. A jak z jakością poniższej selekcji? Różnie, ale dużo lepiej niż ostatnio.
W poszukiwaniu kolejnego fajnego polskiego pilsa trafiłem na żywieckiego kontraktowca Browar Wawrzyniec i jego Pilznera (ekstr. 11%, alk. 4,5%). Mogłem sobie go jednak darować. Mdłe piwo, które uzupełniając nieco ciastową podstawę lekko podkreśloną, cierpkawą goryczką oraz peryferyjnymi nutami jabłkowymi może niestety przekonać niektórych ludzi, że pils to jest nuda niewarta uwagi. A przecież jest zdecydowanie odwrotnie. (4/10)
Jakie mam oczekiwania wobec lekkich piw nowofalowych? Mają być rześkie, ale nie wodniste, ergo – siła smaku musi być odpowiednia mimo niskiego ballingu. Z takim piwem nie mamy do czynienia w przypadku Funky Fluid Table Beer (alk. 3,8%). Jest to owsiankowy, dość soczysty, cytrusowy pejl ejlik z dwoma mankamentami. Jednym jest trochę siarki w smaku, drugim jest bardzo stonowana (szczególnie jak na tę stajnię) goryczka. Przy najwyżej średniej intensywności smakowej sprawia ona, że nie mamy do czynienia z piwem, nie wywołującym niczego poza wzruszenie ramion. (5/10)
Umilił mi dzień saison od Kingpina o nazwie Byzantine (ekstr. 14%, alk. 6,9%). Bardzo wytrawne piwo przeszyte fenolami, z białym gronem wyczuwalnym wyraźnie już przed rzuceniem okiem na etykietę. Chmiele Nelson Sauvin i Hallertau Blanc dały mu białą winność, która dobrze pasuje do rustykalnego, fenolowego profilu saisona. Dodały mu charakteru, nie naruszając bazy, tylko ją uzupełniając – świetnie dobrane lupuliny. Jest też ciut moreli, a poza tym dieslowy charakter Nelsona w tle plumka na modłę, która ma pokrewieństwo z nutami dzikimi. Bardzo porządna sztuka. (7/10)
O, ciekawostka – udany polski craftowy pils. Nieczajna Liberty Pils (ekstr. 12%, alk. 5%) ma profil trawiasto-ziołowy, a więc zdominowany przez chmiel, z przebłyskami drożdżowymi, trochę słodyczy resztkowej oraz przeciwwagę w postaci konkretnej, charakternej goryczki. Poza Burym, Redenem i Łańcutem ciężko polecić w Polsce coś w tym temacie, tym bardziej więc się cieszę, że w końcu komuś coś pykło. (7/10)
Zwycięski Milk Stout od Pinty (ekstr. 14%, alk. 4,5%), którego pierwszy rzut został u niemieckiego okupanta rozszabrowany w ramach akcji 4+4, to nie jest piwo, jakiego oczekiwałem. Spodziewana kawa z mlekiem jest w nim bowiem dość mocno przykryta spalonym pieczywem z elementem cukierniczym (to ten biszkopt z opisu na kontrze). Ogólny wydźwięk jest więc nie gładko-słodki, a szorstko-cierpki. Lubię spalone tosty, ale z masłem albo salami. Tutaj laktozy nie wystarczyło, żeby zbalansować dość ordynarną paloność. A szkoda. (4/10)
Artezan na długi okres wypadł poza spektrum moich zainteresowań, bo mieli złą passę. To się chyba zmieniło, sądząc po ostatnich wyrobach. Egzemplum Witam Witam (alk. 6,5%). Tropikalny miks mango, pomelo, moreli, papaji, juicy fruit i żywicy, delikatnie podszyty wafelkami, jest po prostu bardzo pijalny i bardzo udany. Szczególnie że nie jest to kolejny bezpłciowy soczek, tylko gorzka ipka. Tak trzymać. (7,5/10)
Potwierdzenie dobrej passy Artezana znalazłem w butelce z napisem Supporting You, Supporting Me (ekstr. 15%, alk. 6%). Jest to puszyste, gładkie piwo, w którym chmiel Citra gra donośniej niż Sabro. Konkretnie to cytrusowe (pomarańczowe i grejpfrutowe) nuty są delikatnie okraszone kokosokoprem, szczególnie w finiszu. Bardzo rześkie piwo, świetnie wchodzi. Wprawdzie nie zadbano o dosadniejszą goryczkę, ale piwo nie jest słodziakiem, ergo jest balans. Świetne piwo na lato, które odeszło. (7,5/10)
Na koniec artezanowego hat tricka piwo o nazwie Łapu Capu (ekstr. 16,5%, alk. 7%). No ładnie – na etykiecie „tart lemon ale”, a wśród składników laktoza. Czyli, co, pastry sour? Jak zwał, tak zwał, ale przyznam, że bardzo mi smakowało. Aromat jest zbliżony do Sleeping Lemons z angielskiego Wild Beer, czyli mocno woni cytrynami na modłę marynowaną. W smaku jest cytrynowe i lekko kwaskowe, ale i słodkawe, a przy tym puszyste oraz rześkie. Ma elementy kojarzące się ze skórką cytrusową, a nawet jakąś zieleniną. Bardzo dobrze wchodzi i jest wyważone. Nawet jeśli to pastry sour, to niech i będzie. (7/10)
No ale za to za rok Lato Czeka (alk. 4,9%), choć żywię nadzieję, że będzie miało więcej polotu niż tak nazwane piwo od Widawy. Głównie czuć tu mango, mniej marakuję, najmniej pszenicę. Sumarycznie daje to zawiesisty, gorzkawy, mało słodki soczek, który wskutek wspomnianej zawiesistości nie ma do zaoferowania niczego w ramach orzeźwienia. Średnie. (5/10)
Skoro już przy soczkach jesteśmy, to spieszę nadmienić, że Funky Fluid Peach Sour Ale (alk. 4%) to straszna nuda. Lekko kwaśny, gazowany sok z brzoskwini, ot tyle. Niczego piwnego nie wychwycono. W miarę orzeźwiające, a zarazem kompletnie zbędne piwo. Lepiej rozcieńczyć sok z brzoskwini Muszynianką. Rezultat będzie smakował podobnie, ale będzie zdrowszy i tańszy. (4,5/10)
Wprawdzie Browar Bury to jeden z czołowych krajowych adresów jeśli chodzi o pilsy, ale odnośnie Pilsnera Cesarskiego (ekstr. 14%, alk. 5,9%) miałem obawy wynikające z podwyższonego ballingu oraz eklektycznej mieszanki chmieli, tj. Iunga, Saaz, Sybilla, Hallertau Blanc oraz Citra w takiej właśnie kolejności, zgaduję więc, że i ilości. Po odkapslowaniu w nozdrza bucha mocarny zapach chmielowy zdominowany przez nuty żywiczne oraz ziołowe, ale podszyty delikatną owocowością, która nie ma nowofalowego sznytu i tylko częściowo penetruje sadowe klimaty nowych polskich odmian lupuliny. Pije się to żwawo, a mocarna goryczka uzasadnia użycie przymiotnika „cesarski” w nazwie. Koniec końców jednak wspomniana owocowość staje się męcząca i ku końcowi szklanki piwo zaczyna nużyć. Wciąż więc moimi faworytami w pilsowym portfolio Burego pozostają desitka oraz dwunastka. (5,5/10)
Voice In My Head z Piwnego Podziemia (ekstr. 8%, alk. 7,8%) stanowi kontrapunkt dla podziemnych piw sprzed kilku lat. Tamte często charakteryzowały się zbyt silnym hop burnem, to z kolei jest bardzo gładkie, wręcz ugładzone. Aromat to skondensowany ekstrakt z głównie białych cytrusów. Grejpfrut, pomelo, ale i cytryna charakteryzująca się w finiszu skórkowością oraz limonka, z której wyłania się ziołowość. Piwo jest bez dwóch zdań bardzo dobrze zrobione, natomiast brakuje mi w nim jakiegoś ostrzejszego kantu (nie chodzi mi rzecz jasna o hop burn), który uczyniłby je bardziej interesującym i zapadającym w pamięć. (6,5/10)
Bywa tak, że człowiek ma niskie oczekiwania wobec piwa, a i tak zostaje rozczarowany. Grejpfrutowy z Innych Beczek (ekstr. 12%, alk. 5%), czyli weizen z grejpfrutem, miał chyba smakować jak weizenowy radler, tymczasem prezentuje połączenie siarki oraz goździka. O dziwo, grejpfrut jest w tym melanżu praktycznie niewyczuwalny. Puste, skopane piwo wyzbyte sensu. (3,5/10)
Innego kalibru jest inne piwo z Innych Beczek, mianowicie Mango Jerry (ekstr. 12%, alk. 5%), czyli mango weizen. Tutaj dodatek czuć aż zanadto, a jego soczystość świetnie się komponuje z pszenicznym bananem łamanym goździkiem oraz puszystą teksturą piwa i lekko drożdżowym posmakiem. Słodko kwaskowe guilty pleasure beer. Bardzo mi smakowało. (7/10)
Pinta Zwycięski Milk Stout okazał się słaby, ale za to Zwycięski Belgian Saison (ekstr. 15%, alk. 7,6%) bez dwóch zdań dał radę. Piwo stylowe z lekką owocowością na styku moreli, jabłka i banana, przytrzaśnięte kolbą przyprawową, w ramach której goździk jest uzupełniony przez kolendrę oraz pieprzność. Dość wytrawne, wysoko nasycone piwo. Jestem bardzo ukontentowany. (7/10)
Oczekiwań nie spełniło kolejne piwo od Funky Fluid, czyli Flow White IPA (ekstr. 19%, alk. 8%). Cytrusy białe oraz pomarańczowe, ciut siarki, brak soczystości, brak pszenicznej puszystości. Gorzki i cierpkawy finisz z lekkim hop burnem. Mało intensywne piwo z zupełnie bezcelowo podbitym ekstraktem oraz zawartością alko. Nic tutaj nie wyszło. Słabo. (4/10)
Poniżej oczekiwań wyszedł również California Banger #5 od Piwnego Podziemia (ekstr. 15%, alk. 6,8%). Najjaśniej świeci w nim charakterna, męska goryczka. Tyle że finisz nie nadrabia mało pasjonującego połączenia siarki, cytrusów i żywicy, które go poprzedza. Szkoda, bo ta seria piw z Podziemia zazwyczaj wypadała bardzo przekonująco. Not this time, buster. (5/10)
Nową serię ipek na każdy dzień tygodnia od Pinty interpretuję jako chęć stworzenia czegoś dosłownie codziennego, co będzie smakować solidnie, ale nie będzie zawracać zmysłom gitary. Psst... It’s Your Monday IPA (ekstr. 15%, alk. 6%) to taka wypośrodkowana ipka. Trochę cytrusowa, trochę żywiczna, trochę melonowa, ciut siarkopodobna, gorzka, ale bez przesady, niezbyt soczysta (deklaratywnie to jest DDH hazy), w miarę pijalna. No właśnie, w miarę. Na internetach można przeczytać o niebywałej intensywności tego wyrobu, pod czym się nie mam jak podpisać. To jest po prostu niezapadające w pamięć, doskonale średnie piwo. (5/10)
Psst... It’s Your Tuesday IPA (ekstr. 15%, alk. 6,5%) jedzie po zbliżonej trajektorii, ale z dużo bardziej przyjemnym skutkiem. Nachmielenie jest usytuowane gdzieś pomiędzy gnilnymi tropikami, durianem, umoczoną w nafcie cebulą oraz różą. Innymi słowy – śmierdzi to w sposób całkiem powabny. Co lepsze, piwo jest oszczędnie słodkie z mocno dociśniętą, cierpką (ale nie alkoholową), totalnie oldskulową goryczką. Dawno nie piłem niczego równie gorzkiego i nie przeszkadza mi nawet, że ta gorycz jest zalegająca. Tak jak i poprzednik, nie jest to bomba aromatyczna, ale za to dzięki finiszowi wbrew implikowanej co(ty)dzienności jest to piwo ogółem wyraziste, no i przede wszystkim bardzo smaczne. (7/10)
O ile wersja Tuesday jest dość oldskulowa, o tyle Psst... It’s Your Wednesday IPA (ekstr. 15%, alk. 6%) to swoisty pomost między ipkami starej i nowej szkoły. Soczyste, ale nie nadmiernie. Gładkie, ale z umiarem. Aromatyczne, ale bez przegięcia. Iglasto-cytrusowe, lekko żółto-owocowe, absolutnie nie soczkowe. Prawie bez zbędnej słodyczy. Takie wypośrodkowanie wbrew pozorom nie dało ni psa, ni wydrę, tylko bardzo dobrze wykonane, bardzo pijalne piwo. (7/10)
W segment piw nieprzechmielonych uderza również Psst... It’s Your Thursday DIPA (ekstr. 18%, alk. 8%), co się udaje, ale za tym idzie raczej niska wyrazistość jak na dipkę ogólnie, co tylko podkreśla obecność szczątkowej siarkowości oraz ziemistości w piwie. Większemu ciału przeciwstawiono nie tyle podkreśloną goryczkę, ile nieco ostrzejszy profil chmielowy, łączący żywiczną sosnę z kwaśnymi cytrusami z limonką oraz przede wszystkim cytryną na przedzie. W innym wypadku może by to działało, jednak niska intensywność smakowa sprawia, że podkręcone parametry ekstraktowo-alkoholowe wydają się być zbędne, a wręcz przeszkadzają. Ponoć czwartek to mniejszy piątek, ale po tym piwie tego nie czuć. (5/10)
Przyznaję, nazwanie akurat rye stouta słowem Catcher jest fajne. Samo piwo, autorstwa Funky Fluid (ekstr. 18%, alk. 8,2%) jest swoją drogą też całkiem w porządku, choć spodziewałem się więcej. Przyjemnie oldskulowe, palone, gorzkoczekoladowe, delikatnie kawowe, z nutkami melasy. Żyto dało mu spodziewaną oleistość i cielistość, natomiast w parze za tym nie idzie intensywność smakowa, której, mówiąc wprost, zabrakło. Skoro trunek ma dosadną dawkę alkoholu oraz kalorii, to niechże będzie przynajmniej treściwy. Tutaj gęstość jednak doznała rozdźwięku z głębią, wskutek czego piwo tworzy podczas przepływu przez usta napięcie na podniebieniu, jednocześnie nie stymulując w adekwatny sposób kubków smakowych. (5,5/10)
Nie mam pojęcia, jak to piwo mogłem przeoczyć, ale na szczęście znalazłem Rusty od Trzech Kumpli (ekstr. 14%, alk. 5,7%) w sztandarowym mikołowskim alkosklepie na tydzień przed końcem daty ważności. Extra special bitter z azotem – to jest taki fajny styl, a zarazem tak mocno nieobecny w Polsce, że trzeba było kupić. No i w zasadzie ma to piwo wszystko to, czego człowiek oczekuje od tego stylu. Ciasteczkowo karmelową, dyskretnie orzechową słodowość, kwiatowo (mineralno) ziemistą chmielowość, nuty estrowe z rejonu dojrzałych czerwonych jabłek, gładkość i pijalność oraz lekko podkreśloną goryczkę. W zasadzie jest to wręcz wzorcowe piwo w obrębie stylu, niemniej jednak jeden element moim zdaniem uniemożliwia sięgnięcia przez nie wyżyn – mianowicie słodycz, która wypadła trochę zbyt wyraźnie. Pomijając ten mały feler, piwo wyszło naprawdę dobrze. (6,5/10)
Browar Zakładowy zaznał jakiś czas temu dość mocnej zapaści jakościowej, wskutek czego przez pewien okres unikałem piw lublinian. Postanowiłem ostatnio sprawdzić, jak tam forma, i był to dobry pomysł. Nocna Przygoda (ekstr. 16%, alk. 6,5%) to wysokojakościowa black IPA, łącząca gorzką czekoladę z cytrusami oraz nutki palone z żywicą. Goryczkę podkreślono tylko lekko, jest to więc bardziej neipkowe podejście pod tym względem niż agresywna polska black IPA A.D. 2015, ale całość jest w pełni przekonująca. Trzeba będzie więcej uwagi poświęcić również innym piwom z Zakładowego. (7/10)
Warte powtórzenia uznaję całe 40% powyższych piw, co jest wynikiem całkiem niezłym. Następny przegląd już się tworzy; mam nadzieję na jeszcze lepszy wynik.