Przegląd Brofaktury Siedlce
https://thebeervault.blogspot.com/2021/11/przeglad-brofaktury-siedlce.html
Stosunkowo rzadko browary przysyłają mi swoje dzieła do oceny. Wcale się nie dziwię, biorąc pod uwagę, ile drzewiej nadesłanych mi piw zjechałem z góry na dół. Obecna sytuacja jest z gatunku win-win, albowiem jeśli już ktoś mi coś wysyła, to musi być stosunkowo pewien, że mi posmakuje, przesyłka faktycznie zwykle jest jakościowa, a ja sobie organizmu niepotrzebnie nie obciążam nieudanym alkoholem. Kiedy skontaktował się ze mną piwowar Brofaktury Bartek Imieliński, co prawda trochę się zawahałem, wszak moje pierwsze i jedyne dotychczas spotkanie z ofertą browaru z Siedlec nie należało do specjalnie udanych, miało jednak miejsce dobre 3,5 roku temu, co w warunkach craftu stanowi pół wieczności. Wówczas dostałem zestaw w prezencie od koleżanki. Zjechałem go zgodnie ze swoimi wrażeniami i ta koleżanka mi od wtedy już żadnego piwa nie kupiła. Ciekawe dlaczego. Wracając do Brofaktury A.D. 2021, to doszły mnie ostatnio słuchy o wysokim poziomie obecnych wyrobów browaru. Langer Rede kurzer Sinn – paczka ze świeżutkimi dziewięcioma piwami (co ciekawe – trzy z nich to pilsy, a dwa to piwa BA) nadeszła w try miga, piwa były jeszcze dobrze schłodzone i w takiej postaci wylądowały w lodówce. Oto więc przegląd aktualnej oferty Brofaktury.
Na początek wziąłem Kupieckie (alk. 4,8%), sztandarowego lagera browaru, jedyne piwo, które te trzy lata temu również wziąłem na tapet. Jeden z zarzutów podtrzymuję, mianowicie zbyteczne nutki owocowe w tle. Reszta się już zgadza, piwo jest chlebowo-ciasteczkowe oraz ziołowo-chmielowe w równowadze, charakteryzuje się umiarkowaną pełnią oraz dysponuje całkiem charakterną goryczką. Nie do końca wszystko pykło, no ale jest zdecydowanie lepiej, niż było. (5,5/10)
Desitka (ekstr. 10%, alk. 4,2%) to przyjemne, mało skomplikowane, chlebowe piwo z nutkami ziołowymi od chmielu, które faktycznie w takiej formie mogłoby się lać z kranu niejednego czeskiego minibrowaru. Z tą różnicą, że często w Czechach trafiam na desitki o słabej goryczce, zaś tutaj ten element został prawidłowo doinwestowany. Smaczne to jest. (6,5/10)
Bez dwóch zdań bardzo dobrym piwem jest Bohemian Pilsner (alk. 5%). Pijąc go przypomniał mi się pils z czeskich Unetic, który (przynajmniej tak, jak go zapamiętałem) łączył wyraźną słodycz resztkową z nawet jak na czeskiego pilsa mocno charakterną, ziołową goryczką oraz zielonym, chmielowym, ziołowym bukietem uzupełnionym chlebowymi akcentami słodu. Bez zbędnego diacetylu. No więc tak właśnie smakuje Bohemian Pilsner z Brofaktury. Polecam bardzo. (7/10)
Black Jack (alk. 4,5%) to dry stout i jest to piwo faktycznie wytrawne. Palone aż do popiołu, lekko czekoladowe, kwaskowe, ... popiołowe, kwaskowe, ... i to jest mój problem z tym piwem. Jest naprawdę mocno palone, aż czuć zgliszcza, które przesypywały się przez moje płuca, kiedy w 1992 roku wizytowałem jako mały szkrab mojego śp. pradziadka, mieszkającego vis a vis huty w Chorzowie, no a tak poza tym to w zasadzie nie czuć niczego. Nawet czekolada się po paru łykach ulatnia. Posmak może się trochę kojarzyć z wędzoną śliwką i to byłoby na tyle jeśli chodzi o kompleksowość. Poza tym kwaskowy popiół. Całkiem pijalny, ale to jednak za mało. (5/10)
Przechodzimy do segmentu nowej fali. Na początek Wheat IPA Pink Boots Blend (ekstr. 16,2%, alk. 6,5%). Zgodnie z nazwą tego blendu różnych amerykańskich chmieli przewodnim motywem jest tutaj różowy grejpfrut (choć etymologia nazwy odnosi się do Dnia Kobiet, a każdoroczny blend różni się od poprzedniego), są obecne ziołowe motywy wywierające również wpływ na charakter podkreślonej goryczki, jest morela, owocowy pieprz, marynowana cytryna oraz guma juicy fruit. Aromat słodki, smak słodko-gorzki, zbalansowany. W miarę soczysty, choć bez przesady. Piwo stoi na barykadzie między nowoczesną a postnowoczesną ipką. W porządku. (6/10)
Kiedy odkapslowałem Oat Cream Hazy IPA (ekstr. 14,2%, alk. 5,4%), poczułem silny aromat niczym z pintowej serii Hazy Disco. Zacząłem się obawiać hop burnu. Rzut okiem na etykietę jednak mnie ucieszył – tak mocny aromat chmielowy uzyskano przy zastosowaniu skromnych (jak na obecne czasy) 16g chmielu na litr. Można? Można. Tym samym dawka fitoestrogenów w butelce jest umiarkowana na tle konkurencji. I bardzo dobrze. Piwo chmielone Mackinakiem i Citrą powstało z zasypu niemalże w pełni owsianego, co tłumaczy jego barwę, ale i gładkość, czy wręcz puszystość. Chmiele grają cytrusowo, z dużą dawką mango, papai i melona. Finisz jest pieprzny i wręcz mocno gorzki na tle hejzi konkurencji, natomiast nie ma prawie żadnego hop burnu. Można? Można. Gorzka, a zarazem soczysta hejzi ipka z bardzo fajnym aromatem chmielowym i bez hop burnu. Tak się to robi. (7/10)
Peach Sour Witbier (ekstr. 12,4%, alk. 4,8%) dostarcza dokładnie tego, co zdradza nazwa – piwo jest lekko kwaskowe, soczyście brzoskwiniowe, pszenicznie puszyste, kolendrowo korzenne i cytrusowo rześkie. Wszystkie elementy zagrały w nim harmonijnie i mimo że brzoskwinia gra tutaj rolę pierwszoplanową, to jednak piwo jak na docelowo prostego orzeźwiacza jest całkiem ciekawie skonstruowane. Bardzo smaczne. (7/10)
Jedziemy na koniec z wagą ciężką. Imperial Vanilla Coffee Milk Stout Bourbon BA (ekstr. 26%, alk. 8,2%) wbrew moim obawom nie jest piwem przekombinowanym. Jest piwem świetnym. Deserowe piwo, słodkie, ale nie przesłodzone, no i niewyzbyte goryczkowego, palonego pazura pachnie jak połączenie palonego ziarna, dobrej kawy, ciemnej czekolady, marcepanu, wiśniowych pralinek oraz nienachalnych wtrętów kokosowo-waniliowej dębiny. Nie jest to nic dla zwolenników wytrawnej szkoły stoutów imperialnych, ale i nie jest to typowy, sztuczny pastry słodziak. To jest raczej deserowe piwo w starym stylu, z odpowiednim balansem. Gładkie, złożone, syte. Tak trzymać! (7,5/10)
Imperial Baltic Porter Bourbon BA (ekstr. 26%, alk. 8,8%) odsyła skojarzeniami do czasów, kiedy ludzie ekscytowali się Imperium Prunum (kiedy to było?), albowiem jako dodatek wylądowała w nim suska sechlońska. Beczka po bourbonie jest tutaj moim zdaniem słabo wyczuwalna, albowiem owszem, czuć coś w rodzaju przypalonej klepki, ale ten efekt powinien być również osiągalny poprzez zespolenie paloności portera oraz wędzonych nut śliwki. Jakby jednak nie było, piwo jest syte, gładkie i bardzo degustacyjne. Czekoladowe, wędzono-śliwkowe, karmelowe i palone. Ku finiszowi wyłaniają się koniec końców waniliowe nuty klepki, zaś delikatny owocowy kwasek wystarcza do zrównoważenia zupełnie nieprzesadzonej słodyczy. Świetne piwo to jest. (7,5/10)
Z satysfakcją odnotowuję wzrost poziomu piw Brofaktury. Większość piw była niczego sobie albo nawet lepiej, także można po nie śmiało sięgać. Oby tak dalej.