Loading...

Łyk klasyki

Nowa fala nową falą, rewolucja rewolucją, ale raz na jakiś czas dobrze jest zapodać sobie coś klasycznego. Chociażby po to, żeby się nie zagubić w zalewie piw mocno chmielonych, piw kwaśnych, barel ejdżd triple imperial stoutów, czy słodziutkich piwusiek z owockami, laktozą i lukrem (uch…). Po to właśnie, żeby mieć tło do porównania dla nowej fali, warto sięgnąć po piwa, których nie ma na listach najbardziej poszukiwanych barrel ejdżdów w Juesej, ale za to niektóre są na liście najciekawszych piw świata według Michaela Jacksona. A cóż lepiej obrazuje klasykę w piwowarstwie od Niemiec i Anglii? Tak więc na dzisiaj szereg klasycznych pozycji z tych krajów.

St. Austell Proper Job (alk. 5,5%) to jedno z najmłodszych piw w tym zestawie, pierwszy raz je bowiem uwarzono w 2005 roku. I wprawdzie jest chmielone Chinookiem i Cascadem, ale przede wszystkim Wilamette, a bazą jest – ponoć – receptura tradycyjnej angielskiej ipy i właśnie tak to piwo smakuje – ciasteczkowa baza, kwiaty, pomarańcze, pomarańczowa marmolada, delikatna cytryna. Smak jest świetnie przegryziony nutami chmielowymi, na modłę mocniej chmielonych piw z browaru Fuller’s. Średnia pełnia jest punktowana średnio mocną, nieco ziemistą oraz ziołową goryczką. Zachowano więc angielską duszę mimo zastosowania amerykańskich chmieli. Bdb. (7/10)

Po Asam Bocku (alk. 6,9%) z ponoć drugiego najstarszego wciąż działającego browaru na świecie, czyli Weltenburger Kloster (w rzeczywistości większość piw tej marki warzy się poza klasztorem), spodziewałem się wiele. Bardzo przyjemna słodowość, melanoidyny w połączeniu ze śliwką, niemęczący karmel. W smaku gładkość, pełnia, choć w porównaniu do doppelbockowej konkurencji w Niemczech nie jest do końca mięsiste, w posmaku dodatkowo przewija się trochę lukrecji. Jest słodycz, jest smak, natomiast nie jest to doppelbockowa ekstraklasa niemiecka pokroju Kloster Andechs. Choć wciąż jest to bardzo dobre piwo, to mogłoby mnie wprawić w pełny zachwyt dopiero gdyby miało nieco większą głębię. (7/10)

Niemcy mają doppelbocka, natomiast Anglicy mają old ale. Old Tom (alk. 8,5%) to jedno z ikonicznych piw Wielkiej Brytanii. Uwarzony po raz pierwszy w 1899 roku, jest to jeden z wyznaczników stylu old ale. No i cóż, płyn w zakupionej butelce owszem, miał nuty sherry, przede wszystkim jednak jabłka. I to tego zielonego. Aldehydowe piwa z Anglii nie zdarzały się w mojej karierze zbyt często, może nawet wcale, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Szkoda że akurat w takim piwie. Bo poza tym jest w nim, jako rzekłem, sherry, a także karmel, orzechy włoskie, i pewnie inne rzeczy, które bym wyniuchał, gdybym po kilku niuchach i paru łykach z obrzydzeniem nie odstawił tego na wskroś aldehydowego, kwaskowego, niepijalnego piwa na bok. Cóż za ambaras. (1,5/10)

Ayinger Bräuweisse to moja ulubiona jasna pszenica, więc nie dziwię się, że Urweisse (alk. 5,8%) z tego browaru stała się moją ulubioną ciemną pszenicą zaraz po przelaniu do szkła. Nie żeby konkurencja była wybitna ani styl szczególnie pasjonujący, no ale to akurat piwo jest wybitne nie tylko w obrębie swojego stylu, ale i po prostu jako piwo. Wanilia z Bräuweisse jest tutaj również obecna, ale w formie zdominowanej przez gałkę muszkatołową, za którą kroczy goździk, a nawet cynamon i chuchnięcie kadzidła. Korzenność jest uzupełniona przez owoce – pieczone jabłko, pieczonego banana oraz gruszkę. Nie ma karmelu, to owoce są lekko przygrzane. Taka złożoność w zwykłej ciemnej pszenicy? A czemuż nie? W smaku jest równie bogate, jest pełne jak na pszenicę, intensywne, mięciutkie, ale zarazem orzeźwiające, kwaskowości jest bowiem na tyle, żeby zrównoważyć pełnię. Wszystko jest tutaj tak bardzo na miejscu, że ma się faktycznie wrażenie obcowania z piwem, którego receptura była stale udoskonalana przez długi czas, a obecnie dopilnowuje się tego, żeby wyszło maksymalnie dopieszczone. W życiu bym nie podejrzewał, że jakakolwiek ciemna pszenica otrzyma ode mnie tak wysoką notę, ale to jest piwo o pijalności jasnego weizena i kompleksowości weizenbocka. Jak się tym piwem nie zachwycać? (8,5/10)

Pozostając przy Ayingerze, to mam wrażenie, że – poza, niespodzianka, doppelbockiem – browar ten warzy wszystko na najwyższym możliwym poziomie. Długo wzdrygałem się przed stylami, wobec których nie żywię przesadnej estymy, ale Ayinger Kellerbier (alk. 4,9%) okazał się w pełni wart uwagi. Weźmy oto hellesa o nienagannie czystym słodowym profilu, dodajmy trochę drożdży tak, że całość zaczyna się kojarzyć z ciastem, dosłownie śladowo przykarmelizowanym, i przyprawmy całość na koniec ziołowo-trawiastymi, lekko cytrynowymi i korzennymi nutami chmielowymi. Et voila – wzorowo pijalne, rześkie, niezobowiązujące, ale i dalekie od wodnistości piwo na codzień. Bardzo smaczne! (7/10)

Toteż i nie dziwi mnie wcale, że i w tematyce hellesa w Ayingu wyciśnięto ze stylu absolutne maksimum. Ayinger Lager Hell (alk. 4,9%) to czyściutka jak łza jasna słodowość uzupełniona subtelną nutką chmielową. Goryczka jest na poziomie niskim, w odróżnieniu od pijalności. Archetypowe piwo codzienne na słoneczną porę roku. Smaczne. Wprawdzie Jahrhundert Bier jest jeszcze lepszy, no ale i wyraźniej nachmielony. (6,5/10)

Jak na old ejla którym niby jest, to Old Peculier z browaru Theakston jest wyjątkowo skąpy woltażowo (alk. 5,6%). Nie szkodzi jednak, piwo jest bowiem przyjemne. Ewidentnie owocowe, z przewodnią rolą wiśni, choć można również wyczuć banany, granat oraz czerwone jabłko, na karmelowo-melasowo-orzechowej bazie słodowej. W smaku dochodzą do tego nutki lukrecjowe i generalnie mamy do czynienia z bardzo pijalnym wywarem. Tyle że właśnie za cholerę nie chce się wpisać w moje oczekiwania wobec stylu ze względu na swoją lekkość, dodatkowo podkreśloną przez ściągająco-cierpki, wytrawny finisz. Wraz z ogrzaniem piwo nie otwiera się, nie zyskuje na głębi, pozostaje ciekawym pod względem bukietu, stosunkowo lekkim angielskim ejlem. Spodziewałem się czegoś bardziej degustacyjnego. Dostałem dobre piwo. Mogło być gorzej. (6,5/10)

Hofbräu Winterzwickl (alk. 5,5%) to nie jest typowy zwickel. Jest trochę zbożowy i chmielowy, ale słodowość jest bogatsza niż w szeregowym zwicklu, wchodząc również w nuty melanoidynowe, karmelowe, czy nawet orzechowo-czekoladowe. Ta ciemna nadbudowa jest względnie subtelna, więc nie jest to niefiltrowany ciemniak, ale właśnie przyciemniony zwickl. Nieźle się to pije, ale do najlepszych piw z tego browaru jednak ma trochę daleko. (6/10)

Poculator Doppelbock Dunkel z Kloster Scheyern (alk. 7,6%) okazał się dużo lepszy, niż przypuszczałem. Karmelowo-melanoidynowy, a przy tym również delikatnie czekoladowy, z lekko ziemistą, przypaloną goryczką i orzechowymi nutkami w finiszu, uderza bardziej w tony dunkela niż koźlaka. Jest bardzo smakowity i konkretny, ale moc pozostaje ukryta przed wścibskimi zmysłami blogera. Jeden z mocniej pijalnych doppelbocków z jakimi miałem przyjemność oraz jeden z ciemniejszym bukietem. Co prawda głęboko w tle pałęta się słabo uchwytne zielone jabłuszko, ale jako że wyczułem je dopiero pod koniec kufelka i musiałem się upewnić, czy to faktycznie jest aldehyd, to w zasadzie nie przeszkadza nic a nic. Świetne piwo. (7,5/10)

Bardzo szanuję browar Fuller’s. Za ESB, za 1845, za Golden Pride, za tradycję. Ale nie szanuję za India Pale Ale (alk. 5,3%). Rządzą tutaj estry, dając efekt dojrzałych czerwonych jabłek oraz gruszki, z towarzyszącą temu chmielową ziemistością o lekkim zacięciu ziołowym, uzupełnioną o nuty kwiatowe. Goryczka podbita, pełnia średnia, zapalczana siarka na niskim, ale jednak wyczuwalnym poziomie. Mało intensywne, trochę nijakie piwo. Od Fuller’sa oczekuję więcej. (5,5/10)

Wracając do tematyki weizenowej – Rothaus Hefeweizen (alk. 5,4%) ma dokładnie ten sznyt banana i gruszki w polewie waniliowej, jaki w weizenach uwielbiam. Niestety, choć piwo absolutnie nie jest wodniste, to jednak do smakowej intensywności najlepszego hefeweizena (Ayinger Bräu-Weisse) trochę mu brakuje. Co nie zmienia faktu, że jest bardzo dobre, choć jeśli wzmocniono by trochę smak, to byłaby to już najwyższa półka stylu. (7/10)

Teraz zmienimy klimaty z weizena na pilsa, pozostając przy tym samym browarze, należącym swoją drogą do samorządu Badenii-Wirtembergii, a więc browarze państwowym. Rothaus Tannenzäpfle (alk. 5,1%) ładnie pachnie trawiasto-ziołowym pilsem niemieckim, bo i w istocie jest to trawiasto-ziołowy pils niemiecki. Jako że z południa kraju, to mniej gorzki i trochę bardziej treściwy od pilsów z rejonów nadmorskich, z odczuwalną słodyczą resztkową i prześwitującymi cytrusopodobnymi nutkami. Ale nie jest to w żadnym wypadku wadą – piwo ma całkiem konkretną goryczkę i jest takim prostolinijnym, a jednak dopracowanym produktem codziennego użytku. Bardzo smaczny pils. (7/10)

Tak jak altbiery od Uerige są dość wyraźnie chmielone, tak kooperacja z craftowym Kehrwiederem, czyli grünhopfen Sticke o nazwie Jrön (alk. 6,7%) jest dochmielona jeszcze bardziej. Pełno zielonych, ziołowych, trawiastych nut chmielu, plus wyraźna goryczka. A co oprócz tego? No właśnie. Bogata słodowość dobrego altbiera nie jest czymś, co możemy znaleźć w tym piwie. Owszem, są obecne delikatne nutki chlebowe, ale są przykryte przez chmiele oraz subtelną, ale jednak odczuwalną owocową estrowość. Jaki jest więc werdykt końcowy? Nie jest to z całą pewnością najlepsza pozycja od Uerige (tą pozostaje Doppelsticke), nie jest to też must-try dla fana stylu. To jest dobre piwo. Ni mniej, ni więcej. (6,5/10)

W końcu nadeszła okazja do pochylenia się nad najwyżej notowanym piwem niemieckim. Ayinger Celebrator to ikona stylu doppelbock. Już po parametrach można wywnioskować, że będzie to piwo słodkie i sycące (6,7% alkoholu przy 18,5% ekstraktu początkowego), tak więc można je sobie strzelić na deser. Czy jednak nie jest przeceniane? Zbożowy charakter wielu bawarskich piw i tutaj jest ewidentny, tyle że jest to ziarno zmieszane z ciasteczkami i orzechami oraz utopione w melasie, karmelu i kawałkach przejrzałych ciemnych owoców. I co najważniejsze – te lekko gnilne nutki pasują tutaj znakomicie, przechodząc zresztą częściowo w nuty pieczywa rodzynkowego. Tak jak się spodziewałem, piwo jest pełne, choć nie jest nadmiernie słodkie – finisz jest wręcz przy umiarkowanej goryczce lekko wytrawny, subtelnie lukrecjowy. Godna odnotowania jest tekstura piwa – mięciutka, gładka, wręcz zamszowa. Rzecz nieczęsto spotykana w niemieckich piwach. Bardzo dobry wywar, jednak nie zrobił na mnie takiego wrażenia jakiego się spodziewałem po najlepiej ocenianym niemieckim piwie, w dodatku z mojego ulubionego niemieckiego browaru. Wyraźnie lepszy jest moim zdaniem chociażby koźlak dubeltowy z browaru Kloster Andechs, a nawet w obrębie tego zestawienia większe wrażenie zrobił na mnie dużo niżej oceniany Poculator z Kloster Scheyern. Celebrator jest więc bardzo dobry i trochę rozczarowujący zarazem. (7/10)

Bawarski Doppel-Hirsch (ekstr. 18,5%, alk. 7,2%) z Privatbrauerei Höss (ta nazwa się źle kojarzy) daje po nozdrzach skórką chlebową, silnym orzechem, ale niestety również aldehydem octowym. W smaku robi się bardziej karmelowo, orzech zostaje, aldehyd przesuwa się trochę bardziej w tło, ale pozostaje cały czas obecny. Ciała jest mniej niż być powinno, głębi nie ma, jest za to nuda. (5/10)

Nie spodziewałem się zbyt wiele po Bajuvatorze (alk. 7,5%), podwójnym koźlaku od Tuchera, i na dobrą sprawę też dostałem niezbyt wiele, acz skłamałbym pisząc, że jest to złe piwo. Mieszanina karmelu połączonego z orzechami, melanoidynami i rodzynkami jest przyjemna, ciało jest podkreślone, jeno głębi nie ma, a finisz szybko się urywa. Jest ok, nic więcej. (6/10)

Najbardziej popularnym piwem w Bawarii nie jest wcale jakiś weizen, dunkel czy marcowe. Otóż w tym niemieckim landzie najchętniej sięga się po hellesa, a konkretnie po Augustiner Edelstoff (alk. 5,6%). Piwo, które miałem tylko zaliczyć jako klasyka gatunku, za którym nie przepadam, pozytywnie zaskoczyło. Oprócz ewidentnego zboża i krakersów mamy tutaj bowiem również nutkę chmielową, a nawet echa siarki, w ilości, które jasnym lagerom dają fajnego tankowego sznytu. Goryczka jest wprawdzie minimalna, za to w finiszu robi się przyjemnie chlebowo. Naprawdę niezłe piwo. Dobre nawet. (6,5/10)

Niektórzy może pamiętają jeszcze, jak około dekady temu na polskiej piwnej pustyni można było kupić gdzieniegdzie importowane piwa z Niemiec z zakręcanym gwintem. Browar Engel na zawsze w naszych wspomnieniach. Engel Hefeweizen to piwo, które z miłą chęcią ujrzałbym ponownie na polskich półkach, ma bowiem mój ulubiony rodzaj profilu weizenowego. W głównej mierze bananowy z nutą wanilii, lekko cytrusowy, goździkowy w subtelny sposób, dla przełamania. Wspaniale rześkie, świetne piwo. (7,5/10)

A na koniec absolutna klasyka stylu barley wine w dwóch odsłonach. Thomas Hardy’s Ale to piwo instytucja. Warzone od 1968 roku (choć z przerwami i w różnych browarach), pierwotnie w ramach hołdu dla pisarza Thomasa Hardy’ego, uchodzi za wzór dla stylu, a producent zachęca do leżakowania go nawet przez 25 lat.

Podstawowy Thomas Hardy’s Ale (alk. 11,7%) już w trakcie pierwszego intensywnego buchu próbuje mnie utwierdzić w mniemaniu, że mam do czynienia z piwem wybitnym. Intensywny likerowy aromat to połączenie ekstraktu z daktyli, orzechów, migdałów, marmolady pomarańczowo-morelowej, rodzynek, suszonej żurawiny oraz anyżu. Na brak złożoności nie sposób tutaj narzekać. Jednak na tym plusy piwa się kończą. W smaku bowiem mimo gęstości i likierowości we znaki daje się alkohol, którego cierpkość przecina słodycz i od razu grzeje przełyk. Cierpkość jest zbyt intensywna, co działa na niekorzyść głębi i tworzy bolesny rozdźwięk między aromatem a smakiem. W zapachu jest to jedno z najlepszych win jęczmiennych, z jakimi miałem przyjemność. Smak stanowi rozczarowanie. (6/10)

Podstawka nie spełniła oczekiwań, no ale w zanadrzu miałem jeszcze zakupioną za pieniądze niemieckich podatników (thx, dr Pokora) wersję BA. Thomas Hardy The Historical Ale Aged For Six Months In Hine Cognac Barrels (ufffff… alk. 12,7%) ma przypominać Tomasza Hardego w wersji oryginalnej, uwarzonej pierwej w 1968 roku, wówczas także leżakowanej w drewnianych beczkach. O matko, ale to pachnie. Intensywnie i bogato. Esencja z orzechów włoskich, koniakowe drewno, dojrzałe czerwone jabłka, ciut wiśni, dżem z czerwonych owoców, dojrzałe i lekko podwędzone (!) morele, ciasto z bakaliami nasączonymi alkoholem (coś a la pijane panettone). Najważniejsze jednak jest pytanie, czy w smaku uniknięto przerostu alkoholowego podstawki? Otóż tak, i to przy wyższym woltażu. Piwo jest wprawdzie rozgrzewające, moc jest wyczuwalna, ale nie ma tutaj mowy o wódczanych przebłyskach, alkohol manifestuje się w szlachetnej formie w tym nisko nasyconym, gęstym i słodkim jak syrop, głębokim piwie. Niczego tutaj nie brakuje, wszystko jest na swoim miejscu. Gorąco polecam, na chwilę obecną na pewno jedno z najlepszych win jęczmiennych, jakie piłem. Kto wie, czy nie najlepsze. (9/10)

Na tym kończymy lekcję historii. Część piw rozczarowała, część przebiła oczekiwania. Szczególnie niektóre piwa z Niemiec powinny stanowić dla craftu wyzwanie wizerunkowe – jakościowo są bowiem bez zarzutów, a przy tym są na sklepowych półkach od craftu dwa razy tańsze. Zaś Thomas Hardys The Historical Ale czy Ayinger Urweisse to obowiązkowe pozycje, na które mocno zachęcam zapolować.

recenzje 6019639565615265348

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)